Choć Nebiri, egipski zarządca staj-ni, nie żyje już od 3,5 tysiąca lat, stan jego zdrowia stanowi przedmiot wielkiej troski współczesnych badaczy. „Mamy dowody na istnienie zwapnień w jego wewnętrznej tętnicy szyjnej” – obwieściła niedawno na specjalnie zwołanej konferencji prasowej dr Raffaella Bianucci, antropolożka z uniwersytetu we włoskim Turynie. Takie zwapnienia to efekt miażdżycy, zwanej też arteriosklerozą, choroby tętnic, która może doprowadzić do śmierci. Jednak bardziej niż naczynia krwionośne zmartwił naukowców stan płuc starożytnego Egipcjanina. Znalezione w nich specyficzne komórki dowodzą, że cierpiał na chroniczną niewydolność serca. To właśnie ona była bezpośrednią przyczyną jego śmierci, która dopadła go gdzieś między 45. a 60. rokiem życia.
CZY SIĘ STOI, CZY SIĘ LEŻY, MIAŻDŻYCA SIĘ NALEŻY
Dlaczego jednak przypadek martwego od tysięcy lat pacjenta tak bardzo poruszył badaczy? Po pierwsze stanowi on najstarszy znany nauce przykład niewydolności serca. Po drugie to znakomity dowód na to, że współcześni patolodzy i antropolodzy są w stanie zidentyfikować ślady niewykrywalnych wcześniej schorzeń dysponując jedynie zmumifikowanymi szczątkami. Po trzecie – i chyba najważniejsze – dzięki Nebiriemu wiemy, że choroby uważane do tej pory za cywilizacyjne występowały już w starożytności.
Co więcej, nie tylko Nebiri cierpiał w starożytnym Egipcie na miażdżycę. Zwapnienia tętnic i żył były tam czymś powszechnym – wynika z ustaleń badaczy pracujących pod kierunkiem prof. Randalla Thompsona z Saint Luke’s Mid America Heart Institute. Przeprowadzone parę lat temu tomografie komputerowe 76 egipskich mumii ujawniły, że oznaki miażdżycy daje się zauważyć u 29 z nich, a więc u 38 proc. To całkiem sporo, zwłaszcza w przypadku choroby uważanej w dużej mierze za wynik palenia tytoniu, otyłości oraz siedzącego trybu życia. Te same badania ujawniły również, że w przypadku prekolumbijskich mieszkańców dzisiejszego Peru – którzy także mumifikowali swoich zmarłych – zwapnienia występują u około jednej czwartej populacji. Miał je nawet Ötzi, prehistoryczny mieszkaniec Alp sprzed 5300 lat, którego zwłoki w rejonie południowego Tyrolu w 1991 roku znalazła para niemieckich turystów. Miażdżyca była więc w dawnych czasach poważnym problemem. „Wiele osób jest zaskoczonych, kiedy się dowiaduje, że nasi przodkowie cierpieli z powodu arteriosklerozy, mimo że reprezentowali odmienne od naszego style życia oraz diety. Współczesne czynniki ryzyka nie tłumaczą, dlaczego tak było” – twierdzi prof. Thompson. Według niego należy także brać pod uwagę inne potencjalne przyczyny, jak na przykład nieustanne wdychanie dymu z ognisk lub chroniczne infekcje lub zapalenia, które mogły się przyczynić do wystąpienia miażdżycy.
ŻARŁOCZNY NOWOTWÓR
Mieszkańców kraju nad Nilem dręczyły także nowotwory. Najnowsze wyniki badań przeczą tezie postawionej parę lat temu na łamach „Nature Review Cancer” przez brytyjsko-amerykański zespół, która głosiła, że takie choroby są wynikiem współczesnego zatrucia powietrza przez fabryki oraz zmian w diecie i sposobie życia. Rosalie David z University of Manchester i Michael Zimmermann z Villanova University na podstawie analizy literatury oraz własnych badań mumii stwierdzili wówczas, że w starożytności przypadki raka były ekstremalnie rzadkie. Nic bardziej błędnego. Po prostu do tej pory nie umieliśmy ich znaleźć. A to dlatego, że wiele nowotworów, na przykład guzów, było mikroskopijnej wręcz wielkości – przekonywał niedawno w „International Journal of Paleopathology” zespół Carlosa Pratesa z lizbońskiej kliniki Imagens Médicas Integradas. Wykrywanie drobnych zmian nowotworowych stało się możliwe dopiero po 2005 roku – wówczas do użytku weszły tomografy zdolne zarejestrować zmiany nowotworowe wielkości 1–2 milimetrów. Kiedy zespół Portugalczyka przebadał egipską mumię sprzed ok. 2250 lat, przechowywaną w Narodowym Muzeum Archeologicznym w Lizbonie, okazało się, że mężczyzna ten cierpiał na zaawansowanego raka prostaty. Nowotwór „rozsiał” się w postaci małych, gęstych, okrągłych guzów widocznych na kościach miednicy, kręgosłupa lędźwiowego, nóg oraz ramion. „Nie mogliśmy znaleźć ani jednego dowodu mogącego podważyć naszą diagnozę” – stwierdził w wywiadzie dla tygodnika „Science” Prates.
