Brakuje mi mocy. Brakuje mi energii, by realizować swoje zamierzenia, iść własną drogą. Potrzeba mi siły, by postawić granice tym, którzy wciąż wchodzą mi na głowę”. Takie stwierdzenia często padają z ust uczestników przyjeżdżających na męskie warsztaty. Pragnienie zwiększenia mocy osobistej wydaje się głównym powodem, który skłania mężczyzn do rozpoczęcia pracy nad sobą. Opowiadają historie o zaborczych żonach, despotycznych szefach, planach, które snują, ale nie podejmują ich realizacji. Chcą dokonać jakiejś zmiany i kiedy trafają na warsztat „Czułość i moc”, są przekonani, że chodzi im o to drugie. W trakcie tych trzech dni warsztatu część z nich odkrywa, że tym, czego im naprawdę brakuje, jest kontakt z własną wrażliwością.
Większość chłopców wychowywana jest w kulcie twardości, słynna fraza mówiąca, że „chłopaki nie płaczą” obowiązywała w wielu domach i nadal ma się dobrze. Chłopcy od małego uczeni są nieokazywania emocji, zagryzania zębów, sprawiania wrażenia, że sami poradzą sobie ze wszystkim. Słowa takie jak wrażliwość i delikatność zarezerwowane są „dla bab”. Z czasem ta poza przeradza się w trwałą skorupę chroniącą przed światem zewnętrznym. Przecież odczuwanie emocji, okazywanie uczuć naraża nas na ryzyko zranienia. Ktoś może to wykorzystać, ugodzić w czuły punkt.
Ta zbroja zdaje się nas dobrze zabezpieczać, ale z czasem jej utrzymanie wymaga coraz większej energii, coraz więcej wysiłku. Wszystko, co ją nadweręża, staje się wrogiem, którego należy pokonać, a to kosztuje jeszcze więcej pracy. Zamiast więc używać życiowej energii do realizowania swoich celów, dbania o własne interesy, odkrywania świata i rozwoju, wykorzystujemy ją do zabezpieczania się, do ochrony. I właściwie nie znamy siebie, nie wiemy, co czujemy, jacy naprawdę jesteśmy, czego potrzebujemy.
WSZYSTKO W PORZĄDKU?
Amerykański psycholog Steven Gilligan stworzył koncepcję energii archetypicznych. Według niej każdy człowiek ma dostęp do trzech rodzajów energii: waleczności, wrażliwości i lekkości (ang. playfulness). Nazywa je archetypicznymi, bo wywodzą się z samej natury człowieka, niezależnie od pochodzenia, wykształcenia, wieku czy miejsca urodzenia. Waleczność, często kojarzona z mocą, wiąże się z odwagą, otwartym wyrażaniem własnego zdania, z obroną siebie i innych, sięganiem po to, co nam potrzebne. Wrażliwość dotyczy przeżywania i okazywania emocji, bycia czułym i opiekuńczym, dawania i przyjmowania miłości. Lekkość zaś oznacza dystans do siebie i świata, poczucie humoru, zdolność do cieszenia się, spontanicznej zabawy, rozładowywania napięcia.
Do pełnego życia, zdaniem Gilligana, potrzebujemy każdej z tych energii, oczywiście w stopniu adekwatnym do sytuacji. Ludzie mają różny dostęp do poszczególnych energii, jednym naturalnie przychodzi okazywanie wrażliwości, inni z większą łatwością przejawiają swoją waleczność lub lekkość. Nierównowaga pomiędzy nimi powoduje, że człowiek może stać się brutalny, nadmiernie uległy lub naiwnie wesołkowaty. W przypadku części mężczyzn uczestniczących w warsztatach ćwiczenia służące sprawdzeniu dostępu do każdej z tych energii prowadzą najczęściej do obserwacji, że trudno im poczuć i wyrazić swoją wrażliwość.
