W rzeczywistości absolutnie wszyscy tworzyli za pomocą propagandy, mity i bohaterów ku pokrzepieniu serc, które czasem pokutują po dziś dzień. Obecnie możemy wiele z tych wojennych opowieści poddać wnikliwej weryfikacji, a ich końcowy wynik może być dla wielu dość dużym zaskoczeniem. Związek Sowiecki od samego powstania, zawsze duży nacisk kładł na propagandę i przedstawiania swoich działań w jak najlepszym świetle. W trakcie II WŚ takie działania tylko nabrały na sile. Wyolbrzymiano małe sukcesy, nie informowano o klęskach czy sztucznie tworzono bohaterów. Jednym z takich mitycznych „bohaterów” tej wojny był słynny Szturmownik, czyli Ił-2. Samolot szturmowy, który miał ponoć przerażać hitlerowskich żołnierzy, którzy ponoć wg przekazu propagandowego Rosjan był nazywany przez Niemców „Czarną Śmiercią”. Dzięki radzieckiej propagandzie Iljuszyn Ił-2 jest nawet dziś, wręcz samolotem równie kultowym, jak np. słynny czołg T-34, ale po bliższym przyjrzeniu, okazuje się, że jego sława jest nieco zbyt rozdmuchana. Nie neguję faktu, że jest to samolot, który znacząco przyczynił się do zwycięstwa w II Wojnie Światowej, ale trzeba pamiętać, że jego reputacja przesadzona i w dodatku, pełna wielu mitów. A za jego sukcesami skrywa się dramat wielu poległych lotników.
Podczas zmagań wojennych Ił-2 doczekał się między innymi takich określeń jak Betonflugzeug (Betonowy samolot), Zementbomber (Cementowy bombowiec) czy Żelazny Gustaw (Eiserner Gustav), to jednak nigdzie nie pojawia się określenie „Czarną Śmiercią”, którym miano go określać po niemieckiej stronie frontu.
Początki tej skądinąd ciekawej konstrukcji sięgają roku 1938, gdy Rewolucyjna Rada Wojskowa ZSRR ogłosiła konkurs na nowy samolot szturmowy. OKB Iljuszyn zaprezentowało wtedy jednosilnikowy, dwumiejscowy samolot CKB-55, który w konkursie pokonał konstrukcję Suchoja Su-6, który oparty był na lekkim bombowcu Su-2. Co ciekawe, od samego początku, projekt Iljuszyna był projektowany jako maszyna dwumiejscowa, jednak na żądanie Stalina, usunięto stanowisko tylnego strzelca. Miało się to później srodze zemścić, ale nie uprzedzajmy faktów. Ił-2 był całkiem nowatorskim projektem jak na swoje czasy. Był jedną z pierwszych maszyn, której opancerzenie zostało zaprojektowane jako integralna część konstrukcji płatowca jak np. powierzchni nośnych. Dotychczas przy projektowaniu podobnych samolotów, opancerzenie było dokładane i montowane do szkieletu maszyny. Pancerz co prawda doskonale chronił silnik i kokpit pilota, jednakże nie chronił stanowiska tylnego strzelca. Co więcej, zdecydowano, że Sztumownik będzie maszyną jednomiejscową. Zlikwidowano zbędne stanowisko i w to miejsce pojawił się dodatkowy zbiornik paliwa, który napędzał prototyp Ił-2 to Mikulin AM-35, który powstał na podstawie zakupionej bardziej lub mniej legalną drogą dokumentacji silnika V-12 firmy FIAT. Seryjne maszyny zostały wyposażone w jego następcę, czyli Mikulin AM-38, który był bardziej przystosowany do lotów na niskim pułapie i miał większą moc od poprzednika. Jako ciekawostkę, przytoczę tylko, że na podstawie tej samej włoskiej dokumentacji, opracowano również dieslowski silnik W-2, który stanowił napęd … między innymi czołgu T-34.
