Położone na japońskiej wyspie Kiusiu księstwo Bungo miało osobliwe szczęście do egzotycznych przybyszów. Najpierw w roku 1544 burzliwe wichry przygnały tam chińską dżonkę, na której znajdowało się trzech portugalskich kupców. Zaprezentowali oni Japończykom nieznaną im dotąd broń, jaką był arkebuz. Zaś 56 lat później u wybrzeży księstwa pojawił się mocno zdezelowany przez sztormy holenderski statek ,,Miłość”. Gdy miejscowi weszli na jego pokład, okazało się, że marynarze są w niewiele lepszym stanie niż okręt. Długą podróż z Holandii przeżyło tylko 24 mężczyzn – w większości leżeli teraz pokotem, powaleni przez szkorbut i inne choroby. Mogli jednak mówić o szczęściu: w przeciwieństwie do większości swoich towarzyszy żyli i dotarli do na poły mitycznej Japonii, o której bogactwach krążyły na Starym Kontynencie legendy. Pośród owej małej grupki ocalałych znajdował się nawigator William Adams, pierwszy Anglik w Krainie Wschodzącego Słońca. Nie przypuszczał nawet, że czekają go tu zaszczyty, o jakich w swojej ojczyźnie mógłby tylko marzyć.
POD NIESZCZĘŚLIWĄ GWIAZDĄ
Dwa lata wcześniej, pod koniec czerwca 1598 roku, rotterdamski port opuściło pięć statków: ,,Nadzieja”, ,,Wiara”, ,,Wierność”, ,,Miłość” i ,,Wesoły Zwiastun”. Oficjalnie wyruszały w rejs ku Wyspom Korzennym po przyprawy. W rzeczywistości licząca kilkaset osób ekspedycja zamierzała łupić hiszpańskie i portugalskie posiadłości w Ameryce i Azji. Biorący udział w wyprawie marynarze nie byli grupą jednolitą narodowościowo: oprócz Holendrów na pokładzie znajdowało się kilkunastu Anglików. Jednym z nich był nawigator ,,Miłości” William Adams. Miał za sobą 10-letnią służbę w jednej z londyńskich handlujących z Afryką Północną; prócz tego wiedział też, jak budować statki, w młodości szkolił się bowiem na szkutnika. Ten spragniony przygód (i zysku) awanturnik, słysząc o szykowanej przez Holendrów wyprawie na drugi koniec świata, spakował bagaże, zostawił w domu w podlondyńskim Limehouse żonę i córkę, po czym wraz z bratem Thomasem popłynął do Rotterdamu. Gdyby wiedzieli, ile cierpień czeka ich w trakcie trwającej prawie dwa lata podróży, najprawdopodobniej czym prędzej wróciliby do domu.
Wyprawa od samego początku napotykała rozmaite trudności. Gdy statki dotarły do wybrzeży Afryki, okazało się, że zabrano niewystarczające zapasy żywności. W tej sytuacji dowodzący flotą admirał Jacques Mahu obciął marynarzom racje żywieniowe. Próby zaopatrzenia się w pożywienie spaliły na panewce. Zamieszkujące afrykańskie brzegi plemiona nie kwapiły się do handlu z dziwnymi przybyszami. Co więcej, Holendrzy wdali się też w walki z kolonizującymi Czarny Kontynent Portugalczykami. Najgorszym ciosem okazała się jednak śmierć admirała Mahu, którego powaliła febra. Jego następcą został wiceadmirał Simon de Cordes.
Gdy ekspedycji ostatecznie udało się dotrzeć do Cieśniny Magellana, na południowej półkuli trwała już zima, która zatrzymała statki przy brzegu na kilka miesięcy. Przez ten czas marynarzy dręczył głód i ataki bez-litosnych tubylców, co utrudniało zejście na ląd. Dopiero na początku września 1599 roku żeglarze mogli ruszyć w dalszą drogę. Ledwie jednak wpłynęli na Pacyfik, rozpętał się straszliwy sztorm, który rozproszył flotę. Na szczęście dowódcy zawczasu przygotowali się na taką ewentualność i ustalili, że spotkają się u wybrzeży Peru.
