Nieznani sprawcy, czyli jak Piłsudski pozbywał się wrogów

Po przewrocie majowym w 1926 r. doszło do prawdziwego polowania na przeciwników Marszałka. Mnożyły się „zaginięcia” i „wypadki”
Nieznani sprawcy, czyli jak Piłsudski pozbywał się wrogów

Wydaje się, że czasami zupełnie niepotrzebnie idealizujemy przeszłość. W efekcie mamy dziś prawie nieskazitelny obraz II Rzeczypospolitej. Duża liczba Polaków, jeśli już z czymś ją kojarzy, to z marszałkiem Józefem Piłsudskim i ze zwycięstwem w Bitwie Warszawskiej. Niestety, Polska owego okresu była daleka od ideału. Wyraźną cezurę dla tego okresu stanowi rok 1926, kiedy to Józef Piłsudski dokonał przewrotu majowego, w efekcie czego legalnie wybrany prezydent Stanisław Wojciechowski ustąpił z urzędu. Władza znalazła się w rękach piłsudczyków – ludzi fanatycznie oddanych jednemu człowiekowi, święcie przekonanych o jego nieomylności, gotowych w imię tej wiary walczyć z przeciwnikami politycznymi zarówno legalnymi metodami, jak i gotowych posunąć się do pobicia, a nawet morderstwa. Przybliżone poniżej losy byłych pracowników wywiadu austro-węgierskiego rzucają zupełnie inne, mroczne światło na okres dwudziestolecia międzywojennego.

Preludium: przypadek Morawskiego

Ludwik Morawski to postać niemalże zupełnie zapomniana przez historię. Oficer austro-węgierskiego wywiadu, a podczas I wojny światowej szef krakowskiego ośrodka HK-Stelle (Hauptkundschaftstelle – pol. Główny Ośrodek Wywiadowczy). Morawskiemu z racji pełnionych obowiązków służbowych znany był charakter kontaktów Józefa Piłsudskiego i jego najbliższych współpracowników z przedstawicielami wywiadu austro-węgierskiego. Chodziło o współpracę wywiadowczą z Austro-Węgrami w zamian za wsparcie polskiego ruchu niepodległościowego na terenie Królestwa Polskiego. Kontakty te można zdefiniować jako agenturalne.

Z końcem I wojny światowej Morawski bezskutecznie próbował zabezpieczyć krakowskie archiwum HK-Stelle, które padło ostatecznie łupem podkomendnych Bolesława Roi. Jak się później okazało, wzmiankowane archiwum zostało odpowiednio „wyczyszczone”. Przy życiu pozostali jednak ludzie posiadający wiedzę o jego zawartości. Nikt nie miał pewności, czy pewnego dnia nie zechcą jej ujawnić.

Sytuacja Morawskiego po zakończeniu I wojny światowej stała się niezwykle trudna. Uniemożliwiano mu wstąpienie w szeregi Wojska Polskiego. Dla wielu prominentnych osobistości był zwyczajnie niewygodny. Na domiar złego jego położenie materialne również nie było najlepsze. Zdawało się, że jego sytuację poprawi decyzja o przeniesieniu w stan spoczynku, a tym samym nabycie prawa do emerytury. Ministerstwo Spraw Wojskowych podjęło wprawdzie w listopadzie 1919 r. decyzję o wyrównaniu wszystkich należności, ale nie została ona zrealizowana. 

Czy był to akt złej woli, czy zwykła złośliwość? Trudno rozstrzygnąć. W każdym razie Morawski miał już serdecznie dość przepychanek z władzami wojskowymi o należne mu pobory. Kolejnemu zażaleniu do ministerstwa z 8 stycznia 1920 r. nadał o wiele ostrzejszą formę od poprzednich. Uciekł się w nim do wyrafinowanie zakamuflowanej groźby, pisząc: „Bezpowodowe wstrzymanie przez dwa miesiące wypłaty prawnie mi należących i tak już marnych poborów, jest, uwzględniając obecne stosunki drożyźniane, czynem co najmniej nieludzkim. Sądzę, że zażalenie moje osiągnie należyty skutek, powodując natychmiastowe wypłacenie moich należności, i przeciąganie dalsze sprawy nie zmusi mnie do szukania innej, do celu prowadzącej drogi”. Na ten list, a w szczególności jego formułę i następujące po nim wydarzenia należy zwrócić szczególną uwagę. Albowiem w nieco ponad pół roku od sporządzenia listu jego autor już nie żył.

