Koń domowy (Equus caballus) jest znany człowiekowi od tysięcy lat. Pierwszy raz udomowiliśmy tego nieparzystokopytnego około 3,5 tysiąca lat p.n.e. Stało się to prawdopodobnie na terenie dzisiejszego Kazachstanu w okresie kultury Botai. Nie powinno nas to dziwić, jeśli konie kojarzą nam się z poczuciem wolności i widokiem galopującego ssaka przez bezkresne stepy. W Europie udomowiono konie dużo później, bo dopiero 1,5 tysiąca lat p.n.e. Zdecydowana większość dzisiejszych ras pochodzi od linii arabskiej i turkmeńskiej.
Czytaj też: Konie nie potrafią wymiotować. Ale właściwie dlaczego?
Pochodzenie koni jest o wiele trudniejsze do wyjaśnienia. Prawdopodobnie ich przodkami były tarpan (wymarły) i koń Przewalskiego. Ten drugi jest jedynym na świecie gatunkiem dzikiego konia. Jego nazwa pochodzi od nazwiska rosyjskiego badacza, który odkrył populacje tych ssaków na terenie stepów Mongolii i Chin. Niestety dzisiaj konie Przewalskiego żyją tylko w ogrodach zoologicznych i uznaje się go za gatunek wymarły na wolności. Niemniej trwają próby przywrócenia dzikich populacji tych zwierząt.
Rasa Shire. Największy koń na świecie należał do niej
Odkąd odkryto, że konie mogą służyć jako zwierzęta pociągowe, w niektórych regionach świata trwały prace nad wyhodowaniem takiej rasy, która będzie silna, wytrwała i do tego ogromna. W ten sposób powstały konie Shire. Nazwa kojarzy nam się z Anglią (oraz krainą z tolkienowskiej literatury) i słusznie. To tutaj w średniowieczu dominowała kultura rycerska. Wojownicy chcący pokazać przed przeciwnikiem swoją wielkość, siłę i moc, dosiadali ogromnych koni.
Rasa Shire obejmuje konie zimnokrwiste, bardzo umięśnione, z długimi nogami, ale krótkim tułowiem. Rozpoznamy je m.in. po charakterystycznych szczotkach zaczynających się na stawie skokowym. Wyglądają one, jakby koń nosił „futrzane skarpetki”. Konie z tej rasy dorastają nawet do dwóch metrów i potrafią ważyć do 1100 kilogramów. Są naprawdę ogromne. Największe konie na świecie prawdopodobnie należały właśnie do tej rasy.
Czytaj też: Skąd się wzięły dzikie konie w Ameryce? Ludowe opowieści mogą być zaskakująco prawdziwe
Sampson, Brookie czy Big Jake? Różne informacje na temat największego konia
Który dokładnie koń był największym w historii? Trudno wskazać jednego konkretnego ogiera, ale najczęściej w źródłach pojawiają trzy konkretne osobniki. Jeden z nich żył w czasach, kiedy fotografia nie była jeszcze dobrze rozwinięta, a w przypadku drugiego i trzeciego mamy już potwierdzone zdjęcia.
Pierwszym, o którym warto wspomnieć, jest Sampson zwany również „mamutem”. Był to wałach rasy Shire, który urodził się w 1846 roku. Wyhodował go Thomas Cleaver w Anglii. Księga Rekordów Guinnessa z 1986 roku podaje właśnie Sampsona za absolutnego rekordzistę. Mierzył on za życia 219,7 centymetrów wzrostu, a szczytowa waga wynosiła 1524 kilogramy. Bez dwóch zdań było to naprawdę ogromne zwierzę.
