Amazońska dżungla nawet dziś wydaje się nietkniętym przez cywilizację pierwotnym lasem, którego nieliczni prymitywni mieszkańcy żyją tylko z tego, co upolują. Tymczasem, jak twierdzi amerykański antropolog prof. Michael J. Heckenberger, w czasach prekolumbijskich na południe od Amazonki powstały rozległe miasta ogrody, zamieszkane przez kilkudziesięciotysięczne społeczności. Mieszkańcy prekolumbijskiej Amazonii mogli więc być równie sprawnymi urbanistami jak Europejczycy. Choć miasta z tamtych czasów nie zostały zbudowane z kamienia, dżungla nie zdołała doszczętnie pochłonąć ich śladów. Prof. Heckenberger odkrył zarysy miejskich placów, dróg i rowów, którymi otaczano te oryginalne urbanistyczne założenia sprzed pięciuset lat.
„Z lotu ptaka musiały wyglądać jak galaktyki: wokół centralnego osiedla budowano na osiach dróg rozchodzących się w czterech kierunkach mniejsze osady, a na ich obrzeżach kolejne. Datowanie znalezisk archeologicznych metodą węgla 14C wykazało, że pierwsi mieszkańcy osiedlali się w tym rejonie 1500 lat temu, a przed pojawieniem się Europejczyków mogło tu mieszkać nawet 50 tys. osób. W tym samym czasie przeciętne średniowieczne miasto europejskie liczyło kilkuset mieszkańców” – mówi „Focusowi Historia” prof. Heckenberger. Jego zdaniem to właśnie obok pozostałości tych miast mógł przechodzić nieświadomy ich istnienia słynny brytyjski podróżnik Percy Fawcett, który na początku ubiegłego wieku zaginął w amazońskiej dżungli w poszukiwaniu kamiennego miasta Z.
Anna Gwozdowska: Od początku lat 90. prowadzi pan badania archeologiczne w brazylijskiej Amazonii. Przez kilka lat mieszkał pan w wiosce plemienia Cuicuro, w rejonie rzeki Xingu. Ich przodkowie mogli być budowniczymi prekolumbijskich miast ogrodów. Czy natrafił pan ostatnio na jakieś nowe ślady tych osiedli?
Michael J. Heckenberger: Danych na potwierdzenie teorii o istnieniu osadnictwa, gęsto zaludnionej sieci wielu miast, mamy dość już teraz. Problem polega jedynie na tym, że nie wszyscy chcą je traktować jak prawdziwe miasta. W przyszłym roku zamierzam wydać kolejną książkę, będzie zatytułowana „Garden Cities of the Amazon” („Miasta ogrody Amazonii”). Mam zamiar przekonać niedowiarków, że urbanistyka nie musi przypominać tego, co znamy z Europy. Dla ludzi Zachodu miasto lub jego ruiny muszą być kamienne, tak jak azteckie piramidy, których pozostałości możemy do dziś oglądać. Ten sposób myślenia, czyli skłonność do utożsamiania miasta z murowanymi budowlami, to oczywiście konsekwencja historycznych doświadczeń Europejczyków. Tradycyjnie rozumiany model miasta znany z Grecji, Egiptu czy średniowiecznej Europy to przeciwstawienie kamiennego urbanistycznego centrum wiejskiemu interiorowi. Wedle tej samej tradycyjnej definicji miasto powinno być społecznie i ekonomicznie niejednolite. Kiedyś na tę różnorodność składała się m.in. cała gama rzemieślniczych gildii. Dlatego tak trudno jest sobie wyobrazić inną wizję urbanizacji, zaakceptować możliwość istnienia alternatywnych form miejskich, które powstawały w tropikach, właśnie w Amazonii, w Afryce czy na wyspach Oceanu Spokojnego.