Zażalenie odniosło skutek – w Ministerstwie Spraw Wojskowych wydano polecenie uregulowania zaległości finansowych. Jednocześnie 19 stycznia 1920 r. ppłk Morawski został wezwany telegraficznie do Dowództwa Okręgu Etapów Lwów i otrzymał przydział do dowództwa 6. Armii generała Wacława Iwaszkiewicza. Powołanie miało bezsprzecznie nietypowy charakter. Ponadto, jeśli weźmiemy pod uwagę, że w armii austro-węgierskiej nie przeznaczono Morawskiego do służby frontowej – kierując się zapewne ogólną oceną stanu jego zdrowia – przydział do 6. Armii może wydać się jeszcze bardziej osobliwy.

Kilka miesięcy później, 6 lipca 1920 r., w Czarnym Ostrowie Morawski zginął w niewyjaśnionych okolicznościach, zastrzelony na podwórzu kwatery dowództwa. Podobno miał być indagowany w sprawie losu dokumentów, obciążających czołowych reprezentantów obozu piłsudczykowskiego. Przypadek Morawskiego nie był odosobniony i jak odnotował ostatni szef austro-węgierskiego Biura Ewidencyjnego (Evidenzbureau – centrala służby wywiadowczej Austro-Węgier) Max Ronge: „Najgorzej wiodło się oficerom wywiadu [austro-węgierskiego – przyp. aut.] w nowej Polsce. Nieraz tylko szybka ucieczka ratowała przed śmiercią i okrutnym maltretowaniem”.

„Zaginięcie” generała Zagórskiego

Los generała brygady Włodzimierza Ostoi-Zagórskiego to niewątpliwie jedna z najbardziej wstydliwych kart polskiego dwudziestolecia międzywojennego. Ten były oficer wywiadu austro-węgierskiego, w okresie I wojny szef sztabu Komendy Legionów Polskich, następnie szef sztabu Frontu Północnego w wojnie polsko-bolszewickiej, a w latach 1924–1926 dowódca lotnictwa, pozostawał w otwartym konflikcie z piłsudczykami. 

W trakcie przewrotu majowego Zagórski opowiedział się po stronie legalnych władz, a po zakończeniu walk wraz z generałami Tadeuszem Rozwadowskim, Bolesławem Jaźwińskim i Juliuszem Malczewskim został umieszczony w więzieniu na Antokolu w Wilnie. Gen. Zagórski oczekiwał, że stanie przed sądem i będzie mógł dowieść swojej niewinności. Jednocześnie nadal buńczucznie i hardo wypowiadał się o swoich przeciwnikach, grożąc, że ujawni będące w jego posiadaniu kompromitujące materiały dotyczące okresu sprzed 1914 r. Takie zachowanie przypieczętowało jego los. Operacja zwolnienia 6 sierpnia 1927 r. i późniejsze „zaginięcie” zostały przygotowane przez jego wrogów politycznych – piłsudczyków. 

Ówczesna władza próbowała lansować tezę o ucieczce Zagórskiego za granicę. Nawet dziś znajdują się osoby, które w imię obrony dobrego imienia Piłsudskiego starają się podtrzymać taką kłamliwą wersję wydarzeń. Sposób, w jaki pozbyto się Zagórskiego, nie odbiegał niczym od standardów bolszewickich i nie miał nic wspólnego z tzw. sanacją moralną, mającą dokonywać się po przeprowadzonym zamachu stanu. Jak słusznie zauważył Stanisław „Cat” Mackiewicz: „Okrzyk »Zagórski« stał się argumentem politycznym o wiele silniejszym od innych. Cóż zrobić, nasz naród nie da się wychowywać przez czerezwyczajki [Czeka – przyp. red.]; Iwan Groźny i Stalin nie mieliby u nas powodzenia. Napoleonowi Francja lekko wybaczyła rozstrzelanie księcia d’Enghien, u nas Piłsudskiemu pamiętano Zagórskiego zawsze”.

