Nie oznaczało to jednak zakończenia zimnej wojny i sporów między światowymi supermocarstwami i ich sojusznikami. W zapalnych regionach globu, takich jak Bliski Wschód i Subsaharyjska Afryka, nadal trwały wojny, działały grupy terrorystyczne, zaś przez Amerykę Południową przetaczała się fala puczów wojskowych. Oprócz otwartych konfliktów i waśni nadal trwały polityczne rozgrywki poszczególnych państw dążące do umocnienia swojej pozycji i osłabienia rywali. Areną tych działań pozostawała Organizacja Narodów Zjednoczonych, na której forum ścierały się interesy państw całego świata ze Stanami Zjednoczonymi i Związkiem Sowieckim na czele. W latach 70. jednak to ten ostatni wydawał się być w lepszym położeniu w organizacji. Jak zatem na taką sytuację reagowały USA i jakie miejsce w ich polityce zagranicznej zajmowała ONZ w kontekście wspomnianych powyżej okoliczności?
Lata 70. przypadły na koniec kadencji U Thanta i dwie kadencje Kurta Waldheima na stanowisku Sekretarza Generalnego ONZ. Dekada ta w działalności Organizacji charakteryzowała się stałym zwiększaniem się liczby państw członkowskich przede wszystkim na skutek procesów dekolonizacyjnych w Afryce. W 1975 roku do Organizacji należały już 144 kraje, z czego większość z nich stanowili członkowie Konferencji Islamskiej i Organizacji Jedności Afrykańskiej, którzy zasilali szeregi tzw. Ruchu Państw Niezaangażowanych. Była to sytuacja o tyle problematyczna z punktu widzenia USA i ich sojuszników jako, że w znaczącej większości rządy owych nowoprzyjętych, a w szczególności afrykańskich, członków wywodziły się z wspieranych przez ZSRR sił antykolonialnych wrogo nastawionych do swoich byłych zachodnich kolonizatorów. Sprawiało to, że Moskwa mogła liczyć na głosy tych państw podczas głosowań na forum ONZ i faktycznie w ponad 80% przypadków głosowań w ONZ w latach 70. państwa te popierały stanowisko ZSRR. Oprócz tego ustrój tych państw dużo bardziej odpowiadał standardom radzieckim niż zachodnim. W 1975 roku ze 144 państw w ONZ 119 było dyktaturami. Owocem tej sytuacji było realne osłabienie wpływu państw zachodnich i ich popleczników na ONZ oraz pogorszenie ich sytuacji międzynarodowej.
Wspierające Moskwę kraje postkolonialne koncentrowały się bowiem na atakowaniu nie tylko swoich byłych kolonizatorów, ale także prozachodnich RPA czy Izraela. Udzielały one także wsparcia grupom zbrojnym walczącym z tymi krajami takimi Jak SWAPO czy OWP. Już od 1970 roku te ostatnie korzystały z rezolucji nr 2708/XXV Zgromadzenia Ogólnego ONZ dającej ruchom narodowowyzwoleńczym prawo “użycia wszelkich środków niezbędnych, pozostających w ich dyspozycji”, która dawała możliwość ich oficjalnego wsparcia finansowego i politycznego. Oprócz tego oba ugrupowania zostały oficjalnie uznane przez ONZ odpowiednio w latach 1973 i 1974, co z kolei zapewniło im możliwość występowania na forum ONZ i prezentowania swoich idei w pełni oficjalnie i przed całym światem. Przywódca OWP, Jaser Arafat, z tego prawa zresztą skorzystał występując przez Zgromadzeniem Ogólnym ONZ w mundurze i trzymając gałązkę oliwną w jednej dłoni, natomiast pistolet w drugiej. Jednocześnie w 1973 roku przyjęto Konwencję o przeciwdziałaniu i karaniu zbrodni Apartheidu, a w roku następnym uniemożliwiono udział delegacji RPA w obradach Zgromadzenia Ogólnego. 10 listopada 1975 ONZ potępiła syjonizm jako odmianę rasizmu. W latach 70. dokonały się również niekorzystne z punktu widzenia Zachodu zmiany w najważniejszym organie ONZ jakim była Rada Bezpieczeństwa. Mianowicie 25 października 1971 roku miejsce przedstawiciela Republiki Chińskiej w Radzie Bezpieczeństwa ONZ zajął reprezentant Chińskiej Republiki Ludowej, dodatkowo osłabiając pozycję państw Zachodu na tym forum, tym bardziej, że podobne roszady dotknęły wszystkich stanowisk obsadzonych przez Republikę Chińską. Jednocześnie na USA i ich sojuszników spadała fala krytyki ze strony nowych członków ONZ za “eksploatację reszty świata”, pomimo faktu, iż to kraje skupione w NATO, EWG oraz Japonia łożyły najwięcej do budżetu Organizacji. W tym samym czasie ZSRR, którego wkład w finansowanie ONZ i jej przedsięwzięć pozostawał znikomy był bezkarny.
