Otyły mężczyzna w jasnoniebieskich dżinsach i w ciemnogranatowej koszuli biegnie po dachu, wymachując rewolwerem. Wierzy, że zdoła umknąć prześladowcom. Nie wie jeszcze, że został otoczony. Jest wczesne popołudnie 2 grudnia 1993 roku. Laureles, spokojna na co dzień rezydencjalna dzielnica Medellín, rozbrzmiewa karabinową kanonadą. Mężczyzna dobiega do skraju dachu i wtedy dosięgają go kule czekających przed domem policjantów. Strzały milkną, do Laureles powraca cisza. Na krótko. Kiedy dowodzący akcją kończy raportować dowództwu o jej przebiegu, strzały rozbrzmiewają na nowo. W Laureles i w całej Kolumbii. Teraz jednak strzelają korki od szampana. Strzelają na posterunkach policji, w urzędach, w biurach, w domach bogaczy i biedaków. Strzelają w mafijnych melinach i rezydencjach. Strzelają też w biurach FBI i CIA. Człowiek, który w kałuży krwi leży na dachu jednego z domów w dzielnicy Laureles, to Pablo Escobar Gaviria, twórca narkotykowego imperium zwanego kartelem z Medellín, prawdopodobnie najkrwawszej organizacji przestępczej wszech czasów.
„Przysięgam, że jeśli po ukończeniu 25 lat nie będę miał miliona peso, zabiję się” – miał oświadczyć nastoletni Pablo kolegom podczas jednej z rowerowych przejażdżek po Medellín. Można powiedzieć, że proroczo powiązał świat wielkich pieniędzy ze śmiercią. Na nieszczęście dla Kolumbii w wieku 25 lat miał już miliony peso. Niedługo potem miliony peso zamieniły się w miliony dolarów, te z kolei – w miliardy.
OD ZERA DO BOHATERA
Marzenie o bogactwie niczym nie wyróżniało Pabla Escobara spośród towarzyszy młodzieńczych zabaw. Urodził się 1 grudnia 1949 r. w ubogiej rodzinie robotnika rolnego i nauczycielki z wiejskiej szkółki, w pobliżu Medellín, stolicy najbogatszej prowincji Kolumbii Antioqui. Jej mieszkańcy, tak zwani paisa, mają opinię pobożnych i przedsiębiorczych. Złośliwi twierdzą, że pobożność jest na pokaz, a przedsiębiorczość objawia się szczególnie w nielegalnych interesach. Opinia o umiejętności robienia pieniędzy ma głęboki historyczny rodowód. Francisco Silvestre, gubernator Antioqui pod koniec XVIII w., kiedy była prowincją wicekrólestwa Nowej Granady, jednej z trzech wielkich posiadłości hiszpańskich w Ameryce, pisał, że miejscowi mają talent do oszczędzania i zakłócania pokoju. Pablo dorastał wśród modlitw o pieniądze i opowieści o dziadku Roberto Gavirii, który zapisał się w pamięci tym, że przemycał w trumnach alkohol do Medellín.
Wychowany w kulcie trumiennego kontrabandzisty przyszły geniusz zbrodni zaczął swoją karierę w wielce symboliczny sposób. Oto bowiem pierwszym zajęciem Pabla Escobara był handel kradzionymi nagrobkami. „Średnio dochodowy interes” – zauważa autor znakomitej biografii Escobara, obecny burmistrz Medellín Alonso Salazar. Średnio dochodowy, bowiem „w owych czasach było mało trupów”. Pablo z nagrobków przerzucił się na samochody. Dodać tu wypada, że bandycką edukację godził z tą ogólnokształcącą. Co więcej, nie był wcale złym uczniem. Próbował nawet studiować księgowość, uznał jednak, że w ten sposób nie wyjdzie z biedy. Jego matka Hermilda Gaviria, córka przemytnika, przyjęła decyzję syna z uznaniem. „Nie uważałam za złe, że Pablo lubił pieniądze – mówiła – bo jeśli kto nie ma w kieszeni ani grosza, jest smutny, nudzi się, nie radzi sobie w życiu. Pablo mawiał: »Biedny nie umrę. Najpierw Bóg, potem kasa«”.
