Na początku było przerażenie. „Transseksualistka w polskim sejmie?”, „Była mężczyzną! Będzie posłanką?” – grzmiały media. Pierwsze miejsce na krakowskiej liście Ruchu Poparcia Palikota zapewniło 57-letniej Annie Grodzkiej prawie 14 tys. głosów i miejsce w parlamencie. To pierwsza osoba transseksualna w polskiej polityce (po przemianie z biologicznego mężczyzny w kobietę). Czy to oznacza, że Polacy są gotowi na rewolucję seksualną? Dr Hanna Jaxa-Rożen z Instytutu Kulturoznawstwa Uniwersytetu Wrocławskiego ma nadzieje, że tak. I że razem z tą genderową zmianą zakończy się demonizowanie ludzkiej seksualności – i to rozum, a nie płeć będzie decydować o treści uchwalanych ustaw. Z akceptacją zjawiska transpłciowości wiążą się rozmaite wyzwania natury językowej, prawnej, społecznej i obyczajowej. Czy Anna Grodzka wciąż jest tatą swojego syna Bartka, czy mamą? Czy można mieć dwie matki jednocześnie? Czy zmiana płci powinna być refundowana? Anna Grodzka w sejmie zamierza zająć się wprowadzeniem ustawy o związkach partnerskich, a także stworzeniem lepszych podstaw prawnych pomagających w formalnym określaniu tożsamości płciowej, co ułatwiłoby osobom transseksualnym proces zmiany płci i późniejsze funkcjonowanie w społeczeństwie.
Japoński gwóźdź
Łatwo na pewno nie będzie. Transpłciowość prawie nie istnieje w powszechnej świadomości, i to nie tylko w Polsce. W większości społeczeństw problem ten dotyka mniej niż 1 proc. ludzi. W USA National Center for Transgender Equality szacuje, że z zaburzeniami tożsamości płci, tzw. GID (Gender Identity Disorder), boryka się 750 tys. do 3 mln Amerykanów. Zakłopotanie budzi też nazewnictwo. W mediach większość określeń opisujących zaburzenia tożsamości płciowej stosuje się zamiennie. Transpłciowość, transgenderyzm, transseksualizm, transwestytyzm, cross-dressing – brzmią podobnie, tymczasem ich znaczenia się różnią. Pierwsze trzy opisują osobę która nie identyfikuje się ze swoją fizjologiczną płcią. Z kolei transwestytyzm (lub cross-dressing) to forma fetyszyzmu, w którym upodobnianie się do osoby płci przeciwnej przez ubiór i zachowanie pomaga osiągnąć satysfakcję. Kolejny problem to fakt, że zaburzenia płci wciąż znajdują się na liście chorób psychicznych WHO. Wielu obrońców praw transseksualistów lobbuje na rzecz zmiany tej klasyfikacji. Prawdopodobnie stanie się tak, jak z homoseksualizmem, który w 1990 r. został wykreślony z listy zaburzeń psychicznych.
Historia każdego transseksualisty to materiał na scenariusz. Większość z nich wiele lat przed podjęciem decyzji o zmianie płci próbuje dopasować się do swojego biologicznego „opakowania”. Tak jak 43-letnia Aya Kamikawa, do dziś pierwsza oficjalna transseksualistka w Japonii i radnanajwiększej tokijskiej dzielnicy Setagaya. Do 20. roku życia była mężczyzną. W Japonii, gdzie jedno z popularnych przysłów mówi, że wystający gwóźdź należy wbić, zaburzenia tożsamości płciowej czy homoseksualizm to tematy tabu. W społeczeństwie liczy się konformizm i harmonia. „W zaciszu własnego domu możesz być, kim chcesz, tak długo jak spełniasz oczekiwania społeczne w pracy czy rodzinie. Ale na zewnątrz musisz być jak wszyscy” – mówi Kamikawa, która i tak uważa, że miała dużo szczęścia – w przemianie wspierała ją rodzina. Kilka lat po diagnozie medycznej dostała też pozwolenie na hormonalną terapię zmiany płci. Ale mimo że ubierała się i wyglądała jak kobieta, prawnie wciąż była mężczyzną. Nie istniało prawo, które pozwalałoby na zmianę danych w akcie urodzenia. „Wtedy zrozumiałam, że nie mogę żyć w kraju, który dyskryminuje inność. Ale zamiast uciec, postanowiłam to zmienić” – tłumaczy. Najpierw przekonała władze, by pozwoliły jej startować w wyborach lokalnych jako kobiecie. W 2003 roku, po kampanii w mediach, dostała się do rady dzielnicy. Dwa lata później została oficjalnie uznana za kobietę, wciąż jest jednym z popularniejszych tokijskich polityków, teraz już drugą kadencję. Wywalczyła m.in. zniesienie obowiązku wypełniania informacji o płci wrodzonej na formularzach. W 2004 roku Japonia uregulowała także żmudną procedurę, która kwalifikuje osobę trans do zmiany płci. Wciąż jednak nie jest idealnie – tylko osoby bezdzietne mogą dostać zgodę na terapię. „To początek zmian. Najważniejsze, że mniejszości zaczynają być dostrzegane” – uważa Japonka.
Dwa pudełka i trzecia płeć
Dla większości osób identyfikacja płciowa to sprawa tak oczywista, jak postawienie krzyżyka przy rubryce „kobieta” lub „mężczyzna”. Tę płeć biologiczną przydziela nam natura, niczym kolor włosów, oczu czy podatność na pewne choroby. Trudniej jednak dziś odnaleźć się w świecie płci kulturowej (tzw. gender), specyficznym koncepcie łączącym pojęcie ról społecznych, stereotypów i oczekiwań. To ona sprawia, że przyszłe mamy najczęściej kupują dla córek różowe ubranka, a synom niebieskie. Rzeczywistość jest jednak bardziej skomplikowana. Tak jak różnimy się pod względem orientacji seksualnej (warunkującej, która płeć jest dla nas atrakcyjna seksualnie), tak też w różnym stopniu realizujemy wyznaczone przez kulturę oczekiwania genderowe. Nie wszystkie kobiety będą delikatne i drobne, tak jak nie wszyscy mężczyźni kochają sport i rywalizację.
