To nie legenda. Rycerze zakonni naprawdę zakładali pierwsze strażnice w koronach potężnych drzew. Nikt jeszcze nie znalazł po nich śladu, jednak wiadomo już, gdzie szukać.
Tych siedmiu braci miało zawsze przy sobie łodzie na wypadek ataku ze strony Prusów, aby mieć możliwość powrotu przez rzekę do Nieszawy, jeśliby w razie niebezpieczeństwa zaszła taka konieczność. A z upływem czasu wokół wspomnianego zamku wznieśli miasto, które potem, podczas gdy zamek pozostawał nadal na swoim miejscu, z powodu ustawicznego przyboru wód zostało przeniesione na to miejsce, gdzie zarówno zamek, jak i miasto Toruń znajdują się obecnie” – pisał niemiecki kronikarz Piotr z Dusburga.
Żył na przełomie XIII i XIV w., czyli kilkadziesiąt lat po opisywanych wydarzeniach. W Starym Toruniu – miejscu domniemanej pierwotnej lokalizacji miasta – znajduje się tylko pamiątkowy kamień. A trudno uznać za jakikolwiek dowód w sprawie obraz z 1713 r. ze zbiorów Muzeum Okręgowego w Toruniu, pokazujący przybycie Krzyżaków na ziemię chełmińską i wzniesienie zamku w konarach. Nic dziwnego, że pasjonatów historii od lat frapowało pytanie, czy Krzyżacy faktycznie zakładali twierdze na drzewach, czy to tylko legenda mająca ewentualnie jakieś drugie dno.
W dębie siła i schronienie
Drzewo, a szczególnie dąb, ma duże znaczenie w mitologii germańskiej. Poświęcony był Donarowi, bogu grzmotów, urodzaju i rolnictwa. Nawet w chrześcijańskich czasach dąb wciąż uważano za symbol siły i schronienia. Wiedzieli o tym i dawni kronikarze. „Co do legend to warto powołać się na Simona Grunaua (XV–XVI w.) – mówi „Focusowi Historia” Seweryn Szczepański, historyk z Uniwersytetu Wamińsko-Mazurskiego w Olsztynie, obecnie przygotowujący dysertację doktorską na temat pruskiego osadnictwa w Pomezanii. – W kontekście drzewa wartowniczego koło Torunia pisał, że wcześniej poświęcone było Perkunasowi”. A Perkunas to wszak bałtyjski odpowiednik germańskiego Donara!
Ponadto dąb stanowił podstawowy budulec dla osadników w państwie zakonnym. „Kiedy archeolodzy badają najstarsze warstwy budownictwa lokowanych miast (w Elblągu jest to najlepiej poświadczone), trafiają właśnie na solidne stare dęby. Były z pewnością najcenniejszym materiałem budowlanym dla osadników. W tym sensie to drzewo i drewno miało dodatkową wartość”– mówi „Focusowi Historia” prof. Roman Czaja z Zakładu Historii Średniowiecza na UMK w Toruniu.
Może więc opowieść Piotra z Dusburga to metafora, mówiąca o tym, że Krzyżacy myślami kierowali się ku niebu, a swoją ziemską siłę budowali dzięki karczowanym dębom?
Z różnych źródeł
Z pewnością o „zamku na drzewie” pisał nie tylko Piotr z Dusburga. „Powtórzył w swym dziele zapis utrwalony w jeszcze starszym źródle: mianowicie w relacji o przeniesieniu relikwii św. Barbary. A było to źródło prawie współczesne do opisywanych wydarzeń, bo mogło powstać w latach 40. XIII w., więc mniej więcej 10 lat po tym, co się działo w Toruniu” – podkreśla prof. Czaja. Za kolejny przekaz z epoki uchodzi także tzw. Relacja Hermanna von Salza. Kwestia dokładnego datowania tych źródeł jest dyskusyjna, ale wszystkie wspominają o tym specyficznym krzyżackim przyczółku nad Wisłą.