Złodziej samochodów szybko trafia za kratki. To zwrotny punkt w jego życiu. W przestępczej karierze więzienie to etap równie ważny jak studia dla księgowego. Ale sam dyplom przestępcy to za mało. Potrzebne są jeszcze jaja, jak to się w Kolumbii mówi „guevas”. I guevas młodzieńca zaczynają objawiać swoją moc. Dziwnym trafem giną świadkowie, inni wycofują zeznania. Pablo Escobar wychodzi na wolność z braku dowodów. Ma już na koncie pierwsze ofiary, ale dla jego przyszłości najważniejsze jest to, że poznaje wielką postać kolumbijskiej przestępczości, króla przemytników Alfreda Gomeza. Bandyta, dżentelmen, elegant obmyśla swoje operacje, spacerując z laseczką po centrum Medellín, uchylając co chwila kapelusza w odpowiedzi damom i kawalerom. Gomez imponuje młodemu Escobarowi. Wszyscy w Medellín wiedzieli, że po szosie wiodącej z Zatoki Panamskiej do Medellín, notabene starym szlakiem przemytników z okresu kolonii, ciągną karawany jego pojazdów z przemyconym sprzętem AGD, papierosami i alkoholem. Pablo bierze udział w tych eskapadach, uczy się sztuki korumpowania policjantów i wojskowych. Pracując dla don Alfreda, Pablo wyciąga też inne nauki na przyszłość. Gomez cieszy się wpływami w świecie polityki. Jest sponsorem Partii Konserwatywnej. Wysoko postawieni znajomi, korupcyjna wirtuozeria sprawiają, że don Alfredo, jeśli w ogóle trafia do więzienia, to za błahostki i szybko wychodzi.
Jeśli Gomez jest „ojcem chrzestnym” Pablo Escobara, to za jego „matkę chrzestną” można uznać królową kokainy Griseldę Blanco. Młodość Pablo to początek kokainowego szaleństwa. Marihuana, którą handlowały mafie z wybrzeża karaibskiego, powoli oddaje pole białemu proszkowi. W mafijnych porachunkach trup ściele się gęsto, a Griselda Blanco, kobieta twarda i brutalna wiedzie w tych wojnach prym. Gomez i Blanco to dwa symbole stylów czy może etapów w dziejach kolumbijskiej przestępczości. Gdyby byli parą, byłby to mezalians. Z jednej strony dystyngowane panisko, z drugiej córka prostytutki, o której mówiło się, że zabija swoich kochanków. Z jednej strony mistrz marchewki, z drugiej mistrzyni kija. Pablo z czasem rozwinie oba style.
Młody przemytnik wkracza w świat narkotyków. W 1976 roku, dwa lata po swojej pierwszej wizycie w więzieniu za kradzież samochodu, wraca tam, tym razem za handel kokainą i próbę przekupstwa policyjnych agentów. Escobarowi udaje się przenieść sprawę z Medellín do prowincjonalnego Ipiales i przekupić sędziego. Nieprzekupni policjanci zostają wkrótce zamordowani.
Kolumbia w latach 70. jest jeszcze pośrednikiem w narkotykowym biznesie. Plantacje kokainy znajdują się w Peru i w Boliwii. By rosnąć w siłę, trzeba robić interesy ze starymi mafiami z tamtych krajów. Podobno w Boliwii interes kontrolują zbiegli naziści. Podobno na tropikalnej plantacji Pablo spotyka Klausa Barbie. Przekonany o wyższości białej rasy Aryjczyk robi interesy z Latynosem, w którego żyłach płynie krew indiańskich i murzyńskich niewolników. Czy kąpiel w strumieniu dolarów rozmyła sztywne kryteria rasistowskiego światopoglądu? A może kat Lyonu wyczuwa pokrewieństwo duchowe z przyszłym katem Medellín?