W wielu przypadkach zaawansowany nowotwór prowadzi do przerzutów do kości. Robią się w nich wtedy mniejsze lub większe ubytki dające się dziś dość łatwo wykryć. Dotyczy to przede wszystkim raka piersi, prostaty (65–75 proc. przypadków), tarczycy, szyjki macicy, pęcherza moczowego i płuc.
Dzięki temu na terenie Egiptu udało się namierzyć najstarszy przypadek nowotworu piersi na świecie. Wiosną 2015 roku hiszpańscy naukowcy z uniwersytetów w Granadzie i Jaen ujawnili, że szczątki arystokratki sprzed 4200 lat znalezione w Qubbet el-Hawa noszą ślady wielokrotnych przerzutów tego raka do kości. Na komputerowej wizualizacji jej czaszki widać nieregularne dziury będące wynikiem działania żarłocznego nowotworu. Kobieta, licząca w momencie śmierci 30–40 lat, musiała więc straszliwie cierpieć.
Podobnie zresztą, jak sakijska księżniczka z Ukok, którą również dręczył rak piersi (Sakowie zamieszkiwali w starożytności środkową Azję i byli bardzo blisko spokrewnieni ze Scytami). Jej znakomicie zachowane, liczące 2,5 tys. lat szczątki znaleziono w kur-hanie na terenie rosyjskiego Ałtaju w 1993 roku. Uległy naturalnej mumifikacji, zostały bowiem złożone w ziemi, w której wytworzyła się wieczna zmarzlina. Przeprowadzone w zeszłym roku badania z wykorzystaniem rezonansu magnetycznego dowiodły, że w jej prawej piersi znajdował się ogromny guz. Zajęte były również okoliczne węzły chłonne, przerzuty znaleziono też w kręgach szyjnych. „Jestem pewny tej diagnozy – miała raka. Była ekstremalnie wycieńczona” – mówi dr Andrey Letyagin, który analizował zdjęcia tej 25-letniej dziewczyny, najprawdopodobniej szamanki.
Okazuje się więc, że w dawnych czasach nowotwory nie były niczym nadzwyczajnym, trzeba je tylko umieć i chcieć znaleźć (zarówno ubytki kości u Egipcjanki, jak i guz piersi Sakijki trudno było przeoczyć…). Najlepszym dowodem na to jest żebro neandertalczyka żyjącego około 120 tysięcy lat temu na terenie dzisiejszej północnej Chorwacji. Przed 2 laty w magazynie PLOS ONE zespół badaczy pod kierunkiem Janet Monge z University of Pennsylvania dopatrzył się w nim dysplazji włóknistej kości – bardzo rzadko spotykanego nawet w naszych czasach nowotworu kości, w którym normalna struktura zostaje zastąpiona przez tkankę przypominającą włóknistą gąbkę.
KONSERWA Z MUMII Wprowadzając określone procedury i standardy mumifikacji, które świetnie konserwowały zwłoki, starożytni Egipcjanie przysłużyli się dzisiejszym patologom i antropologom jak mało kto. Liczące 3,5 tys. lat szczątki zarządcy stajni Nebiriego to zresztą wyjątkowy przypadek, składają się bowiem jedynie ze zmumifikowanej głowy oraz organów wewnętrznych popakowanych do kanop – specjalnych rytualnych naczyń. Ponieważ jedno z nich było potłuczone, badacze mogli bez przeszkód prze-analizować jego zawartość – zakon-serwowane płuca, w których znaleziono dowody na niewydolność serca. W przypadku głowy (można ją na co dzień oglądać na wystawie w muzeum w Turynie) dużo ciekawych danych uzyskano dzięki zaawansowanej tomografii komputerowej. Ujawniła nie tylko istnienie miażdżycowych zwapnień w tętnicach, lecz również liczne ropnie w jamie ustnej. Nebiri był więc bardzo schorowanym człowiekiem.