Prof. Czaja uważa, że wprawdzie możemy przypisywać „zamkowi na drzewie” dodatkowy sens poza tym najprostszym, jednak sam nie sądzi, by Piotr z Dusburga miał takie intencje. „Kolejni kronikarze wcale nie podkreślali, że chodziło o dąb, tak ważny w tradycji germańskiej. Podobnie na zachowanym późniejszym przedstawieniu widzimy po prostu połączenie zamku z drzewem. Nie nawiązuje do jakichś szczególnych znaczeń przypisywanych drzewom” – stwierdza profesor.
Na dodatek o realnie istniejącym toruńskim przyczółku krzyżackim na dębie świadczyły także relacje pochodzące spoza zakonu krzyżackiego, np. zeznania Tomasza z Zajączkowa. „Podczas procesu z zakonem krzyżackim w 1339 roku mówił, że Krzyżacy na znajdującym się w odległości jednej mili od Torunia »pięknym i wyniosłym drzewie« wybudowali wieżę, w pobliżu drzewa zaś znajdował się na ziemi dwór (curia), gdzie trzymano zwierzęta. Raczej wątpliwe, aby rycerz ów znał dzieło Piotra z Dusburga, ukończone około 1326 roku. Jego wiedza opierała się zatem, co zresztą wynika z zeznania, na nadal żywej tradycji. Warto jednak zadać sobie pytanie, czy była to tylko tradycja”– podkreśla Seweryn Szczepański w artykule „Arbor custodie que vulgariter dicitur wartboum” (w „Zapiskach Historycznych”,
t. LXXVI/2011).
Przykład z Niemiec
Szczepański ustalił, że „drzewa wartownicze” faktycznie występowały w średniowieczu w wielu rejonach Niemiec, m.in. w okolicy Brunszwiku, Hildesheim i klasztoru Arnsburg. W archiwach krzyżackich wzmianka o pewnym takim obiekcie znajduje się już w dokumencie z 1254 r. dotyczącym dóbr zantyrskich. Krzyżacy używali też przedstawienia „zamku na drzewie” w swej ikonografii, o czym informują nas zachowane księgi rachunkowe.
Przyczółek pod Toruniem mógł więc istnieć, bo miałby realne, praktyczne znaczenie. „Zakładanie tego typu wartowni wynikało z pewnej pragmatyki. Na świeżo opanowanym obszarze potężny dąb dawał Krzyżakom możliwości szybkiej ewakuacji i czekania na odsiecz. W wypadku Torunia było to możliwe, bo po drugiej stronie był sojusznik, książę mazowiecki, który w razie potrzeby mógł ich wspomóc” – wyjaśnia „Focusowi Historia” prof. Czaja.
Seweryn Szczepański tak zrekonstruował wygląd przyczółka na podstawie relacji Piotra z Dusburga: „Z przekazu możemy wywnioskować, że dąb umocniony był najpewniej palisadą, wałem lub prowizorycznym murem (moene) oraz jakiegoś rodzaju zasiekami (indaginis), w obszarze obwarowań znajdowała się także jedna furta (aditus).
Niewykluczone, że dąb ów znajdował się na wzniesieniu, co ułatwiało obserwację terenu. Oczywiście, jeżeli znajdował się na obszarze zalesionym, to należałoby wcześniej oczyścić teren, tworząc tym samym zasieki ze ściętych drzew ułożonych koronami w stronę spodziewanego ataku. Nawet takie prowizoryczne założenie mogło stanowić tymczasowy punkt obronny. Zresztą, jak zauważa Piotr z Dusburga, bracia krzyżaccy przygotowani byli na bardziej zdecydowane ataki ze strony Prusów, mając przy sobie łodzie w celu ewentualnej przeprawy na drugą stronę Wisły. Zatem – jeśli wierzyć kronikarzowi – w obrębie obwarowań znajdowała się także przystań”.
Wisła odebrała
„Jeszcze parę lat temu zapis z kroniki Piotra z Dusburga uważano tylko za legendę, zmyślenie. Jednak po sprawdzeniu, jak wyglądała sprawa z drzewami wartowniczymi w Niemczech, okazało się, że kronikarz mógł napisać prawdę. Jeśli miało strzec szlaku komunikacyjnego, to drzewo wartownicze pasowało do przeprawy w Starym Toruniu” – opowiada „Focusowi Historia” Piotr Pietrucki, historyk i znawca regionu z toruńskiego Centrum Kultury Zamek Krzyżacki. Skoro badacze uwierzyli w istnienie „zamku na drzewie”, czy nie dałoby się znaleźć po nim śladu?
