Ostatni samuraj

W kwietniu 1943 r. Amerykanie zestrzelili samolot z admirałem Yamamoto, głównodowodzącym japońskiej marynarki wojennej na pokładzie. W ferworze zemsty za Pearl Harbor zabili jedynego Japończyka, który sprzeciwiał się wojnie z USA

Porucznik Hamasuna miał podłe zadanie. Jego oddział dostał rozkaz przeczesania dżungli w okolicy katolickiej misji Buin, na południowym wybrzeżu wyspy Bougainville. Był 19 kwietnia 1943 roku. Dzień wcześniej w tym rejonie kilkanaście amerykańskich myśliwców zaatakowało dwa bombowce sił powietrznych Cesarstwa Japonii, eskortowanych przez pół tuzina Mitsubishi Zero. Porucznik Hamasuna miał szukać szczątków zestrzelonego bombowca. Jego ludzie szybko natknęli się na wrak z numerem T1-323 na ogonie. Na jednym z foteli, z opuszczoną na piersi krótko ostrzyżoną głową, siedział niespełna 60-letni mężczyzna. Dłoń, ubrana w białą rękawiczkę, zaciskała się na rękojeści katany, czyli krótkiego samurajskiego miecza, który stanowił część wyposażenia oficerów imperialnej floty. Porucznik Hamasuna nie musiał patrzeć na admiralskie epolety, by zorientować się, że znalazł ciało Isoroku Yamamoto, dowódcy cesarskiej floty. Premier Hideki Tojo przez ponad miesiąc zwlekał z informacją o śmierci admirała.

OPERACJA ZEMSTA

Śmierć Yamamoto była właściwie starannie zaplanowaną egzekucją. Decyzja o likwidacji zapadła w Waszyngtonie na najwyższym szczeblu. Zaaprobował ją admirał Chester Nimitz i sekretarz marynarki wojennej Frank Knox. Prezydent Franklin Delano Roosevelt zasięgał nawet rady kapelana Białego Domu, by upewnić się, że zamach na głównodowodzącego wrogiej floty nie stoi w sprzeczności z zasadami chrześcijańskimi. Nie stał. Czasu na realizację planu nie było wiele. 13 kwietnia 1943 roku amerykański wywiad przechwycił szyfrowaną depeszę do dowództwa sił japońskich w Rabaulu na Nowej Gwinei. Amerykanie złamali japońskie kody i bez trudu weszli w posiadanie planu podróży inspekcyjnej admirała.

Po uzyskaniu zgody najwyższych instancji przystąpiono do pospiesznego montowania plutonu egzekucyjnego. Trasa przelotu samolotów admirała znajdowała się na granicy zasięgu myśliwców, którymi dysponowały amerykańskie siły powietrzne. Najbliżej celu był 339. dywizjon myśliwski, stacjonujący na odbitym z rąk japońskich atolu Guadalcanal. Do Bougainville było stamtąd 700 km. Myśliwce P38 Lightning dałyby radę dolecieć i wrócić, jednak na stoczenie walki powietrznej nie wystarczyłoby paliwa. Dowodzący 339. dywizjonem major John W. Mitchell kazał przygotować dodatkowe zbiorniki paliwa, które miały zostać odrzucone przed walką. Dopiero tuż przed wylotem jego piloci zostali poinformowani, że celem ataku jest sam admirał Yamamoto. Major Mitchell powiedział podwładnym, że papuascy zwiadowcy widzieli admirała, wsiadającego na pokład bombowca, lecącego z Rabaulu do Ballale na Wyspach Salomona. Dowództwu amerykańskiemu bardzo zależało na tym, by Japończycy nie zorientowali się, że ich kody zostały złamane.

18 kwietnia o 7.25 major Mitchell poderwał do lotu 18 samolotów. Wkrótce po starcie dwie maszyny zameldowały poważne usterki i zawróciły. Pozostała szesnastka wzięła kurs na Bougainville. Eskadra leciała nisko nad morzem, by uniknąć wykrycia przez radary. Tajna misja, oznaczona kryptonimem „Zemsta”, weszła w decydującą fazę.

SAMURAJ I POETA

 

Amerykanie mieli wiele powodów, by zabić admirała Yamamoto. To on był autorem planu ataku na Pearl Harbor. Przez następnych kilka miesięcy Yamamoto siał postrach na Pacyfiku. Jego lotnictwo zmiotło z powierzchni ziemi 5. flotę powietrzną USA, stacjonującą na Filipinach. Jego okręty gromiły jednostki alianckie na wodach Azji Południowo-Wschodniej, torując imperialnej armii drogę do podbojów. Wszystko to za sprawą wojskowego, który w tamtych czasach był najbardziej zagorzałym przeciwnikiem wikłania Japonii w wojnę z USA. Admirał miał solidne podstawy, by obawiać się konfliktu z Amerykanami. W latach 20. studiował na Harvardzie i w Akademii Marynarki Wojennej USA. Potem przez kilka lat sprawował funkcję attaché morskiego ambasady japońskiej w Waszyngtonie.

