Pandemia koronawirusa złapała Eilbecków gdy dopłynęli na Florydę. Śpiesząc się przed zamknięciem granic i lotnisk, zdołali kupić bilety do Australii tylko dla siebie. Załatwianie miejsca dla szczeniaka w samolocie ewakuującym ludzi było zbyt czasochłonne. Na szczęście, po poszukiwaniach w sieci zdołali zaaranżować tymczasowe miejsce pobytu dla swojego pupila.
In March, Pip was sailing The Gulf of Mexico with her owners on a four-year global sailing adventure when COVID-19 struck, separating her from her the family. Over the next five months, strangers all over the USA cared for Pip, before she began her 17,000 km journey homepic.twitter.com/rv7gYpkLvZ
— Virgin Australia (@VirginAustralia) August 13, 2020
Według relacji na ”Lonely Planet” zwierzak trafił do nich na europejskim odcinku podróży i pozostał na ich jachcie kolejne kilka miesięcy. Zwiedził z nimi w sumie 17 różnych państw. Ponure widmo SARS-CoV-2 dopadło Zoe, Guy’a, Cam, Maxa oraz Pipsqueaka w Stanach Zjednoczonych.
Na prośbę Eilbecków zareagowała m.in. miłośniczka psów z Karoliny Północnej, pani Ellen Steinberg. Zgodziła się przygarnąć psa na tak długo, jak będzie to konieczne. Okazało się, że minęły 3 miesiące nim Eilbeckom udało się uruchomić program psiej repatriacji.
Zaczęło się od przewiezienia jamnika do Los Angeles. Pojawił się ktoś chętny by zabrać psa do samolotu i zaopiekować nim, aż możliwy będzie kolejny lot, tym razem do Auckland w Nowej Zelandii. Gdy i tu znaleźli się dobrzy ludzie gotowi pomóc psu odzyskać ludzką rodzinę, pozostało przerzucić Pipsqueaka na kontynent.
fot. rodzina Eilbeck / Virgin Airlines
Dotarł do Melbourne, co okazało się tylko połową sukcesu. Problem polegał na tym, że zamknięta była granica między australijskimi stanami Wiktorii i Nowej Południowej Walii. Psiak trafił na kwarantannę do krewnych Eilbecków.
Barwna historia dziejąca się w dużej mierze na otwartych platformach społecznościowych przykuła uwagę australijskich mediów. Za okazję do pozytywnej promocji uznał to ktoś w liniach lotniczych Virgin Australia. Po 10 dniach kwarantanny przewoźnik zapewnił transport Pipsqueaka do Sydney.
– W tak trudnych czasach dobrze jest wywołać uśmiech na czyjejś twarzy. Wiem, że nasi pracownicy z radością dołączyli się do akcji ratunkowej – skomentował w ”Daily Mail” Glen Moloney, dyrektor generalny pionu cargo w Virigin Australia.
Rodzina w końcu mogła odzyskać swojego czworonożnego pupila. Do sieci trafiły zdjęcia zrelaksowanego psa z domu Eilbecków na wyspie Scotland, na północ od Sydney.
– To, czego nas ta historia nauczyła, to jak dużo dobrych ludzi jest dzisiaj na świecie. Nie odzyskalibyśmy naszego psa bez pomocy wielu, wielu z nich. Robili to bo kochają psy i chcieli, by najmniejszy członek naszej załogi dotarł bezpiecznie do domu – Zoe Eilbeck powidziała serwisowi Lonely Planet.