Vanguard I to obiekt raczej niewielki. Waży trzy funty, a jego średnica to marne 6 cali. Dlatego premier Związku Radzieckiego Nikita Chruszczow, którego ukochany Sputnik ważył funtów dwieście, odważył się drwiąco nazwać amerykańskiego malca grapefruitem w kosmosie. Niesłusznie, bo Vanguard nie tylko przeżył wszystkie satelity ze swojej epoki, ale też nieprędko zniknie z firmamentu. Szacuje się, że polata jeszcze dwa tysiące lat, nim spali się w atmosferze. Będzie to dystans nie do pobicia bez sztucznych ułatwień.
Zbudowały go wspólnymi siłami armia, lotnictwo i marynarka Stanów Zjednoczonych. Oficjalnie za satelitę odpowiadało Naval Research Laboratory (NRL). Wyposażono go w panele słoneczne testowane dopiero od siedmiu lat, bo używane wtedy baterie wystarczyłyby satelicie na 20 dni pracy.
Stany Zjednoczone wystrzeliły Vanguarda I 17 marca 1958 roku z Przylądka Canaveral na Florydzie. Panele były tak skuteczne, że zepsuły się dopiero w 1964 roku, w tym też roku satelita umilkł. Odtąd przemierza przestrzeń w absolutnej ciszy. Dotąd okrążył Ziemię prawie 197 tysięcy razy pokonując dystans półtorej odległości Ziemi od Plutona.
h.k.