A to za sprawą ryzykownego manewru tamtejszego satelity, o czym poinformowała firma Slingshot Aerospace. Jeśli wierzyć dostępnym informacjom, to przelot rosyjskiego statku wywołał realne zagrożenie kolizją. Konsekwencje takowej są trudne do przewidzenia, ale można przypuszczać, że nie byłyby miłe. Tym bardziej, iż mowa o działaniach prowadzonych na tzw. orbicie geostacjonarnej.
Czytaj też: Superkriowulkan na obrzeżach Układu Słonecznego. A wszyscy myśleli, że to tylko krater uderzeniowy
W ostatnich latach tłok w przestrzeni kosmicznej urósł do rozmiarów, o jakich w ubiegłym stuleciu nawet byśmy nie śnili. Stwarza to wiele problemów, ponieważ w efekcie rośnie ryzyko zderzeń między satelitami. Co więcej, astronomowie mają utrudnioną pracę, ponieważ zakłócane są prowadzone przez nich obserwacje. I to nie tylko w paśmie optycznym, ale nawet radiowym.
Dodajmy do tego manewry takie jak prowadzone przez Rosjan, a otrzymamy gotowy przepis na katastrofę. Niestety, wygląda na to, że ich satelity już nie pierwszy raz sprawiały problemy. W tym przypadku mowa o jednym z pojazdów identyfikowanych jako NORAD 55841, który został wystrzelony w marcu tego roku. Stanowi on następcę statku NORAD 40258, który znalazł się na orbicie znacznie wcześniej, bo w 2014 roku.
Jak twierdzą przedstawiciele Slingshot Aerospace, na początku września algorytmy służące do śledzenia satelitów na orbicie wykazały, że rosyjski statek zbliżał się do innych w nadmierny sposób. 5 października sytuacja stała się wyjątkowo problematyczna, ponieważ właśnie wtedy satelita znalazł się w odległości zaledwie 60 kilometrów od innego statku. Być może wydaje się to sporym dystansem, lecz w przestrzeni kosmicznej mówimy o zgoła odmiennych skalach i prędkościach, z jakimi poruszają się tamtejsze obiekty.
Przelot rosyjskiego satelity miał miejsce w odległości około 60 kilometrów od innego statku, a pojawiły się nawet doniesienia sugerujące, jakoby dystans ten wyniósł 16 kilometrów
Co gorsza, pojawiły się nawet dane sugerujące, jakoby rosyjski statek był nawet bliżej innego satelity. Odległość ta miałaby wynieść 16 kilometrów. Rosjanie nabrali natomiast wody w usta i niechętnie zabierają głos w sprawie. To martwiące, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę fakt, że i Rosja i Chiny ostatnimi czasy coraz śmielej poczynały sobie na orbicie okołoziemskiej, w szczególności w związku z testami tzw. broni antysatelitarnej.
Czytaj też: Przez cały czas niewłaściwie rozumieliśmy czarne dziury? Zadziwiająca teoria na temat wszechświata
Takowa może być wykorzystywana do neutralizacji satelitów znajdujących się w przestrzeni kosmicznej i prowadzi do rozważań na temat potencjalnej wojny na orbicie. Jeśli chodzi o inne kraje, o których wiadomo, że prowadzą badania nad podobnym orężem, to na liście wymienia się także Indie oraz Stany Zjednoczone. Ryzyko potencjalnego konfliktu jak na razie wydaje się relatywnie niewielkie, ale nie da się ukryć, że obie strony dążą do jak najlepszego zabezpieczenia się przed wrogimi satelitami. Tym bardziej, że te mogą dawać ogromną przewagę w wojnie na powierzchni naszej planety, o czym możemy przekonać się w związku ze starciami między Ukraińcami i Rosjanami.