Po ataku III Rzeszy na ZSRR, szybko okazało się, że decyzja Stalina, by usunąć stanowisko tylnego strzelca, nie była najlepszym pomysłem, bowiem bezbronne Iły masowo padały łupem niemieckich, włoskich czy rumuńskich myśliwców. W wielu jednostkach latających na tych szturmowcach usuwano więc dodatkowy zbiornik paliwa i improwizowano miejsce dla tylnego strzelca. Było to na tyle częste postępowanie, że jesienią roku 1942 zaczęto już w fabrykach przerabiać Iła na wersję dwumiejscową. Tak jak wspomniałem już wcześniej, słynne opancerzeni nadal nie obejmowało stanowiska strzelca. W późniejszym okresie srodze się to zemściło, bowiem wg statystyk na jednego zabitego pilota przypadało aż siedmiu poległych strzelców. Wracając do tematu, Ił-2 napędzał silnik AM-38 Mikulina, który był rozwinięciem silnika AM-35 Mikulina używanym w skądinąd niezłych myśliwcach frontowych MiG-1 i MiG-3. Uznano jednak, że by zwiększyć produkcję szturmowca, należy przerwać produkcję tych konkretnych modeli myśliwców a w zamian zwiększyć produkcję samolotu Iljuszyna. Wszak były jeszcze myśliwce, Jaka i Ławoczkina, które korzystały z innych silników, a szturmowiec był tylko jeden. Wybór więc był bardzo prosty. I dlatego ponoć sam Stalin wysłał jedną z najbardziej znanych depesz, która miała za zadanie zmotywować fabrykę …
„…Zawodzicie Naszą Ojczyznę i Armię Czerwoną. Przestoje w produkcji Ił-2 nie denerwowały nas, do dziś. Ił-2 potrzebny jest Armii Czerwonej jak powietrze, jak chleb. Szenkman daje krajowi jeden samolot dziennie, a Tretjakow jeden lub dwa MiGi-3 na dobę. To jest kpina z Naszej Ojczyzny i Armii Czerwonej. Proszę nie nadużywać cierpliwości rządu i zwiększyć produkcję Iłów. Uprzedzam, że proszę ostatni raz…”Stalin
Szybko okazało się, że w warunkach frontowych, Ił-2 często musi wykonywać zadania pozbawiony eskorty myśliwców. Co więcej, nawet gdy miał już tę asystę i tak straty były równie wysokie, jak w lotach bez eskorty. W wielu relacjach i wspomnieniach narzekano na brak dyscypliny wśród pilotów myśliwskich eskortujących szturmowce. Zdarzało się, że rzucali się w pogoń za myśliwcami Luftwaffe, pozostawiając bronione maszyny na łatwy łup kolejnej grupie niemieckich myśliwców. Brak doświadczenia oraz minimalny poziom wyszkolenia radzieckich pilotów, dodatkowo kładł się cieniem na skuteczności takiej eskorty. Brak dostępnego parasola ochronnego radzieckich myśliwców, dla wrażliwych i wolno poruszających się Ił-2 często prowadził do poważnych strat w walce. Na przykład wiosną i latem 1942 roku Ił-2 spadały na ziemie w bardzo wysokim tempie, jedna maszyna na każde 24 loty bojowe. Podczas bitwy o Stalingrad stosunek ten wzrósł do jednego samolotu na 10-12 misji bojowych. Luftwaffe i jednostki przeciwlotnicze zgłosiły ok. 6900 zwycięstw nad Ił-2 w całym roku 1943 roku i aż 7300 maszyn w 1944 roku. Oczywiście, te liczby mogą być mocno przesadzone, ale z drugiej strony sowieckie liczby strat mogą też nie być prawidłowe. Według sowieckich danych łączne bojowe straty Ił-2 w czasie wojny wyniosły prawie 11 533 maszyn, czyli około 30 procent całkowitych strat wszystkich samolotów bojowych Związku Radzieckiego. Do tego dodajmy liczbę ponad 11 tysięcy Ił-2 oficjalnie utraconych w wyniku awarii czy wszelkiego rodzaju katastrof. Z całej liczby wyprodukowanych w czasie wojny ponad 35 tysięcy maszyn, aż 22,5 tys. a wg niektórych źródeł nawet 23,5 tys. egzemplarzy zostało bezpowrotnie utraconych w czasie II WŚ.