A.G.: Brytyjczyk Percy Fawcett, opierając się na świadectwach Europejczyków, którzy jako pierwsi podróżowali po Amazonii w XVI i XVII w., szukał w południowej części dorzecza Amazonki ruin bogatego miasta z kamienia. Nazwał je nawet „miastem Z”. Nim zaginął, dotarł najprawdopodobniej do miejsca, w którym prowadzi pan swoje badania. Jak naprawdę mogły wyglądać miasta ówczesnych mieszkańców tych terenów?
M.J.H.: W okolicy rzeki Xingu, w dzisiejszym Xinguano, mieszka niewielkie plemię Cuicuro, ale w 1492 r. istniała rozległa (wielkości dzisiejszej Belgii) sieć osiedli, tworzących razem rodzaj klasteru [zgrupowania przestrzennego – przyp. red.], połączonych ze sobą szerokimi nawet na 40 m drogami. Około 1500 r. żyło tu kilkadziesiąt tysięcy osób! Ale w 1950 r. pozostało w tej okolicy już tylko 100 mieszkańców! Tak znaczny spadek liczby ludności, de facto masowa depopulacja tego regionu, był z pewnością spowodowany epidemiami, które wybuchły wraz z pojawieniem się w Ameryce Europejczyków. Przynieśliśmy do Nowego Świata choroby, na które mieszkańcy Ameryki nie byli odporni. Dżuma, która w XIV w. dziesiątkowała europejskie miasta, w XVI w. w Nowym Świecie stała się jeszcze groźniejsza. Populacja w dorzeczu Xingu była mocno odizolowana i po pierwszej epidemii, która zapoczątkowała schyłek świetności miast ogrodów, jej liczebność mogła się na jakiś czas ustabilizować, jednak później zmagała się z pewnością z kolejnymi epidemiami, a liczba mieszkańców topniała. Jeszcze w 1954 r. wybuchła tam epidemia odry, która uśmierciła 25 proc. ówczesnej populacji Xinguano.
A.G.: Jacy byli amazońscy mieszczanie? Czy ich styl życia mógł robić wrażenie na Portugalczykach i Hiszpanach, którzy przybywali z rozwijającej się szybko Europy?
M.J.H.: Oczywiście tradycyjne spojrzenie na Amazonię jest takie, że to dziewicza tropikalna dżungla, zamieszkana przez nieliczne dzikie plemiona, które nie zmieniły się od setek lat i na które kolonializm, ofensywa współczesnej cywilizacji, nie miały żadnego wpływu. Tymczasem prekolumbijscy mieszkańcy Amazonii żyli w wielotysięcznych osadach, które nazwałem miastami ogrodami albo miastami galaktykami ze względu na kształt, który przyjmowało to osadnictwo w przestrzeni. Miasta w rejonie Xingu zajmowały 20 tys. km kw. W centrum prekolumbijskich grodów Amazonii lokalizowano koliste place, z których promieniście rozchodziły się drogi o różnym stopniu ważności. Zarówno miasta, jak i same domy zawsze organizowano wzdłuż osi wschód-zachód. Osiedla otaczano drewnianymi palisadami, a na ich obrzeżach znajdowały się ogrody, sady, łąki i pola uprawne. Współcześni mieszkańcy terenów Xingu zachowali zresztą wiele cech, które charakteryzowały miasta przeszłości: choćby metody produkowania żywności (uprawa manioku, hodowla ryb, sadownictwo i gospodarka leśna), strukturę wspólnoty i układ osiedla. Dzisiejsza wioska Xinguano składa się z wielu krytych strzechą domostw i wielkiego, centralnie zlokalizowanego placu. Tak jak ich przodkowie, Cuicuro żyją w jednym miejscu, ale utracili zdolność do regionalnej integracji – łączenia się w wielką miejską strukturę z sąsiednimi osadami – która cechowała mieszkańców miast ogrodów sprzed 500 lat.
A.G.: Czy mieszkańcy prekolumbijskiej Amazonii stworzyli jakiś urbanistyczny wzór, który powielali?
