Nie wiemy, czy zaliczyć do plotek wiadomość podaną w gazetach niemieckich o sławnym Juliuszu Verne, jakoby miał być z pochodzenia Izraelitą polskim, urodzonym w Płocku – pisał warszawski tygodnik „Kłosy” w roku 1876. „Właściwe jego nazwisko jest Olszewicz i dlatego nazwał się po francusku: Verne (verne – olcha, olszyna)”. Co faktycznie łączyło „czarodzieja z Nantes”– swego czasu najpopularniejszego pisarza świata – z Polską? “Plotka o pochodzeniu Verne’a żyje już ponad 130 lat. Sprawa jest jednak przesądzona. Wątpliwości rozwiały istniejące dokumenty. Wszelkie powiązania rodzinne i genealogiczne wskazują, że był Francuzem” – stwierdza historyk i prezes Polskiego Towarzystwa Juliusza Verne’a dr Krzysztof Czubaszek w rozmowie z „Focusem Historia”. Nie jest więc prawdą, że przyszły pisarz wyemigrował do Francji w dzieciństwie, ani że w wieku dorosłym wyjechał najpierw do Rzymu, tam się przechrzcił i już jako katolik trafił do Nantes.
W każdej plotce tkwi jednak ziarenko prawdy. Prawdą jest bowiem, że źródłem całego nieporozumienia stały się dokumenty faktycznego emigranta z Polski, który nazywał się jednak nie Jules [Juliusz] Verne, lecz Julien [Julian] de Verne. I nie był pisarzem. Ciekawa jest reakcja pisarza na pogłoski na swój temat. Zaczęło się od tego, że dostał list od rzekomego polskiego krewnego. Potem pojawił się u niego zaciekawiony sprawą dziennikarz. Wówczas Verne nie tylko pogłoskom nie zaprzeczył, ale jeszcze je ubarwił. Powiedział żartem, że swego czasu był zakochany w dobrze urodzonej pannie Krakovitz (krakowiance), a kiedy się pokłócili, ona rzuciła się do Jeziora Genewskiego. Ubarwiając plotkę, sam przyczynił się do jej dalszego rozpowszechniania. Nic więc dziwnego, że mimo licznych dementi pogłoski powracały (np. w roku 1928, w setną rocznicę urodzin Verne’a). Niektórzy wierzą w nie nawet dziś. Pozostaje też kwestia, czy polska afera nie rzuciła cienia na twórczość pisarza…
ANTYSEMITA, GERMANOFOB, RUSOFIL?
W książkach Verne’a pojawiali się najróżniejsi Europejczycy: od Francuzów i Anglików po Węgrów i Rosjan. W świecie tym zabrakło miejsca tylko dla jednej narodowości: Polaków. Drobne polskie wątki – np. niewymieniony z nazwiska Polak, były właściciel wyspy Amsterdam w „Dzieciach kapitana Granta” (1868) – zdarzały się niezwykle rzadko. Czyżby Verne obraził się na nas z powodu wcześniejszych plotek? Współczesny biograf pisarza Herbert R. Lottman spotkał się z opiniami, że to pod wpływem pogłosek o swoim pochodzeniu autor stworzył jawnie antysemicką powieść „Hector Servadac” (1877). Istotnie, czarnym charakterem jest w tej książce Żyd, niejaki Izaak Hakhabut, osobnik karykaturalnie chciwy i skrajnie niesympatyczny. Prezes PTJV dr Czubaszek tak komentuje ten szokujący fakt: „Trzeba patrzeć na to, uwzględniając realia tamtych czasów. Nie usprawiedliwiać czy bagatelizować, ale też nie wyolbrzymiać, tylko pamiętać, że inaczej wtedy pewne sprawy oceniano. Verne, wychowany w zasobnej rodzinie mieszczańskiej, był z przekonania konserwatystą i owszem, miał poglądy, które dziś nazwalibyśmy antysemickimi. Napisał jednak ponad 60 powieści, a takie wątki znajdziemy w dwóch–trzech. Jedni chcieliby z tego powodu oskarżać autora, inni woleliby zamieść to pod dywan, a moim zdaniem do sprawy trzeba podejść w sposób historycznoliteracki, nie emocjonalny”.Trudno jednak podejrzewać, aby Verne obraził się za plotki, skoro sam je jeszcze ubarwiał! Poza tym Izaak Hakhabut nie jest Żydem polskim, ale niemieckim. „Nie można czytać dzieł Verne’a w oderwaniu od ówczesnych realiów politycznych. Z punktu widzenia Francuzów Niemcy byli czarnymi charakterami. To ciekawe, że w ogóle istnieje dziś w Niemczech klub miłośników Verne’a” – stwierdza Krzysztof Czubaszek.