Dziś już wiemy, że normalną praktyką w WWS (Военно-воздушные силы, czyli Wojskowe Siły Powietrzne) było zaliczanie strat bojowych na karb tzw. strat niebojowych. Po prostu w raportach, zamiast pisać, że utracono np. 12 maszyn podczas wykonywania zadań bojowych, wpisywano tylko 6 maszyn, a kolejne 6 rozpisywano jako utracone podczas katastrof przy lądowaniu czy w wyniku wszelakich awarii. Przy dość niskiej kulturze technicznej, jaka panowała na lotniskach polowych WWS oraz tradycyjnej dużej awaryjności radzieckich silników, takie wytłumaczenia wyglądały całkiem prawdopodobnie. Dowódca takiej jednostki nie musiał się tłumaczyć przełożonym, z wysokiego procentu strat bojowych, a i propaganda mogła zameldować, że faszyści zniszczyli dużo mniej sprzętu bojowego ZSRR, niż to miało miejsce w rzeczywistości. Opierając swoje badania na radzieckich źródłach, niestety zawsze trzeba mieć to na uwadze. Dlatego też należy wziąć pod uwagę, że rzeczywiste straty Ił-2 odniesione w trakcie walki mogą być dużo większe, niż to przyznają oficjalne dokumenty ZSRR. Jednocześnie trzeba dodać, że do zgłoszeń pilotów Luftwaffe o zestrzeleniach „Szturmownika”, również należy podchodzić z ostrożnością. Zdarzały się przypadki zgłaszania zestrzelenia maszyn, których w tym czasie nie mogło być na froncie itp.
Ił-2 był samolotem szturmowym, który wydatnie pomógł siłom Czerwonej Armii podczas wyzwalania Europy. Jest to niezaprzeczalny fakt, powstaje tylko pytanie, jakim kosztem?
Niestety ten samolot powstał z przeznaczeniem na całkowicie inny teatr wojenny. Tak naprawdę, Ił-2 miał operować w warunkach wywalczonej przewagi w powietrzu, co niestety nigdy nie nastąpiło na froncie wschodnim, tutaj bowiem Luftwaffe niepodzielnie dominowała. Taki stan rzeczy zmienił się dopiero w końcowych miesiącach wojny, kiedy Luftwaffe brakowało już paliwa i pilotów. Szturmownik był powolny, jego manewrowość nie stała na najwyższym poziomie, a opancerzenie chroniło w zasadzie tylko pilota. Dodajmy do tego absolutny brak celownika bombowego i brak jakiejkolwiek jednolitej taktyki walki tych samolotów. Ze względu na ograniczenia konstrukcji, całkowicie się nie sprawdzał w roli bombowca nurkującego, do czego próbowano go przystosować. Deklarowany udźwig bomb wynosił co prawda 600 kg, ale ogólnie stosowaną praktyką było latanie z uzbrojeniem nieprzekraczającym wagi 400 kg. Niestety większy ciężar bomb i rakiet, powodował, że start z polowych lotnisk był mocno utrudniony, a i nadmiernie obciążony Ił-2 sprawiał problemy w locie nawet dla doświadczonych pilotów. Dodajmy tylko z kronikarskiego obowiązku, że akurat doświadczonych pilotów WWS to zawsze brakowało i to w niemal każdym okresie wojny. Wielu z tych co, którzy nabierali szlifów nad niebem Hiszpanii, Chin czy Finlandii i mogli doświadczenie bojowe, nierzadko w przededniu wojny skończyło w katowniach NKWD lub w najlepszy przypadku na dalekiej Kołymie, gdzie umierali przy wyrębie lasów czy w kopalniach. Po wybuchu wojny, większość z nich przywrócono do służby, ale czasem kilka lat bez latania boleśnie odbijało się na sprawności bojowej takich pilotów.
Dodajmy też, że w porównaniu z innymi krajami, w ZSRR i tak już uproszczony system szkolenia pilotów na czas wojny uległ drastycznemu skróceniu i miał na celu oddanie do służby jak największej ilości pilotów. Mieli umieć wystartować, wykonać zadanie i wylądować. Resztę wiedzy z zakresie doświadczenia bojowego czy taktyki miał się nauczyć od kolegów, już w swojej macierzystej jednostce. Niestety, w jednostkach bojowych zazwyczaj tacy rekruci, nie mieli zazwyczaj szans na zebrania doświadczenia. Po prostu za szybko ginęli w trakcie wykonywania kolejnych misji bojowych. Nikt nie miał czasu ich uczyć a co więcej chętnych do przekazywania wiedzy też nie było zbyt dużo. Dodajmy do tego typową sowiecką mentalność, gdzie indywidualność, samodzielne myślenie czy działalność bez rozkazu dość szybko mogło w najlepszym przypadku zaprowadzić takiego pilota do lokalnej katowni NKWD lub w skrajnych przypadkach, przed sąd polowy, gdzie wyrok mógł być tylko jeden. W myśl radzieckiej doktryny, żołnierz ma nie myśleć a tylko wykonywać rozkazy. I jak uczy nas historia najnowsza, pod tym względem w Rosji nadal niewiele się zmieniło. Rozkazy by za wszelką cenę, bez względu na ponoszone straty, zatrzymać wroga musiały i były wykonywane.