Jednocześnie lata 70. były także okresem wzmożonej działalności pokojowej ONZ na świecie. W 1973 roku na Bliski Wschód wysłano Drugie Doraźne Siły Zbrojne ONZ (UNEF II) po wojnie Yom Kippur. Ich zadaniem było rozdzielać siły egipskie i izraelskie, nadzorować zawieszenie broni oraz umożliwiać implementację warunków porozumień między Egiptem i Izraelem. Były one o tyle istotne, gdyż pierwszy raz w historii tego typu sił znalazła się w nich reprezentacja Układu Warszawskiego w postaci Polskiej Wojskowej Jednostki Specjalnej, a ich działalność przyczyniła się do zawarcia porozumień z Camp David w 1978 roku i egipsko-izraelskiego traktatu pokojowego podpisanego w roku następnym. Siły ONZ zaangażowane były także podczas kryzysu cypryjskiego z 1974 roku. Choć stacjonujące tam siły UNFICYP nie były w stanie powstrzymać pro greckiego przewrotu i następującej tureckiej inwazji oraz podziału wyspy, to przyczyniły się do uzgodnienia lokalnych zawieszeń broni i wymian jeńców oraz ugód dotyczących statusu Cypru w drugiej połowie dekady. Cywilno-wojskowe siły ONZ UNTAG działały także w Namibii od 1978 roku. Również w 1978 roku, w marcu, utworzono siły pokojowe UNIFIL działające w Libanie i mające nadzorować wycofanie się sił izraelskich z południowego Libanu, przywrócenie w tej strefie ładu oraz wesprzeć rząd w Bejrucie w odzyskiwaniu kontroli nad tym obszarem. Celów tych nie udało się zrealizować, gdyż Izraelska armia nie miała najmniejszego zamiaru się wycofywać, a walki między bojówkami palestyńskimi i libańskimi trwały dalej, de facto uniemożliwiając władzom centralnym kontrolę nad tymi ziemiami. Dodatkowo w 1982 roku wojsko izraelskie wkroczyło do Libanu i skierowało się na Bejrut całkowicie lekceważąc obecność Błękitnych Hełmów. Choć siły te ostatecznie przyczyniły się do stabilizacji regionu, to jednak wojna domowa skończyła się dopiero w 1990 roku. W latach 70. siły te mogły jawić się jako kolejny dowód na brak siły sprawczej ONZ.
