Centrum Badań nad Zagładą Żydów opublikowało stanowisko, które zostało podpisane przez czołowych luminarzy polskiej nauki i kultury. W oświadczeniu tym czytamy, że nasza gazeta wykazała „kompletną nieodpowiedzialność i postawiła pod znakiem zapytania swoją wiarygodność jako pismo popularyzujące historię” oraz, że zrobiliśmy to „powodowani chęcią zysku, ignorancją czy jeszcze innymi, niepojętymi względami”. Na koniec autorzy pisma stwierdzili, że oczekują działań prowadzących do „zmniejszenia skutków tej kompromitacji”.
Ze smutkiem przeczytałem także, że autor słów, które wzbudziły takie kontrowersje, nie zasłużył zdaniem sygnatariuszy listu na poważne traktowanie. Wprawdzie autorzy wyrażają nadzieję, że słowa te „spotkają się ze zdecydowaną reakcją środowisk naukowych w Polsce”, tym niemniej kilka zdań wyżej dyskwalifikują to życzenie stwierdzeniem, jakoby nie było potrzeby „podejmowania z tymi opiniami szczegółowej polemiki”.
Z kolei w liście adresowanym do mnie grupa historyków Żydowskiego Instytutu Historycznego podkreśliła, że „redakcyjna rozmowa z prof. Krzysztofem Jasiewiczem w cywilizowanych ramach w żadnym wypadku się nie mieści. Profesor Jasiewicz jest bowiem antysemitą, i to bezkompromisowym”. I dalej o tym, że lokowanie rozmowy z antysemitą w numerze poświęconym walce i zagładzie Żydów jest „1. odmową szacunku wobec bohaterów tego wydania pisma 2. aktem agresywnej przemocy wobec uczuć wielu osób”.
Tyle środowisko naukowe. Niech będzie mi zatem wolno zwrócić uwagę na główną – moim zdaniem – oś całej afery. Oto mamy utytułowanego profesora PAN, znanego w środowisku antysemitę, ale „podejmowanie z jego opiniami szczegółowej polemiki” nie ma sensu. I tu mamy problem.
Chciałbym to mocno podkreślić. Nasza akcja, która miała cechy prowokacji (choć taką do końca nie była – redaktor Jerzy Diatłowicki, który robił wywiad, nie krył przed profesorem kim jest, jakie ma poglądy i dla jakiej redakcji pracuje) uderzyła w zjawisko, które było na naszym celowniku od początku. To antysemickie „umysłowe kalki”, które w ustach pracownika Polskiej Akademii Nauk brzmią szczególnie złowrogo. W dodatku poglądy prof. Jasiewicza znane są w środowisku od lat. Przecież to badacz, który nigdy ich nie ukrywał. Szerzył je jako naukowiec, usankcjonowany powagą i autorytetem Akademii.
Po tym, gdy przygotowując ten numer „Focus Historia Ekstra” uzyskaliśmy ten wywiad, który profesor następnie autoryzował, postanowiliśmy zostawić go z jednym, jedynym komentarzem od redakcji: znakiem zapytania. Wyszliśmy bowiem z założenia, że komentować te wypowiedzi powinien kto inny. Powinni komentować ci, którzy milczeli przez lata, a teraz w redakcji „Focusa Historia” widzą głównego winowajcę.
Nasza publikacja wywołała lawinę słusznej, choć czasami nieadekwatnej krytyki. Owszem, popełniliśmy błąd, nie wyjaśniając dokładnie swych intencji, czym naraziliśmy wiele osób na wstrząs i ból, ale fakt pozostaje faktem. Nagłośniliśmy zjawisko, które do tej pory nie spotkało się naszym zdaniem z wystarczającą krytyką środowiska naukowego. Środowiska samego pana profesora Jasiewicza.
Powtórzę zatem: nie my powinniśmy zbierać cięgi za nagłośnienie sprawy, ale słowa profesora Jasiewicza powinny spotkać się ze zdecydowaną krytyką. Nie „Focus Historia” jest tu głównym winowajcą, lecz profesor i jakaś dziwna, wieloletnia zmowa milczenia.
I na koniec o światełku w tunelu. Prezes PAN prof. Michał Kleiber w weekendowym wydaniu „Gazety Wyborczej” już zadeklarował, że sprawą zajmie się on i macierzysty instytut profesora Jasiewicza. Jego wypowiedź, że sam jest „zaskoczony takimi poglądami” a także, że „dowiedział się, że ten nieszczęsny profesor Jasiewicz cieszył się do tej pory bardzo dobrą opinią i prezentował zupełnie odmienne poglądy” świadczą, że Akademia ma przed sobą spore wyzwanie.
Mamy zatem nadzieję, że oczekiwane działania Polskiej Akademii Nauk oraz środowisk naukowych w Polsce będą właściwą próbą „zmniejszenia skutków tej kompromitacji” oraz skuteczną reakcją na nagłośniony przez nas „akt agresywnej przemocy wobec uczuć wielu osób”.
Z poważaniem,
Michał Wójcik
redaktor naczelny „Focus” i „Focus Historia”