Dziś możliwe jest odnalezienie pewnych nieprecyzyjnych wskazówek co do sprawców i okoliczności śmierci generała w materiałach, wytworzonych przez aparat bezpieczeństwa PRL. Oto fragment jednego z przesłuchań odnoszących się do osób i wydarzeń z okresu dwudziestolecia międzywojennego: „W rozmowach […] dawał odczuć, że obawia się ludzi z Oddz. II [wywiadu – przyp. red.], którzy bezustannie śledzą go i mogą skończyć go jak gen. Zagórskiego”.

Niezależnie od tego, gdzie i w jaki sposób dokonano mordu na gen. Zagórskim, pewne jest to, że jego los był dobrze znany prominentnym przedstawicielom obozu piłsudczykowskiego, z samym dyktatorem na czele. Symptomatyczna wydaje się rozmowa z Piłsudskim przytoczona redaktorowi Konradowi Olchowiczowi przez generała Józefa Dańca, ówczesnego szefa Departamentu Sprawiedliwości Ministerstwa Spraw Wojskowych i Naczelnego Prokuratora Wojskowego: „Ja zaś na koniec wezwany byłem przez marszałka Piłsudskiego do Druskiennik. Przywitał mnie dość kwaśno i mrukliwie i z miejsca zagadnął: »Co to, podobno pańscy żandarmi szukają Zagórskiego?«. Gdy zaś odpowiedziałem twierdząco, powołując się na otrzymane polecenia, marszałek rzekł: »Jeżeli nie mają nic lepszego do roboty, to niech lepiej szukają po prostu wiatru w polu«”.

Hempel – „wypadek” na polowaniu

Urodzony w 1879 r. Jan Marian Hempel swoją karierę wojskową rozpoczynał w armii austro-węgierskiej. Podobnie jak Ludwik Morawski i Włodzimierz Zagórski miał za sobą służbę w tamtejszym wywiadzie. Jako szef HK-Stelle we Lwowie utrzymywał kontakt z polskimi organizacjami niepodległościowymi, jak choćby ze Związkiem Walki Czynnej. W trakcie I wojny światowej Hempel walczył na froncie serbskim, rosyjskim i rumuńskim. W Wojsku Polskim służył od listopada 1918 r. na różnych stanowiskach, m.in. pełnił funkcję zastępcy szefa Oddziału I Sztabu Generalnego (jako szef sekcji traktatowej tegoż oddziału), zastępcy szefa sztabu i szefa kwatermistrzostwa Dowództwa „Wschód”, szefa sztabu armii gen. Hallera oraz Grupy Operacyjnej gen. Latinika. Od lipca 1923 r. służbę wojskową kontynuował jako dowódca piechoty dywizyjnej 24. DP, a od września 1924 r. dowódca tejże jednostki.

Przed przewrotem majowym generał Hempel próbował poprzez ministra spraw wojskowych gen. Żeligowskiego wezwać Piłsudskiego na sąd honorowy. Była to reakcja na niepochlebne opinie marszałka, kierowane w stosunku do byłych oficerów armii austro-węgierskiej, którzy wstąpili do Wojska Polskiego. Odpowiadając, Lucjan Żeligowski stwierdził, że Piłsudski nie miał przecież na myśli „wszystkich” oficerów polskich wywodzących się z armii austro-węgierskiej. Takie załatwienie sprawy w żaden sposób nie usatysfakcjonowało Hempla, który odpisał: „To mi nie wystarcza, ponieważ wypowiedź pana Marszałka była drukowana w licznych gazetach, więc i to zastrzeżenie, że zarzuty nie dotyczą »wszystkich oficerów«, powinno być też drukowane w gazetach”. Dalszego biegu sprawy jednak nie było.

W maju 1926 r. gen. Hempel opowiedział się po stronie legalnych władz państwowych przeciw zamachowi stanu Piłsudskiego. Po przewrocie majowym próbowano – jak wynika z zapisków w tajnym dzienniku Departamentu Sprawiedliwości Ministerstwa Spraw Wojskowych – wszcząć sprawę przeciw osobie generała. Cała akcja zakończyła się jednak niepowodzeniem.

