Jak sądzą naukowcy z GNS, czołowej nowozelandzkiej instytucji naukowej ds. nauk o Ziemi, świerk z wyspy Campbella może przynieść ważne informacje na temat stanu klimatu nad Oceanem Południowym.
Czytaj też: Drzewa i ludzie mają zaskakująco dużo wspólnego. Przeszkadza im światło
Sama historia świerka sitkajskiego na wyspie jest bardzo ciekawa. Drzewo nie wyrosło tam naturalnie, a zostało zasadzone najpewniej na początku XX wieku przez lorda Ranfurly, ówczesnego gubernatora Nowej Zelandii.
Warunki klimatyczne na wyspie Campbella, która oddalona jest kilkadziesiąt kilometrów na południe od Wyspy Południowej, sprawiają, że dominują tam tylko formacje trawiaste. Wilgotny, morski klimat, częste wiatry oraz temperatury nieprzekraczające 15 stopni latem i nieschodzące zimą poniżej zera wpływają istotnie na krajobraz.
Najsamotniejsze drzewo na świecie. W jaki sposób ma się przysłużyć nauce?
Badacze z Nowej Zelandii chcą prześledzić zmiany pochłaniania dwutlenku węgla przez oceany na przełomie lat. Ponieważ zebranie próbek powietrza mija się z celem, uznano, że najlepiej jest sprawdzić, jak zmieniają się słoje w pniach drzew, które, jak wszystkie rośliny, pobierają CO2 z atmosfery.
Czytaj też: Drewno hodują w laboratorium. W ten sposób można chronić drzewa
Świerk sitkajski zdaje się najlepszym przedmiotem do takich badań, ponieważ znajduje się najbliżej otwartego oceanu. Już w 2016 roku wywiercono w drzewie niewielki rdzeń o średnicy 5 mm. Okazuje się, że drzewo jest zdrowe, rośnie coraz szybciej, a słoje przybierają na grubości.
Czy ma to związek z coraz większą zawartością dwutlenku węgla w atmosferze i oceanach, nie wiadomo. Jeszcze nie ukazała się publikacja naukowa na ten temat, ale na pewno o kluczowej dla naukowego świata roli najsamotniejszego drzewa na świecie jeszcze nie raz usłyszymy.