O tym, że tatuaże nie są zwykłymi ozdobami, przekonałam się, gdy po wielu godzinach porodu lekarze odmówili mi znieczulenia zewnątrzoponowego, ze względu na tatuaż, który mam na plecach. Anestezjolog stwierdził, że wkłuwając się, mógłby przenieść barwnik do rdzenia kręgowego, ryzykując poważną infekcję. W końcu po 14 godzinach zrobiono mi cesarskie cięcie – w pełnej narkozie. Nie widziałam, jak moja córka przyszła na świat, nie słyszałam jej pierwszego krzyku, nie wzięłam jej w ramiona. Gdyby przed laty ktoś ostrzegł mnie, że takie mogą być konsekwencje… Gdyby wzór był o centymetr mniejszy…
W internecie na wielu stronach spotkamy się ze stwierdzeniem, że „tatuaż w okolicy lędźwiowej nie stanowi przeciwwskazania do znieczulenia zewnątrzoponowego”. W praktyce okazuje się, że decyzja należy do lekarza.
Kontrowersji związanych z tatuażem jest więcej. Cała historia rysowania na ciele to ciągłe ścieranie się poglądów za i przeciw, podkreślanie albo negowanie jego znaczenia, zwracanie uwagi na jego walory albo zagrożenia.
Zobacz, kim jestem
Szacuje się, że 500 lat temu nawet tysiąc rdzennych kultur uprawiało sztukę tatuażu. Do naszych czasów przetrwało tylko kilka w odległych zakątkach Azji, Ameryki Południowej, Afryki, Melanezji i Polinezji. Początkowo zdobiono ciało, aby zamanifestować status społeczny (u starożytnych Majów wzory świadczyły o królewskim pochodzeniu). Kiedy plemiona i klany zaczęły się przekształcać w państwa, przestano potrzebować takich oznaczeń. Wówczas tatuaż zaczął kojarzyć się ze społecznym piętnem.
Starożytni Grecy używali go do oznaczania więźniów i niewolników. Rzymianie tatuowali ręce żołnierzy, by móc zidentyfikować dezerterów. W średniowiecznych Chinach tatuowano twarze zwalnianych więźniów, aby każdy wiedział, z kim ma do czynienia. W hitlerowskich Niemczech znakowano przedramiona więźniów obozów koncentracyjnych.
To piętno (tatuaż to łac. stigma) tak przylgnęło do społecznych nizin, że przerodziło się w element ich kultury. Rozbudowaną symbolikę mają zwłaszcza tatuaże więzienne. Dla osób postronnych to nic nieznaczące znaczki – wtajemniczeni potrafią odczytać z nich wszystko: pozycję w więziennej hierarchii, upodobania erotyczne, rodzaj profesji, poglądy i przekonania.
W imię Boga
Tabu, jakie narosło wokół tatuaży, i jego negatywne konotacje sprawiły, że w roku 787 papież Hadrian I zabronił tatuowania ciała, a jego następcy utrzymali ten zakaz – w chrześcijańskim świecie tatuaże były praktycznie nieznane. Pewnie dlatego Cortés, który z konkwistadorami dotarł do Meksyku w 1519 roku, był przerażony, że tubylcy oddający cześć „diabłom” zdołali przenieść ich wizerunki na skórę. Hiszpanie nigdy nie słyszeli o tatuowaniu, rozpoznali więc w tym dzieło szatana i tępili je.
Religijne znaczenie miały też tatuaże na innych kontynentach – poprzez wizerunki na skórze starożytni Egipcjanie okazywali szacunek bóstwom i zapewniali sobie ochronę, niektóre znaki miały znaczenie ochronne i sprzyjały płodności. Arabki, by zajść w ciążę, tatuowały sobie kropki pod pępkiem, na lędźwiach lub nad pośladkami. Te same znaki na dłoniach miały zapewnić wierność męża, a na czubku dziecięcego nosa – przedłużać życie.
