Krystyna Romanowska: Richard Bolles w książce „Jakiego koloru jest twój spadochron?” rozprawia się z nieskutecznymi sposobami szukania pracy: pisaniem CV, przeglądaniem portali internetowych, pukaniem do drzwi działów personalnych. Jego zdaniem istnieją lepsze metody na znalezienie zatrudnienia.
Justyna Ciećwierz: Tak, na przykład przez znajomości. U nas wciąż kojarzy się to negatywnie: zakłada się, że zatrudniana przez szefa osoba ma mniejsze kompetencje niż inni kandydaci, ale dostaje stanowisko, bo „ma chody”. Tymczasem chodzi o dotarcie do pracodawcy na ukrytym rynku pracy. Polacy są przywiązani do portali internetowych z ogłoszeniami o pracę. Uważają, że jeśli f irma tam się nie ogłasza, to znaczy, że pracy w niej nie ma. Bzdura – twierdzi Bolles i podaje przykłady, gdzie szukać pracy poza portalami internetowymi – co jest mało skuteczne, podobnie jak przeglądanie ogłoszeń w gazetach. W firmach ciągle zdarzają się przegrupowania kadrowe: starsi odchodzą na emeryturę, kobiety na urlopy macierzyńskie czy wychowawcze.
Chodzi o to, aby wykorzystywać sieć kontaktów ze szkoły, z innych miejsc pracy oraz kontaktów towarzyskich, tak aby docierać do pracodawcy, zanim kosztowna machina rekrutacyjna pójdzie w ruch. Żeby osoba, do której chcemy się dostać, usłyszała o naszym istnieniu i zechciała się z nami spotkać – często z pominięciem drogi służbowej, czytania listów motywacyjnych itp. Bolles przedstawia również postawę charakteryzującą wielu ludzi poszukujących pracy: „Wysłałem tysiąc CV i nic. Załamać się można. Po prostu nie ma dla mnie pracy”.
Kluczowe dla metody Bollesa wydaje się odwrócenie kolejności działań: zamiast robić błyskawiczną analizę rynku pracy, do której się przymierzamy, kiedy stracimy zatrudnienie, najpierw przyjrzyjmy się sobie.
– Zachęcam do ref leksji nad sobą. Bolles nie zaprzecza temu, że rynek jest ważny. Ale podczas szukania pracy należy zmienić kolejność. Najpierw trzeba się zastanowić nad sobą! Swoim klientom zawsze radzę, aby wykorzystali szansę, jaką im daje utrata pracy. Czasami trudno jest odpowiedzieć na najprostsze pytanie…
Na przykład: po co mi w ogóle praca?
– No właśnie, dla jednych może to być sposób na osiągnięcie prestiżu i zarobienie pieniędzy. Pasje realizują poza pracą i one mają dla nich znaczenie. Inna filozofia życiowa brzmi: „Skoro poświęcam pracy tyle czasu, chciałbym, żeby miała sens, żebym mógł się w nią zaangażować, a nie tylko wypełniać obowiązki”. Dla ludzi, którzy tak myślą, utrata pracy może być szansą na dowiedzenie się czegoś więcej o sobie. Bo momenty zwrotne w życiu, dramatyczne doświadczenie czy choroba, spychają z utartego szlaku i dają możliwość zastanowienia się nad sobą. Dlatego doświadczenie utraty pracy może być czymś naprawdę dobrym.
W filmie „Company men” bohaterowie po utracie pracy wybierają trzy różne drogi: jeden zmienia branżę – z menedżera staje się zwykłym budowlańcem, drugi zaczyna pić (a potem działać), trzeci – popełnia samobójstwo.
– Nie wszyscy wytrzymują napięcie takiego krachu. To, o czym trzeba pamiętać, to bycie aktywnym i wyjście do ludzi. Nie można sobie pozwolić na zamknięcie się w czterech ścianach i skupianie się jedynie na wysyłaniu CV. Radzę się zastanowić nad swoimi atutami: w czym jestem dobry, jakie mam zdolności, czym dysponuję i jak mogę to udowodnić, co mogę dać pracodawcy? Dobrze jest wyobrazić sobie siebie w skórze osoby, która zatrudnia. Jakiego człowieka będę szukał? Każdy pracodawca podczas przeprowadzania rozmowy kwalifikacyjnej poszukuje dowodów. Nie wystarczy powiedzieć o sobie: „Moja mocna strona to kreatywność”, trzeba poprzeć to dowodami.
I w dodatku mamy na to od 10 sekund do 2 minut, bo tyle – zdaniem Bollesa – powinna trwać odpowiedź na pytanie pracodawcy. Autor „Spadochronu” przedstawia sposoby na sukces w rozmowie kwalifikacyjnej, które nazywa: „Tego nie nauczysz się w szkole”.