Czym zatem ona jest? Dla wielu osób pierwszym skojarzeniem jest okazywanie uczuć, to oczywiście prawda, ale przecież zaczyna się to od ich rzeczywistego przeżywania. Odczuwanie radości, wzruszenia, smutku, żalu, nieśmiałości. Zdawanie sobie sprawy z tego, co w danej chwili czuję, umiejętność nazwania tych stanów. Dla wielu mężczyzn tutaj zaczyna się trudność. Na pytanie: „Co czujesz w tej sytuacji?”, mężczyzna często odpowiada: „Wszystko w porządku”, „Raczej średnio” albo „Beznadziejnie”. To są oceny, interpretacje, wciąż nie dotarliśmy do uczuć. Nie wiemy jeszcze, co naprawdę się w nas dzieje. W tym momencie rozpoczyna się praca nad samoświadomością, nad doświadczaniem siebie. Dla niektórych mężczyzn oznacza to spory wysiłek, pojawiają się wątpliwości, po co to wszystko robić, przecież mamy działać, załatwiać sprawy, organizować. Jaki jest sens w tym zagłębianiu się w sobie, do czego to może doprowadzić? A jeśli się rozkleję? No właśnie, a jeśli tak, to co?
TAKI, JAKI JESTEM
Obawa przez skontaktowaniem się z emocjami często wiąże się z lękiem o to, czy moja zbroja wytrzyma. Jeśli emocje ją rozpuszczą, to co mi zostanie, co będzie mnie chronić? Mężczyźni, którzy uważają, że zawsze muszą być twardzi i tę twardość utożsamiają z siłą, będą mocno tej zbroi pilnować. Tkwi w tym pewien paradoks, bo im bardziej ją utrzymują, im mniej odczuwają i wyrażają
swoich emocji, tym mniej życiowej energii w nich płynie. Często postrzegani są przez otoczenie jak manekiny, które wykonują pewne działania, zajmują jakieś stanowiska, grają określone role, ale tak, jakby byli wewnętrznie puści, nieprawdziwi.
Brené Brown autorka wielu programów rozwojowych i książek na temat budowania zespołów, współpracy i przywództwa, twierdzi, że koniecznym warunkiem stworzenia autentycznej relacji z drugim człowiekiem jest gotowość do okazania swojej bezbronności. Dopiero wtedy zaczyna się prawdziwy kontakt: pozwalam innym zobaczyć siebie takim, jaki jestem. Narażam się na ryzyko, to prawda, ale bez tego nie dojdzie do rzeczywistego spotkania. Pozostaniemy na poziomie masek, bezpiecznych form, ochronnych kombinezonów. Obnażenie się przed innymi wymaga odwagi, bezwzględnie tak. Odwaga jest potrzebna, bo przecież nie wiemy, jaka będzie reakcja, z jaką odpowiedzią się spotkamy. Może z atakiem w czuły punkt, który właśnie odsłoniliśmy? Brown w jednym ze swoich wystąpień odnosząc się do łacińskiego pochodzenia angielskiego słowa odwaga (courage), przywołuje wyraz cor oznaczający serce. A więc fundamentem odwagi jest kierowanie się sercem, odczuwanie i wyrażanie uczuć. To właśnie ludzie prawdziwie odważni, posiadający moc osobistą, potrafią przyznać się do swoich emocji.
A przecież wokół widzimy tak wielu mężczyzn, którzy twierdzą, że nigdy się nie boją, że nie czują niepokoju, dają radę. W chwilach wzruszenia odwracają twarz, żeby nikt nie zauważył, że szklą im się oczy, zaraz wracają do zwykłego zachowania. Wydaje im się, że są tak silni, a naprawdę boją się, że ktoś ich przejrzy. Być może boją się prawdy o sobie. Nie mówią wprost o swoich pragnieniach, rozterkach, wątpliwościach. Próbują zagłuszyć je działając jeszcze bardziej intensywnie. Męska wrażliwość, jeśli dać jej przestrzeń, może przejawiać się na wielu polach. W relacji z partnerką – poprzez okazywanie czułości, słowne i fizyczne, przez otwarte komunikowanie swoich potrzeb, dzielenie się osobistymi trudnościami, nieukrywanie chwil słabości i rozterek. W relacjach z dziećmi, niezależnie od ich wieku – w uważnej rozmowie, przytulaniu, a także w mówieniu o swoich troskach, tak by widziały w nas prawdziwych ludzi, a nie spiżowe posągi, z którymi trudno nawiązać bliski kontakt.