Do miejsca zbiórki dotarły jednak tylko flagowy okręt ,,Nadzieja” i ,,Miłość”, na której służył Adams. Tego ostatniego spotkało osobiste nieszczęście – w potyczce z Indianami zginął jego brat. Tym samym został ostatnim Anglikiem w ekspedycji.
Przed wiceadmirałem de Cordes i jego ludźmi stanął teraz trudny wybór. Zdziesiątkowana i ledwo żywa załoga obu jednostek nie stanowiła już żadnego zagrożenia dla Hiszpanów i Portugalczyków, więc o łupieniu ich kolonii można było zapomnieć. Rejs ku Molukom i zakupienie tam przypraw również wydawały się nierealne. W ładowniach ocalałych jednostek zalegały bowiem grube wełniane tkaniny, które nie zainteresowałyby mieszkańców tropikalnych Wysp Korzennych. W trakcie narady ktoś wysunął pomysł, by popłynąć do Japonii. O tym kraju Holendrzy wiedzieli niewiele, gdyż monopol na handel z nim utrzymywali Portugalczycy. Krążyły pogłoski, jakoby Japonia obfitowała w srebro, a tamtejsze zimy były niezwykłe mroźne (co jest prawdą tylko w stosunku do północnych Wysp Japońskich). Innymi słowy, z nielicznych posiadanych informacji wyłaniał się obraz obiecującego rynku zbytu na ciepłe sukno. Nic dziwnego, że zdecydowano o zmianie kursu.
Niestety, w czasie tej podróży poszła na dno ,,Nadzieja”, zabierając ze sobą wiceadmirała i jego ludzi. Pozbawieni przywództwa i chorzy żeglarze z ,,Miłości” parli jednak ku wyznaczonemu celowi. Ostatecznie 12 kwietnia 1600 roku dotarli do brzegów Bungo.
TO PIRACI!
Powitanie, jakie im zgotowano, trudno uznać za przyjemne. Ledwo ich okręt przybliżył się do wybrzeży księstwa, a już od brzegu odbiły łódki wiozące miejscowych samurajów. Gospodarze wdarli się na pokład holenderskiego statku i przystąpili do plądrowania. Podjęte przez Adamsa próby porozumienia się z nimi po holendersku i portugalsku nie przyniosły skutku. Nawigator nie wiedział, że na jednej z łodzi znajdowało się dwóch Portugalczyków – jezuitów, którzy biorąc ,,Miłość” za okręt hiszpański (Portugalia i Hiszpania znajdowały się w unii personalnej), zaalarmowali tutejszego władcę i zorganizowali wyprawę ratunkową. Kiedy jednak przekonali się, że marynarze na statku należą do nacji protestanckiej, a w dodatku są śmiertelnymi wrogami Hiszpanów – Holendrami, zawrócili na brzeg, by przesłać o tym wieści do Nagasaki: wielkiego portu stanowiącego główną bazę jezuitów w Japonii.
Nad głową Adamsa i pozostałych żeglarzy zawisło śmiertelne niebezpieczeństwo. Jezuici, nie chcąc dopuścić, by Holendrzy przynieśli do Japonii protestantyzm, postanowili pozbyć się przybyszów i zaczęli przekonywać władze Bungo, że są oni piratami, którzy zasługują na ukrzyżowanie. Nie wiadomo, jak skończyłaby się ta wizyta dla załogi ,,Miłości”, gdyby nie to, że o przybyłych dowiedział się zwierzchnik władcy Bungo: potężny dajmio (książę) Tokugawa Ieyasu. Nowiny o egzotycznych gościach wzbudziły jego zainteresowanie. Zaciekawiony feudał postanowił spotkać się z przedstawicielem marynarzy. Dziewięć dni po przybyciu Holendrów, do portu w Bungo zawinęło pięć galer przysłanych z Osaki, gdzie rezydowała władająca Japonią rada regencyjna, której członkiem był Tokugawa. Zabrały na pokład pełniącego funkcję lidera rozbitków Williama Adamsa i ruszyły w drogę powrotną.
