Staliśmy się światowymi rekordzistami, jeśli chodzi o liczbę otyłych psów i kotów” – mówił prof. Piotr Ostaszewski ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego podczas konferencji inaugurującej kampanie „Waza się losy psów i kotów. Stop otyłości”. Z badań przeprowadzonych w 2009 roku wynika, że wagę powyżej normy ma w Polsce 47 proc. kotów i 39 proc. psów. Odsetek ten jest większy niż w USA czy Australii – krajach, które też zmagają się z plagą otyłości zwierząt domowych.
Na oko, na wagę, na wyczucie?
Oczywiście mamy jak najlepsze intencje – chcemy zadbać o nasze zwierzaki i uprzyjemnić im życie. Niestety oznacza to, że najczęściej je przekarmiamy. Dajemy im np. zbyt dużo białka pochodzącego z mięsa, co może prowadzić do uszkodzeń nerek i wątroby, a w skrajnych przypadkach nawet do śmierci. „Właściciele tłumaczą się: »Ale on nic innego nie chce jeść!«. I to zapewne prawda. Zmiana nawyków żywieniowych jest procesem. Psa można przegłodzić przez 1–2 dni, ale już koty niestety źle to znoszą” – opowiada Marta Labuda, lekarz weterynarii i właścicielka warszawskiego gabinetu „Psychodnia”. Szczytem szkodzenia z miłości jest podawanie zwierzętom czekolady. Dla psów ten smakołyk to po prostu trucizna.
Najczęściej jednak problem jest prostszy. Właściciele dają swym zwierzętom resztki ze stołu, a także rozpieszczają je przekąskami miedzy posiłkami. A to prosta droga do tego, by nasz ulubieniec dostał nawet dwa razy więcej kalorii, niż potrzebuje. I choć właściciele psów czy kotów zdają sobie sprawę, że otyłość jest niezdrowa, często uważają, że zwierzę po prostu dobrze wygląda. „Przyszedł do mnie kiedyś właściciel zmartwiony, że jak dotyka swego psa, to czuje jego żebra. Pytam go: »A widzi je pan?«. »Nie, nie widzę«. I dobrze, bo u psa trzeba czuć żebra, ale ich nie widzieć. Jak się nie czuje żeber, to juz jest źle” – opowiada prof. Roman Lechowski, lekarz weterynarii i pracownik naukowy SGGW.
Problem polega tez na tym, że otyłość u zwierząt nie jest tak łatwa do wykrycia jak u ludzi. My mamy łatwy do obliczenia wskaźnik masy ciała (BMI). Rozmaitość ras psów i kotów sprawia, że w ich przypadku jest to znacznie trudniejsze. Można próbować ocenić sytuacje „na oko”, posługując się materiałami dostępnymi w internecie lub skorzystać z tabel wagi; można próbować wyczuć tkankę tłuszczowa, obmacując zwierze. Jednak najpewniejsza metoda to wizyta u weterynarza. Specjalista potrafi wykluczyć inne problemy zdrowotne, prowadzące do zwiększenia masy ciała, takie jak obrzęk czy wodobrzusze.
Rusz się z psem, baw się z kotem
Nadmiar kilogramów jest dla zwierząt równie groźny jak dla ludzi. Z otyłością wiążą się przewlekłe stany zapalne, przeciążenie układów: krążenia, moczowego i kostno-stawowego, zaburzenia odporności oraz gospodarki hormonalnej. Na zwyrodnienia stawów szczególnie narażone są duże rasy psów, np. labradory. „W okresie wzrostu szkodzi im zbyt bogata dieta. Nadmiar białka, witaminy D i wapnia powoduje, ze zbyt szybko rosną. W efekcie może dojść do nieprawidłowego ukształtowania się stawu, co doprowadza do zaburzeń mechaniki ruchu” – mówi Marta Labuda. Zwierzakom można pomóc przez zmianę diety, ale to nie takie proste. „Jeśli w czasie wizyty otyłemu psu czy kotu towarzyszy otyły właściciel, to jesteśmy przegrani. Bo jeżeli właściciel nie wie, jak sam ma zachować umiar, to i zwierzęciu pozwoli jeść do woli” – wzdycha Marta Labuda. Poza tym jedzenie to nie wszystko – potrzebna jest także aktywność fizyczna, a i z nią nasi pupile mają podobne problemy jak my. „Ludziom wydaje się, że skoro zwierze jest trzymane w ogródku, to się wybiega, a to nieprawda. Pies większość czasu spędza tam, leżąc. Do biegu zrywa się tylko, gdy pojawi się obcy człowiek albo samochód. A przy takim nagłym ruchu może zerwać sobie więzadło krzyżowe. Czasem więc lepiej mają psy trzymane w blokach, z którymi właściciele wychodzą 2–3 razy dziennie na godzinne spacery” – mówi Marta Labuda.