PAN I WŁADCA
Nowy Jork, Waszyngton, Chicago, Los Angeles, Miami domagają się coraz więcej białego proszku. Kolumbijskie mafie chętnie wsłuchują się w te postulaty. W drugiej połowie lat 70. kokaina nie jest już tylko pasażerem na gapę ukrytym w plecaku podróżnego. Ma swoje linie lotnicze. Wypakowane narkotykami awionetki latają tuż nad powierzchnią wody w Zatoce Meksykańskiej, by uniknąć amerykańskich radarów. Piloci twardziele lądują na szosach Florydy, gdzie czekają ciężarówki gotowe do przejęcia towaru; inni zrzucają ładunek przy brzegu. Strumień dolarów wlewa się do Kolumbii. Bank centralny wprowadza regulacje pozwalające legalizować zyski, które mafia czerpie z handlu narkotykami. Przez owe narkodolary w latach 70. dokonuje się w Medellín i w całej Kolumbii prawdziwa rewolucja społeczna.
Ziemia, podstawa władzy w historii Kolumbii, po raz pierwszy przestaje być własnością arystokratów. Potomkowie panów sprzedają ją potomkom służących i niewolników, a ci przeskakują w bogactwie dawnych właścicieli. Kolumbijczycy nazwali te przemiany kontrreformą agrarną albo rewolucją bez filozofów.
W 1978 roku Pablo Escobar zapuścił słynne wąsy i kupił 500 hektarów, na których (nieoficjalnie na 3000 ha) powstaje Hacienda Nápoles, jego ukochane ranczo. Na terenie posiadłości zbudował największy ogród zoologiczny Kolumbii. Wszyscy mogli tu przyjść i obejrzeć 1900 zwierząt sprowadzonych z całego świata. Dla swoich prywatnych gości stworzył arenę do corridy, boiska piłkarskie i baseny. Hacienda Nápoles była jednak przede wszystkim siedzibą firmy. Stąd Pablo Escobar zarządzał swoim imponującym imperium.
„Nawet gdyby nie był uwikłany w jeden chociaż akt przemocy i tak miałby swoje miejsce w podręcznikach historii. Nie jako potwór z kroniki kryminalnej, ale jako monstrum ze świata interesów” – pisał tygodnik „Semana”. Struktura, którą zarządzał, była naprawdę imponująca. Przedsiębiorstwo Escobara jako chyba jedyne na świecie kontrolowało proces produkcji i dystrybucji od początku do końca, od krzaczka na plantacji po dziąsła lub nozdrza amerykańskiego konsumenta. Początkowo Escobar sprowadzał kokę z Boliwii i Peru, wkrótce – kierując się prostym rachunkiem ekonomicznym – zaczął uprawiać ją w Kolumbii. Ukryte w dżungli laboratoria chemiczne przetwarzały liście na biały proszek, który potem ruszał do Stanów Zjednoczonych statkami i samolotami. Escobar nawiązywał egzotyczne sojusze. Z jednej strony korzystał z pośrednictwa generałów Fidela Castro, z drugiej – agenta CIA, prezydenta Panamy Manuela Noriegi. Razem z imperium rosła militarna siła Escobara. Niektórzy historycy uważają, że fenomen Escobara polegał raczej na umiejętności zastraszania niż na biznesowych talentach.