„Podejmowano próby znalezienia tego założenia i lokalizacji drzewa, ale bezskutecznie” – wyjaś-
nia Piotr Pietrucki. A zatem to, co widzimy w Starym Toruniu, ma znaczenie tylko symboliczne. „Jest tam pamiątkowy kamień, ale to miejsce umowne. Nie odkryto żadnych śladów tego pierwszego założenia miejskiego czy tym bardziej zamkowego. Nie udało się to i raczej się nie uda, bo w wyniku regulacji Wisły
w XIX w. i zmiany jej nurtu te ewentualne pozostałości zostały zniszczone” – tłumaczy prof. Czaja.
W okolicy Torunia można byłoby poszukiwać jeszcze jednej lokalizacji. „»Kronika Wielkich Mistrzów« wspominała o dębie wartowniczym po drugiej stronie rzeki, prawdopodobnie w okolicach dzisiejszego Dybowa” – sugeruje Piotr Pietrucki z toruńskiego Centrum Kultury Zamek Krzyżacki. „»Kronika Wielkich Mistrzów« to dzieło z 1. połowy XV w. Jeśli chodzi o wydarzenia wcześniejsze o 200 lat, jest całkowicie niewiarygodne” – prof. Czaja nie ukrywa sceptycyzmu. Zatem Toruń i Wisła zazdrośnie strzegą swych tajemnic. Okazuje się jednak, że można zidentyfikować w Polsce inne punkty, gdzie znalazły się krzyżackie nadrzewne strażnice!
Między Iławą a Ostródą
Wprawdzie najstarszym drzewem w Polsce jest mający prawie 1300 lat cis z Henrykowa Lubańskiego na Dolnym Śląsku, ale to daleko od ziem krzyżackich. Najstarszy nasz dąb to Bolesław z Lasu Kołobrzeskiego, liczący około 800 lat. Rozreklamowany Bartek, rosnący w Świętokrzyskiem, jest ponad sto lat młodszy. Nie mamy więc zbyt wielu starych drzew. W tej sytuacji odnalezienie na Warmii i Mazurach konkretnego dębu, z którym związana byłaby krzyżacka wartownia, jest nierealne. Co innego same miejsca, choć strażnice trwały w nich zapewne nie więcej niż kilkanaście lat.
„Są szanse na dokładną lokalizację drzew wartowniczych. Korzystając z opisów granic, można przeprowadzić liniowo ich przebieg i faktycznie namierzyć takie miejsca – opowiada „Focusowi Historia” Szczepański. – Dla przykładu dość dokładny opis granic wsi Urowo (gm. Zalewo) z 1346 r. pozwala na poszukiwanie drzewa wartowniczego w pobliżu obecnego mostu położonego ponad rzeczką łączącą Jeziorak (od zatoki Kraga) i jezioro Dauby. Obszar ten w średniowieczu był mocno zabagniony, więc miejsca lokalizacji drzewa należałoby szukać nie bezpośrednio przy samym moście, lecz – według mnie – na niewielkim wzniesieniu na południe od mostu, bezpośrednio na lewo od drogi na Mozgowo. O drzewie wartowniczym na tym wzniesieniu wspomina znaleziony przeze mnie niedawno dokument opisujący ponownie granice wsi Urowo z 1414 roku. Ciekawostką jest występowanie w okolicy wczesnośredniowiecznego pruskiego grodziska refugialnego [czyli służącego za schronienie dla okolicznej ludności w przypadku wojny – przyp. red.] prawdopodobnie z ok. XIII wieku oraz nieco bliżej Mozgowa XV-wiecznej strażnicy krzyżackiej. Niewątpliwie obszar ten jako pogranicze był szczególnie ważny”.
Sewerynowi Szczepańskiemu udało się wpaść na trop lokalizacji jeszcze innego drzewa wartowniczego: „Drzewo takie, wspomniane w 1351 r. w opisie granic między komturstwem ostródzkim i dzierzgońskim, znajdowało się nieco na północ od wsi Sąpy (gm. Iława). Osobiście poszukiwałbym go w pobliżu (lub na miejscu) XIX-wiecznego cmentarza. Jest tam niewielkie wzniesienie z fragmentarycznie zachowanymi wałami. Nie wiadomo jednak, czy wały nie zostały usypane w czasie zakładania cmentarza”.