Wiara w magiczną moc tatuażu była tak silna, ze stosowano go nawet w celach leczniczych – sławny Ötzi, którego ciało przeleżało pięć tysięcy lat w alpejskim lodowcu, miał 50 tatuaży, które układały się w linie i krzyżyki. Najprawdopodobniej miały leczyć reumatyzm, stwardnienie naczyń i osteoporozę. W Azji tatuaże stosowano również przeciwbólowo, w miejscu zranienia lub zwichnięcia. „U Paiwanów z Tajwanu, syberyjskich Czukczów czy plemienia Yupiget z Wyspy św. Wawrzyńca na Alasce, artystki tatuażu – będące zwykle szamankami – za pomocą nadprzyrodzonych mocy leczyły pacjentów z utraty duszy, którą przypisywano roznoszącym chorobę duchom, zarówno ludzkim, jak i zwierzęcym” – mówi dr Lars Krutak, antropolog kultury, który przez 15 lat podróżował po świecie, dokumentując zanikające tradycje plemiennych tatuaży.
„Czasami terapia wiązała się z nałożeniem leczniczych tatuaży na konkretnych fragmentach ciała albo tatuaży ochronnych, by ukryć tożsamość chorego przed tymi złymi duchami”.
Nie tylko szamani zajmowali się tatuowaniem, lecz także znachorzy. Na Filipinach nanosili znaki na gardłach pacjentów z wolem lub na plecach osób z chorobami skóry. Znani z wydłużania szyi Kayanowie tatuowali na nadgarstkach mężczyzn paciorek, który strzegł przed wszelkimi chorobami.
Jestem zdrowy i wydziargany
Indianie tatuażami honorowali wojowników, którzy wyróżnili się w walce. Słynny wódz Irokezów Nero miał na udach 60 wytatuowanych postaci – każda symbolizowała wroga, którego zabił. „Podobnie jak myśliwi i wojownicy, którzy z dumą nosili blizny po ranach odniesionych w walce, tatuowanie i przekłuwanie ciała świadczą, że ich posiadacze stawili czoło fizycznym wyzwaniom” – pisze Nancy Etcoff w książce „Przetrwają najpiękniejsi. Wszystko co nauka mówi o ludzkim pięknie”. „W wielu częściach świata tatuowanie i nacinanie ciała to część inicjacji, jaką przechodzą młodzi ludzie. Te operacje są nie tylko bolesne, ale wiążą się z ryzykiem zakażenia, i tym samym stanowią demonstrację siły i odporności tych, którzy się im poddają”. Wśród plemion żyjących w trudnych warunkach, wymagających odwagi i umiejętności znoszenia bólu, takie cierpienie było ważne. Tatuaż pozostawiał trwały ślad, który niczym medal informował o odwadze właściciela.
W tej kwestii niewiele się zmieniło do dziś, choć wydaje się, że tatuujemy się głównie dla ozdoby. Badacze z Wrocławia – dr hab. Sławomir Kozieł, dr Weronika Kretschmer i prof. Bogusław Pawłowski udowodnili, że tatuując lub przekłuwając ciało, informujemy: jestem zdrowy i mogę sobie pozwolić na ryzykowne posunięcia. Faktem jest, że trwałe zdobienie ciała niesie ze sobą spore ryzyko dla zdrowia: można się nabawić infekcji, żółtaczki lub HIV, a w bardzo rzadkich wypadkach nawet zmian nowotworowych (dlatego przez pół roku od zrobienia tatuażu nie można oddawać krwi ani narządów). Ludzie decydują się na takie zagrożenia, by komunikować otoczeniu: mam dobre geny, jestem silny, będę miał zdrowe dzieci.
Wrocławscy badacze pomierzyli ciała uczestników eksperymentu. Okazało się, że znacznie bardziej asymetryczni (czyli mniej zdrowi) byli studenci z grupy kontrolnej. Wytatuowani mieli więc rację i słusznie zachwalali swoje walory! Dotyczyło to jednak wyłącznie mężczyzn, u kobiet takich różnic nie zauważono – zdobiły się dla lepszego samopoczucia. Jednak tym, które chcą kiedyś rodzić, radziłabym omijać kręgosłup. Niemal jedna trzecia osób żałuje, ze zdecydowała się na tatuaż – wynika z badań Brytyjskiego Towarzystwa Dermatologicznego. I co ciekawe, częściej dziary żałują mężczyźni niż kobiety. Autorka badań dr Caroline Owen przestrzega, że te wyniki powinny dać do myślenia. Tatuaż może mieć wpływ na całe późniejsze życie, choćby zawodowe. Nie jest i nigdy nie był zwykłą ozdobą na ciele…
Warto wiedzieć:
Jak to się robi?