M.J.H.: Znakiem rozpoznawczym ich stylu jest sieciowy model osadnictwa i system komunikacji, który istniał między poszczególnymi osadami miast ogrodów. Amazońscy budowniczowie przestrzegali zasad, które przez wieki wykształcili, zachowywali np. kąt, pod którym konstruowano idealnie proste drogi, i kierunek, w jakim rozbudowywano klaster, tworząc satelickie osady względem centrum. Zawsze stosowano ten sam system i odległości. Połączone siecią dróg (czasem szerokości dzisiejszych autostrad) osady tworzyły coś w rodzaju siatki geograficznej rozciągającej się nad dorzeczem Xingu. Główne drogi przebiegały zawsze w kierunku wschód-zachód, a drogi drugiej kategorii biegły z północy na południe, wreszcie drogi poboczne rozchodziły się od centrum promieniście. Czyż to nie jest urbanistyka? Pod tym względem mieszkańcy Amazonii byli bardzo wyrafinowani, posługiwali się metodami inżynierskimi bardziej skomplikowanymi niż w wielu średniowiecznych miastach Europy.
System dróg, który stworzono w ówczesnej Amazonii, umożliwiał idealną wręcz komunikację między miastami; bez niej nie byłoby przecież tej regionalnej integracji, która w tamtym czasie była absolutnie unikatowym osiągnięciem.
A.G.: Jak wyglądał początek budowy takiej urbanistycznej sieci, ówczesne planowanie przestrzenne?
M.J.H.: Wokół centralnego ośrodka w czterech kierunkach budowano osiedla satelickie – na wschodzie, zachodzie, południu i północy, w odległości 4–8 km od centrum. Łączyły je szerokie, proste drogi. Na obrzeżach tych pięciu głównych i dużych osiedli powstawały mniejsze, które również posiadały centralnie ulokowany plac i koncentrycznie rozchodzące się drogi. Cały taki klaster obejmował przynajmniej
8, a czasem nawet 12 osiedli i zajmował powierzchnię ponad 250 km kwadratowych, z czego jedna piąta to centralna osada. W dorzeczu Xingu znajdowało się 15–20 takich klasterów, i zapewniam, że to są bardzo konserwatywne szacunki. Mogło być ich znacznie więcej, nawet ponad 30. Każdy klaster zamieszkiwało od 2,5 do 5 tys. osób.
A.G.: Nie tak znów dużo jak na miasto.
M.J.H.: Proszę pamiętać, że w tym samym czasie, a wciąż mówimy o XV w., np. w Niemczech istniało 3 tys. oficjalnie uznanych miast. Średnia liczba ludności takiego średniowiecznego miasta wynosiła… 400 osób. Naprawdę duże grody, np. Drezno, zamieszkiwało 2,5 tys. osób. Jeśli więc kilkusetosobowa miejscowość w Niemczech zasługuje na miano miasta, dlaczego nie dwuipółtysięczne osiedle w tropikach?
A.G.: W 1542 roku konkwistador Francisco de Orellana, który wcześniej uczestniczył w wyprawie w poszukiwaniu legendarnego Eldorado, poprowadził ekspedycję w dół Amazonki. Dopłynął do Atlantyku. Wyobraźnię Europejczyków rozpalała wówczas wizja złota i kosztowności z Ameryki. Czy miasta, których ślady pan odkrywa, były bogate?
M.J.H.: Na pewno nie w kamień [śmiech]. A poważnie: jeśli weźmiemy pod uwagę inne kryteria bogactwa, takie jak niewyczerpane zasoby drewna, pióra, muszle (w imperium Inków muszle były warte tyle, co złoto i zasoby niematerialne), mieszkańcy Amazonii byli z pewnością bogaci. Zresztą nawet dziś Cuicuro budują olbrzymie jak na swoje potrzeby drewniane domy. Wódz ma domostwo powierzchni 1000 m kw.! Oczywiście, kiedy wyobrażamy sobie bogate miasta, tak jak robili to konkwistadorzy, widzimy złoto i srebro, a tego mieszkańcy Amazonii nie posiadali. Ale przecież złoto nie ma żadnej faktycznej wartości oprócz tej, którą przypisuje mu nasza kultura. Szukałbym więc w miastach ogrodach raczej bogactwa wyrażonego w dobrach kultury, sporządzanych z drewna i z muszli, którym mieszkańcy przypisywali szczególną wartość.
