A co ja mogę? A co to zmieni? Będę frajerem. Nikt tak nie robi. Wygłupię się. Wyśmieją mnie.
Nie, nie jesteś frajerem, kiedy zmieniasz się „tylko” ty, choćby otoczenie niewzruszenie trwało w swej kamiennej postawie. Nie, nie jesteś frajerem, bo każda zmiana, powtórzę: KAŻDA, zaczyna się od zmian jednostek. Czy to zmiany społeczne czy w domach, pracach, szkołach. Wszędzie. Wszystko bierze swój początek z jednego ruchu. Zmianę widać wyraźniej, gdy dokonuje jej kilka osób na raz ale… te kilka osób, to wciąż piękna suma pojedynczych serc i umysłów.
Jak pisze Mary Pipher: „Zmiana kulturowa to suma miliona aktów odwagi i życzliwości. To jedyny sposób, w jaki zmieniała się w przeszłości nasza kultura i to jedyny sposób, w jaki będzie się zmieniać w przyszłości.”
Suma miliona aktów odwag i życzliwości… Więc jeśli jesteś jedyną dziewczyną z osiedla, która wychodzi biegać z Chodakowską, nie przestawaj. Jeśli jesteś jedyną osobą w rodzinie, której zależy na segregowaniu śmieci, nie przestawaj. Jeśli jesteś jedynym facetem w rodzinie, który mówi o emocjach, nie przestawaj. Jeśli jesteś jedyną menadżerką, która pozwala ludziom na łzy w pracy, to nie przestawaj. Jeśli jesteś jedynym dzieckiem, które robi jeżom kopce z liści, nie przestawaj. Bo jak inaczej ma się zacząć zmiana, jeśli nie od jednego, pierwszego odważnego małego lub dużego serca?
Pamiętam kiedy, jako jedyna z klasy zapisałam się na zajęcia tańca towarzyskiego. To nie było popularne hobby. Sam fakt, że po szkole goniłam na trening a nie na boisko czy trzepak (tak, tak to były te czasy), oddzielał mnie w rytmie walca od kolegów i koleżanek. I choć bolały żarty i żarciki w stylu „zakochana para”, bo tańczyłam nomen omen z przedstawicielem płci męskiej, to miłość do tańca pomagała sobie z tym radzić. Miłość do tańca przyklejała plasterki na miejsca uszczypliwości i żartów moich rówieśników.
I tak, trwanie przy swojej miłości do ekologii, pasji, rodziny, pracy, relacji… wymaga oswojenia stanów samotności. Oswojenia bycia tym albo tą, która jest „inna”, „dziwna”, „odjechana”, bo wychodzi poza horyzont systemu. Ta dzika pustka, która czeka na nas wybijających się „poza”, przez jakiś czas będzie naszą rzeczywistością. Na początku będzie wydawać się centrum osamotnienia ale jeśli wytrwamy w tym, co dla nas ważne, to prędzej czy później znajdziemy swoich ludzi, którzy też myśleli, że są samotni w swoim pomyśle, odkryciu, stylu bycia czy życia, aż nie poznali nas a my ich.
Odkryjemy tam w tej samotni ludzi, którzy też tańczą po szkole, ćwiczą, segregują, mówią otwarcie, grabią liście i protestują w imię dla siebie ważnej sprawy. Właśnie wtedy „magicznie” ta samotnia zamienia się w pełnię.
Nowe ruchy społeczne czy kulturowe nie biorą swojego źródła z jakiejś tajemnej siły, którą posiadają nieliczni. To znaczy… siła jest tajemna, ale to siła powszechna, do której każdy ma dostęp. Bo jej tajemnica polega na tym, że jeśli naprawdę w coś wierzymy i coś jest dla nas ważne, to z kibicami czy bez, jesteśmy w stanie iść cierpliwie krok po kroku, do przodu w stronę marzenia czy postawionego celu. Prędzej czy później znajdziemy tam „swoich”. Warunek jest jeden: trzeba iść.
Ps. Samotność to iluzja… bo pamiętaj, że nigdy nie będziesz szedł sam, nigdy nie będziesz szła sama.