Początkowo wprowadzano barwnik pod skórę igłami lub ostrymi kołeczkami, ale od końca XIX wieku używa się maszynek elektrycznych. Aby nie przenosić niebezpiecznych drobnoustrojów, należy używać jednorazowych igieł, rękawiczek i pojemniczków na tusz. Warto pamiętać, że żaden tatuaż nie jest wieczny – naskórek się odnawia, a skóra wchłania barwnik. Po jakimś czasie wzór blednie i trzeba go poprawiać. Najbardziej bolesne są miejsca, gdzie jest mało tkanki mięśniowej i tłuszczowej, czyli okolice kostek, stopy, żebra, powieki. Najtrudniej tatuuje się miejsca trudno dostępne i osoby o dużej tuszy. Niezdecydowanym pozostaje malowanie ciała henną.
Jak usunąć tatuaż?
Wystarczy kilka zabiegów laserem – pod warunkiem, że tatuaż wykonano ciemnym barwnikiem. Jasnych kolorów, takich jak żółty, biały, pomarańczowy, nie da się usunąć, lecz można je rozjaśnić, by przykryć to miejsce innym wzorem. Zabieg może być bolesny, skóra jest po nim podrażniona, nie wolno jej opalać, ale goi się, nie zostawiając blizn – co najwyżej czasowe przebarwienia.
Jak działa maszynka do tatuażu?
Prekursorem konstrukcji maszynki do tatuażu był nie kto inny tylko Thomas Edison. Elektryczne pióro do dziurkowania papieru to jeden z jego nielicznych wynalazków – w jednym rzędzie z gadającą lalką i maszyną do wykrywania duchów – z którymi geniusz tak naprawdę sam nie wiedział, co począć. Kłopotliwy patent Edisona rozwinął w 1891 roku niejaki Samuel O’Reilly. To on wyposażył maszynkę w dziób z tuszem, nadając jej zupełnie nowe zastosowanie.
Od czasu wynalezienia maszynki do tatuażu zasada jego nanoszenia pozostaje niezmienna – barwnik zostaje wprowadzony pod naskórek za pomocą specjalnych igieł wprawianych w szybki ruch przez mechanizm elektromagnetyczny.
Tatuaż bez tuszu
Skaryfikacja, uznawana za jedną z form tatuażu, jest szeroko praktykowana wśród społeczeństw afrykańskich. Wcieranie węgla drzewnego w nacięcia wykonane nożami lub kolcami daje ozdobne wzory z tkanki bliznowej. Często wskazywały one na status społeczny, polityczny, cechy charakteru lub władzę religijną. Dla afrykańskich kobiet skaryfikacja ściśle wiąże się z płodnością – blizny wykonywane po urodzeniu dziecka lub karmieniu piersią podkreślają odwagę kobiet wytrzymujących bóle porodu. Blizny na biodrach i pośladkach podkreślają erotyczny i zmysłowy aspekt tych części ciała.
Magdalena Brzezicka – antropolog
Z moich badań, które prowadzę nad socjalnym wymiarem ozdabiania ciała tatuażami we współczesnej Polsce, płynie bardzo ciekawy wniosek. „Tradycyjne” powody zrobienia tatuażu związane z identyfikacją ze „swoim plemieniem” czy subkulturą tracą na wartości. Moi rozmówcy, których ciała ozdabiają duże i widoczne malunki, uważają, że tatuaże są znakiem indywidualności, ilustracją własnych przeżyć i refleksji, buntem przeciwko konformizmowi i szarości otaczającego świata, ale już zdecydowanie nie sposobem identyfikacji z jakąś grupą lub też sposobem, w jaki celebruje się życie społeczne. Można określić ich jako „wytatuowanych indywidualistów”, którzy osobiste przeżycia przepisują trwale na skórę.