SpaceX od kilku miesięcy testuje nową technikę lądowania swoich rakiet Starship. Maszyny mają opadać pionowo w dół i lądować w wyznaczonym do tego miejscu. Wcześniej, przed środową próbą, odbyły się już dwa tego typu testy, w których użyto rakiet sygnowanych jako SN8 i SN9. One także zakończyły się spektakularnymi wybuchami, do których doszło, ponieważ nie udało się wystarczająco spowolnić rakiet przed posadzeniem ich na lądowisku.
3 marca odbył się kolejny test, w którym z terenu Boca Chica w Teksasie wystrzelono rakietę SN10. Prototyp poprawnie wystartował, po czym uniósł się na wysokość ok. 10 km, stopniowo wyłączając kolejne silniki. Następnie Starship przechylił się, aby w kontrolowanym upadku wrócić na ziemię.
W odpowiednim momencie ponownie uruchomiono silniki tak, aby rakieta mogła na nowo przyjąć pozycję pionową i w ten sposób wylądować. „Bardzo ładnie, bardzo ładnie” – skomentował udane testy John Insprucker, inżynier SpaceX, prowadzący transmisję online.
Starship poprawnie wylądował, choć – co zauważono, gdy pierwszy dym się rozwiał – rakieta nieco się przechyliła, najwidoczniej nie trafiając całkiem precyzyjnie na platformę lądowania. Mimo to Insprucker ogłosił, że test zakończył się powodzeniem, a SN10 wylądował w jednym kawałku.
– Kluczowym punktem dzisiejszego lotu testowego było zebranie danych dotyczących kontrolowania pojazdu podczas ponownego zejścia. I udało nam się to zrobić – powiedział Insprucker, po czym zakończył transmisję.
Po przerwaniu nadawania ci, którzy śledzili testy na kanale online SpaceX nie mogli zobaczyć, co stało się zaledwie kilka minut po lądowaniu. Ten moment uchwyciły kamery NASA. Rakieta stojąca na lądowisku nagle wybuchła. Kule ognia i dymu zostały wyrzucone na kilkanaście metrów.
„Osiem minut po lądowaniu, około 14 minut i 45 sekund po starcie, gdzieś wewnątrz rakiety nastąpiła potężna eksplozja, która wykorzystała palny metan jako paliwo. Ciężka metalowa konstrukcja po raz drugi została wyrzucona w powietrze przez podmuch” – relacjonuje Live Science.
Druga próba tego dnia
„The New York Times” podaje, że połowicznie udana próba – pomyślne lądowanie nadal uważa się za krok naprzód – była drugą tego dnia. Pierwszą podjęto na trzy godziny przed ostatecznym startem, ale została przerwana na ułamek sekundy przed końcem odliczania. Silniki zostały wyłączone, gdy komputer pokładowy SN10 wykrył zbyt duży ciąg w jednym z silników.
Inżynierowie SpaceX uznali, że problem nie jest poważny. Wprowadzili pewne zmiany w oprogramowaniu, zatankowali rakietę i spróbowali ponownie. Finał tej próby już znamy.
Mimo wszystko SpaceX uważa, że środowe testy „były najbardziej imponującym osiągnięciem Starship do tej pory” i pokazały, jak daleko zaszedł projekt. Rakiety Starship mają docelowo być w stanie wynieść ludzi i sprzęt na Marsa i na Księżyc.
Firma Elona Muska ma na swoim koncie „kosmiczne” sukcesy, jak misję Dragon Crew i rakiety Falcon. Jednak wielu sceptycznie odnosi się do zapewnień Muska, że firma jest zaledwie kilka lat od wysłania statku kosmicznego na Marsa. Nic dziwnego – w 2019 roku prognozował, że w 2020 rakiety SpaceX będą w stanie odbywać loty orbitalne. Tymczasem wciąż trwają testy prototypów, z których żaden jak dotąd nie przetrwał startu i lądowania.
W wideo opublikowanym we wtorek wieczorem, Musk stwierdził, że Starship będzie gotowy do wystrzelenia ludzi na orbitę w 2023 roku.