Ze swej strony Stany Zjednoczone w latach 70. zmagać się musiały z licznymi problemami natury politycznej, gospodarczej i społecznej takimi jak przedłużający się konflikt wietnamski, inflacja oraz napięcia na tle rasowym. Społeczeństwo amerykańskie wydawało się być zmęczone dotychczasową sytuacją, czego jednym z przejawów były nie tylko liczne protesty, ale także uzyskanie w wyborach prezydenckich 1968 roku blisko 10 milionów głosów przez kandydata niezwiązanego ani z Demokratami, ani z Republikanami. W dekadzie tej w Białym Domu zasiadało trzech prezydentów. Pierwszym z nich był wybrany w 1968 roku Richard Nixon. Pomimo bycia zadeklarowanym antykomunistą prezydent Nixon zdecydował się na swoiste zbliżenie z reżimami komunistycznymi w ZSRR i w Chinach, uelastyczniając dotychczasową politykę wobec tych krajów i starając się wykorzystać Pekin przeciw Moskwie. Już w 1971 roku sekretarz stanu USA Henry Kissinger przeprowadził w stolicy Chińskiej Republiki Ludowej tajne rozmowy dotyczące normalizacji stosunków między oboma krajami, a jesienią tegoż roku działania USA doprowadziły do wspomnianego wcześniej wejścia CHRL do ONZ w miejsce Republiki Chińskiej. W roku następnym Nixon spotkał się z przewodniczącym Komunistycznej Partii Chin Mao Tse Tungiem w Pekinie. Działania te przyniosły pozytywny skutek w kontaktach z ZSRR, albowiem w tym samym roku Nixon udał się do Moskwy, gdzie podpisany został Układ o Ograniczeniu Broni Strategicznych (SALT I) ograniczający możliwości posiadania przez sygnatariuszy systemów antyrakietowych i zamrażający zbrojenia strategiczne. Przy tej okazji w Moskwie podpisano także porozumienie o wzajemnych relacjach oraz układ handlowy. Powyższe kroki miały zapewnić utrzymanie status quo przy jednoczesnym oddaleniu groźby wojny atomowej i ochronie światowych interesów USA.
Drugim krytycznie ważnym dla administracji Nixona celem było zakończenie amerykańskiego zaangażowania w wojnę w Wietnamie przy jednoczesnym wzmocnieniu armii południowowietnamskiej. Już do roku 1971 z Wietnamu wycofano połowę z 550 tys. amerykańskiego personelu, a do września 1972 jego liczebność wynosiła już tylko ok. 40 tys. Działania administracji Nixona walnie przyczyniły się do zawarcia układów pokojowych w Paryżu mający wprowadzić zawieszenie broni między państwami wietnamskimi. Działania te prowadzono w zasadzie od początku kadencji Nixona, zaś ugodę podpisano w 1973 roku. W październiku tego samego roku Henry Kissinger doprowadził do zawieszenia broni i zapoczątkowania egipsko-izraelskiego procesu pokojowego po wojnie Yom Kippur. Wszystkie te działania stanowiły element doktryny Nixona opartej o elastyczną dyplomację, doraźne porozumienia i odejście od bipolarnego obrazu świata na rzecz obrazu wielobiegunowego. Dawała ona szersze pole manewru nie tylko samym Stanom, ale także ich sojusznikom, co z jednej strony doprowadziło do podpisania Aktu Końcowego Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie w Helsinkach w 1975 roku, jednakowoż z drugiej strony dopuszczała zjawiska niepokojące dla Waszyngtonu takie jak niemiecka Ostpolitik czy rozpad lokalnych sojuszy mających szachować ZSRR jak SEATO w 1977 roku i CENTO dwa lata później.