PIONEK W GRZE
Ieyasu przyjął Adamsa na audiencji. Japoński możnowładca cały dzień wypytywał nawigatora o jego niezwykłą podróż i stosunki panujące w Europie. Wielkie zdziwienie feudała wzbudziła zwłaszcza wieść o toczonych na Starym Kontynencie wojnach religijnych. Jezuici, będący dotychczas głównymi obcokrajowcami, z którymi miał kontakt, twierdzili bowiem, że Europa jest zjednoczonym wspólną wiarą monolitem. Angielski marynarz zaprezentował też gospodarzowi trasę, którą przybył do Japonii. Tokugawa – widząc, jak wielką odległość przebyli Adams i jego towarzysze – uznał swego gościa za kłamcę i nakazał wtrącić go do więzienia. Po pewnym czasie jednak ciekawość wzięła górę i Ieyasu znów wezwał nawigatora. Gdy zauważył, że William ma znaczną wiedzę na temat budowy statków, postanowił wykorzystać go do unowocześnienia japońskiej floty. Adamsa przeniesiono z lochów do pilnie strzeżonego domostwa, gdzie przebywał przez półtora miesiąca. Gdy w końcu wypuszczono go z aresztu, okazało się, że w międzyczasie do Osaki sprowadzono całą załogę ,,Miłości” wraz z okrętem. Mimo nalegań jezuitów Tokugawa zdecydował się nie zabijać marynarzy i rozkazał im, aby pożeglowali do stanowiącego stolicę jego włości Edo (dzisiejsze Tokio).
Tymczasem zaogniła się sytuacja na japońskiej scenie politycznej. Rada regencyjna od dawna była wewnętrznie podzielona, teraz zaś dojść miało do otwartej wojny domowej. Czterech spośród regentów niechętnych potędze Ieyasu zawiązało skierowany przeciwko niemu sojusz. Świadom niebezpieczeństwa władca Edo rozpoczął przygotowania do konfrontacji, m.in. wyposażając swą armię w 19 armat zarekwirowanych załodze ,,Miłości”. Ostatecznie 21 października 1600 roku doszło do bitwy pod Sekigaharą, w której siły Tokugawy rozgromiły wojska jego przeciwników. Tym sposobem stał się najpotężniejszym człowiekiem w Japonii, co miało niebagatelny wpływ na dalsze losy Williama Adamsa.
PROTESTANCKI SAMURAJ
Podczas gdy Ieyasu gromił opozycję, holenderscy żeglarze musieli mierzyć się z własnymi problemami. ,,Miłość” była w tak fatalnym stanie, że wkrótce poszła na dno. Widząc, że są uwięzieni w Japonii, marynarze podzielili między siebie pieniądze od Tokugawy. Każdy postanowił szukać szczęścia na własną rękę.
Tymczasem dajmio, marzący o flocie zdolnej dopłynąć do hiszpańskich kolonii na Filipinach i w Ameryce, nakazał Adamsowi zbudować dla siebie statek w stylu europejskim. Rozkaz ten początkowo przeraził Anglika, który przez większą część życia pracował jako nawigator. Wziął się jednak do roboty i po kilkunastu miesiącach współpracy z miejscowymi robotnikami zwodował w zatoce Edo kopię ,,Miłości”. Wkrótce potem napłynęło zamówienie na większy okręt. William po upływie kolejnych miesięcy oddał statek do użytku.
W czasie gdy w stoczniach trwały prace, Tokugawa został mianowany przez cesarza szogunem. Tym sposobem stał się jedynym władcą całej Japonii. Wyniesienie to miało pociągnąć ze sobą do góry także Adamsa, którego Ieyasu darzył coraz większą sympatią. Anglik był często przyjmowany na audiencjach, a nawet dostał zezwolenie na odwiedzanie dworu szoguna, kiedy tylko będzie miał na to ochotę. Było to ogromne wyróżnienie, gdyż mało kto miał bezpośredni dostęp do Tokugawy. Prócz tego nawigator zaczął pełnić funkcję tłumacza i doradcy wielkiego feudała, często zasięgającego jego opinii w sprawach zagranicznych. Niestety, każdy medal ma dwie strony: Adams coraz bardziej tęsknił za swoją rodziną i raz po raz prosił nowego zwierzchnika o zezwolenie na powrót do Anglii. Szogun jednak tak się przywiązał do angielskiego sługi, że nie chciał o tym nawet słyszeć. Aby osłodzić Adamsowi tęsknotę za ojczyzną, podarował mu znaczny majątek ziemski w Hemi na półwyspie Miura, a później nadał mu tytuł hamamoto, tj. chorążego, czyniąc Williama wysokim rangą samurajem.
