Naturalne ekshalacje gazowe dzielone są ze względu na temperaturę wydobywających się z wnętrza Ziemi gazów. Do najgorętszych należą fumarole, które najczęściej spotkamy w bezpośrednim sąsiedztwie wulkanów. Wyrzucają one z siebie dwutlenek siarki, chlorowodór czy parę wodną o temperaturze powyżej 300 st. C.
Czytaj też: „Wybuchowe jeziora” w Afryce znów się przebudziły. Czym było zjawisko, które przeraziło mieszkańców?
Nieco chłodniejszymi od fumaroli są solfatary. „Chłodniejsze” nie oznacza, że możemy się w ich oparach “wykąpać”, ponieważ ich temperatura oscyluje pomiędzy 100 a 300 st. C. Otwory te znajdują się również na terenach aktywnych sejsmicznie, ale towarzyszą również wygasłym lub okresowo drzemiącym wulkanom. Solfatary spotkamy m.in. na Islandii lub we Włoszech.
Wreszcie mamy tytułowe mofety, które są najzimniejszymi wyziewami gazów z wnętrza Ziemi. Ich temperatura nie przekracza 100 st. C, a więc ekshalacjom nie towarzyszy para wodna. Najczęstszym wydobywającym się gazem jest dwutlenek węgla. Aby zobaczyć taką ciekawostkę geologiczną nie musimy wcale jechać za granicę – wystarczy skierować się w stronę Beskidu Sądeckiego, gdzie znajdują się największe w Polsce takie mofety.
Mofety w Beskidzie Sądeckim. Gdzie dokładnie „oddycha Ziemia”?
Największy naturalny wyziew dwutlenku węgla zaobserwujemy na granicy dwóch połemkowskich wsi — Złockiego i Jastrzębika, w gminie Muszyna. Obecnie teren znajduje się pod ochroną i jest uznany na pomnik przyrody nieożywionej, a sama mofeta zyskała nazwę od imienia i nazwiska naukowca, który ją odkrył w 1938 roku – profesora Henryka Świdzińskiego.
Mofeta zlokalizowana jest w niewielkiej niszy, w korycie Złockiego Potoku. Obszar jest porośnięty gęstym lasem i nic nie zwiastuje tego, co zobaczymy. Dwa miejsca, z których wydobywa się dwutlenek węgla, umocniono drewnianymi belkami. W jednym z nich gaz wydobywa się spod wody i nazywa się „Bulgotka”, a drugie jest suchą ekshalacją i przyjęło nazwę „Dychawka”.
Czytaj też: Woda z Bałtyku zdatna do picia? Wynalazek polskiej firmy może dokonać ogromnej rewolucji
Poza nimi można dostrzec także w innych miejscach na podłożu, że gaz wydobywa się spontanicznie z nawet drobnych szczelin. Zresztą grunt w tym miejscu przybiera rdzawy kolor, pochodzący od żelazistych osadów powstałych w wyniku hydrolizy węglanu żelaza, której dokonują bakterie czerpiące energię z procesów utleniania związków żelaza.
Mofeta im. Henryka Świdzińskiego jest największą w Polsce pod względem powierzchni i wydajności. Na powierzchni 25m2 w ciągu minuty do atmosfery trafia 10m3 gazu. W zdecydowanej większości jest to wspomniany dwutlenek węgla, ale badania wykazały również obecność azotu, metanu i tlenu w „wydychanym przez Ziemię” gazie.
Drugą lokalizacją, gdzie możemy obejrzeć i posłuchać „oddechu Ziemi”, są mofety w Tyliczu. Znajdują się one kilka kilometrów na wschód od Krynicy-Zdroju i Muszyny. Tutaj jednak nie mają one tak naturalnego charaktery, co wynika z ciekawej historii, która działa się w tym miejscu w czasach PRL.
Chociaż o ekshalacjach gazowych w Tyliczu wiadomo było co najmniej od XVI wieku, to dopiero w latach 60. XX zdecydowano na nietypowe ich wykorzystanie… w misji kosmicznej. Mianowicie, tak intensywne wyziewy dwutlenku węgla miały posłużyć do zbudowania hodowli alg słodkowodnych o wysokiej zawartości białka. Algi natomiast miały być najlepszym źródłem pożywienia dla radzieckich kosmonautów.
Czytaj też: Rekordy temperatur dopiero się zaczną! Czym są mrozowiska i czego możemy spodziewać się zimą w Tatrach?
