Muzeum Przyszłości zostało otwarte w 2022 roku
A konkretnie pod koniec lutego został otwarty dla zwiedzających futurystyczny, 7-piętrowy budynek. Konstrukcyjnie jest to jedna z wielu perełek miasta, bo powstał bez filarów i podpór. Dzięki czemu wygląda, jakby dosłownie spadł z kosmosu.
Muzeum jest przedstawiane jako interaktywna wycieczka do przyszłości. Zwiedzający mają mieć możliwość dotykania eksponatów czy uczestniczenia w eksperymentach, a wszystko to przy odpowiedniej dawce użytecznej wiedzy o m.in. ochronie środowiska. Ale to tyle teorii, czas na praktykę.
Czytaj też: Zagadkowe znalezisko w Wilczym Szańcu. 5 szkieletów zszokowało archeologów
Muzeum przestarzałych technologii?
Wycieczka Muzeum Przyszłości potrafi zaciekawić podczas stania w kolejce i można zaryzykować, że hol wejściowy jest tu jednym z najciekawszych miejsc. Nad naszymi głowami lata coś, co udaje drona, czy też latającą rybę. Biorąc pod uwagę to, jak się porusza oraz obecność dwóch małych śmigiełek po bokach, jest to prawdopodobnie balon wypełniony lekkim gazem i dzięki temu unosi się w powietrzu. Niemniej ciekawy bajer, bo całość wygląda, jak niemal żywe, autonomicznie poruszające się stworzenie.
Do tego możemy kupić sobie sok z maszyny wyglądającej jak żywcem wyjętej ze skomplikowanego laboratorium chemicznego lub zatańczyć z robotem, którego ramię zakończone kamerą dokładnie śledzi wszystkie nasze ruchy.
Muzeum buduje przed nami historię rozgrywającą się w 2071 roku (setka rocznica powstania Zjednoczonych Emiratów Arabskich), w którym to rusza wielka misja skolonizowania kosmosu. Prosta, ale ciekawa historia, która mogłaby wciągnąć, gdyby nie to, jak została zrealizowana. Jedną z pierwszych atrakcji jest lot na stację kosmiczną i w tym celu wchodzimy do specjalnej kapsuły, w której rolę okien pełnią ekrany. No i tu zaczynają się schody.
Piszę dla Was te słowa w Boeingu 737 Max i mam przed sobą ekran umieszczony w oparciu fotela, który jest pod względem jakości obrazu i przygotowanej grafiki interfejsu o jakieś dziesięć lat do przodu względem tego, co pokazują ekrany w Muzeum Przyszłości. Mam tu na myśli dosłownie wszystkie ekrany, jakie spotkamy.
Panele są fatalnej jakości. Wyświetlany obraz jest pozbawiony czerni, ma słabe kąty widzenia, a przygotowane grafiki straszną. W Dubaju ewidentnie nikt nie słyszał o Unreal Engine 4, że o ekranach OLED czy MiniLED nie wspomnę. Muzeum Przyszłości ma pod tym względem problem z ogarnięciem teraźniejszości i to bardzo mocno psuje odbiór atrakcji, ale też wczucie się w prezentowaną historię. Podobne rozczarowanie poczułem w 2022 roku w muzeum marki Zeiss, w którym zaserwowano nam pokaz kosmosu w tamtejszym planetarium, który wyglądał jak odtworzony z kasety VHS. Dla każdego, kto choć raz widział na oczy współczesną grę komputerową, czy nawet animację Pixara, wszystko co pojawia się na ekranach muzeum będzie rozczarowaniem.
Plus za to należy się za przygotowanie wirtualnej asystentki, która udając AI oprowadza nas po pierwszej części wycieczki. Została stworzona tak, że każdy zwiedzający ma wrażenie, że przemawiająca do niego wirtualna postać widoczna na ekranie przemawia właśnie do niego i patrzy się dokładnie w jego kierunku.
Czytaj też: Tesla, którą Musk wysłał w kosmos ma 22 proc. szans na zderzenie z Ziemią. Nie ma się czym przejmować
Muzeum Przyszłości ma efektowne momenty
Najciekawszym elementem wycieczki jest drugi etap zwiedzania, w którym trafiamy do dużego pomieszczenia wypełnionego naczyniami z tworami będącymi półprzezroczystymi modelami fauny i flory. Bardzo klimatyczne miejsce i idealne do zrobienia przyciągających wzrok zdjęć.
Póki nie trafimy na żadne ekrany, a kilka się tu znajdzie, wygląda to bardzo efektownie i można się w tym etapie naprawdę zatracić i zgubić poczucie czasu.
Podobnie jak w kolejnej sekcji poświęconej… odczuciom? Mamy tu pokazane różne sposoby na zrelaksowanie się czy prowadzenie niekonwencjonalnych terapii np. dźwiękiem. O ile inni zwiedzający na to pozwolą, można się tu przyjemnie wyciszyć i dosłownie zobaczyć coś nowego.
Duża pochwała należy się też za wykonanie scenografii. Poszczególne eksponaty i rekwizyty są bardzo dobrze wykonane, w dużym stopniu wydrukowane na drukarkach 3D i otoczenie zwyczajnie może się podobać.
Czytaj też: Polacy ekspertami od cebuli? Najnowsza maszyna obiera je jak nikt inny
Muzeum Przyszłości nie jest najjaśniejszym punktem na mapie Dubaju
Efektowne z zewnątrz, niezbyt efektowne w środku – tak można krótko podsumować Muzeum Przyszłości. Samych eksponatów przyszłościowych jest tu niewiele. Humanoidalny robot wymawiający z odtworzenia te same kwestie, prototyp Audi, kilka różnych skafandrów i koniec końców, jednym z najciekawszych przystanków jest plac zabaw dla dzieci do lat 10.
A na samym końcu oczywiście pamiątki, czyli takie AliExpress w realnym świecie. Poza przyjemnymi jakościowo bluzami, cała reszta wieje chińszczyzną aż boli. A na widok powerbanku o zawrotnej mocy ładowania 10 W zaczynają boleć zęby.
Zwiedzanie Muzeum Przyszłości w Dubaju teoretycznie trwa ok 2,5 godziny. Na dobrą sprawę całość można przejść, z nieco dłuższymi przystankami w kilku miejscach, w niewiele ponad godzinę.
Tak wyglądająca atrakcja sprawdziłaby się w polskim turystycznym mieście jako dodatek do jakiejś większego miejsca. Taki typowy przystanek, w którym przepłacimy za rozrywkę przestarzałą technologicznie typu Kino 7D. Po Dubaju, wyglądzie zewnętrznym muzeum i budżetach, jakie są tu przeznaczane na dosłownie wszystko, można spodziewać się o wiele, wiele więcej. Tymczasem Centrum Nauki Kopernik w Warszawie dostarczy Wam rozrywkę na znacznie wyższym poziomie. Ba! Zaoferuje o wiele więcej interaktywnych stanowisk, które są o wiele bardziej wciągające i zwyczajnie ciekawsze, a przy tym można z nich więcej nauczyć.
Muzeum Przyszłości jest samo w sobie jakąś ciekawostką, ale jeśli macie je na liście priorytetowych miejsc do odwiedzenia, zamieńcie je na coś innego. Ok 160 złotych, jakie trzeba wydać na pojedynczy bilet można spożytkować znacznie lepiej. A tutaj wpadnijcie tylko jeśli będziecie w okolicy, albo jeśli zostanie Wam czas po innych atrakcjach.