Niezwykła kariera protestanta, który z rozbitka stał się szanowanym członkiem japońskiej społeczności, raziła jezuitów, postanowili więc go nawrócić. Adams pozostał głuchy na wszelkie przekonywania o wyższości wiary katolickiej i trwał przy swoich „heretyckich” błędach. Wówczas do akcji wkroczyli działający w Japonii hiszpańscy franciszkanie, a dokładnie Juan de Madrid. Pewny siebie brat zakonny oświadczył zdziwionemu Anglikowi, że dokona cudu i przejdzie po wodzie. W zamian żądał nawrócenia na katolicyzm. William przystał na to, braciszek Juan zaś rozgłosił historię tego zakładu. W efekcie w dniu, w którym miał dokonać cudu, na plaży zebrał się tłum gapiów. Cudotwórca wystąpił przed nimi z osobliwym drewnianym urządzeniem w kształcie krzyża, przeżegnał się, po czym przystąpił do dzieła. Cud się jednak nie wydarzył – ciężki drewniany krzyż pociągnął franciszkanina na dno. Pechowy brat przeżył, ale nękany szyderstwami opuścił Kraj Kwitnącej Wiśni.
HOLENDERSKI SZWINDEL
W roku 1610 do Japonii zawitała nowa holenderska ekspedycja, aby założyć faktorię handlową. Holendrzy nie płynęli w ciemno, wieści o losie ,,Miłości” zdążyły dotrzeć do Rotterdamu. Handlujący na Wyspach Korzennych kupcy napotkali tam niektórych marynarzy z tego okrętu, którzy założyli własne interesy i sprowadzali przyprawy do Japonii.
Dzięki pomocy Adamsa kupcy niderlandzcy szybko uzyskali od władz pozwolenie na handel. W zamian za to Anglik chciał tylko, by zawijające do japońskich portów holenderskie statki brały na pokład jego listy do rodziny i przyjaciół w Anglii. Niestety, Holendrzy, którzy wcale nie byli zainteresowani tym, by Anglicy dowiedzieli się, jak wielkimi łaskami władcy Kraju Kwitnącej Wiśni cieszy się ich rodak, oszukali Williama i nie dostarczali jego korespondencji. Nie przekazali mu też informacji o tym, że od 1603 roku na nie-odległej Jawie działa angielska faktoria. Gdy ten podstęp wyszedł na jaw, wściekły Adams wysłał do jawajskiego Bantamu list, w którym opisał swoje przygody i wezwał tamtejszych Anglików do jak najszybszego wyruszenia ku Japonii.
Na przybycie rodaków William musiał czekać aż do 10 czerwca 1613 roku. Wówczas nieopodal położonej u brzegów Kiusiu wysepki Hirado zarzucił kotwicę statek ,,Goździk”, dowodzony przez młodego awanturnika Johna Sarisa. Anglicy szybko nawiązali dobre stosunki z władzami tutejszego niewielkie-go lenna i przekonali się, że imię Anjinsana, tj. Szanownego pana pilota (jak zwano w Japonii Adamsa) jest dobrze znane.
Gdy nawigator dowiedział się o przybyciu ,,Goździka”, ruszył na Hirado. Zszokowany Saris i jego marynarze zobaczyli człowieka ubranego w kimono i dzierżącego u pasa dwa samurajskie miecze. Po latach pobytu w Japonii Adams według Sarisa ,,w Japońca ze szczętem się przedzierzgnął”. Ku zdziwieniu oczekujących wylewnego powitania angielskich kupców, okazało się też, że ów niezwykły osobnik preferuje raczej towarzystwo japońskich przyjaciół niż rodaków. Przesiąknięty miejscowymi obyczajami doradca szoguna wyraźnie traktował nieokrzesanych podróżników z góry. Adamsa o wiele więcej łączyło już z Japończykami. Dla nich był ważną personą, podczas gdy Anglicy spoglądali na niego jak na zwykłego żeglarza.