W 1981 roku lewicowi partyzanci porwali siostrę braci Ochoa, potężnych handlarzy narkotyków z Medellín. Ochoa poprosili o pomoc Escobara. To symboliczny moment uznania przez świat przestępczy jego władzy. Pablo Escobar był już wtedy z pewnością najbogatszym i najpotężniejszym Kolumbijczykiem. El Patron (szef), jak się o nim mówiło, stawał się jednocześnie najbogatszym człowiekiem świata. W hacjendzie Napoles bawili się politycy, gwiazdy kolumbijskiego show-biznesu, mafia. Śpiewali dla nich sprowadzani z całego świata artyści. Balanga milkła tylko wtedy, kiedy z Medellín przyjeżdżała dona Victoria, żona Escobara. Ożenił się z nią, kiedy miała 15 lat. Choć zabawiał się z tysiącami kochanek, uważał, że jest jej wierny. Rozumiał to specyficznie – przestrzegał, by nie mieć dzieci poza małżeństwem. Ale Victoria była jedyną osobą, prócz matki, z którą Pablo się liczył. Historia Napoles pełna jest anegdot takich jak ta: pewnego razu ludzie z Medellín informują szefa, że helikopter z dona Victorią leci do Napoles. Spanikowany Pablo wpycha kilkadziesiąt tancerek sprowadzonych z Rio de Janeiro do samolotu. Przez trzy godziny, kiedy dona Victoria przebywa w hacjendzie, samolot krąży. Po jej odjeździe tancerki znowu mogą zabawiać gości.
Wydawać by się mogło, że nie potrzebował już niczego do szczęścia. Ale El Patron mimo całej potęgi, jaką dysponował, miał kompleksy nuworysza, który chce, by zaakceptowały go elity. Postanowił zostać politykiem. Liczył, że zyska wtedy uznanie właściwe panom, że w ten sposób ukoronuje swój marsz ku wielkości. Chciał być kolumbijskim Kennedym. W 1982 roku został posłem. Z parlamentarną delegacją pojechał do Hiszpanii na zaprzysiężenie rządu Felipe Gonzáleza. 33-letni parlamentarzysta miliarder był gwiazdą mediów, prasa poświęcała mu okładki, a on przebąkiwał o prezydenturze. Niestety – odkąd Pablo Escobar znalazł się na widelcu, historia będzie próbowała go pożreć.
ŻYCZENIE ŚMIERCI
Pijany i żądny krwi motłoch dobija się do wiejskiego domku. W środku kobieta tuli dwóch małych chłopców i wraz z mężem usiłuje zatarasować drzwi. Oblężenie trwa prawie całą noc. Nad ranem napastnicy ustępują. Przybywa wojskowa odsiecz. „Lepiej zabierz stąd rodzinę i wyjedź” – radzą żołnierze. Jest rok 1951. Kobieta i mężczyzna po raz ostatni patrzą na dom, biorą dzieci na ręce i odchodzą. Przed południowym równikowym słońcem chroni ich cień, który rzucają na drogę powieszeni na drzewach chłopi, ofiary nocnego pogromu.
Rodzina kobiety, która cudem przeżyła, i nieszczęśni wisielcy to członkowie i zwolennicy jednej z dwóch wielkich partii politycznych Kolumbii, Partii Liberalnej. Napastnicy to z kolei bojówki Partii Konserwatywnej. Kobieta to Hermilda Gaviria; na rękach trzyma swojego synka Pablo Escobara.
Trudno pojąć to, co działo się w Kolumbii na przełomie lat 40. i 50. ubiegłego wieku, w okresie zwanym La Violencia, kiedy z fanatycznym zacięciem mordowali się sympatycy dwóch partii politycznych. W wielorasowym, wymieszanym etnicznie społeczeństwie to one właśnie odegrały rolę plemion. Programy przestały cokolwiek znaczyć, tak jak nazwy rodem z XIX wieku. Przynależność partyjna stała się niemal biologicznym wyróżnikiem. Gabriel García Márquez napisał kiedyś, że w Kolumbii człowiek rodzi się i zostaje na całe życie liberałem albo konserwatystą. W czasach La Violencia kilkadziesiąt tysięcy ludzi, z powodu partyjnej przynależności, straciło życie, kilkaset tysięcy musiało uciekać ze swoich siedzib, wśród nich Hermilda Gaviria z rodziną.
