O uzależnieniu od lęku i strategiach radzenia sobie z nim

„Interesuje mnie miłość, ale zamiast iść w jej kierunku, zatrzymuję się przy moich demonach”

Zawsze myślałem, że aby lęk zniknął, trzeba o nim rozmawiać, znaleźć jego źródło, a później wyrazić go w bezpiecznej przestrzeni, przy zaufanej osobie. Lata pracy w pracowni psychologicznej i te spędzone na własnej terapii nauczyły mnie, że lęk, obok smutku, złości i radości, to podstawowa emocja każdego człowieka. Uwierzyłem, że wszystkie są potrzebne, byle tylko nie przekroczyły tak zwanej normy. Wtedy destabilizują życie, utrudniają stworzenie bliskiej relacji, a w skrajnych sytuacjach wyjście z domu. Myliłem się. Przeciwieństwem lęku jest miłość, a nie spokój – ten jest wyłącznie stanem pośrednim. Jeśli miłość byłaby niebem, a lęk piekłem, wtedy spokój byłby czyśćcem. Lęk zasłania miłość.

Chcę się pozbyć lęku, całkowicie. Nie mam na myśli strachu, tej krótkiej emocji wywołanej czynnikami zewnętrznymi, np. wyskakującym zza rogu złodziejem. Mam na myśli powracający, irracjonalny i wewnętrzny stan obawy o życie, zdrowie, istnienie. To przekonanie, że coś jest nie tak ze światem, że coś jest nie tak ze mną. Lęk jest drżeniem, silną wibracją zasłaniającą to, co jest tutaj cały czas i nazywa się miłością.

Kto zdecydował o tym, czego się boisz? Kto zarządza twoim lękiem? Znasz jego źródło? Z pewnością jest ich kilka, złączonych w jednym ciele. Po pewnym czasie umysł wytrenowany ostrzeżeniami, które dostajemy od samego początku, generuje lęk jako jedną z funkcji życia (chociaż on powiedziałby, że przetrwania).

A kto decyduje o tym, co wiesz? Zanim pośpiesznie odpowiesz, że ty, pomyśl o swoim początku. Nauczono cię chodzić, jeść sztućcami, używać języka. Przygotowano dla ciebie stroje i zabawki w określonych kolorach. Później przyszedł czas na szkołę, sprawdziany, podręczniki z wyselekcjonowanymi informacjami. Żyjesz w świecie informacji płynących z książek, gazet, internetu, telewizji, od znajomych. Większość z nich skonstruowana jest w ten sam sposób – to opowieści o złu, cierpieniu, zagrożeniu, tragediach i wojnach. Dlaczego? Zanim odpowiesz, że to przecież prawda, że to wszystko wydarza się na świecie, a czasami tuż obok ciebie, daj sobie chwilę, by sprawdzić, jakich informacji o tym, co również się wydarza, nie otrzymujesz.

W 2009 r. założyłem profil na Facebooku, kilka miesięcy temu sprawdziłem, że lubię ponad tysiąc stron, mam kilkaset avatarów udających moich znajomych – każdego dnia dostaję od nich informacje i wiadomości. Długo mówiłem sobie, że dzięki temu jestem na bieżąco, bo nie chciałem przyznać się do uzależnienia od lęku. Płynął w moich żyłach od dziecka, zostałem wytrenowany, by się bać. Postanowiłem pokazać samemu sobie inny świat.

Przejrzałem wszystkie strony, które obserwuję i przestałem lubić ponad pięćset z nich. Wyjechałem na miesiąc do lasu, drewnianego domku, w którym nie korzystam z internetu i wiadomości. Telefon pozostaje prawie cały czas w trybie samolotowym. Niedawno – gdy nabierałem wody z górskiego źródełka – obserwowałem po raz pierwszy w życiu, jak pająk tka swoją sieć. Wiesz, że w Europie Środkowej rośnie około 3000 gatunków roślin kwiatowych? Spędziłem swoje życie, umiejąc wymienić i rozpoznać kilka z nich. Tak bardzo byłem zajęty reagowaniem na wiadomości, na strach.

Interesuje mnie miłość i zamiast iść w jej kierunku, zatrzymuję się przy moich demonach, podszeptach umysłu, toczę realne i urojone walki. To wszystko wyczerpuje. Ostatnio obrałem nową strategię: mijam lęk i idę w kierunku miłości. Pokazuję mojemu umysłowi to, co przeoczył. Proste sprawy, jak wysokie buki o srebrnej korze, krzewy wilczej jagody, czerwonopurpurowe koszyczki chabru driakiewnika, kropelki rosy zebrane na pajęczynie.

Więcej:lęk