A.G.: Czy mieszkańcy prekolumbijskiego Kuhikugu (największe, jak dotąd, odkryte miasto ogród) mieli jakichś poważnych wrogów? Swoje miasta otaczali przecież głębokimi na 3 metry rowami i potężnymi drewnianymi palisadami.
M.J.H.: Niekoniecznie. Budowa ogrodzeń może mieć wiele przyczyn i nie musi sugerować, że mamy do czynienia z zabezpieczeniem się przed działaniami wojennymi. Drewniane palisady na pewno nie oznaczały, że poszczególne miasta prowadziły ze sobą wojny, tak jak to często bywało w przypadku greckich polis. Osady były ze sobą zbyt blisko złączone. Jeśli istniało jakieś niebezpieczeństwo, to pochodziło raczej spoza tej miejskiej sieci. Być może długie, ciągnące się kilometrami i wysokie drewniane palisady odzwierciedlały po części skłonność ówczesnych mieszkańców do monumentalności. Chodziło też z pewnością o ochronę przed dzikimi zwierzętami. Nie sądzę jednak, że trwały w tym czasie jakieś poważne wojny.
A.G.: Obecni podróżnicy szukają często wśród plemion zamieszkujących dżunglę utraconej na uprzemysłowionym Zachodzie harmonii. Czy mieszkańcy miast ogrodów byli szczęśliwi?
M.J.H.: Przez dwa i pół roku mieszkałem z plemieniem Cuicuro w dorzeczu Xingu i chociaż widziałem, że mają problemy związane z brakiem dostępu do opieki zdrowotnej czy z utrzymaniem rodzin, to jestem przekonany, że to bardzo szczęśliwi ludzie. Jeśli choć w części żyją tak jak ich przodkowie, to może to oznaczać, że tamci także wiedli szczęśliwe spokojne życie.
A.G.: A jak wypadłoby porównanie mieszkańców Kuhikugu ze stylem życia innych ludów prekolumbijskich, np. Azteków? Ofiary z ludzi, wyrywanie serca w ramach religijnego rytuału budzą grozę.
M.J.H.: Europejczycy, którzy przybijali np. do brzegów Brazylii, rzeczywiście spotykali się tam z przypadkami kanibalizmu, ale niesłusznie uznawali, że ofiary z ludzi to główna cecha tamtejszego stylu życia. Oczywiście przypadki zjadania wrogów zdarzały się, choćby wśród brazylijskich Indian Tupinamba, ale samo prowadzenie wojen było tam znacznie bardziej humanitarne niż w Europie. Zresztą nawet współczesne konflikty na tle religijnym bywają okrutniejsze. Kiedy więc mówimy o religiach Indian, nie powinniśmy koncentrować się wyłącznie na krwawych aspektach tych kultów. Sadzę, że mieszkańcy Kuhikugu nie byli ani bardziej, ani mniej okrutni niż inni ludzie w tym czasie, zarówno z Mezoameryki, jak i z Europy.
A.G.: Trudno jednak wyobrazić sobie opisywane w XVI w. przez hiszpańskiego misjonarza Gaspara de Carvajala umocnione i ludne miasta Amazonii.