Pablo Escobar urodził się liberałem, więc skazany był na politykę w ramach Partii Liberalnej. Pozostaje zagadką, dlaczego przystał do jej reformatorskiego skrzydła, któremu przewodził Luis Carlos Galan. Galan atakował politykierstwo i korupcję, walczył o polityczną przejrzystość. Oczywiście Escobar ze swoją profesją nie pasował do tego świata. Uważał jednak, że jako człowiek z ludu jest moralnie czystszy od przedstawicieli tradycyjnej kolumbijskiej polityki, których oskarżał o elitaryzm i defraudowanie publicznych funduszy. Z pewnością podobały mu się podnoszone przez Galana hasła sprawiedliwości społecznej. Od czasów szkolnych, kiedy przesiąkł ideami rewolucji, uważał się za człowieka lewicy. Ubierał się skromnie, nie nosił biżuterii jak jego towarzysze, a fortuną lubił się dzielić z biedotą. Używając współczesnych pojęć, był zwolennikiem państwa solidarnego. Charakterystycznym dla populisty tonem krytykował obojętność państwa na los wykluczonych. Przeznaczał ogromne sumy na projekty społeczne. W Medellín budował domy dla najbiedniejszych, szkoły, boiska. Wydawać by się mogło, że przywracał w ten sposób normalność i nadzieję. Niestety nie. To z tych dzielnic rekrutowali się potem jego mordercy.
Galan błyskawicznie zorientował się, z kim ma do czynienia, i wyrzucił go ze swojego ruchu. Gdyby Escobar zrezygnował wtedy z polityki, historia potoczyłaby się inaczej. Niestety w kręgu jego przyjaciół pojawił się wewnątrzpartyjny rywal Galana – Alberto Santofimio. To z jego pomocą Escobar dostał się w 1982 roku do parlamentu.
Krótko cieszył się przywilejami posła. Rodrigo Lara Bonilla, najbliższy współpracownik Galana, został ministrem sprawiedliwości nowego rządu. Zaczęto dyskutować o złowrogim wpływie narkodolarów. Tygodnik „El Espectador” przypomniał mętne okoliczności uwolnienia Escobara w 1976 r. El Patron rozkazał wykupić nakład tygodnika w Medellín. W miejscach, które kontrolował, czytanie gazety było odtąd aktem wielkiej odwagi. Ale ślepa sprawiedliwość odzyskała na chwilę wzrok. Sąd wydał nakaz zatrzymania Escobara, a w 1983 roku parlament pozbawił go mandatu. Po raz drugi przeżył upokorzenie. Mimo to daleki był jeszcze od myśli o krwawej zemście. Znalazł sposób na skompromitowanie młodego ministra. Podstawiony przez Pabla człowiek wręczył Bonilli czek na działalność grupy Galana. Kiedy wyszło na jaw, czyje to pieniądze, wybuchł skandal. Młody minister postanowił oczyścić swoje imię, podwajając energię w walce z mafią narkotykową. W marcu 1984 roku, niszcząc słynną Tranquilandię, laboratorium, w którym miesięcznie produkowano trzy tony kokainy, wydał na siebie wyrok śmierci. 30 kwietnia 1984 r. z rozkazu Escobara został zamordowany.
WOJNA ŚWIATÓW
„Wolę grób w Kolumbii niż więzienie w Stanach Zjednoczonych” – powiedział kiedyś jeden ze wspólników Escobara Carlos Ledher. W słowniku politycznym Kolumbii drugiej połowy lat 80. kluczowym terminem stało się słowo ekstradycja. To jedyne narzędzie, jakim dysponowało państwo w walce z kartelem, jedyne, którego bali się potężni mafiosi. Kiedy prezydent Betancur na pogrzebie ministra Lary Bonilli zapowiedział, że będą ekstradycje mafiosów do Stanów Zjednoczonych, Escobar zmiękł. W tajnych negocjacjach proponował rządowi, że wycofa się z biznesu. Jednak kiedy sprawa wyszła na jaw, wybuchł kolejny skandal. Opinia publiczna była oburzona, Amerykanie się wściekli. Negocjacje zerwano. Zaczęła się wojna o ekstradycję.