W przyjaźni – jej wyrazem może być empatyczne słuchanie drugiej osoby, towarzyszenie w trudnych sytuacjach, ale również mówienie o problemach, proszenie o pomoc i przyjmowanie jej. W pracy zawodowej, wszędzie tam, gdzie wchodzi w grę kontakt z drugim człowiekiem, poprzez otwartość na zrozumienie jego perspektywy, intencji, potrzeb. I wreszcie – wobec samego siebie. Tu mężczyznom najtrudniej bywa okazać czułość i wrażliwość, bo oznaczałoby to uznanie swojej niedoskonałości, przyznania się do słabości fzycznych czy mentalnych, akceptacji procesu starzenia się. Prowadziłoby do odpowiedniego zaopiekowania się sobą.
JAK ROZWIJAĆ WRAŻLIWOŚĆ
Mężczyzna, który traktuje wrażliwość jako pełnoprawny i wartościowy element swojej natury, pozwala jej zaistnieć w każdym z tych obszarów. Uważa ją za dar, który otrzymał i może dzielić się nim z innymi. Staje się bardziej zrównoważony, bo nie musi wciąż podtrzymywać nieprawdziwego wizerunku twardziela. Potraf pełniej wchodzić w relacje z ludźmi, bo nie boi się swoich i czyichś emocji. Sytuacje związane z okazywaniem uczuć przestają go płoszyć, nie ucieka przed nimi. Dając sobie prawo do wrażliwości oddziałuje też na otoczenie. Inni ludzie, a szczególnie inni mężczyźni, czują się bezpieczniej i w konsekwencji zachowują się bardziej otwarcie, zaczynają mówić o sprawach istotnych, dzielą się swoimi przeżyciami, trudnościami, wątpliwościami. Kontakt staje się żywy, rozmowa potrzebna i wartościowa. Pojawia się autentyczne wsparcie. Na takim mężczyźnie otoczenie może polegać, jest bardziej ludzki, wielowymiarowy. A on dzięki temu może czerpać od innych, nie czuje się sam wobec reszty świata, zyskuje zasilenie dzięki pełniejszym, bardziej autentycznym relacjom.
Jak więc mężczyzna może rozwijać własną wrażliwość? Warto zacząć od swojego ciała, od którego tak wielu z nas próbuje się odciąć, traktując je jako trochę niewygodny dodatek do głowy. Potraktowanie własnego ciała z czułością oznacza przede wszystkim odczuwanie całej różnorodności doznań. Odczuwanie przyjemności, zmęczenia, niewygody, bólu, głodu lub przejedzenia oraz umiejętność rozróżniania poszczególnych stanów. Dalszym krokiem jest rozumienie potrzeb ciała, tego czego ono chce. Czy chodzi o zmianę pozycji, odpoczynek, ruch, głębszy oddech, świeże powietrze, picie, jedzenie, sen? I zaspokojenie tej potrzeby możliwie szybko, bez odkładania na „lepszy moment”, on może przyjść za późno albo nie nadejść nigdy. Warto więc regularnie sprawdzać, czego ono potrzebuje i jak na to odpowiadam.
Okazuje się, że często sam wzrost uważności powoduje zmianę, a ona nie musi być rewolucyjna. Mogę zadbać o wygodniejszą pozycję lub ją często zmieniać. Mogę zastosować kilka prostych ruchów, które rozładują fzyczne napięcia. Mogę zawczasu zadbać o jedzenie i picie, żeby nie doprowadzić się do wycieńczenia. Uświadomiwszy sobie zmęczenie, zamiast eksploatować swoje siły, mogę zrobić dłuższą przerwę, często w jej wyniku będę potem działał sprawniej i skuteczniej. Odczuwając senność, zamiast dalej czytać, oglądać, odpisywać, mogę po prostu iść spać.