Czytaj też: Sklonowali konia. To pierwszy przypadek w historii tego kraju
W XX wieku inny koń zdobył większą sławę niż Sampson. Był to Brooklyn Supreme lub inaczej po prostu „Brookie” urodzony w 1928 roku. Co ciekawe, nie był to przedstawiciel angielskiej rasy, ale belgijski koń dereszowaty o gładkiej, krótkiej sierści. Liczył oficjalnie 198 centymetrów wzrostu i ważył 1451 kilogramów. Brookie wychował się w stanie Minnesota, w Stanach Zjednoczonych. Pierwszy właściciel konia, Earle Brown, od początku pokazywał konia na wielu targach, aż w końcu nabył go Charles Grant Good. Po pewnym czasie nowy właściciel zwęszył niemały biznes i zaczął wystawiać Brookie w całych USA, pobierając za obejrzenie zwierzęcia opłatę 10 centów.
Rekordowo duże konie nie miały zapewne lekkiego życia. Również z tego powodu, że żyły nieco krócej niż przeciętnych rozmiarów koniec. Brookie zmarł w wieku 20 lat. W takim samym wieku zmarł niedawno, bo w 2021 roku, Big Jake – inny przedstawiciel belgijskiej rasy, który był najwyższym koniem ostatnich lat. Dorastał on do 210 centymetrów wzrostu. Wspomina o nim Księga Rekordów Guinnesa w 2011 roku.
Jak więc możemy zauważyć, trudno rozsądzić, który koń jest tym historycznym rekordzistą. Na temat Sampsona niewiele możemy się dowiedzieć, zdjęcie Brookie za to jest najbardziej popularne w sieci, ale nie możemy przecież zapominać o Big Jake’u, który do 2021 roku był najwyższym żyjącym koniem świata (a obecnie jednym z najwyższych w historii).
Najmniejszy koń na świecie. Jeden z rekordzistów żyje w Polsce
Tyle miejsca poświęciliśmy największemu koniowi, ale może warto również sprawdzić, który stoi zupełnie po drugiej stronie. Najmniejsze konie na świecie są naprawdę miniaturowe, nawet mniejsze od owcy.
Historyczny rekord najmniejszego konia należy do malutkiego osobnika o imieniu Thumbelina. Urodziła się ona w 2001 roku na farmie w Missouri, również w USA. Była ona miniaturowym koniem, nie kucykiem. Posiadała wszystkie cechy dorosłego osobnika, a jednocześnie dorastała jedynie do 43 centymetrów. Niestety koń nie żył długo i w 2008 roku zmarł.
Czytaj też: Sensacja na placu budowy. Pod autostradą odkryli grób “księcia Hunów” z głową konia i czymś jeszcze
Co ciekawe, w 2020 roku do Księgi Rekordów Guinnessa jako najmniejszy koń trafiło zwierzę z… Polski. Bombel, bo tak się nazywa, jest przedstawicielem rasy miniaturowych koni appaloosa. Urodził się w 2015 roku i w chwili wpisania do księgi mierzył 56 centymetrów wzrostu. Obecnie Bombel robi karierę jako hipoterapeuta i bywa wynajmowany na wydarzenia z dziećmi.
Sztuczna inteligencja vs. największy koń na świecie
Na sam koniec trzeba uwrażliwić na jeszcze jeden aspekt. W ostatnich miesiącach dynamicznie rozwijająca się sztuczna inteligencja (MidJourney) stworzyła fikcyjne zdjęcie przedstawiające największego konia na świecie. Sęk w tym, że na ilustracji zdjęcie jest przerośnięte do niebotycznych rozmiarów. Niestety brak świadomości wśród użytkowników Internetu doprowadził do tego, że zdjęcie stało się viralem i zostało rozpowszechnione jako rzekomo prawdziwe.
Michał Istel z Konkret24 przy okazji nagłaśniania tego incydentu ze sztuczną inteligencją zwraca uwagę na to, by poddawać jakiejkolwiek analizie oglądanie zdjęcia w sieci. Różne zniekształcenia twarzy, rąk, szczegółów obioru i sprzętu mogą sugerować, że mamy do czynienia ze zmyślonym obrazem. Krytyczne podejście wobec obrazów, jak i informacji z Internetu powinno mieć zawsze miejsce podczas naszego codziennego użytkowania sieci.