W związku z „rugami pomajowymi” z wojska generał przeszedł w stan spoczynku. Przez pewien okres obowiązywał w stosunku do Hempla również zakaz zamieszkiwania w Warszawie. Mimo odejścia z armii nadal był nękany przez sanację. W 1929 r. na 6 tygodni trafił do więzienia w forcie toruńskim, powód represji nie jest niestety bliżej znany. Być może próbowano w ten sposób „zmiękczyć” generała, żeby uzyskać dokumenty związane z jego pracą w wywiadzie austro-węgierskim.

22 września 1932 r. podczas polowania w Potoku gen. Hempel zginął śmiercią tragiczną. Czy było to samobójstwo, jak chcą niektórzy, nieszczęśliwy wypadek z bronią, czy może ktoś zwyczajnie „pomylił” generała ze zwierzyną? Według jednej z wersji Hempel został zamordowany, ponieważ za dużo wiedział o charakterze kontaktów z wywiadem austro-węgierskim Józefa Piłsudskiego i jego współpracowników. 

Lista proskrypcyjna sanacyjnych władz

Czy mamy do czynienia z przykładami mordów dokonanych na przeciwnikach politycznych? A jeśli tak, to czemu miały służyć tak brutalne metody walki? Z pewnością świadomość istnienia ludzi niebezpiecznych oraz możliwość ich wyeliminowania – przy jednoczesnym poczuciu własnej bezkarności – były aż nadto wystarczające, aby stłumić wszelkie obawy.

Po maju 1926 r. owych niejasnych zgonów było niestety znacznie więcej. Generał Jan Thullie zmarł nagle 22 października 1927 r. Zatruł się rybą w drodze na manewry. Autora planu Bitwy Warszawskiej gen. Rozwadowskiego śmierć dosięgła 18 października 1928 r. Podejrzewano otrucie, władze zabroniły jednak sekcji zwłok. Po udanej operacji lekarskiej zmarł niespodziewanie 7 grudnia 1934 r. gen. Oswald Frank, który wcześniej również pracował w wywiadzie austro-węgierskim. 

Śmierć zabrała także ludzi wiązanych ze sprawą generała Zagórskiego. Mieczysław Cempel – szofer, który wiózł generała z Dworca Wileńskiego – miał zostać zastrzelony w 1929 r. Na terenie Belwederu od „zabłąkanej kuli” padł żandarm Stanisław Koryzma, który podobno wiedział zbyt dużo… 
W wypadku samochodowym zginął związany z obozem pomajowym wojskowy i polityk Stanisław Zaćwilichowski. Z powodu przeżyć więziennych załamał się i ciężko chorował gen. Bolesław Jaźwiński (zmarł przedwcześnie 21 kwietnia 1935 r. w Buczku). Z wojska usunięto również część nieprawomyślnych oficerów, a sporej grupie przez lata wstrzymywano awanse.

Lista proskrypcyjna oponentów do moralnego i fizycznego wykończenia była stosunkowo długa. Znaleźli się na niej zarówno wojskowi, jak i politycy. Sanacji nie udało się, przynajmniej w latach 1926–1939, rozprawić z gen. Władysławem Sikorskim. Do Brześcia trafili jednak m.in. Wincenty Witos i Wojciech Korfanty. Przyczyny śmierci tego ostatniego też nie do końca zostały wyjaśnione. 

To nie koniec. Pobito byłego ministra skarbu Jerzego Zdziechowskiego, pisarza Tadeusza Dołęgę-Mostowicza, pisarza i publicystę Adolfa Nowaczyńskiego. W 1930 r. ciężko poturbowano działacza ludowego Jana Dąbskiego, na skutek czego zmarł rok później. Wszystkie wymienione przypadki, a także te nieopisane, wymagają analizy, weryfikacji i szczegółowych badań. Tylko poznawszy prawdę historyczną, będziemy mogli z nadzieją patrzeć w przyszłość.