Badacz jest optymistą, jeśli chodzi o szanse znalezienia fizycznych śladów po krzyżackich „zamkach na drzewach”. „Wydaje się raczej pewne, że jakieś ślady po tego typu założeniach mogły się zachować. Zakładając oczywiście, że drzewa te były (zgodnie z tym, co pisał Piotr z Dusburga) dodatkowo umacniane palisadą, prowizorycznym wałem” – stwierdza. Swoimi badaniami Szczepański objął jedynie obszar Żuław i Pomezanii. A korzystając m.in. z „Preussisches Urkundenbuch” (do 1371 r.), szukał też informacji o innych obszarach Prus, ale bez powodzenia.
„Jeśli stosowano tę formę budownictwa obronnego, to w bardzo wczesnej fazie, tej »prowizorycznej«. Dlatego jeśli chodzi o źródła z XIII–XIV w. nasza wiedza nie będzie szersza. Ja bym się nie łudził, że dużo więcej się dowiemy” – stwierdza prof. Czaja, studząc nasze apetyty na odnalezienie jakichś przełomowych informacji.
„Zamki na drzewie” wznoszono przed i po Krzyżakach, także na Słowiańszczyźnie. „Tego rodzaju strażnice mogły funkcjonować już w bardzo odległych czasach. Znane są w kulturach »pierwotnych«, stosowali je Wołosi i Siedmiogrodzianie (zarówno jako doraźne strażnice, jak i bezpieczne miejsca spoczynku dla pasterzy). Zachowało się kilka przekazów na ten temat – wyjaśnia Szczepański. – Również u Słowian powszechny był w XVI–XVII wieku zwyczaj stróżowania na drewnianych pomostach ulokowanych na drzewach. Odzwierciedleniem tego może być fragment prozy Tadeusza Micińskiego pt. »Wita« (1926 rok): »Na jednym z dębów strażnica, aby można było ostrzeliwać napastników, jeszcze z dala wyjeżdżających z lasu«. O rozbudowanych siedzibach na drzewach mówi także ruskie podanie o rozbójniku Sołovji, który »miał swoje gniazdo na siedmiu dębach«”.
Okazuje się więc, że opowieść Piotra z Dusburga deprecjonowano, choć sami Słowianie budowali warownie w konarach dębów. Może więc, choć trudno w to uwierzyć, uda się kiedyś odnaleźć i ślad po obwarowaniach dawnego krzyżackiego „zamku na drzewie”?
Warto wiedzieć:
Cuda w koronach
„Od dziesięciu już lat powstają projekty domów zawieszonych w gałęziach rozłożystych drzew, które znajdujemy choćby w katalogu »New Treehouses of the World« autorstwa australijskiego stolarza Petera Nelsona i zarazem szefa TreeHouse Workshop. W jego ślad poszły także inne firmy jak Baumraum z Bremen czy O2 Treehouse z Minneapolis, których klientami są m.in. Sting, Val Kilmer, Donna Karan czy Julianne Moore.
Co wspólnego mają te domy ze swoimi średniowiecznymi prototypami? Na pewno nie poziom luksusu. Bardziej też przypominają zawieszone na drzewach domy Tolkienowskiego Rivendell, które stanowiły dla nich inspirację, aczkolwiek są bardziej nowoczesne” – opisuje Szczepański. Jak opowiada, do jednej z takich luksusowych rezydencji wchodzi się przez XIX-wieczne rozsuwane drzwi, a w środku mamy eleganckie meble w stylu rustykalnym, wykonane na zamówienie. Jest też sekretne przejście, przez które wychodzi się na położony z tyłu taras z przepięknym widokiem. To nie koniec. „W czasie wieczorów filmowych właściciel naciska przycisk i z konsoli ukrytej w suficie wysuwa się w dół ekran plazmowy 60 na 40 cali. To wygląda na dom miliardera i tak właśnie jest. Z tym wyjątkiem, że mieści się… 9 m nad ziemią na gałęziach czterech starych japońskich cedrów” – opowiada Seweryn Szczepański.