W Chotuna-Chornancap niedaleko peruwiańskiego miasta Chiclayo archeolodzy odnaleźli szczątki starożytnego kapłana i jego ofiary. Mężczyznę zmarłego między 20. a 30. rokiem życia pochowano razem z dekoracyjnymi miedzianymi nożami, takimi jakich używano do ceremonii składania ofiar z ludzi. Przyczyna śmierci ofiarnika nie jest znana, wiadomo jednak, że należał do lokalnej elity, a nawet mógł być władcą.
Wcześniej archeolodzy odkryli na tym samym stanowisku ofiary zabite być może przez tego samego kapłana. We wnętrzu trzech komór w sztucznym wzniesieniu z suszonej cegły zwanym Huaca Norte znaleziono 33 szkielety kobiet, dzieci oraz młodych mężczyzn. Niektóre z tych osób zostały zabite poprzez poderżniecie gardła. Cięcia dokonano z taką siłą, że zostawiło ślady na wewnętrznych powierzchniach kręgów szyjnych. Kilka szkieletów nosiło też ślady nacięcia żeber na klatce piersiowej. Lewa strona klatki piersiowej została otwarta i wyrwano z niej serce; archeolodzy ustalili to na podstawie szczątków, które uległy częściowej mumifikacji.
Stanowisko, na którym dokonano makabrycznego odkrycia było ważnym centrum religijnym kultury Lambayeque, znanej także jako Sicán, która rozwijała się na północnych wybrzeżach Peru od ok. 800 do 1375 r.
Po co mieszkańcy Chotuna-Chornancap składali w ofierze ludzi? Dla plemion Moche i Sicán wznoszone z gliny platformy zwane huaca reprezentowały szczyty górskie, na których mieszkali przodkowie i duchy. Archeolodzy przypuszczają, że mieszkańcy osad dosłownie karmili huaca krwią, mięsem i sercami ofiar, aby zapewnić sobie ich życiodajną siłę i opady deszczu, od których zależała cała gospodarka.
Spłata długu
Mieszkańcy Mezoameryki, którzy słynęli z krwawych ludzkich ofiar mieli altruistyczną motywację: zabijali, aby ratować świat. Wierzyli, że wszechświatem rządzą 52-letnie cykle, a pod koniec każdego z nich światu zagraża zagłada. Jedynie złożenie ludzkiego życia w ofierze mogło przynieść ocalenie. Według Azteków ludzka krew pozwala zregenerować siły słońca, które toczy codzienną bitwę.
Życie ludzi było dla Azteków tylko jednym z elementów kosmicznego cyklu wzajemnych ofiar. Według legendy wszystko, co istnieje: ziemia, księżyc, gwiazdy, ludzie, kukurydza, woda, poczęło się z ciał i krwi poświęconych bóstw. Na określenie ofiary ludzkiej powszechnie używano metafory nextlahualli, „spłata długu”.
Często ofiary z ludzi miały posłużyć powodzeniu jakiegoś przedsięwzięcia budowlanego lub konsekracji nowej świątyni. Działo się tak nie tylko w Ameryce. Według chińskich podań tysiące ofiar pochowano pod fundamentami Wielkiego Muru, którzy dzięki temu przetrwał wieki. Legendy japońskie mówią o hitobashira, ludzkich filarach, dziewicach pogrzebanych żywcem pod fundamentami budowli razem z modlitwą, aby dzieło rąk ludzkich przetrwało kataklizmy i ataki wrogów.
Pod fundamentami świątyni Quetzalcoatla w Teotihuacan w Meksyku poświecono i pochowano koło 150 r. ponad 100 wojowników Według wierzeń ludów Mezoameryki najlepiej nadawały się do tego celu dzieci. Archeolodzy odkryli w 2005 r. masowy pochowek rocznych i dwuletnich dzieci złożonych w ofierze podczas wznoszenia świątyń w Comalcalco na terenie dzisiejszego Meksyku.
Misjonarz Diego Durán, który opisał praktyki religijne Azteków wspomina, że bogowie wody Tlaloc i Chalchiuhtlicue żądali corocznych ofiar właśnie z dzieci. Jeśli nie zostałyby one złożone, deszcze nie użyźniłby młodych zasiewów. Tlaloc domagał się też ofiary z łez. Przed zabiciem kapłani okrutnymi metodami zmuszali więc dzieci do płaczu, na przykład wyrywając im paznokcie. Archeolodzy odkryli szczątki 42 dzieci poświęconych Tlalocowi przy Wielkiej Piramidzie w Tenochtitlan w Meksyku.
Dla towarzystwa
Dzieci, ale także i dorosłych, składano w ofierze, kiedy umierał władca. Po śmierci każdego Sapa Inca jego poddani wybierali kilkoro dzieci bez najmniejszej fizycznej skazy, stroili je we wspaniałe szaty i dekorowali cenną biżuterią. Następnie wyprawiano na ich cześć ucztę. Po uroczystości kapłan zabierał dzieci na szczyt góry i składał w ofierze poprzez uduszenie, cios w głowę lub spalenie żywcem.