Następnym krokiem jest zwiększenie świadomości uczuć, których w danym momencie doświadczam, danie sobie prawa do przeżywania ich i wyrażania. Czy jest to radość, smutek, zakłopotanie, żal, podekscytowanie? Na ile potrafę rozróżniać pomiędzy nimi, dostrzegać zachodzące zmiany?
I wreszcie odpowiedzenie sobie na pytanie stosowane często przez Roberta Diltsa: „jak czuję się, mając to uczucie?”. Czy pozwalam sobie zaakceptować to, że odczuwam strach, gniew, niechęć? Czy przyjmuję, że ten stan również należy do mnie, ma swoje miejsce, z czegoś wynika i pewnie do czegoś prowadzi? Rozwijanie świadomości i akceptacji własnych emocji często wiedzie do lepszego panowania nad nimi. To ja posiadam określone emocje, a nie one posiadają mnie. Mężczyzna bardziej świadomy tego, co przeżywa, potraf również bezpieczniej i bardziej otwarcie komunikować je w relacji z innymi ludźmi. Dzielić się nimi. Otoczenie widzi go wyraźniej, ludzie, z którymi ma do czynienia, lepiej rozumieją przyczyny określonych zachowań, odbierany jest jako osoba bardziej zrównoważona emocjonalnie, stabilna. Dzięki większej transparentności jego uczuć kontakt z nim jest dla ludzi bezpieczniejszy i prawdziwszy. Nie udając zawsze silnego i zadowolonego, paradoksalnie potraf emanować wewnętrzną siłą wynikającą z samoświadomości.
STAN RÓWNOWAGI
W kolejnej fazie rozwijania wrażliwości dochodzimy do okazywania jej innym, osobom bliskim, przyjaciołom, współpracownikom. Troskliwość wobec ich potrzeb, czasem czuły dotyk, uważne spojrzenie, czas na rozmowę, która nie zatrzymuje się na powierzchni, ale zmierza do tego, co istotne. Większej akceptacji słabości i niedoskonałości ludzi z mojego otoczenia, rozwijanie umiejętności wybaczania. I wreszcie przepraszanie. Autentyczne przepraszanie za to, czego naprawdę żałuję, niemające nic wspólnego z fasadowym rzuceniem słowa „przepraszam”, które nie znaczy nic. Tak rozumiane okazywanie wrażliwości w relacjach nie oznacza ustępowania, poddawania się i pozwolenia na bycie wykorzystywanym. Wręcz przeciwnie, dzięki lepszej świadomości własnych uczuć i potrzeb mężczyzna ten będzie w stanie wyraźnie stawiać granice, bronić swoich wartości, nie dopuścić do zdominowania przez innych.
Obserwując zmiany zachodzące w postawie mężczyzn, którzy docierają do swojej wrażliwości, zauważam, że rośnie w nich poczucie mocy. Po części może to być powodowane lepszym zadbaniem o własne zasoby i ich regenerację, ale także tym, że wraz z wrażliwością płynie doświadczanie ciepła, bliskości i radości w relacjach z ludźmi, a to też prowadzi do osobistego wzmocnienia. Znika obawa, że użycie mocy doprowadzi do eskalacji agresji. Czuły i wrażliwy mężczyzna wie, jak daleko może się posunąć, widzi wpływ swojego działania na otoczenie. Korzysta z mocy świadomie, na tyle, na ile jest to potrzebne. Dopuszczając do głosu wrażliwość, równocześnie widzi, że nie załatwi ona wszystkiego, że niezbędna też jest stanowczość, waleczność, zdecydowanie. Jak wdech i wydech, dwie strony tego samego medalu.