Cechą charakterystyczną takich egzoplanet są ich rozmiary, ponieważ mini-Neptuny mają zazwyczaj od 1,7 do 3,9 promienia Ziemi. Z jednej strony są one więc większe od typowych skalistych planet takich jak nasza, ale i mniejsze od gazowych olbrzymów. Dzięki badaniom w tej sprawie astronomowie próbują zrozumieć, jak wygląda formowanie poszczególnych typów planet, co powinno pomóc w odtwarzaniu realiów Układu Słonecznego przed miliardami i milionami lat.
Czytaj też: Czołowe zderzenie w kosmosie! Gwiazd z tego nie będzie
W przypadku GJ 1214b obserwacje były prowadzone z użyciem instrumentów MIRI i Low-Resolutions Spectrometer. Analiza zebranych danych została niedawno zaprezentowana na łamach Nature. Badaniom przewodziła Eliza Kempton z University of Maryland. To właśnie ona i jej współpracownicy śledzili zachowanie egzoplanety krążącej wokół czerwonego karła Gliese 1214. Gwiazda ta znajduje się około 40 lat świetlnych od Ziemi i posiada jedną znaną nauce planetę, czyli wspomnianą już GJ 1214b.
W toku analiz naukowcy uznali, iż mają do czynienia z około 8-krotnie masywniejszą od Ziemi egzoplanetą, której promień jest mniej więcej 2,75 razy większy od ziemskiego. Z czasem udało się też dostrzec oznaki istnienia atmosfery, aż w pewnym momencie powstała mapa cieplna GJ 1214b. Obejmowała ona zarówno dzienną, jak i nocną stronę egzoplanety, dzięki czemu naukowcy mieli szersze pole do popisu w zakresie analizy składu atmosferycznego.
Egzoplanety takie jak GJ 1214b mogą stanowić brakujące ogniwo między obiektami pokroju Ziemi, a gazowymi olbrzymami
Wiemy teraz, że o ile temperatury na dziennej stronie dochodzą do około 280 stopni Celsjusza, tak na nocnej są zauważalnie niższe i delikatnie przekraczają 160 stopni Celsjusza. To z kolei stanowi wskazówkę na temat istnienia stosunkowo ciężkich cząsteczek, na przykład wody i metanu, wchodzących w skład tamtejszej atmosfery. Według autorów pierwotny skład był inny: albo znajdowało się tam więcej wodoru, który z czasem zniknął, albo znacznie liczniejsze były cięższe pierwiastki.
To z kolei wskazuje na hipotetyczny, ale rozważany od pewnego czasu scenariusz, w którym mini-Neptuny tracą swój wodór i hel, zmieniając się z obiektów przypominających naszego Neptuna, w coś, co zaobserwował niedawno Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba. Jeśli chodzi o GJ 1214b, to najprawdopodobniej początkowo znajdowała się ona w większej niż teraz odległości od swojej gwiazdy. Z czasem zaczęła się do niej zbliżać, tracąc przy tym swoją atmosferę.
Czytaj też: Na Marsie kiedyś płynęły wściekłe, rwące potoki. Pozostawiły po sobie wyraźne ślady
Nie można też wykluczyć opcji, w której mówimy o planecie pokrytej dużymi ilościami wody. Taki wodny świat byłby całkiem sensowny, jeśli wziąć pod uwagę fakt, iż GJ 1214b prawdopodobnie narodziła się w większej niż obecnie odległości od swojej gwiazdy. Prowadząc obserwacje innych mini-Neptunów naukowcy powinni zyskać możliwość dokładniejszego prześledzenia ewolucji tych obiektów.