Działalność Nixona w sferze dyplomatycznej spotkała się z krytyką ze strony prawicy, uważającej, że doprowadzi ona do zbytniego umocnienia się Bloku Wschodniego i rozprzestrzenienia się komunizmu na kraje Trzeciego Świata. Choć Nixon uzyskał reelekcję w 1972 roku to ta krytyka w połączeniu ze sposobem sprawowania władzy opierającym się na umacnianiu władzy wykonawczej kosztem Kongresu i nadużywaniu prezydenckich uprawnień osłabiały jego pozycję. Ostatnim gwoździem do trumny Nixona okazał się skandal, który wybuchł po aresztowaniu pięciu ludzi, którzy włamali się do waszyngtońskiej siedziby Partii Demokratycznej w hotelu Watergate. W trakcie śledztwa wyszło na jaw, że włamania dokonali członkowie Komitetu na rzecz Ponownej Elekcji Prezydenta, w sprawę zamieszani byli prezydenccy doradcy, a sam Nixon uczestniczył w zacieraniu śladów i utrudniał śledztwo. 9 sierpnia 1974 roku Nixon, nie widząc możliwości uniknięcia impeachmentu, zrzekł się prezydentury. Na stanowisko prezydenta wstąpił wiceprezydent Gerard Ford. Jeszcze bardziej niż swój poprzednik opierał się o opinie Henry’ego Kissingera i to za jego czasów Ameryka zaczęła odnosić porażki na arenie międzynarodowej. Co prawda w 1974 roku Ford rozmawiał z Breżniewem we Władywostoku na temat kontynuacji rozmów SALT II, a w sierpniu 1975 roku podpisywał razem z nim Aktu Końcowego KBWE. Były to jednak ostatnie promyki słońca przed burzą. W 1975 roku upadkiem Sajgonu zakończyła się wojna wietnamska, zaś USA nie zdecydowała się na wsparcie sił antykomunistycznych w trawionej wojną domową Angoli. Dodatkowo Stany cały czas miały problemy ekonomiczne wynikłe ze stagflacji będącej pokłosiem kryzysu naftowego lat 1973-1974. Rok 1976 przyniósł zwycięstwo wyborcze Jamesowi Carterowi, ale także zapoczątkował istną kumulację amerykańskich klęsk. Politykę zagraniczną USA w tej kadencji kształtowali sekretarz stanu Cyrus Vance i doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Zbigniew Brzeziński.
Sam zaś Carter nie był w stanie wykorzystać prerogatyw płynących z piastowanego urzędu. Spowodowało to, że jego prezydentura naznaczona była z jednej strony idealizmem i kładzeniem nacisku na kwestie praw człowieka w polityce zagranicznej, z drugiej strony niekonsekwencją. Jedynym jego znaczącym sukcesem było doprowadzenie do egipsko-izraelskiego traktatu pokojowego w 1979 roku. Zrezygnował on z rozmieszczenia samolotów z bombami neutronowymi w Europie, nie zdołał zmusić radzieckich wojskowych do opuszczenia Kuby, zaś jego sfinalizowanie zbliżenia z Chinami było równoznaczne z wycofaniem uznania dla Tajwanu i unieważnieniem traktatu obronnego z 1954 roku. Kompromitacją USA okazał się rok 1979 i atak rewolucjonistów irańskich na ambasadę amerykańską w Teheranie, co zakończyło się wzięciem 53 jej pracowników jako zakładników. Fiaskiem zakończyły się także rozmowy w sprawie SALT II po radzieckiej inwazji na Afganistan. Traktat bowiem podpisano, ale ostatecznie nie został on ratyfikowany przez amerykański Senat. Carter zdołał także wywołać kryzys na linii Waszyngton – Tel Awiw po tym jak w 1980 roku wycofał veto Stanów przeciw rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ wzywającej Izrael do opuszczenia Zachodniego Brzegu Jordanu. Carter musiał także uznać konieczność poparcia niedemokratycznych sojuszników USA oraz obserwować upadek wspomnianych wcześniej lokalnych sojuszy wojskowych. Nie udało mu się również rozwiązać wewnętrznych problemów ekonomicznych i społecznych, które za jego prezydentury uległy pogłębieniu. W 1980 roku ustępował ze stanowiska, po zwycięstwie wyborczym Ronalda Reagana, okryty niesławą. Dekada lat 70. okazała się dla USA czasem kryzysu wewnętrznego i osłabienia w roli światowego supermocarstwa, co nie pozostawało bez wpływu na działalność USA na arenie ONZ.