Pisarz zresztą bardzo często posługiwał się narodowymi stereotypami. W swym zbiorze esejów „Juliusz Verne – tajemnicza wyspa?” historyk literatury prof. Jan Tomkowski tak to skomentował: „U Verne’a Niemiec pragnie zwykle zawładnąć światem, Rosjanin walczy z niedźwiedziami i kocha cara bardziej niż rodzonego ojca, nawet jeśli został akurat zesłany na Syberię, Francuz błyszczy dowcipem, a w kuchni czuje się jak u siebie w domu, Chińczyk jest nieprzenikniony, zaś ludy pierwotne trudnią się głównie zjadaniem ludzkiego mięsa”. Bywało, że na kartach powieści wrogiemu żywiołowi niemieckiemu czy dzikim ludom z Kaukazu odpór dawali bohaterscy Rosjanie („Tajemnicze wydarzenia w Inflantach”, „Michał Strogow”). Być może dlatego, że – jak twierdzą niektórzy badacze – Verne miał romans z rosyjską tłumaczką swoich dzieł. A jeżeli chodziło tylko o dobrą sprzedaż książek w kraju carów lub o pryncypia francuskiej polityki zagranicznej? Czyżby to właśnie one zaważyły na tym, że pisarz „zapomniał” o niewygodnych Polakach? Jeszcze w 1848 r. – będąc studentem – dwudziestoletni Verne napisał ni to przemówienie, ni to rozprawkę „Czy Francja ma moralny obowiązek interweniować w sprawach Polski?”. Zdobył się w niej na trochę ciepłych słów pod naszym adresem (a szczególnie Kościuszki). Znać, że liznął odrobinę naszej historii, choć nie ustrzegł się też bredni, za które uczeń polskiej podstawówki dostałby pałę z wykrzyknikiem. Już przed Jagiełłą straszy Polaków Szwedami, często myli chronologię wydarzeń… A na koniec tekstu umywa ręce od losu Polski, która poszła w bój za godnym wszelako podziwu, wspaniałym Napoleonem! Pomimo wszystkich tych błędów oczywiste jest, że Verne świadom był skomplikowanej historii Polski. Tym niemniej w żadnej z powieści o tym nie wspomniał. A przynajmniej w żadnej wydanej…
POWSTANIEC NEMO
Najbardziej znaną w kulturze masowej postacią, stworzoną przez Verne’a, jest kapitan Nemo. Narodził się 140 lat temu na kartach „20 000 mil podmorskiej żeglugi”. Ten skryty, bogaty awanturnik dowodził supernowoczesną łodzią podwodną Nautilus. Odnajdywał dzięki niej skarby i odkrywał tajemnice mórz, ale przede wszystkim zatapiał angielskie okręty. Chętnie też udzielał wsparcia nacjom walczącym o wyzwolenie (np. Grekom na Krecie). Skąd jednak pochodził? Kim był? „Polski arystokrata, którego córki zostały zgwałcone, żona zabita uderzeniem siekiery, ojciec zmarł pod knutem, Polak, którego wszyscy przyjaciele zginęli na Syberii i którego narodowość znika z Europy pod rosyjską tyranią” – tak charakteryzował pisarz swego bohatera w liście, którego adresatem był jego wydawca Pierre-Jules Hetzel (jak cytuje tłumacz Konrad Frejdlich w posłowiu do książki Kiryłła Andriejewa „Potrójne życie Juliusza Verne’a”). Dalej „czarodziej z Nantes” wyjaśniał jeszcze: „Jeśli ten człowiek nie ma prawa topić rosyjskich fregat wszędzie, gdzie je tylko napotka, to wówczas zemsta jest tylko pustosłowiem. Ja w tej sytuacji zatapiałbym je i nie nigdy nie znać uczucia nienawiści”. Sęk w tym, że Hetzel nie życzył sobie, aby kapitan Nemo okazał się Polakiem. „Verne wymienił w tej sprawie z wydawcą cztery listy. Sam chciał, żeby to był Polak pokrzywdzony przez Rosjan. Zamiar był ewidentny. Hetzel mu to wyperswadował z powodów merkantylnych (bo książki źle by się sprzedawały w Rosji), ale i dyplomatycznych. Obawiał się, że taka książka mogłaby zagrażać stosunkom między Francją a Rosją!” – wyjaśnia dr Czubaszek. „Dziś wydaje się to śmieszne, żeby rząd przejmował się pojedynczym wydawcą. Ale wtedy było ich mniej, a Hetzel był jednym z największych. Jeśli doszłoby do zadrażnienia dyplomatycznego, odbiłoby się to na jego interesach nie tylko w Rosji, ale i we Francji. Nie zapominajmy też, że Hetzel wiele lat spędził w Belgii. Miał kłopoty z powodów politycznych. Patrzono więc mu na ręce”.