Był barwną postacią, żywym reliktem epoki samurajskiej. Młody Isoroku wstąpił do akademii marynarki wojennej w Etajima i odznaczył się w wojnie rosyjsko-japońskiej. W bitwie pod Cuszimą służył na krążowniku „Nisshin” i stracił dwa palce. W okresie międzywojennym zrobił błyskawiczną karierę w marynarce. Flota imperialna w tamtych czasach gromadziła elitę Japonii, najlepiej wykształconych i najbardziej obytych w świecie ludzi. Stanowiła trzon opozycji wobec wojowniczej polityki nacjonalistów, znajdujących oparcie w siłach lądowych. Prywatnie Yamamoto miał dwie pasje: kobiety i hazard. Uwielbiał także karty i chińskiego madżonga. Pisał wiersze i długie kwieciste listy. Jeszcze w czasach studenckich zainteresował się Biblią, choć nigdy nie został chrześcijaninem. W sprawach wagi państwowej był jednak zasadniczy. Nie cenił poziomu amerykańskiej floty. „To klub wielbicieli golfa i brydża” – mawiał o kolegach i przyszłych wrogach. Miał jednak pełną świadomość, że Japonia nie ma szans w starciu z potencjałem ekonomicznym USA. W rozmowie z premierem Fumimaro Konoe powiedział: „Mogę zwyciężać przez pierwsze sześć miesięcy, ale nie mogę zapewnić zwycięstwa, jeśli wojna przeciągnie się do dwóch czy trzech lat”.

Słowa dotrzymał. Od ataku na Pearl Harbor aż do bitwy o Midway, którą jego flota pechowo przegrała latem 1942 roku, Japończycy przez pół roku niepodzielnie panowali na Pacyfiku. Czczony w ojczyźnie jak bohater, admirał miał też w kraju potężnych wrogów. Jeszcze w latach 30., gdy głośno protestował przeciwko wciąganiu Cesarstwa w sojusz z Hitlerem i Mussolinim, było kilka prób zamachu na jego życie. Pod koniec lat 30. jego los wydawał się przesądzony. Życie uratował mu przyjaciel i minister floty Mitsumasa Yonai, który w dniu swojej dymisji 30 sierpnia 1939 roku mianował go głównodowodzącym floty. Operując na morzu pod ochroną wiernych mu oficerów, Yamamoto był bezpieczny. Spokój nie trwał długo. W połowie 1941 roku premierem został Hideki Tojo, skonfliktowany z Yamamoto generał armii lądowej. Od dymisji i zapewne nieuchronnej śmierci z rąk zamachowca uratowała go popularność i bliskie związki z dworem cesarskim. Poza tym premier Tojo obawiał się, że dymisja Yamamoto wywoła bunt floty. Zachowawszy stanowisko, Yamamoto – wierny przysiędze złożonej cesarzowi – zaczął szlifować plany ataku na Pearl Harbor z samobójczą rezygnacją. Ostrzegał jednocześnie zwolenników starcia z USA. „Nie wystarczy zdobyć Guam, Filipiny, Hawaje czy nawet San Francisco. By zapewnić sobie zwycięstwo, będziemy musieli pomaszerować do Waszyngtonu i podyktować warunki pokoju u progu Białego Domu. Ciekaw jestem, czy nasi politycy zdają sobie sprawę z konsekwencji tego kroku i czy są gotowi ponieść konieczną ofiarę” – pisał.

EGZEKUCJA ADMIRAŁA

Pierwsze kule trafiły bombowiec Isoroku Yamamoto około godziny 9.30, gdy eskadra P38 zauważyła dwa japońskie bombowce wyłaniające się z porannej mgły. Lecący nisko nad morzem Amerykanie zaskoczyli Japończyków. Samolot admirała z przestrzelonym silnikiem zwalił się w kłębach dymu w dół. Drugi bombowiec z admirałem Ukagi na pokładzie, podziurawiony kulami, lądował awaryjnie na wodzie. Jego pasażerowie ocaleli. Ale śmierć admirała Yamamoto stała się faktem.

Tymczasem amerykańscy piloci, którzy brali udział w operacji, triumfowali. „Zabiłem admirała Yamamoto” – ogłosił przez radio Thomas Lanphier, przerywając ciszę, która obowiązywała w czasie operacji. Nominowany do Kongresowego Medalu Honoru, najwyższego odznaczenia w USA, Lanphier dostał ostatecznie Krzyż Marynarki. Była to kara za złamanie ciszy radiowej po operacji. Jednak pod koniec wojny kwestia tego, kto zestrzelił admirała, stała się dyskusyjna. Pretensje do sławy zabójcy Yamamoto miał także inny członek eskadry Rex Barber. Oliwy do ognia dolały ujawnione po wojnie japońskie raporty, z których wynikało, że żaden z samolotów eskorty nie ucierpiał w czasie walki. Tymczasem Lanphier i inni lotnicy meldowali nie tylko zestrzelenie bombowców, ale także przynajmniej dwóch Zero. Spór trwał całe dziesięciolecia. We wrześniu 2008 r. historyk Katsuhiro Hara odnalazł w amerykańskich archiwach dokumenty, z których wynikało, że plan podróży Yamamoto kodowany był za pomocą szyfrów, które zostały wycofane już 2 miesiące wcześniej. Japończycy obawiali się, że po zdobyciu Guadalcanal w lutym 1943 r. wróg może zdobyć kody, i zmienili system szyfrowania. Ale depesze dotyczące podróży admirała, który chciał podnieść na duchu cesarskich żołnierzy po klęsce na Guadalcanal, szyfrowane były starą metodą…