Działalność USA na arenie międzynarodowej, a co za tym idzie w ONZ, za czasów Nixona i Forda kształtowana była przez Kissingera, natomiast w czasach Cartera pierwsze skrzypce grał duet Vance-Brzeziński. We wczesnych latach 70. władze USA postrzegały forum ONZ jako dobre miejsce do uprawiania publicznej i prywatnej dyplomacji, ale uważały samą organizację za słabą pod względem legislacyjnym i nie będącą w stanie egzekwować swoich postanowień i rezolucji. W okresie odprężenia istotnym dla Waszyngtonu czynnikiem było wyciszenie sporów Wschód-Zachód przy jednoczesnej eskalacji napięć między globalną Północą a globalnym Południem, co Stany określały jako rebelię krajów mniejszych przeciw mocarstwom atomowym. W takiej sytuacji USA usiłowały wykorzystywać Chiny i ZSRR przeciwko sobie nawzajem utrzymując z oboma krajami jako tako poprawne stosunki. Sytuacja ta miała wielki wpływ na dwa kluczowe dla USA problemy polityki zagranicznej jakimi była reprezentacja Chin w ONZ i pełzający konflikt na Bliskim Wschodzie. Pierwsza z tych dwóch spraw była środkiem wywierania nacisku na ZSRR.
Oprócz bowiem zmniejszenia napięć na linii Waszyngton-Moskwa Amerykanie dozwalając na wejście CHRL do ONZ jako jedynego reprezentanta narodu chińskiego chcieli szachować ZSRR, który od lat 60. pozostawał z Chinami w konflikcie i mogli nawet liczyć na częściowe poparcie Trzeciego Świata. Stany początkowo usiłowały zapewnić miejsce w ONZ obu państwom chińskim. Pozwoliłoby to Waszyngtonowi upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, nie zrywając sojuszu i pogłębiając rozłam w świecie komunistycznym. Powoływano się przy tym na istniejące realia jakimi było faktyczna egzystencja obu organizmów państwowych. Ostatecznie jednak USA musiały przystać na zmianę reprezentacji Chin w ONZ. Wiwaty na Zgromadzeniu Ogólnym po przyjęciu CHRL do ONZ Kissinger nazwał później “obrzydliwymi”, a Nixon nazwał wiwatujących “bandą małp”. Uwidaczniała się już wtedy pogarda USA do Organizacji. Amerykanie oskarżali organy ONZ o podwójne standardy i nieokazywanie amerykańskiej reprezentacji należytego szacunku. Nie byli w swojej krytyce odosobnieni, bowiem podobne stanowisko wyrażali w kuluarach Brytyjczycy.
W kwestii Bliskiego Wschodu sytuacja wyglądała jednak gorzej, co szczególnie uwidoczniło się w końcowej fazie wojny Yom Kippur. Chcąc umocnić swoje wpływy w tym zapalnym regionie świata USA nie mogły polegać na forum ONZ, gdzie wspierane przez Chiny i Moskwę antyizraelskie kraje niezaangażowane miały większość. Już przed 1973 rokiem Stany starały się minimalizować udział Zgromadzenia Ogólnego ONZ w swojej polityce bliskowschodniej obawiając się potępienia działań izraelskich na tym forum. W takiej sytuacji Nixon i Kissinger zdecydowali się na prowadzenie “dyplomacji wahadłowej”. Polegała ona na prowadzeniu rozmów z Sowietami, Izraelczykami i Egipcjanami tylko fasadowo działając w ramach ONZ. USA w ten sposób chciały obejść potencjalne problemy w Zgromadzeniu Ogólnym i pokazać zwaśnionym stronom, że tylko one są w stanie doprowadzić do trwałego pokoju na Bliskim Wschodzie. Kissinger starał się również doprowadzić do bezpośrednich rozmów egipsko-izraelskich pod patronatem USA, co pozwoliłoby Stanom nie tylko wesprzeć Izrael, ale i pozyskać Egipt osłabiając wpływy ZSRR w regionie i unikając potencjalnych problemów ze strony antyizraelskich państw niezaangażowanych, do których doszłoby gdyby sprawę prowadzono na forum ONZ. USA osiągnęły tu sukces, bowiem faktycznie udało im się do takich rozmów doprowadzić i zapoczątkować izraelsko-egipski proces pokojowy. Podobnie USA próbowały działać w kwestii ustalania składu sił pokojowych mających czuwać nad zawieszeniem broni nad Kanałem Sueskim rozmawiając na ten temat głównie z Moskwą. Jednak tutaj sytuacja Stanów była o wiele trudniejsza, gdyż rozmowy musiały toczyć się w ramach ONZ i przez Zgromadzeniem Ogólnym, co znacznie osłabiało pozycję Waszyngtonu. Nie mógł on przez to zablokować udziału reprezentanta Układu Warszawskiego w siłach pokojowych kierowanych na Bliski Wschód.