Choć obie strony nie zrobiły na sobie najlepszego wrażenia, Adams z Sarisem i kilkoma innymi Anglikami ruszył na dwór Tokugawy. Ieyasu nie piastował już funkcji szoguna (przekazał ją w 1605 r. synowi), jednak nadal to on był w Kraju Kwitnącej Wiśni ,,szefem wszystkich szefów” i to jego zagraniczni kupcy musieli prosić o zgodę na rozpoczęcie działalności. Choć Saris na dworze byłego szoguna zachował się karygodnie, łamiąc wszelkie zasady japońskiej etykiety (nie chciał paść przed Ieyasu na twarz i uparł się, by własnoręcznie wręczyć władcy list od króla Jakuba I, podczas gdy powinien uczynić to sekretarz Tokugawy), pozwolenie udało się otrzymać. Adams nauczył się języka japońskiego. Dzięki temu nie musiał polegać na jezuickich tłumaczach, którzy nienawidzili protestantów. Co więcej, potężny feudał zezwolił Adamsowi na podróż do ojczyzny na pokładzie ,,Goździka”!
Niestety, kiedy delegacja powróciła na Hirado, między Williamem a kapitanem statku doszło do poważnej kłótni.
Saris pogardzał bowiem gminnym pochodzeniem nawigatora, a dodatkowo oskarżał go o sprzyjanie Holendrom i sabotowanie angielskiego handlu. Po awanturze Adams zdecydował się zostać w Japonii. Zgodził się jednak przyjąć zaproponowaną mu przez Sarisa posadę faktora i podpisał dwuletni kontrakt, na którego mocy stał się przedstawicielem Kompanii Wschodnioindyjskiej. W zamian miał rocznie otrzymywać sto funtów. W grudniu 1613 roku “Goździk” odbił od brzegów Hirado i pożeglował ku Anglii.
Na miejscu w założonej faktorii pozostało oprócz Adamsa siedmiu jego rodaków. Szefem tej grupy został kupiec Richard Cocks. Był to przemiły dżentelmen, który zupełnie nie nadawał się do pełnienia powierzonej mu funkcji. Podwładni regularnie „puszczali go w trąbę”: zamiast handlem zajmowali się rozpustą i marnotrawieniem pieniędzy kompanii. Wszyscy pobrali sobie miejscowe kochanki, które obsypywali kosztownymi prezentami. Sam Cocks nie był lepszy, gdyż i on mimo podeszłego jak na owe czasy wieku (47 lat) wziął konkubinę.
Choć zniesmaczony zachowaniem angielskich kupców, Adams starał się jak najlepiej wypełniać obowiązki. Nie było to łatwe, bo jakość przysyłanych z innych angielskich faktorii i ojczyzny towarów pozostawiała wiele do życzenia. Sytuację skomplikował fakt, że w 1614 r. Ieyasu wydał edykt przeciw chrześcijanom. Wszyscy zagraniczni duchowni mieli opuścić Japonię, miejscowi wierni – przejść na łono buddyzmu, a Anglikom nakazano zdjąć powiewającą na dachu faktorii flagę z krzyżem św. Jerzego. Co więcej, wkrótce były szogun ciężko zachorował na żołądek i zmarł 17 lipca 1616 r. Jego syn Hidetada mocno ograniczył przywileje angielskich kupców. Odtąd mieli prawo handlować wyłącznie na Hirado.
Największe nieszczęście dotknęło jednak angielskich kupców w 1620 r., kiedy zmarł Adams. Bez jego wsparcia ich placówka ledwo przędła i 3 lata później przyszedł rozkaz, by zwinąć interes. Od tej pory jedynymi cudzoziemcami handlującymi z Japonią pozostawali Holendrzy i było tak aż do XIX w.
Pamięć o Williamie Adamsie, pierwszym Europejczyku samuraju, nie zaginęła. Wpływy, jakie zyskał na dworze szoguna, przeszły do legendy. Jego imię nosi jedna z dzielnic Tokio. Zaś James Clavell, zainspirowany losami Anglika, napisał powieść ,,Szogun”. Odniosła międzynarodowy sukces, podobnie jak serial na jej podstawie.