Inkowie mogą wydawać się bardzo okrutni, ale śmierć władcy była we wszystkich kulturach świata pretekstem do zabijania żon, konkubin, nałożnic, służących i niewolników, aby towarzyszyli swemu panu w zaświatach. Przed ponad 4,5 tysiącami lat w mezopotamskim Ur w grobie władcy złożono w ofierze 68 młodych dziewcząt, przystrojonych w diademy ze złota i lapis lazuli. Archeolog Leonard Wooley, który w latach 20. XX w. odsłonił grobowiec nazwany później „Wielką Jamą Śmierci”, był tak zaszokowany, że telegram zawiadamiający władze uniwersytetu w Filadelfii o odkryciu wysłał po łacinie, aby wiadomość nie przeciekła do prasy.
Nawet łagodni Egipcjanie w początkach istnienia państwa nad Nilem ok. 3500-3200 p.n.e. składali ludzi w ofierze podczas pogrzebu władców. Na kamiennej palecie króla Aha znalezionej w Abydos siedząca postać kieruje ostry przedmiot, prawdopodobnie nóż, prosto w pierś drugiej postaci, która klęczy z rękami związanymi na plecach. Jeszcze faraonów I dynastii na początku III tysiąclecia p.n.e. chowano nie tylko – jak czyniono to później – w otoczeniu sprzętów, klejnotów i naczyń wypełnionych jedzeniem dla zmarłego na drogę w zaświatach; do grobów towarzyszyli im też ludzie. Rekordzistą w tym zakresie był król Dżer, którego grobowiec w Umm el-Qaab otaczało aż 318 pomocniczych pochówków, a w nich ciała sług i niewolników, którzy mieli świadczyć swojemu władcy usługi na tamtym świecie. Dopiero w późniejszych wiekach te funkcje przejęły symboliczne figurki uszebti. Jednak niektórzy badacze przypuszczają, że tzw. Nieznany Człowiek E, bezimienna mumia być może z czasów XVIII dynastii (ok. połowy II tysiąclecia p.n.e.), znaleziony w skrytce grobowej w Deir el Bahari, również został złożony w ofierze. Mężczyzna został zawinięty w owczą skórę, uważaną przez Egipcjan za nieczystą, a na jego twarzy, nawet po ponad trzech tysiącach lat, maluje się wyraz przerażenia.
W 921 r. n.e. naocznym świadkiem zabijania sług na grobach panów w Europie Północnej był Ahmad ibn Fadlan, członek poselstwa do nadwołżańskich Bułgarów. Opisywał on, że podczas pogrzebu wikińskiego wodza niewolnice dobrowolnie zgłaszały się, aby pójść na śmierć ze swoim panem. Po 10 dniach wystawnych uroczystości stara kobieta zabijała nożem jedną wybrankę, której ciało palono razem z ciałem zmarłego na jego łodzi.
Stop ofiarom!
W Europie dopiero Rzymianie przyczynili się do zaprzestania składania ludzkich ofiar. Już pod koniec okresu republiki uznali te praktyki za barbarzyńskie i w 97 p.n.e. zakazano ich dekretem senatu. W miarę jak Rzymianie rozciągali strefę swoich podbojów na cały obszar basenu Morza Śródziemnego, zakazywali również podbitym ludom składania ludzkich ofiar.
Jednak sami Rzymianie nie byli bez winy. Przypuszczalnie w początkach swojej historii również składali ludzkie ofiary. Ślady tych okrutnych obrzędów można było jeszcze za czasów cesarstwa odnaleźć w rzymskiej religii. W dniu 15 maja podczas uroczystej procesji westalki wrzucały do Tybru lalki uplecione z sitowia; prawdopodobnie wcześniej składano w ten sposób w ofierze starych mężczyzn. Podobna ceremonia miała miejsce podczas świąt obchodzonych pod koniec kwietnia, kiedy zawieszane na drzewach kukły miały symbolizować ofiarę z młodych chłopców.
Starożytni historycy Liwiusz i Plutarch zanotowali podczas istnienia miasta Rzymu trzy przypadki składania ofiary ludzkiej. W latach 228, 216 i 113 p.n.e. na Forum Boarium zakopano żywcem dwie paru Galów i Greków w ofierze Manom i Dii Inferi, bóstwom świata podziemnego. W każdym przypadku ofiara była odpowiedzią na przepowiednie Ksiąg Sybillińskich. Kiedy około 650 p.n.e. król Serwiusz Tulliusz rozszerzył zasięg murów miejskich, pod starym murem pomerium, który okrążał wzgórze palatyńskie zakopano w ofierze 4 osoby: mężczyznę w wieku ok. 30-40 lat, dziecko, młodzieńca liczącego ok.16-18 lat i kobietę.
W Mezoameryce kres składaniu ofiar z ludzi położyła dopiero konkwista. Hiszpanie byli przerażeni dowodami okrucieństwa Azteków publikowanymi przez chrześcijańskich kronikarzy. Według ich świadectwa w 1487 r. podczas trwającej cztery dni ceremoni poświęcenia Wielkiej Piramidy w Tenochtitlan miało zginąć 80 400 więźniów. Jest to jednak liczba wysoce nieprawdopodobna, kapłani musieliby składać jedną ofiarę co 4,3 sekundy przez okrągłe cztery doby. Antropolog Michael Harner szacował, że w XV wieku Aztekowie poświęcali corocznie ok. 250 tysięcy ludzkich ofiar, ale inny badacz kultur Mezoameryki, Carlos Zumárraga, uważa, że ta liczba była dziesięciokrotnie mniejsza. Niektórzy badacze przypuszczają, że Aztekowie, próbując zastraszyć swoich wrogów, sami rozpowszechniali przesadzone pogłoski o liczbie ludzkich ofiar.