Tego już plamą nie powinno się nazywać, a po prostu dziurą w Słońcu. W pobliżu równika naszej Gwiazdy Dziennej pojawiła się ostatnio potężna dziura koronalna. Oznacza to tyle, że z obszaru tego emitowany jest niezwykle silny wiatr słoneczny, który ucieka ze Słońca w przestrzeń międzyplanetarną. Z uwagi na to, że z naszego położenia w przestrzeni dziura ta znajduje się niemal w centrum tarczy słonecznej, oznacza to, że ów wysokoenergetyczny strumień wiatru słonecznego zmierza bezpośrednio w stronę naszej planety.
Mimo tego, że jesteśmy aktualnie blisko maksimum aktywności słonecznej, naukowcy wskazują, że tak gigantyczna dziura koronalna, w której śmiało zmieściłoby się z sześćdziesiąt planet takich jak Ziemia, zwykle w tej fazie cyklu na Słońcu się nie pojawia.
Pierwsze informacje o formowaniu się dziury koronalnej pojawiły się 2 grudnia, kiedy była ona widoczna w pobliżu równika Słońca. W ciągu zaledwie 24 godzin osiągnęła ona rekordową szerokość rzędu 800 000 kilometrów. Pech chciał, że od 4 grudnia owa dziura koronalna zwrócona jest centralnie w kierunku Ziemi. Możemy zatem zakładać, że wkrótce poczujemy jej powiew na własnej… atmosferze.
Dziury koronalne co do zasady powstają gdy pętle linii pola magnetycznego na powierzchni Słońca nagle się otwierają, uwalniając olbrzymią ilość plazmy z powierzchni Słońca. Co ciekawe, choć dziury koronalne wyglądają na zdjęciach z teleskopów kosmicznych na ciemne, to wcale ciemne nie są. Są one po prostu ciemniejsze od otaczającej je plazmy. Jest to dokładnie ten sam proces, który tłumaczy ciemność plam słonecznych. Różnica między nimi jest taka, że ciemna dziura koronalna widoczna jest tylko w zakresie promieniowania ultrafioletowego.
Czytaj także: Zorze polarne od biegunów po równik. To była jedna z najsilniejszych burz magnetycznych
Jak jednak wskazują naukowcy, strumień wiatru słonecznego emitowany przez dziurę koronalną jest znacznie szybszy od zwykłego wiatru słonecznego. Efekt? Silne zaburzenia pola magnetycznego Ziemi, gdy już taki wiatr z dziury koronalnej do nas dotrze. To z kolei oznacza możliwość wystąpienia burz geomagnetycznych. Kiedy już do tego dochodzi, zawsze jest ciekawie. Dla przykładu ostatnia silna burza geomagnetyczna wywołana dziurą koronalną dotarła w otoczenie Ziemi w marcu 2023 roku. Wtedy to wywołała ona najsilniejszą burzę geomagnetyczną od dobrych sześciu lat.
Jak zwykle w przypadku Słońcu nie wiadomo, jak długo dziura koronalna pozostanie na powierzchni Słońca. Według specjalistów jednak typowe dziury koronalne utrzymują się krócej niż 27 dni, czyli jeden obrót Słońca wokół własnej osi. Zważając na to, że za kilka dni dziura zniknie za krawędzią gwiazdy, najprawdopodobniej więcej jej nie zobaczymy.
Warto tutaj zwrócić na jeszcze jeden aspekt całego wydarzenia. Dziury koronalne co do zasady mogą pojawiać się w dowolnym momencie jedenastoletniego cyklu słonecznego. Paradoksalnie jednak znacznie częściej pojawiają się w okolicach minimum słonecznego. Jeżeli pojawiają się w okolicach maksimum aktywności, to pojawiają się w pobliżu jednego z biegunów. W tym przypadku jest jednak inaczej. Gigantyczna dziura koronalna pojawiła się nie tylko w okolicach maksimum, ale na dodatek w okolicach równika. Jakim cudem mamy do czynienia z nią akurat teraz? Tego nie wiadomo.
Widocznie Słońce naprawdę ma ochotę szaleć. W ciągu ostatnich kilku tygodni niemal codziennie można przeczytać o ciekawej aktywności gwiazdy i jej wpływie na naszą planetę. Jeżeli akurat jakiś obłok plazmy nie zbliża się do Ziemi, to miłośnicy astronomii obserwują pomarańczowe zorze polarne lub rozbłyski słoneczne niemal najsilniejszej klasy. Korzystajmy z tego, co się obecnie dzieje na Słońcu, bowiem gdy zacznie się ono uspokajać już w przyszłym roku, to na kolejną taką dyskotekę będziemy musieli czekać ponad dekadę.