Verne ugiął się. Jego romantyczny terrorysta stał się w „20 000 mil podmorskiej żeglugi” kapitanem Nikt (po łacinie nemo), bezpaństwowcem. Tylko w kapitańskiej kajucie dowódcy Nautilusa przetrwał portret Tadeusza Kościuszki z napisem „Finis Poloniae!”. Towarzyszyły mu jednak wizerunki także innych bojowników o wolność, czyniąc narodowość kapitana wielce enigmatyczną (tym bardziej że zatapiał angielskie statki). Dopiero w książce „Tajemnicza wyspa” (1874–1975) – łączącej się w luźną trylogię z „Dziećmi kapitana Granta” i „20 000 mil podmorskiej żeglugi” – autor wyjaśnił, że Nemo był naprawdę hinduskim księciem Dakkarem, mszczącym się na Anglikach za ujarzmienie jego kraju i wymordowanie rodziny. Polski wątek ostatecznie zniknął. Przynajmniej z kart powieści.Z listów Verne’a wynika, że pierwowzorem kapitana Nemo miał być polski powstaniec banita. Skąd jednak pomysł, aby to nasz rodak szalał po morzach i oceanach? Wszak Polacy nie są specjalnie żeglarskim narodem i o tym Verne raczej wiedział. A może był jakiś polski żeglarz, o którym słyszał „czarodziej z Nantes”?
POLSKIE PIERWOWZORY
Niektórzy fani Verne’a upatrują prototypu kapitana Nemo w Teofilu Łapińskim (1828–1886), któremu Jerzy S. Łątka poświęcił książkę „Romantyczny kondotier”. Łapiński uczestniczył w powstaniu na Węgrzech, a potem działał jako Teffik-bej w walczącej z Rosją Turcji. Był też dowódcą statku „Ward Jackson”, którym próbował dostarczyć na Litwę ładunek broni dla powstańców styczniowych. Cieszył się uznaniem guru anarchistów Michała Bakunina i Karola Marksa, który nazwał go „najmądrzejszym Polakiem, a przy tym człowiekiem czynu” (z kolei syn Adama Mickiewicza Władysław nazwał go pijanicą i szują). Ale Teffik-bej to tylko jeden z kandydatów. „Kwestia, kto był polskim pierwowzorem kapitana Nemo, pojawia się też w powieści Jarosława Klejnockiego »Południk 21«. Autor stawia na Michała Czajkowskiego (1804–1886), czyli Sadyka Paszę” – dr Czubaszek z PTJV wskazuje kolejnego kandydata. Czajkowski walczył m.in. w powstaniu listopadowym i w wojnie krymskiej (oczywiście po stronie Turcji, stąd przydomek). Poza tym był pisarzem i poetą. Nie miał natomiast związków z morzem. Pozostaje też pytanie, na ile on lub Łapiński mogli być znani francuskiemu pisarzowi? Raczej na pewno słyszał natomiast Verne o Władysławie Zbyszewskim (1834–1909), dowódcy statku „Kiliński”. „Był to jeden z dwóch okrętów (drugi nazywał się »Kościuszko« i dowodził nim André Magnan) mających stanowić zaczątek polskiej floty korsarskiej walczącej z Rosją, a zakupionych przez polską emigrację we Francji” – wyjaśnia Czubaszek. „Zbyszewski ułożył instrukcję dla owej floty, która mówiła o »atakowaniu rosyjskich okrętów wojennych, o chwytaniu albo niszczeniu kupieckich«. Zakładała ona też »możliwość zbrojenia statków nie tylko w Europie, ale i w Nowym Jorku, San Francisco, Melbourne i Szanghaju«”. Cała sprawa legła jednak w gruzach, gdyż zamiar wyśledzili i udaremnili rosyjscy szpiedzy. Statek „Kiliński” został aresztowany przez Hiszpanów w Maladze, broń skonfiskowana. O sprawie głośno było w Europie, szczególnie we Francji. Verne z pewnością o tym słyszał bądź czytał. Czy to Zbyszewski był tym „wilkiem morskim” i straceńcem, który rozbudził wyobraźnię pisarza?