„Ludiej u nas mnogo” – jak zwykł mawiać Józef Stalin
By zatrzymać hitlerowską nawałę, sięgano po różne rozwiązania. Ludowy Komisarz Przemysłu Lotniczego A. I. Szachurin proponował jeszcze przed wybuchem wojny przekształcanie przestarzałych myśliwców w samoloty szturmowe. W trzecim kwartale (lipiec-sierpień) 1940 r. zgodnie z planem przebudowie poddano 20% samolotów każdego typu, w czwartym – 35%, a w pierwszym kwartale 1941 r. – 45% samolotów. Przezbrojeniu podlegały samoloty DI-6, I-15, I-15bis, I-16 pierwszej serii oraz R-10. Powiedzmy sobie szczerze, te maszyny miały mały udźwig i raczej średnio nadawały się na samoloty wsparcia pola walki. Stopień zużycia tych maszyn, które i tak słynęły już z małych resursów oraz ogólnej awaryjności a co najważniejsze, niskiej skuteczności takich przeróbek, utwierdziła tylko decydentów na Kremlu w przekonaniu o celu zwiększenia produkcji Ił-2. Mimo wielu wad i raczej kiepskiego uzbrojenia nie zaprzestano produkcji tej maszyny, a nawet ją zwiększono. Wczesne wersje Ił-2 były uzbrojone w dwa działka SzWAK o kalibrze 20 mm, które najłagodniej mówiąc, były po prostu więcej niż fatalne oraz dwa karabiny SzKAS 7,62 mm. Dlatego późniejsze wersje zostały uzbrojone w działka WJa kal. 23 mm, które sprawowały się dużo lepiej niż działka SzWAK. Były równie niecelne jak SzWAK, ale nie zacinały się, co było ich ogromnym atutem. Owszem, istniało też kilka egzemplarzy Szturmownika uzbrojonych w działka SzFK-37 kal. 37 mm umieszczonych w dużych gondolach pod skrzydłami. Niestety, wg relacji pilotów przy strzelaniu z takich działek odrzut tak działał na samolot, że miało się wrażenie, że samolot niemal zatrzymywał w powietrzu.
Inne kraje nie poszły drogą Rosjan i w nieco inny sposób podeszły do tematu samolotów szturmowych. Słusznie uznano, że opancerzona maszyna szturmowa raczej nie sprawdzi się ówczesnym polu walki, poszukiwano więc uniwersalnego rozwiązania, jakim były maszyny myśliwsko bombowe. Wyciągnięto wnioski z walk toczonych we Francji czy na piaskach Afryki i zaadaptowano do tej roli myśliwce, stawiając na szybkość i manewrowość, a nie na opancerzenie. Postawiono na taktykę „uderz i szybko ucieknij”, nie pozwalając na szybką reakcję wrogich myśliwców. Dość prędko pojawiły takie samoloty jak Hawker Hurricane Mk IIc czy Hurricane Mk IV, które po wsparciu sił lądowych mogły same się obronić przed myśliwcami wroga. Potem pojawiły się niemal doskonałe do takiego typu zadań, Hawker Typhoon oraz jego następca Hawker Tempest. Podobną drogą poszli Amerykanie i na bazie P-51A Mustang, stworzono A-36 Apache zastąpiony później przez P-47 Thunderbolt. Nieco inną drogą poszli Niemcy. Co prawdo stworzono stricte maszynę szturmową, jaką niewątpliwie był Henschel Hs 129, który doskonale się sprawdził na froncie wschodnim, gdzie Luftwaffe niepodzielnie dominowała w powietrzu. Inaczej to już wyglądało na froncie zachodnim, gdzie dominację w powietrzu miały alianckie myśliwce i dzięki temu, na tym froncie Henschel Hs 129 nie zdołał rozwinąć skrzydeł. Dlatego w późniejszym okresie wojny, Luftwaffe poszło drogą zachodnich aliantów i przystosowało myśliwce FW-190A do zadań wsparcia pola walki co było zdecydowanie lepszym rozwiązaniem.