– Wiele jego sposobów to zdroworozsądkowe metody, które nie przychodzą nam do głowy, bo wydają się zbyt proste. Choćby testowanie swoich pomysłów na nową karierę – moim zdaniem to szalenie pomaga, a w Polsce jest mało popularne. Podam przykład: ktoś miał przez wiele lat dobrze prosperującą firmę, ale na skutek zmian na rynku musi ogłosić upadłość. Ma nowy pomysł na siebie: jest świetny w pozyskiwaniu pieniędzy i chciałby się zaangażować w działalność organizacji pozarządowych. Co powinien zrobić? Dotrzeć do osób, które zajmują się czymś podobnym, przyjrzeć się specyfice tej pracy, ,,przymierzyć garnitur”. To niezwykle potrzebne, bo może się okazać, że takie zajęcie wcale mu nie odpowiada. Ale dowie się o tym dopiero, kiedy się sprawdzi. Niestety, ciągle jest tak, że testowanie zaczynamy pierwszego dnia w nowej pracy. I wtedy nagle okazuje się, że to nie to.
Czego jeszcze możemy się od Bollesa nauczyć?
– Na przykład wysyłania listów z podziękowaniami. Czy zna pani w Polsce kogoś, kto po rozmowie kwalifikacyjnej zada sobie tyle trudu, żeby napisać list z podziękowaniem? To bardzo rzadkie, nawet w Stanach Zjednoczonych robi tak jedynie 10 proc. osób. Z rozmów z moimi kolegami konsultantami wynika, że takie gesty się pamięta. I warto je robić, tym bardziej że papierowej poczty nie przychodzi już tak dużo.
W podejściu Bollesa podoba mi się próba wejścia w skórę pracodawcy. On też się boi tego spotkania, także nie jest pewien – twierdzi autor „Spadochronu”. To zupełnie inaczej ustawia stosunki między szukającym pracy a pracodawcą, które w potocznym rozumieniu polegają na tym, że przychodzi szara myszka do orła i coś tam pod nosem piszczy.
– Osoba szukająca pracy nie będzie potrafiła w takiej sytuacji rozwinąć skrzydeł i pokazać, na co ją stać. Są oczywiście ludzie, którzy dobrze funkcjonują w takich momentach, ale dla nieśmiałych może to być horror. Poza tym pamiętajmy, że aby znaleźć swoją pasję i zrozumieć, co mnie tak naprawdę interesuje, w czym jestem dobry, a przede wszystkim – co lubię robić, trzeba popracować nad sobą.
Dlaczego tak trudno odpowiedzieć na pytanie: co jest moją mocną stroną?
– Bolles mówi, że cierpimy na ślepotę dotyczącą tego, co tkwi w nas. Pewne przekonania wynosimy z domu. Stale towarzyszy nam wewnętrzny krytyk karmiony wychowaniem, czyli tym, co nam rodzice przekazali, np. nie wierzyli w nasze możliwości albo w dobrej wierze (żebyśmy się nie zawiedli) mówili: „to nie dla ciebie”. W efekcie zaprzeczamy sobie, temu, że wartość, potencjał tkwi w nas samych, tak jak są w nas zasoby. Tylko należy z nich zaczerpnąć.
Czego najczęściej w sobie nie widzimy?
– Nie ufamy swojej sile. Jesteśmy raczej gotowi uwierzyć jakiemuś narzędziu psychologicznemu, niż odkryć coś sa-memu. Często korzystam z narzędzia diagnozy talentów Richarda Bollesa: daje ono podstawę do przyjrzenia się sobie i radzenia sobie w przyszłości bez pomocy. Zdaniem Bollesa uczenie się to zdobywanie informacji na podstawie tego, co już przeżyliśmy: doświadczeń zawodowych, ale też życiowych. Zwracam uwagę na obserwowanie tego, co tu i teraz dzieje się w naszym życiu, jak reagujemy, postępujemy. To jest właśnie klucz do znalezienia swoich talentów.
Ale jakie płyną z tego wnioski dotyczące pracy? Ja np. lubię oglądać filmy kryminalne i czytać crime-stories. Jakie mam szanse z tymi zainteresowaniami na rynku pracy? Co powiedziałby na to Bolles?
– Powiedziałby: spokojnie, nie za szybko. Po pierwsze nie ma co wyciągać wniosków na temat celu zawodowego na podstawie jednej przesłanki. Aby siebie poznać, trzeba się sobie przyjrzeć jako całości, maksymalnie rozszerzyć perspektywę. Jeśli interesują mnie kryminały, to najprawdopodobniej będę dobra w analizowaniu informacji i rozwiązywaniu problemów. Bolles radzi wybrać ze swojego życiorysu kilka, np. siedem, ciągów zdarzeń, podczas których odczuwal iśmy ogromną wewnętrzną satysfakcję. Może to być zdarzenie, które w porównaniu z innymi osiągnięciami wydaje się banalne, ale nam sprawiło frajdę, zapamiętaliśmy je, uważamy za ważne. Te wydarzenia powinny mieć logiczną, uporządkowaną strukturę, z początkiem i końcem, czyli: cel do wykonania, trudności po drodze, sposób ich pokonania, działania, jakie podjęliśmy, ich efekt, to, co czuliśmy na końcu.
Weekend wystarczy na odkrycie swoich talentów?