KAPITAN ADAM Z NANTES
Sprawdzając polskie tropy kapitana Nemo, nieoczekiwanie znajduję całkiem nowego kandydata: Adama Piotra Mierosławskiego (1815–1851) – młodszego brata znanego w całej Europie powstańca i rewolucjonisty Ludwika. W życiu tegoż Adama można znaleźć kilka cennych poszlak, wskazujących że mógł stanowić znakomitą inspirację dla Verne’a! Po pierwsze to właśnie Adam Piotr Mierosławski był właścicielem wyspy Amsterdam, która pojawia się w „Dzieciach kapitana Granta”. A książka ta tworzy wszak luźną trylogię z „20 000 mil podmorskiej żeglugi” oraz „Tajemniczą wyspą”, których bohaterem jest kapitan Nemo. Po drugie życie nie oszczędziło Mierosławskiemu nieszczęść. Tak jak i Nemo-Dakkarowi. Już jako piętnastolatek Adam Piotr walczył w powstaniu listopadowym.Został nawet odznaczony Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari. Był artylerzystą, bronił Woli pod komendą sławnego gen. Sowińskiego. Po klęsce powstania uciekł z niewoli, a potem tułał się po Europie. Był wygnańcem rozdzielonym z rodziną. Jego matka (notabene Francuzka) umarła w 1830 r. Ojciec (były adiutant napoleońskiego gen. Davouta), ciężko chory, zmarł we Francji w 1837 r. Kilka lat później, kiedy Adam Piotr ożenił się z ukochaną kobietą, żona zmarła po miesiącu, prawdopodobnie podczas epidemii cholery. Po trzecie A.P. Mierosławski znany był w Nantes, rodzinnym mieście pisarza! Trafił tam w 1832 r., szukając statku, na który mógłby zamustrować. Po kilku miesiącach prób siedemnastolatkowi, posługującemu się metryką chrztu starszego brata, wreszcie się udało. Początkowo był zwykłym chłopcem pokładowym, ale w krótkim czasie został oficerem. Zaczął pływać z Nantes do Indii. Nie bał się niczego, nawet zatargów z Anglikami. Marian Mickiewicz w fabularyzowanej biografii Mierosławskiego „Odmieniec” pisał wręcz, że handlował bronią z Hindusami, m.in. ze sławnym „lwem Pendżabu” Ranjit Singhiem. Nawet jeśli to fantazja polskiego autora, kto wie, czy podobnych fantastycznych opowieści nie snuto w gospodach i domach w Nantes? Ponadto już jako znany „wilk morski” Adam Piotr zdał w 1840 r. w Nantes egzamin na kapitana żeglugi wielkiej. A mniej więcej w tym samym czasie mały Verne próbował dostać się na jakiś okręt do Indii! Całkiem możliwe, że słyszał wtedy o Mierosławskim, zwanym „kapitanem Adamem”. Po kolejnym wyjeździe z Francji Polak znów szalał po Oceanie Indyjskim. Zdobył bogactwo dzięki skarbom morza (m.in. perłom), odkrywał tajemnicze zapomniane wyspy (Amsterdam oraz Święty Paweł) i nie dawał sobie w kaszę dmuchać (piratom ani Anglikom). Po czwarte wreszcie na wieść o Wiośnie Ludów, w 1848 r. Mierosławski sprzedał swoją wyspę, wrócił do Europy, do walczącego brata. Tworzył flotę republikańskiej Sycylii, walczył w Niemczech, próbował zorganizować w Nantes przerzut sił do Dalmacji, aby pomóc powstańcom węgierskim. Mniej więcej w tym samym czasie młody Verne pisał swoją rozprawkę o sprawie polskiej…
Po Wiośnie Ludów Mierosławski wrócił na morze i zginął w tajemniczych okolicznościach w 1851 r. Czy jego cząstka przetrwała w kapitanie Nemo, równie niepokornym i rozkochanym w morzu? „Rzeczywiście, Mierosławski mógł być dla Verne’a wzorem kapitana Nemo – Polaka. Taka identyfikacja ma silne oparcie i w jego biografii, i w fakcie, że to właśnie o nim Verne wspomniał w »Dzieciach kapitana Granta«. Pisarz znał tę postać i jej losy. Pewności jednak nie ma, a listy i źródła nie pozwalają na jednoznaczne stwierdzenie” – mówi prezes PTJV Krzysztof Czubaszek. Dodaje przy tym, że w jedną postać kapitana Nautilusa mogło się stopić kilku znanych Verne’owi polskich powstańców żeglarzy. Wszak pisarz nie musiał wzorować się wyłącznie na jednej osobie. Tak czy inaczej, dzięki fikcyjnemu kapitanowi Nemo, powieściowemu Hindusowi, mamy szansę odkryć po latach niemal zapomnianych bohaterów naszej historii. Oto wartościowy – nawet jeśli niezamierzony – gest Verne’a w stronę Polaków.