W najnowszym artykule naukowym opublikowanym w periodyku Monthly Notices of the Royal Astronomical Society możemy przeczytać wyniki obserwacji nietypowej eksplozji skatalogowanej pod numerem LMCN 1968-12a. Choć sam obiekt odkryto już w 1968 roku i od tego czasu regularnie obserwowano jego kolejne eksplozje, to dopiero teraz udało się ustalić więcej informacji na jego temat.
Warto tutaj przypomnieć, że do eksplozji nowych dochodzi w układach podwójnych, w których biały karzeł, czyli gęsta pozostałość po gwieździe podobnej do Słońca zasysa gaz z towarzyszącej mu gwiazdy. Taki gaz opadając w kierunku białego karła, tworzy swoisty dysk akrecyjny wokół karła. Materia z tego dysku stopniowo opada na powierzchnię gęstego obiektu, zwiększając ciśnienie i temperaturę na jego powierzchni. Po przekroczeniu punktu krytycznego dochodzi tam do niekontrolowanej reakcji termojądrowej, wodór łączy się w cięższe pierwiastki i dochodzi do gigantycznej eksplozji. Ostatecznie jednak biały karzeł nie ulega zniszczeniu, dzięki czemu cały cykl regularnie się powtarza, a my na Ziemi obserwujemy go jako eksplozję nową powtarzalną.
Czytaj także: Ta gwiazda eksplodowała pół wieku temu. Od tego momentu wciąż zaskakuje naukowców
Tak też jest i w tym przypadku. LMCN 1968-12a składa się z białego karła i czerwonego podolbrzyma. Układ ten eksploduje mniej więcej co cztery lata, a ostatni z nich miał miejsce w sierpniu 2024 roku. Astronomowie byli jednak na to wydarzenie przygotowani i przyjrzeli się samej eksplozji za pomocą teleskopu Gemini South oraz teleskopu Magellan Baade. Oba teleskopy przyjrzały się eksplozji w bliskiej podczerwieni najpierw 9, a potem 22 dni po eksplozji.
Nowa naprawdę zaskoczyła! Dane z teleskopu Magellana wykazały gwałtowny wzrost emisji zjonizowanego krzemu, przewyższający całkowitą moc światła naszego Słońca o współczynnik 95 na wszystkich długościach fal. Gemini South zarejestrował podobny, choć słabszy, sygnał związany z krzemem.
I tu pojawiło się zaskoczenie. Naukowcy spodziewali się bowiem zobaczyć linie widmowe siarki, fosforu, wapnia czy glinu. Tych jednak nie było, a zamiast nich był krzem. To właśnie ten nietypowy skład widmowy wskazał badaczom, że temperatura tej eksplozji nie należała do normalnych dla tego typu zdarzeń.
Dane obserwacyjne wprowadzone do modeli potwierdziły przypuszczenia: w momencie eksplozji temperatura wzrosła do zawrotnych 3 milionów stopni Celsjusza. To jednak z najgorętszych nowych, jakie kiedykolwiek zaobserwowano i zdecydowanie najgorętsza poza naszą galaktyką.
Czytaj także: Na nocnym niebie na tydzień pojawi się nowa gwiazda. To jedyna okazja w życiu, aby ją zobaczyć
Wszystko wskazuje na to, że temperatura i skład chemiczny eksplozji związane są bezpośrednio z chemicznym otoczeniem wewnątrz Wielkiego Obłoku Magellana. Naukowcy wskazują bowiem, że w galaktyce satelitarnej gwiazdy charakteryzują się niższą zawartością metali niż gwiazdy w Drodze Mlecznej. Mniejsza ilość ciężkich pierwiastków oznacza, że przed eksplozją na białym karle może zgromadzić się więcej materii gazowej, a przez to gdy już do eksplozji dochodzi, jest ona silniejsza. Mało tego, silniejsza eksplozja powoduje powstanie silniejszych fal uderzeniowych, które z całym impetem uderzają w drugą gwiazdę układu podwójnego, podnosząc temperaturę jeszcze bardziej.
Powyższe obserwacje zgadzają się zatem ze wszystkimi wcześniejszymi przewidywaniami teoretycznymi, które wskazywały, że niska metaliczność może prowadzić do bardziej energetycznych eksplozji nowych.