Dziwna to wojna, bowiem ścigany przez państwo Escobar czuł się bezpieczny i bezkarny. W połowie lat 80. osiągnął szczyt potęgi, trafił do pierwszej dziesiątki listy „Forbesa”. Miesięcznie zarabiał 100 milionów dolarów, miał na swoich usługach armię płatnych zabójców, przekupionych policjantów i polityków, poparcie biedoty. El Patron krążył sobie między Medellín a hacjendą Napoles, zarządzał kartelem i regulował stare rachunki. W 1986 roku z jego rozkazu zginęli: pułkownik Ramirez, dowódca operacji zniszczenia Tranquilandii oraz Guillermo Cano, szef tygodnika „El Espectador”, człowiek, który demaskował Escobara i domagał się jego ekstradycji. El Patron postawił kraj wobec diabelskiej alternatywy: plata o plomo – srebro albo ołów; albo bierzesz łapówkę, albo dostajesz kulkę. To dylemat, który musiał rozwiązać każdy kolumbijski urzędnik, policjant, wojskowy, którego los zderzył z interesami potężnego mafiosa.
W 1987 roku policja zatrzymała Carlosa Ledhera i natychmiast odesłała do USA. Kiedy niedługo potem w ręce sprawiedliwości wpadł jeden z braci Ochoa, Escobar zagroził, że jeśli dojdzie do ekstradycji jego przyjaciela, on zacznie mordować polityków. W 1988 roku Ochoa został wypuszczony na wolność, ale wojna nabrała nowego tempa.
Wojsko zajęło hacjendę Napoles i Escobar musiał ukryć się w Medellín. Rozpoczął się terror. Między 16 i 18 sierpnia 1989 r., w ciągu 48 godzin zostali zamordowani: sędzia Sądu Najwyższego Carlos Valencia, szef policji w Medellín Valdemar Franklin Quintero i nieprzejednany wróg Escobara Luis Carlos Galan, który prawdopodobnie zostałby prezydentem w kolejnych wyborach. 23 sierpnia El Patron ogłosił przez radio „wojnę totalną przeciw rządowi oraz politycznej i przemysłowej oligarchii, przeciw dziennikarzom, którzy nas atakują, sędziom, którzy zaprzedali się rządowi”. Mordercy z karabinami odeszli na drugi plan. Do akcji wkroczył dynamit, według definicji Escobara „bomba atomowa biednych”. Eksplozje samochodów- pułapek stały się częścią kolumbijskiego pejzażu. W powietrze wyleciał budynek tygodnika „El Espectador”, siedziba kolumbijskiego urzędu ochrony państwa oraz samolot, którym miał lecieć przyszły prezydent Carlos Gaviria. Wskaźniki zbrodni osiągnęły rekordowy poziom. W pierwszych 45 dniach 1991 r. w Medellín zamordowano 1081 osób!
W cytowanym wyżej komunikacie Escobara słychać głos bojownika walczącego o sprawiedliwość społeczną. „W tym kraju mordowani byli dotąd biedni, być może jedyne, co się zdemokratyzowało, to śmierć” – oto jeden z jego bon motów. Tak naprawdę prawdziwie bogatych wolał porywać. Taki los spotkał Andresa Pastranę, syna byłego prezydenta Misaela Pastrany, córkę innego byłego prezydenta Julia Turbaya Dianę, czy redaktora naczelnego największej gazety „El Tiempo” Francisco Santosa. El Patron za wszelką cenę chciał nadać terrorystycznej aktywności polityczny charakter. Dlatego mordował policjantów. Za głowę płacił od 2 do 5 tys. USD. Jak każdy terrorysta posługiwał się retoryką ofiary: „dzienniki donoszą o śmierci policjantów. Dlaczego nie mówią o dziesiątkach ludzi mordowanych w dzielnicy biedy?”. Wkrótce zdecydował, że tylko terror totalny zapewni mu zwycięstwo. W bombowych zamachach ginęli więc biedni i bogaci, kobiety i dzieci. 19 czerwca 1991 roku zgromadzenie konstytucyjne obaliło zapis o ekstradycji. Escobar triumfował i oddał się w ręce władz.