Wracając do bohatera tego artykułu, Ił-2 był maszyną, która w każdym normalnym kraju byłaby tylko ciekawostką, raczej nigdy niewdrożoną do produkcji. W ZSRR postąpiono inaczej, ale co trzeba przyznać, okoliczności powstania tego samolotu były zgoła inne. Po ataku III Rzeszy, które notabene uprzedziło atak ZSRS o jakieś dwa tygodnie, wszystko się zmieniło i dostosowano istniejące samoloty do wymagań aktualnej sytuacji. Aż czasem dreszcz przebiega po plecach, ilu ludzi zginęło, walcząc na tej maszynie, wykonując zadania bojowe bez własnej eskorty oraz bez jakiejkolwiek taktyki. Powolny, mało zwrotny samolot, z kiepską widocznością, masowo padał łatwym łupem samolotów Luftwaffe lub artylerii przeciwlotniczej. Przez te mankamenty skuteczność bojowa tej konstrukcji była mocno dyskusyjna. Mały udźwig bomb, brak celownika bombowego czy niecelne i mało skuteczne rakiety dopełniają tego obrazu. Dopiero wprowadzenie w roku 1943 na uzbrojenie WWS, bomby przeciwpancernej małego wagomiaru z ładunkiem kumulacyjnym PTAB-2,5-1,5, która znacząco poprawiła skuteczność tej maszyny. Ił-2 przenosił aż 280 takich bomb w czterech wewnętrznych kasetach (72 w centropłacie oraz 68 pod skrzydłami). Dzięki takiemu uzbrojeniu formacja „Szturmowników” mogła pokryć bombami dość znaczny obszar pola walki i dzięki temu wyeliminować spore siły pancerne przeciwnika. Jednocześnie trzeba wspomnieć, że skuteczność bombardowania zwykłymi bombami czy strzelania z rakiet w wykonaniu tego samolotu była mocno iluzoryczna. Oczywiście sowieckiej propagandzie nie przeszkodziło to w rozdmuchaniu niezasłużonej sławy. Ił-2 wg ich doniesień miał być bronią, przed którą Niemcy uciekają z pola walki. Niestety dla ZSRR, tak nie było a prawda jest bardzo odległa od mitu Szturmownika, który niestety pokutuje po dziś dzień.
I tutaj kolejna ciekawostka. Samoloty Iljuszyn Ił-2m3 również znalazły się od sierpnia 1944 r. na wyposażeniu tzw. ludowego lotnictwa polskiego. WWS przekazała zwierzchnictwo 611 Pułk Lotnictwa Szturmowego, wyposażony w 32 samoloty Ił-2 pod rozkazy Wojska Polskiego. Namalowano szachownice pod silnikiem, ale pilotami nadal byli wyłącznie piloci radzieccy. Dla Polaków wyznaczono tylko rolę tylnego strzelca, który jak wiemy miał zazwyczaj mniejsze szanse na przeżycie lotu bojowego na tej maszynie. Polscy piloci, pojawili się na tych maszynach dopiero pod koniec działań wojennych, wiosną 1945 roku. Nawet dziś, po blisko 80 latach, które ubiegły od zakończenia wojny, wielu pisze o Ił-2 jako o najlepszym szturmowcu świata powtarzając tylko wymysły sowieckiej propagandy. Prawda jest taka, że nie była to jakaś wybitna maszyna a jej skuteczność, w świetle wspomnień, a co najważniejsze, dokumentów jest mocno dyskusyjna. Ten samolot jest najlepszym przykładem marnotrawienia środków i zasobów ludzkich, na jakich mrzonkę w ZSRR było dużo. I tylko dlatego by przykryć ten blamaż, rozdmuchano i napompowano sławę tej maszyny, by przykryć fakt, że była to ślepa uliczka i raczej nieudany projekt. Pamiętajmy o tym, gdy zobaczycie na ekranie lub przeczytacie, że był to najlepszy szturmowiec świata. Bo może nie jest zupełne kłamstwo, ale nie jest też prawdą. Bo przecież w tym czasie były tylko dwie maszyny tej klasy więc i użycie tego tytułu jest mocno naciągane. Trzecim był następca Szturmownika, czyli ił-10, który jakoś nigdy nie zyskał większej sławy a postępująca rewolucja w lotnictwie, szybko zweryfikowała przydatność takiego typu samolotu na ówczesnym polu walki. Nawet dziś, zarówno amerykański A-10 Warthog czy rosyjski Su-25, jak i jego pochodne mogą pokazać swój potencjał dopiero, jeśli zostanie uzyskana przewaga w powietrzu. Dziś współczesne myśliwce wielozadaniowe, mogą z powodzeniem wykonywać zdecydowaną większość zadań, wcześniej zarezerwowanych dla maszyn szturmowych, dla których czas już przeminął.