Na Bliskim Wschodzie to USA stworzyły organom ONZ dogodne warunki do działania i współtworzenia izraelsko-egipskiego procesu pokojowego. Koniec końców jednak rola ONZ w owym procesie była co najwyżej pomocnicza, zaś sam proces pokojowy prowadzony był pod egidą Waszyngtonu. Natomiast na Dalekim Wschodzie rola ONZ w bardzo istotnej dla USA czasów Nixona sprawie jaką był konflikt wietnamski była w zasadzie marginalna. Kiedy w 1973 roku dochodziło do ugody w Paryżu Sekretarz generalny Kurt Waldheim zjawił się tam, ale nie brał praktycznie udziału w podpisaniu ugody. Amerykanie zresztą sami ograniczali zaangażowanie ONZ w tą sprawę, gdyż to głownie przez ich działania upadła kanadyjska propozycja nadzoru ONZ nad zawieszeniem broni. Ważnym elementem prestiżowym dla USA było umiejscowienie kwatery głównej ONZ w Nowym Jorku i Amerykanie dążyli do pozostawienia jej w tym miejscu oraz jej rozbudowy pomimo silnej opozycji ze strony państw socjalistycznych i niezaangażowanych. Nie był to jedyny raz kiedy USA stawały wobec przytłaczającej opozycji ze strony państw niezaangażowanych. Innym podobnym przypadkiem był sprzeciw Stanów wobec Nowego Międzynarodowego Ładu Ekonomicznego zakładającego w teorii sprawiedliwszy podział bogactw na świecie. Ten ostatni zresztą generalnie okazał się kością niezgody między krajami bogatszymi a biedniejszymi.
Niechętne ONZ nastawienie administracji Nixona było kontynuowane w czasach Gerarda Forda czego skutkiem były rozmowy Ford-Breżniew we Władywostoku w 1974 roku dotyczące SALT II i podpisanie Końcowego Aktu KBWE w 1975 roku bez udziału ONZ. Wówczas to oceniano dotychczasową politykę USA wobec Zgromadzenia Ogólnego ONZ jako pasywną, skupioną na ograniczaniu strat i niezdolną do osiągnięciu na wspomnianym wyżej forum do osiągnięcia pozytywnych wyników, co kolidowało z przywódczą rolą USA w zachodnim świecie. Za przyczynę takiej sytuacji uważano dominację krajów rozwijających się w Zgromadzeniu Ogólnym, natomiast jako środek zaradczy proponowano budowanie pozytywnego przywództwa Stanów Zjednoczonych poprzez aktywną działalność na forum ONZ, jednoznaczne potępienie rasizmu i kolonializmu oraz twarde przeciwstawianie się działaniom zagrażającym interesowi narodowemu USA. Jednym z takich działań miała być opozycja wobec Nowego Międzynarodowego Ładu Ekonomicznego oparta na założeniu, że globalnego układu gospodarczego nie da się przebudować z dnia nad dzień. Inne tego typu działania obejmować miały sprzeciwy wobec rezolucji Rady Bezpieczeństwa godzących w interesy USA oraz efektywniejsze wykorzystanie innych organizacji międzynarodowych. W kwestii tego ostatniego szczególnie ważne było odwoływanie się do organów technicznych w celu ochrony głosu mniejszości i uzmysławianie ONZ, że kraje rozwijające się nie mogą forsować radykalnych planów pomimo oporu krajów wpłacających największe pieniądze do Organizacji. Niewiele to jednak zmieniło i w obliczu serii zwycięskich dla państw niezaangażowanych głosowań zachodnie rządy zaczęły się obawiać o swoje pozycje na forum ONZ oraz kwestionować użyteczność samej instytucji dla ich interesów.