W czasach PRL prowadzono tutaj eksperymentalne badania nad algami. Wszystko działało się w zupełnej tajemnicy. Oficjalnie algi miały być wysokobiałkowym pożywieniem dla zwierząt hodowlanych. Niestety okazało się, że owszem algi hodowane w środowisku z wysoką zawartością CO2 w powietrzu mają wysoką ilość białka, ale jest ona tak duża, że powoduje u ludzi biegunkę.
Kiedy eksperymenty nie przyniosły oczekiwanego skutku, wszystkie działania zawieszono, a mofety… zasypano. W 2011 roku zostały one odbudowane i dzisiaj możemy oglądać betonowe baseny z wodą, z której wydobywają się gazy dwutlenku węgla w postaci pęcherzyków.
Mofety – czy przebywanie w ich okolicy jest zdrowe?
Spoglądając na zdjęcia gorących fumaroli i solfatar, od razu intuicja podpowiada nam, że są to miejsca, w których należy zachować szczególną uwagę. Nie tylko wysoka temperatura jest dla nas groźna, ale również trujące gazy wydobywające się z otworów. W przypadku mofet wydaje się, że nic nam nie grozi – niewinnie wyglądająca „Bulgotka” czy „Dychawka” przecież jest tylko ciekawostką przyrodniczą.
Niestety, na tym niewinnym wyglądzie wszystko się kończy. Dwutlenek węgla jest cięższy od powietrza, zatem ma tendencję do opadania w dół i gromadzenia się w zagłębieniach terenu. O ile mofety w Tyliczu znajdują się na łagodnym zboczu i nie wyprowadzają aż tyle CO2 do atmosfery, to te w Jastrzębiku takie „święte” nie są.
W niszy Złockiego Potoku nieustannie gromadzi się dwutlenek węgla, który zabija poprzez uduszenie latające owady, niewielkie ssaki takie jak myszy, ale zdarzało się, że również ginęli ludzie. Znany jest przypadek uduszenia się kobiety przebywającej w nieuszczelnionej piwnicy swojego domu oraz mężczyzny, który taką piwnicę we wsi budował. Stało się tak, ponieważ dwutlenek węgla wzdłuż sporej części doliny Złockiego Potoku i Potoku Jastrzębika ulatnia się samoczynnie ze szczelin w skałach.
Czytaj też: Płonące hałdy jak wulkany. “Wybuchowo” potrafi być także w Polsce [WYWIAD]
Dopóki nie poznaliśmy naukowego wyjaśnienia działania mofet, miejscowa ludność twierdziła, że w tych miejscach oddycha sam diabeł, a dwutlenek węgla to jest jego zapach (paradoksalnie – nie wyczujemy go własnym węchem).
W związku z tym lepiej nie organizować sobie dłuższych pikników w okolicy mofet, ponieważ w najlepszym wypadku może nam się trochę od tego zakręcić w głowie.
Jak powstają mofety? Dlaczego w Beskidzie Sądeckim?
Skąd w ogóle wzięły się w polskich Beskidach zjawiska, które kojarzą nam się z obszarami wulkanicznymi? Sądeckie mofety swoją obecność zawdzięczają miejscowej budowie geologicznej i faktowi, że Karpaty ciągle się wypiętrzają (choć w relatywnie wolnym tempie).
Region Krynicy-Zdroju jest obszarem z dużą liczbą uskoków tektonicznych. Skały fliszu karpackiego są tutaj silnie spękane, co ułatwia przedostawanie się gazów z większych głębokości skorupy ziemskiej. Gaz nie tylko wydostaje się bezpośrednio na powierzchnię, ale także nasyca migrujące w szczelinach wody, które następnie znamy jako szczawy, czyli wody mineralne o wysokim stężeniu jonów wodorowęglanowych. Na potwierdzenie tego niech będzie przytoczony fakt, że 20 proc. wszystkich zasobów wód mineralnych w Polsce znajduje się na terenie Beskidu Sądeckiego. Słynne wody, takie jak Muszynianka, Piwniczanka czy Kropla Beskidu pochodzą właśnie z tego regionu.
Mofety są niezwykle rzadko występującą w przyrodzie osobliwością, ale dzięki temu tak niezwykłą. W Polsce, można powiedzieć, poszczęściło się nam. Zwiedzając zakątki Beskidu Sądeckiego, możemy zobaczyć na własne oczy, jak siły natury ciągle są w ruchu.