Niestety prawda o T34 była całkowicie inna, ale zacznijmy od początku.
Lata trzydzieste ubiegłego wieku to był wyjątkowo niespokojny czas. Świat wychodził powoli z Wielkiego Kryzysu, w Europie coraz więcej władzy wpadało w ręce wszelakiej maści nacjonalistów i autokratów. Na wschodzie Związek Radziecki wciąż nie porzucił idei Lenina, by wprowadzić komunizm w jak największej liczbie państw. Do tego było potrzebne nowoczesne uzbrojenie oraz technologie, których zawsze brakowało w tym kraju. Tutaj Rosjanom paradoksalnie pomógł właśnie Wielki Kryzys, który wybuchł w feralny czarny czwartek, po krachu na nowojorskiej giełdzie na Wall Street 24 października 1929 r. i który objął swym zasięgiem niemal cały świat. Niemal cały, bo mimo że ZSRR był odizolowany od rynków finansowych, ten kraj miał dość złota czy walut zdobytych na wyprzedaży carskich klejnotów oraz dzieł sztuki na swoje zakupy. Agenci radzieccy bardzo szybko zaczęli korzystać z okazji i z kieszeniami wypchanymi walutą oraz złotem wyruszyli na łowy. W dobie szalejącego kryzysu każdy wypłacalny klient z gotówką był na wagę złota, więc postanowiono to wykorzystać do swoich celów. To ułatwiło polowanie na potrzebne technologie czy nowe konstrukcje.
Doszło do takiej sytuacji, że nawet te kraje, które dotąd nie chciały współpracować z komunistami z ZSRR, przymykały na ten proceder oczy i po cichu zezwalały na sprzedaż wszelakiego swojego najnowszego typu uzbrojenia czy technologii. Sowieci poszli nawet dalej i masowo zaczęli zatrudniać zachodnich bezrobotnych inżynierów, by zbudowali w ZSRR nowoczesne fabryki, stocznie, odlewnie czy huty. Wszak w kraju „Chłopów i robotników” nie brakowało taniej, niewykwalifikowanej siły roboczej a w razie potrzeby zawsze można było sięgnąć po więźniów GUŁag-ów. Nowopowstałe i zarazem nowoczesne fabryki parowozów czy traktorów, jak się nazywały oficjalnie, dość szybko rozpoczynały masową produkcję nowych radzieckich czołgów T-26, które bazowały na licencji najpopularniejszego wtedy, brytyjskiego czołgu Vickers Mk.E. Nawiasem mówiąc, Polska również kupiła licencję na ten czołg, a w późniejszych produkowano rozwinięcie tej konstrukcji, których dalszym rozwinięciem był słynny 7TP. Jednak nie była to zbyt perspektywiczna konstrukcja i szybko okazało się, że trzeba szukać nowych rozwiązań. Niemal jak na zamówienie, w Stanach Zjednoczonych, pewien genialny inżynier Walter Christie opracował rewolucyjne zawieszenie czołgowe, które zapewniały bardzo dobre właściwości terenowe, które pozwalały na osiąganie dużo większych prędkości, niż to było w przypadku dotychczasowych konstrukcji. Co więcej, zastosowanie tego zawieszenia, przez zastosowanie pełnych kół, bez klasycznych kół napinających, pozwalało na znaczące obniżenie sylwetki pojazdu oraz późniejsze uproszczenie obsługi na polu walki. Walter Christie jako jeden z pierwszych zastosował w konstrukcji swoich czołgów pochylony pancerz, który był całkowitą nowością i zarazem zwiększał prawdopodobieństwa rykoszetu pocisków uderzających w czołg.