BIEGNIJ PABLO, BIEGNIJ
Grupa mężczyzn skończyła właśnie grać w piłkę. Zmęczeni idą wykąpać się w wodospadzie. Mają stąd wspaniały widok na Medellín. Żartom nie ma końca. Prym wiodą: gospodarz Pablo Escobar i słynny René Higuita, charyzmatyczny bramkarz reprezentacji Kolumbii. Pod wieczór rozpoczyna się zabawa. Leje się rum, są kobiety. Hacjenda Napoles? Nie. Więzienie La Catedral, miejsce dobrowolnego zamknięcia Pabla Escobara.
El Patron poddał się, ale na swoich warunkach. Sam zaprojektował sobie więzienie – La Catedral, otoczony drutem kolczastym zespół willi. Tu zgodził się zamieszkać ze swoimi bandytami. Formalnie obiektu strzegło wojsko, ale El Patron żył jak dawniej. Więzienie nazwano hotelem pięciogwiazdkowym. Ale nie luksusy stały się problemem dla władz. Escobar dalej prowadził swoje interesy. 3 lipca 1992 r. zamordował dawnego wspólnika. Rząd zdecydował się przerwać farsę i naprawdę aresztować Escobara. Ten jednak, jak zawsze, uprzedził wymiar sprawiedliwości i 22 lipca 1992 r. w asyście wiernych ochroniarzy opuścił więzienie.
Nie zdawał sobie sprawy, że jego koniec jest bliski. Nie zauważył, że świat wokół trochę się zmienił. Nie było już z nim przyjaciół, wielkich mafiosów. Bracia Ochoa siedzieli w więzieniu, a Rodriguez Gacha zwany „Meksykaninem” został zastrzelony przez policję. Nie docenił też wzrostu potęgi kartelu z Cali, który zamiast otwartej konfrontacji wolał subtelną grę wywiadów. Otoczenie Escobara było zinfiltrowane przez konkurencję. Nie docenił rosnących ambicji kolejnego pokolenia podwładnych. Wielu mafiosom przeszkadzały jego flirty z komunistyczną partyzantką i brednie o sprawiedliwości społecznej. Innych przerażał ślepy terror, który stosował. W początkach 1993 roku te wszystkie żywioły połączyły się w Pepes (Peseguidos por Pablo Escobar – Prześladowani przez Pablo Escobara). Państwo kolumbijskie zyskało potężnego sojusznika.
Mówiło się dawniej, że to rząd zniszczył Escobara z pomocą mafii. Dziś mówi się raczej, że to mafia wykorzystała przyzwolenie rządu na likwidację El Patrona. Rok 1993 to wielkie polowanie na jego ludzi. Pepes zamordowali 300 osób i odcięli El Patrona od źródeł finansowania. Bandy Escobara same stanęły wobec dylematu – plata o plomo. El Patron zaczął tracić grunt pod nogami. Kiedy 3 grudnia biegnie po dachu w dzielnicy Laureles, jest z nim tylko jeden wierny ochroniarz.
Niedługo po jego śmierci tygodnik „Semana” tak podsumował jego życie: „Nie pozwolił rządzić trzem prezydentom. Zmienił język, kulturę, urodę Medellín i kraju. Przed Pablem Escobarem Medellín uważano za raj. Przed Pablo Escobarem Kolumbia znana była jako kraj kawy. Przez Pabla Escobara w Kolumbii jeżdżą opancerzone auta, a wymogi bezpieczeństwa zmodyfikowały architekturę. Pablo Escobar odkrył, że śmierć może być najpotężniejszym instrumentem władzy”. Sam odczuł to na własnej skórze…
Maciej Łubieński – Historyk, wieloletni sekretarz redakcji dwutygodnika VIVA!