Od Kieślowskiego do Praktikera: Przykazania na rozdrożu między sztuką a profanacją

Dekalog nie oparł się kulturze masowej. Efekt? „Nie zabijaj” w reklamie sklepu budowlanego

W kwietniu na stołecznych billboardach pojawiły się hasła: „Nie zabijaj”, „Nie wkręcaj bliźniego”, „Nie donoś”. Po jakimś czasie do tych haseł dołączyły mniej wyrafinowane slogany: „Nie zabijaj… dechami, tylko kup panele za 19,99 zł/m2”, „Nie donoś… tylko kup przyczepkę”, „Nie bujaj… tylko kup huśtawkę”. Sprawa stała się jasna. To reklamy marketu pt. „10 przykazań dla domu na 10. urodziny Praktikera”. Nieco wcześniej archidiecezja warszawska ogłosiła konkurs na cykl plakatów promujących 10 przykazań. Wybrano ascetyczny projekt Janusza Płachny, który na plakacie umieścił treść przykazania z krótkim komentarzem. Billboardy zawisły na warszawskich ulicach po Wielkanocy i od razu wzbudziły zamieszanie, zwłaszcza w zestawieniu z „przykazaniową” kampanią Praktikera.

TRADYCJA I PROFANACJA

Dekalog (z gr. dekalogos – „dziesięć słów”) jest zbiorem najważniejszych nakazów moralnych, obowiązujących najpierw wyznawców judaizmu, potem też chrześcijan, dla których stał się podstawowym kanonem wiary. Odstępstwo od przykazań to grzech ciężki, za który trzeba odpokutować. Na dowód, że nakazy są wieczne i nienaruszalne, zostały wyryte przez samego Jahwe na kamiennych tablicach i przekazane Mojżeszowi na górze Synaj. Potem zamknięto je w Arce Przymierza, która miała zachować je dla następnych pokoleń. Dzięki temu sama Arka stała się jedynym dozwolonym, fizycznym obiektem kultu w judaizmie.

Dziś te najświętsze przykazania trafiają na billboardy. Ich wykoślawione wersje rozsyłane są w żartobliwych e-mailach, powielane na stronach internetowych, wykorzystywane w reklamach. Zagubiliśmy się już kompletnie w tym, co ważne. Kampania marketu budowlanego to nie pierwszy pomysł komercyjnego wykorzystania formy dekalogu. W 2005 roku w Polsce pojawiły się plakaty firmowane przez władze lokalne, Straż Pożarną i Lasy Państwowe, z hasłem: „STOP! Nie wypalaj – nie zabijaj!”. Chodziło o nagłośnienie niebezpieczeństwa, płynącego z wypalania traw. Cel był więc zbożny, ale czy nie strzelano z armaty do komara? Jeśli intencje twórców tej akcji jakoś usprawiedliwiają formę, to „przykazania” rozsyłane przez Internet są już czystą profanacją. A to „10 przykazań szczęśliwego człowieka”, a to „10 przykazań – jak wychować rasowych chuliganów”. Rady typu „Kochaj swe łóżko jak siebie samego” czy „Co masz zrobić dziś, zrób pojutrze” weszły już na stałe do języka potocznego.

Pewną oryginalnością wykazali się twórcy „10 przykazań nastolatka”… głównie dzięki podtekstom, np.: „Nie będziesz podbierać pieniędzy rodzicom (wszyscy wiedzą, że babcia ma ich znacznie więcej)”. W Sieci krążą też poważniejsze zalecenia, np. „10 przykazań dla rodziców”, które zawierają wcale niegłupie rady: „1. Spokój: niezależnie od tego, co zrobi dziecko, nie pozwól mu się wyprowadzić z równowagi”. W ten nurt wpisuje się wydana niedawno książka Ursuli Nuber „10 przykazań dla silnych kobiet”. Przez recenzentów nazywana „małym dekalogiem” dla kobiet sukcesu, w istocie jest poradnikiem asertywności. „Zapomnijmy o frytkach, zawiesistych sosach i polewaniu ziemniaków tłuszczem” – radzą autorzy artykułu „Przykazania dla łakomczuchów” w portalu Interia.pl. Słowa „przykazanie” i „porada” zdają się mieć tutaj takie samo znaczenie.

Klasę samą w sobie stanowią „przykazania branżowe” typu: „Pamiętaj, że pierwszym przykazaniem marketingowców jest: nasz klient – nasz pan” czy „Przykazanie PR-owca to: nie iść na wojnę z mediami”. Powstały też „Przykazania dla dobrego nauczyciela matematyki” („Staraj się czytać w twarzach uczniów, dostrzegać ich oczekiwania i trudności”), „Przykazania Google’a” („Skup się na użytkowniku. Wszystko inne przyjdzie samo”) czy „10 przykazań SEO”, czyli główne zasady marketingu internetowego w wyszukiwarkach. Czy naprawdę zbiór porad dla twórców stron WWW zasługuje na miano Dziesięciu Przykazań? Na szczęście, oprócz kultury niskiej, masowej, mamy jeszcze nurt kultury wyższej, która przykazania traktuje tak, jak na to zasługują.

NOBILITACJA

„Dekalog” Krzysztofa Kieślowskiego to cykl 10 filmów nakręconych w jednym tylko 1988 roku. W pierwszej części bohater, przekonany o swojej nieomylności naukowiec, oblicza komputerowo grubość pokrywy lodowej na jeziorku, która wydaje się wystarczająco gruba na ślizgawkę dla dzieci. Hierarchia wartości naukowca załamuje się jednak wraz z lodem, pod który wpada grupa młodych łyżwiarzy… To komentarz Kieślowskiego do przykazania: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”. Za jedną z najlepszych części cyklu uchodzi „Dekalog V”, szczegółowa anatomia morderstwa i motywów jego sprawcy, przejmująca ilustracja do przykazania „Nie zabijaj”. Każdy z dziesięciu filmów opowiada jakąś historię, wplatając posągowe przykazania w zwykłe życie późnego PRL-u. „Te nakazy istnieją kilka tysięcy lat, nikt nigdy nie spierał się z nimi, a jednocześnie codziennie, od tysięcy lat, wszyscy łamiemy te przykazania” – komentował swoje motywy reżyser filmu.

KREACJA

 

Filozof Leszek Kołakowski w miejsce 10 Przykazań przedstawił 17 własnych (sformułował je Jacek Żakowski). Kołakowski odwraca się w nich plecami do tego wszystkiego, co uważamy za synonim sukcesu: młodości, atrakcyjności i bezkompromisowości. Jego przykazania zaczynają się od stwierdzenia: „Po pierwsze: przyjaciele. A poza tym: chcieć niezbyt wiele”. Własne 12 przykazań, znanych jako „Kodeks Miłości”, sformułował także wybitny filozof włoskiego renesansu Giovanni Pico della Mirandola. Opierał się on na neoplatońskim przekonaniu, że miłość stanowi główną siłę we wszechświecie, dlatego należy jej się całkowicie poddać, a ukochaną osobę otoczyć uwielbieniem, wręcz kultem: „Kochać jedną tylko osobę i nigdy nie zdradzać”. Dekalog to uniwersalny sposób na przekazanie tego, co uważamy za ważne. Jednak jak każda formuła, również i ta, przesadnie eksploatowana, może się zużyć.

Aleksandra Kowalczyk