Praca laboratoryjna bywa bardzo nużąca i powtarzalna. Nalewanie odczynników, ustawianie aparatury, sprawdzanie wyników – to wszystko, choć niezbędne, zajmuje badaczom wiele czasu. Dlatego inżynierowie z Uniwersytetu Liverpoolskiego postanowili zautomatyzować te czynności. Swój pomysł opisali na łamach czasopisma naukowego „Nature”.
Praca 21,5 godziny na dobę
Konstruktorzy wykorzystali robotyczne ramię firmy Kuka, by stworzyć mobilny automat badaczy. Potrafi on samodzielnie poruszać się po laboratorium i korzystać z jego wyposażenia w ten sam sposób, co człowiek. Ma też zbliżone do ludzkich wymiary (jego wysokość to 175 cm), choć waży 400 kg.
Co ciekawe, robot nie posiada oczu. Orientuje się w otoczeniu za pomocą laserowych skanerów oraz sensorów nacisku, zastępujących mu dotyk.
Maszyna nigdy się nie męczy, dlatego może pracować przez 21 godzin i 30 minut na dobę. Pozostały czas potrzebny jest jej na naładowanie baterii. Potrafi m.in. ważyć substancje, nalewać odmierzone objętości płynów, nadzorować przebieg reakcji chemicznych i oceniać ich efekty.
Pierwsze nieludzkie odkrycie
W czasie opisanych na łamach „Nature” testów robot przeprowadził w sumie 688 eksperymentów w ciągu ośmiu dni, pracując przez 172 godziny. Wykonał przy tym 6,5 tys. czynności i pokonał łączny dystans ponad 2 km.
Naukowcy podkreślają, że oprogramowanie robota pozwala mu samodzielnie planować eksperymenty i podejmować decyzje w kwestii dalszych działań. W ten sposób – bez pomocy człowieka – maszyna dokonała już pierwszego odkrycia. Udało się jej znaleźć katalizator, czyli substancję przyśpieszającą przebieg reakcji chemicznej, o sześciokrotnie większej wydajności niż ta, którą stosowano do tej pory.
– Wielkim wyzwaniem było stworzenie systemu na tyle uniwersalnego i wytrzymałego, by mógł pracować samodzielnie. Ale gdy to się już udało, otrzymaliśmy robota, który z powodzeniem może zastąpić człowieka w laboratorium – mówi dr Benjamin Burger, główny konstruktor maszyny.
Warto podkreślić, że celem projektu nie było całkowite wyeliminowanie ludzi z badań naukowych. – Chodziło raczej o wzbogacenie zespołu o nowego pracownika. Dzięki niemu pozostali mają więcej czasu na pracę kreatywną – wyjaśnia prof. Andrew Cooper, który kierował projektem.
CZYTAJ TEŻ