STARA JAK GRUŹLICA
Oczywiście naszych pradawnych przodków dręczyła nie tylko miażdżyca czy nowo-twory, lecz również dziesiątki rzadziej spotykanych już dziś chorób, takich jak choćby tężec czy róża. Wśród nich warto jednak zwrócić uwagę na dwie, które w świetle najnowszych badań są równie stare jak ludzkość, a nawet starsze. Jedną z nich była niewątpliwie gruźlica. Najstarszy znany jej przypadek pochodzi z zachodniej Turcji i liczy pół miliona lat. Na czaszce młodego mężczyzny z gatunku Homo erectus znaleziono charakterystyczne wewnętrzne zmiany na kościach. Powstają na skutek niezwykle niebezpiecznej dla zdrowia odmiany gruźlicy, która atakuje opony mózgowo-rdzeniowe oraz sam mózg. Możliwe więc, że choroba ta była przyczyną śmierci chłopaka. Gruźlicę kości udało się z kolei wykryć u matki oraz jej dziecka, których szczątki zaleziono w zatopionej koło Hajfy neolitycznej wiosce sprzed 9 tys. lat. W tym przypadku uczeni pod kierunkiem dr Helen Donoghue i dr. Marka Spigelmana z University College London mieli szanse nie tylko zidentyfikować ślady choroby na kościach, lecz również pobrać z nich bakteryjny materiał genetyczny i za pomocą analiz DNA potwierdzić obecność wywołującego ją prątka gruźlicy. Veronique Vincent z paryskiego Instytutu Pasteura uważa jednak, że sama choroba jest znacznie starsza, niż świadczą o tym znaleziska. Według francuskiej uczonej gruźlica pojawiła się około 3 milionów lat temu w Afryce i stamtąd – wraz z naszymi przodkami – powędrowała do innych zakątków Ziemi.
Drugą plagą o pradawnym rodowodzie jest trąd. W 2008 roku zupełnie przez przypadek okazało się, że wywołują go – dając te same objawy – dwa różne gatunki bakterii. Z badań zespołu prof. Xiang-Yang Hana z University of Texas, który odkrył ów drugi gatunek, wynika, że ostatni wspólny przodek obydwu bakterii istniał 10 milionów lat temu. Ponieważ nie potrafią one przeżyć poza ciałem nosiciela (a jest nim jedynie człowiek i amerykańskie pancerniki, które nabawiły się tej choroby zaledwie kilkaset lat temu), uczony sądzi, że trąd towarzyszy przodkom człowieka co najmniej od tego czasu. A zapewne dwa razy dłużej, co sugerują analizy DNA bakterii.
Trąd jest chorobą przewlekłą, która może przebiegać bez widocznych objawów nawet przez 20 lat. Co ciekawe, jego historia zdaje się nieodwracalnie spleciona z dziejami gruźlicy. Inne badania zespołu z University College London pod kierunkiem dr Helen Donoghue i dr. Marka Spigelmana dowodzą, że w przeszłości wiele osób, które chorowało na trąd, chorowało również na gruźlicę (takie zjawisko nazywa się mądrze koinfekcją, czyli współzakażeniem). Potwierdzają to analizy bakteryjnego DNA wydobytego z kości zmarłych. Najstarszy znany przypadek osoby cierpiącej jednocześnie na trąd i na gruźlicę pochodzi z I wieku p.n.e. z Jerozolimy. W średniowieczu takie zjawisko było już powszechne w Europie. Gruźlica zabijała jednak znacznie szybciej. Stąd uczeni są przekonani, że zmniejszenie się liczby osób chorujących na trąd w XV i XVI wieku nie było wynikiem zwiększenia się odporności ówczesnych ludzi ani skutecznej polityki izolacji chorych, lecz właśnie wynikiem śmiertelnej epidemii gruźlicy.
Fascynująca historia obydwu chorób nie zostałaby poznana, gdyby nie wprowadzenie do współczesnych badań archeologicznych analiz DNA. Co więcej, dzięki rozpowszechnieniu nowoczesnych technologii badawczych, takich jak precyzyjne tomografy czy rezonans magnetyczny, nasza wiedza o życiu, a przede wszystkim śmierci w dawnych czasach nabrała nowego wymiaru. Dzięki temu coraz częściej odkrywamy, że pod względem chorób, które nas dziś dręczą, wcale nie jesteśmy tak wyjątkowi, jak się nam kiedyś wydawało. Dlaczego warto je badać? Poznanie przyczyn i sposobów ich rozpowszechniania może pomóc je zwalczać w przyszłości. Być może z miażdżycą pójdzie nam łatwiej niż z katarem, który niezależnie od kuracji trwa zawsze tydzień albo 7 dni.