– (śmiech) Myślę, że tak. Mój kolega twierdzi, że nigdy nie udało mu się „przejść przez Bol lesa”, bo za dużo w tym analizy. Ale warto włożyć w to wysiłek i tę pracę wykonać. Analizowane doświadczenia nie muszą być tylko natury zawodowej.
Wybrałam już swoje historie, przeanalizowałam je i co mam dalej z tym robić?
– Zwróćmy uwagę na to, co się w nich powtarza. Jaka cecha, umiejętność? Bierzmy pod uwagę przede wszystkim to, co sprawia nam radość. Nie to, w czym jesteśmy dobrzy (to także, ale nie musi być na pierwszym miejscu), tylko to, co kochamy robić, np. inspirować innych, pracować w stresie, nawiązywać relacje z ludźmi. Najlepszą wskazówką dla nas są zdolności, których wykorzystanie daje radość i poczucie: „tak, jestem w tym dobra/y” albo „to łatwo mi przychodzi”. Jeśli mamy trudności z zauważeniem tego, jakie talenty czy zdolności kryją się w konkretnych historiach, warto poprosić o pomoc osoby, które nas dobrze znają i są nam przychylne.
A pani? Co pani sprawia największą radość?
– Przetrenowałam Bollesa na sobie. Miałam przerwę w karierze zawodowej. Po urodzeniu trzeciego dziecka szukałam inspiracji. Pytałam siebie: co chciałabym robić, żeby to miało sens, było komuś potrzebne, a jednocześnie dawało satysfkację? Chciałam pracować, bo z pracy czerpię dużo radości. Spisałam wydarzenia, w których czułam dumę, przyjemność. I zauważyłam coś, z czego wcześniej nie zdawałam sobie sprawy. Otóż okazało się, że bardzo mnie „kręcą” projekty mające charakter pionierski, i to takie, które są potrzebne ludziom, przynajmniej moim zdaniem. To dało mi do myślenia i postanowiłam sprawdzić tę swoją kompetencję. Kiedy moja córka miała niecałe dwa lata, wcieliłam w życie pomysł powołania do życia grupy zabawowej, niekomercyjnego klubiku dla dzieci w wieku przedprzedszkolnym i ich rodziców. No i… udało się. Jedna grupa powstała w Piasecznie, potem następna w miejscowości, w której mieszkam. Wycofałam się z tej działalności, gdy moja córka poszła do przedszkola i wkroczyła w inny etap życia. Ale mogę powiedzieć, że odkryłam, jaki kolor ma mój spadochron. Mam jednak świadomość, że ciągle zdobywam nowe doświadczenia i jeszcze wiele z tego odkrywania przede mną.
Jak udowodnić, że masz umiejętności, które deklarujesz?
Przed pójściem na rozmowę kwalifikacyjną wybierz trzy najważniejsze umiejętności, które twoim zdaniem powinny zainteresować tego pracodawcę. W każdym z trzech przypadków opisz krótko sytuacje, w których – według ciebie – korzystałeś z sukcesem z tych umiejętności. Doprecyzuj każdą wypowiedź, odpowiadając sobie na pytania:
a) Co usiłowałem osiągnąć?
b) Dlaczego chciałem dokonać akurat tego?
c) Jakie przeszkody stanęły mi na drodze?
d) Co wtedy dokładnie zrobiłem?
e) Jaki był wynik moich działań?
f) Na czym polegał sukces tego przedsięwzięcia?
Przeczytaj dokładnie wszystkie odpowiedzi i to kilka razy, ale. . . nie zabieraj ich na spotkanie. To tylko ściągawki.
Znajdź pracę, która odmieni twoje życie.
Te ćwiczenia wykonaj w domu, zanim zdecydujesz się ruszyć na podbój świata. Odpowiedz sobie na pytania: co, gdzie, jak?
- Co – oznacza umiejętności: zidentyfikuj i wypisz te, które przynoszą ci najwięcej radości. Uwaga! Nie musisz być w nich najlepszy, ale się cieszysz, kiedy je wykonujesz. Są to tzw. umiejętności uniwersalne, potrafisz je stosować w każdej dziedzinie i każdej pracy.
- Gdzie – jakie jest twoje wymarzone środowisko pracy? Pomyśl o sobie jak o. . . kwiecie. Każda roślina ma środowisko, w którym czuje się najlepiej. Tak samo ty – musisz zdecydować, gdzie i komu chcesz pokazać swoje umiejętności, gdzie rozkwitniesz i będziesz najwydajniej pracował.
- Jak – sposób, w jaki dostaniesz się tam, gdzie chcesz pracować. Dowiedz się, jakie stanowiska w jakich firmach mogą spełniać warunki twojej wymarzonej pracy. Popytaj o nazwiska osób mogących cię zatrudnić i dowiedz się, jak do nich dotrzeć.
Szkic upragnionego życia.
Na sporej płachcie białego papieru naszkicuj za pomocą kredek i pisaków obraz twojego upragnionego życia. Niech znajdzie się na nim mnóstwo szczegółów: gdzie i z kim mieszkasz, co robisz, jak wygląda twój dom/mieszkanie, jak spędzasz wakacje. Nie umieszczaj tam niczego, co ma związek z rzeczywistością. Pofolguj wyobraźni.