M.J.H.: Pod względem kultury, cywilizacji Amazonia jest oczywiście najbardziej oddalona od tego, co znamy z Europy. Jednak z moich badań historii tej części świata i z doświadczeń płynących z życia z mieszkańcami Amazonii wynika, że nie ma żadnego powodu, aby sądzić, że w 1492 roku mieszkało tam mniej ludzi niż w innych częściach globu. Trzeba z pewnością wyłączyć z tego porównania miejsca niezwykłe, takie jak bardzo gęsto zaludnione tereny Eufratu i Tygrysu, Nilu czy Żółtej Rzeki (Huang He) w Chinach. Ale w wielu innych miejscach – nawet w niektórych najbardziej zalesionych częściach Europy, w Ameryce Północnej czy w tropikalnych regionach Afryki, populacje organizowały się w inny sposób. Nie budowały gęsto zaludnionych osiedli tak jak np. w Mezopotamii czy w Mezoameryce, i nie tworzyły cywilizacji, którą nazywam oazową, zorganizowaną wokół jakiejś żyznej, zasilanej zalewami rzeki krainy. Na olbrzymich zalesionych przestrzeniach nie ma raczej powodu, aby maksymalnie zagęszczać populację. Dlatego w miejscach takich jak Amazonia wykształcił się znacznie bardziej rozproszony model osadnictwa, co wcale zresztą nie oznacza, że to model mniej skomplikowany. Jeśli wziąć pod uwagę sposób, w jaki mieszkańcy dzisiejszego Xinguano radzili sobie z dżunglą, z uprawą ziemi, ich organizacja była równie wyrafinowana jak sposób życia w ówczesnej Europie. Jedyna różnica polegała na tym, że nie budowali monumentalnych ośrodków miejskich z kamienia. Niestety, kamienna architektura i zamieszkująca ją wielka populacja to dla wielu warunek konieczny, który musi spełnić miasto. Ich nie da się przekonać, że mieszkańcy Amazonii byli zdolnymi urbanistami.
A.G.: Czy ślady tej specyficznej sieci miejskiej sprzed wieków są widoczne z powietrza?
M.J.H.: Tak i właściwie to widok z lotu ptaka przesądził o powodzeniu mojego projektu. W 2000 roku armia amerykańska udostępniła do użytku publicznego mapy GPS wysokiej rozdzielczości. Dzięki temu już od kilkunastu lat dysponujemy bardzo precyzyjną mapą tych terenów, na której widać wyraźnie przestrzenny wzór prekolumbijskich założeń miejskich. Kiedy leci się nad Xingu samolotem, widać zarysy wszystkich tych kolistych placów z promieniście rozchodzącymi się drogami. Kiedy na to patrzę, uświadamiam sobie, że właśnie tego szukał Percy Fawcett. Sęk w tym, że o tym nie wiedział: znalazł się we właściwym miejscu, ale nie szukał tego, co tam naprawdę było. Tymczasem niektóre cywilizacje wytwarzają imponującą architekturę wertykalną – piramidy, inne (takie jak dawni mieszkańcy Xinguano) wykształcają metody poziomej organizacji przestrzeni, wcale nie mniej skomplikowane, bo zamieszkanej przez olbrzymią – jak na tamte czasy – populację.
A.G.: Czy dżungla była wtedy równie gęsta i nieprzebyta jak dzisiaj?
M.J.H.: Nie, bo w Amazonii mieszkało znacznie więcej ludzi, a to wiąże się z większymi zmianami zachodzącymi w lesie. Oczywiście nie należy sobie wyobrażać dżungli zamienionej na gigantyczne pola uprawne. To była raczej mozaika osadnictwa miejskiego, ziemi rolnej, ogrodów, sadów i lasów. Być może ówcześni mieszkańcy Amazonii potrafili także odtwarzać dżunglę, tak jak próbujemy to robić współcześnie. Musieli też mieć wielkie łąki, przecież potrzebowali trawy na strzechy, a w każdej z osad, składających się na miejski klaster, stawiano nawet 100 domostw. Te budowle opierały się na potężnych drewnianych ścianach, potrzebowano więc też mnóstwa drzew. Możliwe, że mieszkańcy Kuhikugu sadzili nawet leśne szkółki, aby nadążyć z produkcją. W każdym razie to nie byli ludzie, którzy po prostu wycinali drzewa i uprawiali na tym miejscu rolę, choć odebrali z pewnością dżungli setki km kw. terenu. Wykształcili według mnie genialny, zrównoważony system gospodarki drewnem. Nie dopuszczali do degradacji dżungli. Być może warto by odtworzyć ten system dziś, nauczyć się, jak pozyskiwać drewno, nie niszcząc całego lasu? Mieszkańcy Amazonii to potrafili, wykorzystując najprawdopodobniej kolejne cykle w życiu drzew i do nich dostosowując swoje potrzeby.
