Merkury, pierwsza planeta od Słońca, oddalona od niego o zaledwie 56 milionów kilometrów właśnie stał się celem dla potężnego koronalnego wyrzutu masy, który został wyemitowany z niewidocznej obecnie z Ziemi strony Słońca. Obłok plazmy uderzył już w powierzchnię tej skalistej planety.
Jak wskazują naukowcy, obszar na powierzchni Słońca, który był źródłem rozbłysku i koronalnego wyrzutu masy, do których doszło 9 marca o godzinie 14:00 polskiego czasu, miał rozmiary kilkadziesiąt razy większe od rozmiarów Ziemi. Samego rozbłysku nie udało się zaobserwować, bowiem znajdował się on w tej części Słońca, która jest aktualnie niewidoczna z Ziemi. Na szczęście sonda kosmiczna Solar Dynamic Observatory (SDO), która bezustannie obserwuje tarczę naszej gwiazdy dziennej, dostrzegła potężne włókno plazmy, które wysunęło się zza krawędzi Słońca. Analiza struktury, rozmiarów oraz dynamiki tego włókna pozwoliła oszacować, że miało ono blisko pół miliona kilometrów długości. To naprawdę imponujące rozmiary zważając na to, że średnica Ziemi to niecałe 13 000 km, a średnica Słońca wynosi około 1 400 000 km. To doskonale przypomina nam, że Ziemia, która kiedyś uważana była za centrum wszechświata, w rzeczywistości jest tylko nieistotnym pyłkiem zawieszonym w gigantycznej przestrzeni kosmicznej.
Ze względu na stosunkowo niewielką odległość do Merkurego, już kilkanaście godzin później, plazma wyrwana z powierzchni Słońca uderzyła w powierzchnię Merkurego.
Warto tutaj przypomnieć, że w przypadku Merkurego sytuacja wygląda nieco inaczej, niż w przypadku Ziemi. Merkury jest planetą skalistą pozbawioną jakiejkolwiek atmosfery, przez co cząsteczki tworzące plazmę uderzają bez żadnych przeszkód bezpośrednio w jej powierzchnię. Więcej, naukowcy podejrzewają, że Merkury nie ma atmosfery właśnie dlatego, że jest bezustannie wystawiony na istne bombardowanie ze strony Słońca.
Gdy przemieszczające się między Słońcem a Merkurym cząstki uderzają w jego powierzchnię, uwalniają one energię w formie promieniowania rentgenowskiego. Gdy zatem na Słońcu dochodzi do koronalnego wyrzutu masy, a powstały w ten sposób obłok plazmy uderza w powierzchnię Merkurego, dochodzi do powstania swoistej rentgenowskiej zorzy, która nie jest widoczna w zakresie widzialnym.
Czytaj także: Rentgenowskie zorze polarne na Merkurym. Sonda BepiColombo odkrywa coś nowego
Takich zórz w ostatnich latach i miesiącach może być na Merkurym całkiem sporo, zważając na fakt, że właśnie znajdujemy się w maksimum aktywności słonecznej i liczba rozbłysków i koronalnych wyrzutów masy jest naprawdę imponująca. Taki stan rzeczy potrwa jeszcze kilka dobrych lat.
Koronalny wyrzut masy z 10 marca przypomina nam, że w każdej chwili obserwujemy tylko połowę powierzchni Słońca i często zapominamy, że przed naszym wzrokiem ukrywa się jeszcze cała druga połowa, która nie jest widoczna z położenia Ziemi.
Doskonałym przypomnieniem tego faktu, jest zaobserwowanie na początku lutego potężnej grupy plam słonecznych przez łazik Perseverance znajdujący się na powierzchni Marsa. Tak się bowiem składało, że Mars znajdował się po drugiej stronie Słońca, przez co z jego powierzchni było widać dużą część tej powierzchni Słońca, która nie była widoczna z powierzchni Ziemi. Plamy, o których doniósł nam łazik Perseverance, po kilku dniach wskutek obrotu Słońca wokół własnej osi pojawiły się także na tarczy widzianej z Ziemi. Nie mamy jednak wpływu na to, gdzie w stosunku do Ziemi i Słońca znajduje się Mars, a więc tylko d czasu do czasu mamy okazję przyjrzenia się tej części Słońca, której nie widać z Ziemi.
Czytaj także: Na Merkurym pada nietypowy deszcz. To on jest źródłem efektownego zjawiska
Aktualnie jednak Merkury znajduje się po drugiej stronie Słońca i jest on narażony na rozbłyski i koronalne wyrzuty masy emitowane z innych plam słonecznych niż te, które widzimy z powierzchni Ziemi.
Wiedza o tym, co się dzieje na niewidocznej z Ziemi stronie Słońca, jest dla heliofizyków niezwykle cenna. Jakby nie patrzeć, Słońce bezustannie rotuje wokół własnej osi i te plamy słoneczne, które generują rozbłyski teraz uderzające w powierzchnię Merkurego, za kilka-kilkanaście dni, wskutek obrotu Słońca wokół własnej osi, mogą zwrócić się w kierunku Ziemi i zagrażać nam dokładnie taką samą aktywnością.