Za prezydentury Cartera doszło do zmian w sposobie prowadzenia amerykańskiej polityki zagranicznej. Koncentrujący się na prawach człowieka prezydent skupiał się przede wszystkim na walce o nie na arenie międzynarodowej w tym również na forum ONZ. Był on w stanie doprowadzić do końca proces pokojowy między Izraelem i Egiptem, co było niewątpliwie dużym osiągnięciem, ale jego pryncypialna polityka miała niekiedy niepożądane skutki z perspektywy amerykańskiej racji stanu. Przykładem takiego działania było zaprzestanie wetowania rezolucji RB ONZ wzywającej Izrael do zaprzestania osadnictwa na Zachodnim Brzegu w 1980 roku. Jednak tak jak w przypadku poprzednich prezydentów lat 70. kluczowe dla USA sprawy, takie jak zbliżenie z Chinami rozwiązywane były poza Organizacją. Ona sama natomiast dostarczyła Amerykanom kolejne rozczarowanie w 1979 roku, po zajęciu przez irańskich rewolucjonistów ambasady USA w Teheranie i wzięciu jej personelu jako zakładników. W rozmowy dotyczące ich uwolnienia zaangażował się, co prawda, sam Waldheim, jednak nie był on w stanie poczynić żadnych postępów, co tylko utwierdziło obraz ONZ w oczach USA jako organizacji nie mającej mocy sprawczej i na dodatek zdominowanej przez przeciwników Stanów Zjednoczonych.
Lata 70. okazały się dla USA dekadą osłabienia i niepowodzeń na niemalże wszystkich polach od gospodarczego poprzez społeczne, a na polityce zagranicznej skończywszy. Dotykające Stanów trudności zachwiały wiarą ich obywateli w wyjątkowość ich ojczyzny i możliwość przewodzenia światowi Zachodu. Idąc do wyborów w tej dekadzie Amerykanie wydawali się być zrezygnowani i pozbawieni zaufania dla głównych sił politycznych. Na problemy wewnętrzne nałożyły się zmiany na świecie obejmujące umocnienie się Chin, postępująca dekolonizacja przysparzająca głosów poparcia ZSRR i klęska wietnamska. Wszystko to sprawiło, że USA utraciły sprawczość na forum międzynarodowym, w tym w ramach ONZ, a ich obywatele utracili przekonanie o omnipotencji i odporności swojej ojczyzny na wszelkie kryzysy. W miarę przystępowania do organizacji państw postkolonialnych wspierających blok wschodni pozycja USA i ich sojuszników słabła, zaś oni sami padali ofiarą ataków ze strony państw postkolonialnych. Szczególnie widoczne było to w kwestii wpłat do budżetu Organizacji, których lwią część pokrywały państwa zachodnie. Podczas gdy one znajdowały się w ogniu krytyki Trzeciego Świata, ZSRR, który na ONZ łożył znacznie mniej uniknął jakichkolwiek konsekwencji. Dodatkowo, z racji na ograniczone możliwości samej organizacji do wprowadzania w życie swoich rezolucji i postanowień USA nie dostrzegały możliwości wykorzystania jej do realizacji swojej polityki zagranicznej. Sprawiło to, że USA unikały angażowania jej w sprawy istotne dla ich polityki zagranicznej i starały się załatwiać swoje sprawy na własną rękę kontaktując się bezpośrednio z zainteresowanymi. Nie darzono jej szczególnym zaufaniem, a co za tym idzie, szacunkiem. Na przełomie dekad i po zmianie władzy w Waszyngtonie ONZ uważano za organizację słabą, ociężałą, niepasującą do antykomunistycznej linii polityki USA, a nawet jako wprost antyamerykańską.