A.G.: Można więc zatrzymać rabunkową gospodarkę drewnem w Amazonii?
M.J.H.: Nie sądzę, że dzięki przodkom Cuicuro mamy już jakiś cudowny środek, który na to pozwoli. Metody stosowane przez dawnych mieszkańców Amazonii mogą nam raczej posłużyć w sposób, w jaki wykorzystujemy dziś energię słoneczną czy wiatrową. Ona nie zastępuje automatycznie energii pozyskiwanej ze spalania paliw kopalnych, ale daje alternatywę. Ludzi przybywa, także w Amazonii. Może to dobry moment, żeby wykorzystać wiedzę ich przodków, zamiast posługiwać się technologiami wynalezionymi w Europie, które przecież wcale nie muszą odpowiadać potrzebom Amazonii.
A.G.: Czy Cuicuro byliby dziś zdolni do wyżywienia kilkudziesięciu tysięcy mieszkańców?
M.J.H.: 500 lat temu w tych samych warunkach udawało się to ich przodkom, którzy stosowali płodozmian, nawozili niezbyt w tych rejonach żyzną ziemię m.in. przez kontrolowane wypalanie, a nawet hodowali ryby, budując sztuczne zbiorniki wodne i konstruując jazy. Uprawiali też owocowe drzewa pequi i hodowali trawę sape na strzechy. Jestem pewien, że dziś również można byłoby prowadzić bardziej intensywną gospodarkę rolną, nie degradując przy tym lasów.
A.G.: Nad czym pan teraz pracuje?
M.J.H.: Wybieram się do Brazylii, żeby załatwić wizy dla moich znajomych z wioski Xinguano. Zaprosiłem szefa wioski do USA. Chciałbym, żeby Afucaca spędził ze mną miesiąc na Florydzie. To wbrew pozorom następny, tym razem edukacyjny etap badań, które prowadzę od kilkunastu lat. Chodzi o to, żeby Cuicuro lepiej zrozumieli cel moich badań (wielu z nich pracuje przecież ze mną w terenie), ale to także próba rewanżu za gościnę, której zawsze udzielają mi mieszkańcy wioski. Mam też nadzieję, że Cuicuro nauczą się nowoczesnych metod badawczych, takich jak choćby posługiwanie się mapami GPS czy analizy komputerowe. Dzięki takim umiejętnościom mogliby się zaangażować w prace archeologiczne jeszcze bardziej. Cały projekt nie miałby zresztą szans powodzenia bez ich uczestnictwa, a przecież jako jedne z nielicznych żyjących współcześnie plemion amazońskich są w prostej linii potomkami prekolumbijskich wspólnot. Fragmenty ceramiki, które często sami ze mną odkopują, przypominają te, których używają także dziś.
WARTO WIEDZIEĆ:
Michael J. Heckenberger, antropolog, etnoarcheolog, profesor Uniwersytetu na Florydzie. Od 1992 r. prowadzi badania archeologiczne prehistorycznego osadnictwa w brazylijskiej Amazonii. Jest autorem teorii o istnieniu prekolumbijskich miast ogrodów znajdujących się w dorzeczu Amazonki, których mieszkańcy wykształcili system zrównoważonej gospodarki leśnej i rolnej. Ich ślady odkrył na terenach zamieszkanych obecnie przez Indian Cuicuro, w rejonie rzeki Xingu (stan Mato Grosso).