Kot z kolei potrzebuje zabawy z właścicielem. Gdy zwierzę jest młode, najczęściej nie ma z tym kłopotu, potem jest już gorzej. Także i psy często nudzą się w mieszkaniu, a wtedy gryzą meble lub wylizują sobie ciało tak długo, aż powstają rany. Właściciele, chcąc im pomóc, zostawiają wiec w domu kości do gryzienia. Tymczasem pies po takiej przekąsce często dostaje zaparcia. Ostre fragmenty kości mogą też poranić jego przewód pokarmowy. „Jak się wie, że się nie ma czasu, to nie należy brać zwierzęcia do domu, nawet ze schroniska” – przestrzega Marta Labuda.
Kochani domowi mordercy
Otyłość i związane z nią choroby nie przeszkadzają naszym pupilom być najgroźniejszymi drapieżnikami w dzikich ekosystemach. Jest ich dziś tak wiele, ze praktycznie nie maja konkurencji. Dr Dagny Krauze-Gryz z SGGW wyliczyła, że lisy – najpospolitsze w Polsce średnie ssaki drapieżne – są kilkakrotnie mniej liczne i od psów, i od kotów. Co więcej, w przypadku domowych łowców zanikają mechanizmy, które regulują liczebność dzikich drapieżników w przyrodzie. Koty i psy nie są uzależnione od swych ofiar, bo najczęściej maja zapewnione posiłki w domu. „Zwierzęta domowe często też są szczepione, zabezpieczone przed chorobami i przez to nie podlegają zasadom rządzącym ekosystemami” – dodaje dr Krauze-Gryz.
Psy potrafią wypłoszyć wiele gatunków z terenów, na których mieszkają czy spacerują. U kotów utrzymał się natomiast silny instynkt łowiecki. „Człowiek nie był w stanie zapewnić im wszystkich niezbędnych substancji odżywczych. Od zawsze wiec musiały uzupełniać swoja dietę polowaniami” – wyjaśnia dr Krauze-Gryz. Z jej badań wynika, że tylko kilkanaście procent kotów mieszkających na polskich wsiach dostaje pełnowartościową karmę. Przy tej skali zjawiska problem jest poważny. Z badań wynika, że domowe zwierzaki są głównymi sprawcami śmierci naszych swojskich wróbli czy amerykańskich przedrzeźniaczy ciemnych (Dumetella carolinensis). Naukowcy szacują, że w samych tylko Stanach Zjednoczonych koty zabijają miliard ptaków rocznie. Niestety nawet te osobniki, które są najedzone i wręcz otyłe, nie przestają mordować. „Częstość podawania posiłków nie ma wpływu na aktywność łowiecka, ale jedynie na to, czy koty zjedzą swoja ofiarę, czy nie” – mówi dr Krauze-Gryz. Czasem zresztą jedzenie wcale nie jest głównym celem. Koty chętnie polują np. na ryjówki – małe owadożerne ssaki, objęte w Polsce ścisła ochrona – ale zazwyczaj poprzestają na ich zabijaniu. Dlatego lepiej by chyba było, gdyby nasze domowe zwierzęta naprawdę mieszkały tylko w domu, a na spacer wychodziły na smyczy…