Kierowców, którzy narzekają na zatory, pocieszamy: polskie korki nie należą do największych. Weźmy na przykład ostatni korek gigant w Państwie Środka. Wskutek remontu kilku pasów – na trasie G110 z Tybetu do Pekinu na dziewięć dni utknęło 17 tysięcy ciężarówek. Kierowcom uwięzionym z daleka od stacji czy sklepów trzeba było dowozić zaopatrzenie i wodę. Taki korek w dzisiejszych czasach nie jest niczym szczególnym. W roku 2009 w brazylijskim mieście Sao Paulo droga została zablokowana na długości 293 kilometrów. Co było przyczyną komunikacyjnego chaosu? Data – korek utworzył się w Boże Ciało, kiedy to z miasta jednocześnie wyjeżdżało około 1,4 miliona aut. Aby uniknąć takich kłopotów, trzeba przebudowywać infrastrukturę. Przykładem działań tego typu są tzw. HOV (High Occupancy Lane) – wydzielone pasy na autostradach w USA, przeznaczone tylko dla tych, którzy w aucie wiozą więcej niż jednego pasażera.Z kolei Chińczycy burzą w Szanghaju wiadukty i na ich miejscu budują autostrady wielopoziomowe.
Zamknąć centrum
Z rosnącą liczbą aut można walczyć również metodami administracyjnymi. Gdzieniegdzie wprowadza się przepisy, które uzależniają wjazd do centrum od cyfr w numerze rejestracyjnym (dziś wjeżdżają auta z parzystą końcówką, jutro tylko te nieparzyste – tak jest w Budapeszcie gdy stężenie smogu staje się nie do zniesienia). Czasami, jak to ma miejsce w wielu francuskich miastach, stosuje się blokady ulic. Wysuwane hydraulicznie siłowniki zamykają miejskie zaułki dla nieuprawnionych pojazdów Ci, którzy muszą wjechać poza linię blokad – autobusy, samochody stale uczestniczące w dostawach itp. – wjeżdżają bez problemu bo kierowca upoważniony może otworzyć drogę za pomocą pilota. W Londynie za wjazd do centrum płaci się odpowiednie „myto” (tzw. Congestion Charge) – 8 funtów. W skali miesiąca robi się z tego całkiem spora kwota.
Zmienić podejście
Sposobem na korki mogą być pociągi. Klasyczne, na zwykłym torowisku lub – jak ostatnio zaproponowali Chińczycy z Shenzen Huashi Future Parking Equipment – poruszające się na torach zamontowanych nad autostradami. Taki szynobus jedzie na szeroko rozstawionych, wysokich ramionach, pod którymi swobodnie mogą poruszać się samochody. Wstępne analizy opublikowane w dzienniku „New York Times” wskazują, że pojazd – napędzany silnikami elektrycznymi z sieci miejskiej i baterii słonecznych – zmniejszyłby obciążenie miejskich dróg aż o jedną trzecią. Przyszłość należy również do Commuter Pod‚ kapsuł zastępujących taksówki. Transportowy system tego typu działa już na londyńskim lotnisku Heathrow. Kapsuły Ultra Personal Pod firmy Advanced Transport Systems wożą pasażerów między terminalem pasażerskim a parkingami, zużywając znacznie mniej energii niż zwykłe samochody! W dodatku nie trzeba na nie czekać (średnio przyjeżdżają co kilkanaście sekund), są również bardzo ciche. Ideał do miasta? Tak, ale trzeba pamiętać o milionach dolarów czy funtów, które trzeba będzie wydać na infrastrukturę.
Prościej jest pójść drogą wskazaną przez wizjonerów i inżynierów,którzy chcą nas, mieszczuchów, przesadzić na elektryczne wozidełka. Jeśli producenci dostarczą niezbyt szybkich (a więc stosunkowo bezpiecznych) i ekologicznych (z napędem elektrycznym) środków transportu, to wybierzemy je zamiast samochodów. Przykłady? Prototyp P.U.M.A. czy kapsuła komunikacyjna EN-V, obydwie zbudowane przy współpracy koncernu General Motors i firmy Segway. P.U.M.A. wygląda nieco archaicznie, ale to tylko pozory. Dzięki GPS i systemom wzajemnego komunikowania z innymi pojazdami wehikuł z GM może jeździć bez udziału kierowcy. Czy to sposób na korki? Tak, bo przecież maszyny nie będą ulegać emocjom i łamać przepisów, wymuszać pierwszeństwa, zmniejszy się więc liczba wypadków, a ruch stanie się bezkolizyjny. Nawet jeśli powstanie korek, człowiek go nie odczuje, bo nie będzie musiał kierować pojazdem, ale utnie sobie drzemkę lub przeczyta gazetę. Specjaliści Google pochwalili się ostatnio, że mają całą flotę autonomicznych samochodów i że testowali je na ulicach San Francisco. Sześć samochodów poruszających się bez kierowcy przejechało (również w korkach) aż 225 tysięcy kilometrów – bez żadnego wypadku.