„Nikt nie rodzi się kobietą, ale się nią staje” – napisała w 1949 roku Simone de Beauvoir w dziele „Druga płeć”, kładąc fundamenty pod współczesną teorię feministyczną. Na tym zdaniu Judith Butler, profesor literatury porównawczej i retoryki na Uniwersytecie Berkeley w Kalifornii, oparła książkę „Gender Trouble” z 1990 roku. „Płeć pozwala nam na porządkowanie świata. Tworzy odrębne pudełka: w jednym są rzeczy męskie, w drugim kobiece” – tłumaczy amerykańska badaczka. Oprócz płci biologicznej, której symbolem są genitalia, oraz płci kulturowej, określającej role społeczne, badacze wyróżniają też płeć mózgu i jej wpływ na zdolności poznawcze. Do tego dochodzi jeszcze pojęcie płci genetycznej, określanej przez odpowiedni układ chromosomów X i Y. Czy na pewno jednak tożsamość płciowa jest absolutystyczna? Czy każdemu z nas przypisany jest tylko jeden jej rodzaj? Coraz częściej seksuolodzy i psycholodzy społeczni mówią o płynnej seksualności. „To prawda. Jesteśmy w takim momencie rozwoju ludzkości, kiedy nie można już mówić o dwóch odrębnych płciach: męskiej i żeńskiej. Granice nachodzą na siebie, definicje są płynne” – tłumaczy prof. Michael Kimmel, socjolog ze Stony Brook University, zajmujący się gender studies. „To, co dzisiaj uznaje się za normalne, wciąż ewoluuje. Dla niektórych to być może przerażająca wizja, ale trudno, takie mamy czasy” – dodaje 50-letnia Victoria Kolakowski, która w 2011 roku została zaprzysiężona jako pierwsza w Ameryce transseksualna sędzia sądu okręgowego.
Prawie 60 lat temu operacja zmiany płci Christine Jorgensen, pierwszej transseksualist- ki-celebrytki, stała się skandalem. Jej zdjęcie w dzienniku „New York Daily News” obiegło Stany Zjednoczone. Wówczas nikt nie mógł zrozumieć, jak mężczyzna, do tego żołnierz, może chcieć być wampem. „A dzisiaj mamy transseksualne modelki, polityków czy sędziów. Ludzie stają się świadomi, że takie osoby istnieją i mogą odgrywać w życiu społecznym ważne role” – mówi prof. Paisley Currah, politolog z nowojorskiego Brooklyn College, który pracuje nad książką „United States of Gender”. Rzeczywistość pokazuje, że zmiany w mentalności społecznej wymagają czasu i zależą od różnych zjawisk. „Ronald Inglehart i Pippa Norris w książce »Wzbierająca fala« pokazali, że rodzaje postaw wobec równości płci tworzą spójny, przewidywalny wzorzec. Najbardziej tradycyjne są w tej kwestii społeczeństwa agrarne, industrialne to etap przejściowy, a społeczeństwa postindustrialne są najbardziej egalitarne” – tłumaczy prof. Joanna Mizielińska, socjolog z SWPS, zajmująca się społeczną i kulturową tożsamością płci. Przemianom tym sprzyja też zmiana pokoleniowa,
procesy sekularyzacji, edukacja społeczeństwa i jego otwarcie na świat oraz nowe technologie. „Media mają ogromny wpływ na kształtowanie zmian mentalnościowych. Ważny jest też sposób, w jaki o tych zmianach, np. samej Annie Grodzkiej, się pisze. Okazuje się często, że brakuje nam języka: otwartego, nieoceniającego, liberalnego w sprawach płci i seksualności. Nie uczono go w szkole ani na studiach. On się dopiero w Polsce rodzi” – dodaje prof. Mizielińska.
Anna Grodzka zaczęła zmieniać nasz krajobraz kulturowy zanim została politykiem. Od trzech lat prowadzi fundację Trans-Fuzja, działającą na rzecz osób transpłciowych. Jest też trenerką antydyskryminacyjną, producentką filmową i bizneswoman. Jej zmianie zdają się sekundować nawet tabloidy, które zadedykowały Grodzkiej już kilka czołówek. „Fakt” zamieścił zdjęcie uśmiechniętej posłanki z synem Bartkiem i ciepły komentarz. „Jestem dla niego tatą, który jest kobietą”. W innym żartobliwe narzekania rosłej posłanki: „Nie mam się w co ubrać!”. Z kolei w „Super Expressie” sympatyczna sesja zdjęciowa Grodzkiej, która naprawia auto. „Poradziła sobie z usterką w kilka minut!” – informuje tabloid. „Co się stało tabloidom?” – nie może się nadziwić publicysta Grzegorz Sroczyński na łamach „Gazety Wyborczej”. „O osobach transseksualnych pisały dotąd w atmosferze skandalu i wynaturzenia. Pod polskie strzechy, na polską prowincję, trafia przekaz: transseksualista to nie zboczeniec i potwór”. Victoria Kolakowski pytana o to, jak wytrwała w walce o stanie się kobietą, przytacza słowa żydowskiego chemika i pisarza Primo Levi, który przetrwał Auschwitz: „Jeśli nie będę sobą, to kto będzie mną za mnie? I jeśli nie teraz, to kiedy?”.