Sam Christie jak większość genialnych konstruktorów miał dość trudny charakter i głównie przez ten fakt nie mógł się dogadać z amerykańskim Departamentem Stanu. Dlatego zaczął się rozglądać za zagranicznymi kontrahentami zainteresowanych jego konstrukcjami. W 1929 pojawili się nawet pierwsi kupcy z … Polski, a mianowicie komisja na czele z kapitanem Marianem Rucińskim. Co więcej, już w lutym roku 1930 kolejna komisja, pod wodzą płk. Tadeusza Kossakowskiego zamówiła u Christiego jeden egzemplarz ulepszonej wersji M.1928 oraz zadeklarowała chęć zakupu praw licencyjnych na to zawieszenie. Jednak pewnego dnia u Waltera Christie pojawili się agenci stalinowskiego GPU oraz oficerzy radzieccy ubrani po cywilnemu, którzy przebili ofertę polskich oferentów, kupili licencję na to zawieszenie oraz oba prototypy czołgu M.1930 i korzystając z dobrodziejstw łapówek, szybko je wywieźli do ZSRR jako maszyny rolnicze, wcześniej pozbawione wież i uzbrojenia. Notabene władze II RP odzyskały wpłacone Walterowi Christie pieniądze za czołgi wraz z nawiązką i zaczęto w Polsce opracowywać czołg z tym zawieszeniem, czyli 10TP, ale to temat na inną historię. Na podstawie konstrukcji czołgu M.1930, zaczęto w ZSRR produkować średnio udane konstrukcje z rodziny BT (Bystrochodnyj Tank – czołg szybkobieżny), które wraz z T-26 przez kilka lat stanowiły podstawę sił pancernych RKKA. Czołgi BT mogły się poruszać zarówno na gąsienicach, jak i na kołach co później w praktyce okazało się nie do końca najlepszym pomysłem. W kolejnych lokalnych konfliktach, takich jak np. w hiszpańskiej wojnie domowej, przydatność tego rozwiązania została szybko zweryfikowana.
Użyte tam czołgi z rodziny BT trapiły notoryczne kłopoty ze spadającymi gąsienicami, a mobilność na samych kołach była mocno ograniczona w terenie bez dróg. Do tego trzeba dodać szybkie niszczenie się gumowych nakładek na koła w trudnym terenie. Szybko się okazało, że BT kiepsko sobie radziły zarówno na gąsienicach, które wciąż spadały z kół, jak i bez nich. Pochylony i dość cienki pancerz nie chronił załogi zbyt dobrze a dodatkowo niska kultura techniczna podczas produkcji odbiła się na końcowej jakości. Czołgi BT wyposażono w mocne jak na tamte czasy silniki M5 o mocy 400KM. Problem w tym, że były to w zasadzie bezlicencyjne kopie amerykańskiego silnika lotniczego Napier Liberty, w których używano niektórych oryginalnych części pozyskanych z zakupionych na Zachodzie używanych silników. Do tego dodajmy kiepsko zaprojektowaną i wykonaną z fatalnych materiałów skrzynię biegów, która czasem wytrzymywała raptem kilkadziesiąt kilometrów jazdy. Czołgi BT jednak pokazały, że koncepcja Christiego może być świetną bazą dla przyszłych konstrukcji. Dlatego szybko rozpoczęto prace nad następcą BT, również korzystającego z zawieszenia Christiego lecz bez niepotrzebnej możliwości jazdy bez gąsienic, z mocniejszym pochylonym pancerzem i z mocniejszym uzbrojeniem.
„Ilość jest jakością samą w sobie” – Józef Wissarionowicz Stalin
Stalin nie był, delikatnie mówiąc, zachwycony możliwościami czołgów BT, więc nakazał pilną modernizację czołgów BT-2 i BT-5. Dodajmy do tego wybuch Wielkiego Terroru z lat 1937-38, który dotknął wszystkie gałęzie sowieckiej gospodarki, nie omijając przy tym nawet przemysłu obronnego. W całym ZSRR rozpoczęły się masowe aresztowania i egzekucje kolejnych „szkodników” i „wrogów ludu”. W Charkowskiej Fabryce Parowozów im. Kominternu, odpowiedzialnej za produkcje szybkich czołgów BT, pod kierownictwem inżyniera-samouka N.F Cyganowa, w roku 1936 rozpoczęto pracę nad BT-IS (Bystrochodnyj Tank – Iosif Stalin), który miał być daleko posuniętą modyfikacją czołgów BT. Przypomnę tylko, że takie stanowisko głównego projektanta było w ówczesnych czasach wręcz śmiertelnie niebezpieczne, bowiem za każdy błąd lub porażkę groziło długoletnie więzienie, lub nierzadko egzekucja. BT-IS konstrukcyjnie mocno się już różnił od klasycznych BT, choćby grubszym i bardziej pochylonym pancerzem. W krótkim czasie, by wyeliminować zauważone wady, powstała kolejna konstrukcja BT-SW (Bystrochodnyj Tank – Stalin Woroszyłow), w której można już ujrzeć zarysy przyszłego T34. Niestety, prace nad tą konstrukcją przerwało w 1938 roku, aresztowanie i egzekucja głównego projektanta N.F Cyganowa. Mniej więcej w tym samym czasie, bo 15 sierpnia 1937 roku dowództwo RKKA nakazało utworzeniu całkiem nowego biura konstrukcyjnego w Charkowskiej Fabryce nr 183, w celu skonstruowania następcy czołgów BT. Na szefa biura wyznaczono inżyniera wojskowego 3. rangi, Adolfa Dika, który zdążył jedynie opracować kluczowe dla projektu szkice nowego czołgu. Jesienią tego roku, jednak NKWD aresztowało cały zespół Dika wraz z głównym projektantem i zesłano ich do łagru.
Prace nad prototypem przydzielono inżynierowi Michaiłowi Koszkinowi, który skwapliwie skorzystał z planów Dika oraz z doświadczeń zespołu pracujących nad BT-IS i BT-SW. Efektem jego prac był prototyp A-20, który stał się protoplastą późniejszych T34. Czołg wyposażono w dieslowski silnik W-2, który powstał na podstawie zakupionej bardziej lub mniej legalną drogą dokumentacji włoskiego silnika lotniczego V-12 firmy FIAT. Różnicą było wykorzystanie aluminium do wykonania korpusu silnika celem redukcji wagi oraz przystosowanie tego bądź co bądź benzynowego silnika do spalania ropy naftowej. A-20 został uzbrojony w armatę 20K wz.1934 kal. 45 mm oraz dwa karabiny maszynowe. Czołowy pancerz miał grubości 20 mm, co i tak było większą wartością niż czołgach BT. Gotowy prototyp pokazano 9-10 grudnia 1938 roku Komitetowi Obrony, gdzie zyskał przychylność władz ZSRR. Michaił Koszkin zdołał przekonać Stalina, że na podstawie A-20, może stworzyć jeszcze lepszy i potężniejszy czołg, który jednocześnie zastąpi T-26 oraz BT. Tak powstał A-32, który był uzbrojony w armatę L-10 o kalibrze 76,2 mm, który miał grubszy pancerz czołowy i napęd tylko gąsienicowy. We wrześniu 1939, na poligonie w Kubince zrobiono porównanie obu konstrukcji, w wyniku czego nakazano kontynuację prac nad A-32 jako bardziej perspektywicznej konstrukcji. Cięższy, z grubszym pancerzem i lepiej uzbrojony A-32, okazał się równie szybki i zwinny na poligonie jak lżejszy i słabiej opancerzony A-20.
W wyniku testów powstał prototyp A-34, który charakteryzował się szerszymi gąsienicami, czołowym pancerzem o grubości 45 mm oraz nowszym działem L-11 kalibru 76,2 mm. Pod wpływem doświadczeń z wojny domowej w Hiszpanii czy po bitwie nad Chałchin-Goł postanowiono odejść od nitowanych połączeń pancerza na rzecz spawanych, co było wtedy całkowicie nowatorskim podejściem. Jednocześnie mimo dobrych ocen konstrukcji, wokół głównego konstruktora zaczęła powoli gęstnieć atmosfera. Po latach zachowały się raporty NKWD i donosy na Koszkina, które same w sobie mogły skutkować jego rychłym spotkaniem z plutonem egzekucyjnym. Niefortunny przypadek sprawił, że stało się całkowicie inaczej. Zespół Koszkina ukończył dwa prototypy T34 już w styczniu 1940 roku a w kwietniu i maju wyruszyli na wyczerpującą trasę rosyjskimi bezdrożami z Charkowa do Moskwy na demonstrację dla członków KC KPZR. Po prezentacji oba czołgi ruszyły na Linię Mannerheima w Finlandii i z powrotem do Charkowa zahaczając o Mińsk i Kijów. Przy okazji zidentyfikowano i postanowiono poprawić niektóre niedociągnięcia układu napędowego oraz inne usterki, które ujawniły się podczas tego testu. Niestety, jazda w nieogrzewanym czołgu wczesną rosyjską wiosną nie należała do najlepszych pomysłów. Sam Michaił Koszkin osobiście prowadził jeden z prototypów T34, w wyniku czego zachorował na zapalenie płuc, w wyniku czego zmarł 26 września po długiej chorobie. Nie przeszkodziło to skierowaniu tego czołgu do produkcji seryjnej, mimo projekt T34 nie był najlepiej oceniany przez wojskowych, którzy woleli bardziej tradycyjne konstrukcje.
W drugiej części tej opowieści przybliżę Wam jak to naprawdę bywało z T34 na froncie i dlaczego nie uważam go za najlepszy czołg tamtych czasów.