Gerd Rüdiger Lang od ponad ćwierćwiecza realizuje swoją pasję, produkując zegarki z duszą. Zafascynowany od najmłodszych lat starymi odmierzaczami czasu, pozostał wierny klasyce. Nawet wtedy, gdy świat opanowały superdokładne i nowoczesne chronometry kwarcowe. Można powiedzieć, że porusza się niezgodnie ze wskazówkami czasu, bo zamiast elektronicznych cacek oferuje swoim klientom mechaniczne piękności. „Działam wbrew obowiązującym trendom” –powtarza często właściciel Chronoswiss.
Zegary Formuły 1
Jego przygoda z zegarkami rozpoczęła się od warsztatu mistrza Jaunsa w rodzinnej miejscowości Braunschweig w Niemczech. Tu w latach 1958–1961 pod jego czujnym okiem Lang zgłębiał tajniki rzemiosła, jednocześnie ucząc się teorii w szkole zawodowej w Hanowerze. Egzaminy zdał dobrze i, co najważniejsze, połknął zegarmistrzowskiego bakcyla… Świeżo upieczony absolwent trafił najpierw jako czeladnik do firmy Gross, a potem do Huguenin w Biel (Szwajcaria). Wkrótce jednak, gnany dociekliwością i chęcią rozszyfrowania anatomii zegarków, młody Lang zgłosił się do znanej firmy Heuer-Leonidas. To była wielka przygoda i najlepsza lekcja zawodu – Heuer wówczas zajmował pozycję światowego potentata w produkcji zegarów pokładowych i przemysłowych, zaledwie niewielką część oferty stanowiły zegarki na rękę. Lang składał zegarki, dopasowując dźwignie i trybiki. Pracował na akord i zwykle udawało mu się złożyć 10 sztuk dziennie, ale każdy nieprecyzyjny ruch oznaczał dodatkową pracę. Źle złożone zegarki zwracano mu następnego dnia do poprawki.
Gdy firma Heuer otworzyła filię we Frankfurcie, Lang wrócił do Niemiec i objął tam kierownicze stanowisko, podobnie jak później w następnej filii w Monachium. Była połowa lat 70. XX wieku. Nadchodził kres epoki klasycznych czasomierzy. Rynek podbijały japońskie cuda elektroniki – superdokładne i dużo tańsze. Czarne chmury zebrały się więc też nad Heuerem. W 1979 roku Lang został zwolniony.
Koniec tej współpracy to zarazem początek nowego rozdziału w życiu Langa. Jeszcze tylko… olimpiada w Moskwie w 1980 r. i zacznie pracować na własny rachunek. W igrzyskach nie uczestniczył bynajmniej jako zawodnik. Był „panem czasu” – jako przedstawiciel Swiss Timing brał udział w oficjalnych pomiarach podczas zawodów hippicznych. Nie pierwsza to zresztą jego przygoda z gwiazdami sportu w tle. Wcześniej, gdy jeszcze pracował we Frankfurcie, „łapał czas” w wyścigach Formuły1 (Heuer był bowiem odpowiedzialny za oficjalne pomiary czasu w tych zawodach).Rüdiger miał się niebawem stać „panem zegarków”. Na propozycję Heuera Lang na początku lat 80. otworzył w Monachium oficjalny serwis tej marki w Niemczech. Warsztat zegarmistrzowski powstał w jego domu.
Naprawiał, udoskonalał, skupował części i stare mechanizmy. Koncentrował się na zegarkach szwajcarskich, nic więc dziwnego, że w 1983 roku nazwał swoją firmę Chronoswiss. Rok później została ona zarejestrowana jako oficjalny chroniony znak towarowy. Początkowo Chronoswiss zajmował się głównie naprawą i dystrybucją zegarków. Mechanicznych, oczywiście. Na rynku wytwórców zegarków firma zadebiutowała w roku 1987, prezentując model Regulateur na targach w Hongkongu. Mimo wysmakowanych detali i staranności wykonania staromodny czasomierz na nikim nie zrobił większego wrażenia. Nie zniechęciło to jednak Langa. Regulateur pokazany rok później na targach w Bazylei wzbudził już ogromne zainteresowanie. Do dziś zresztą ten model jest najbardziej znanym towarem firmy Chronoswiss.
Szkielet czasu
Zegarki miały dla Langa zawsze magiczny wymiar, a to, co w nich najbardziej fascynujące, kryło się pod tarczą. W swoim warsztacie, gdy jeszcze zajmował się tylko naprawą starych modeli, często odkręcał dekle i w ich miejsce wstawiał szkło, by uwidocznić mechanizm. Odbierając zegarki, klienci byli zaskoczeni tym nieoczekiwanym bonusem, ale podobało im się, że mogą „zajrzeć do wnętrza”. Sam Lang zaś sygnował tę naprawę nazwą swojej firmy. Była to wówczas powszechna praktyka – nazwę warsztatu serwisującego umieszczano na tarczy obok logo producenta zegarka. Gdy już Lang sam stał się producentem, szklane dekle stały się jego znakiem rozpoznawczym.
Kolejne modele prezentowane odbiorcom mają właśnie takie, typowe dla Chronoswiss koperty. Wiele z nich ukazuje mechanizm nawet bez zaglądania pod spód – przez ażurową tarczę widać poruszające się zębate kółka i kółeczka – np. w Chronoswiss Opus Skeleton czy Regulateur Tourbillon Squelette. Ten ostatni pokazuje sekundy, minuty, godziny na osobnych tarczach – największa to minuty, a na niej dwie małe: u góry – godziny, u dołu – sekundy. Klasyczne wzornictwo i mistrzowska jakość nie kłócą się wcale z oryginalnymi pomysłami, którymi monachijska manufaktura zaskakuje klientów. W modelu Delphis wskazówka nie zatacza nigdy pełnego koła – porusza się tylko po górnym półkolu tarczy i po każdych 60 minutach(180 stopniach) wraca. Godziny ukazują się w osobnym okienku. Misternie wykonany, klasyczny i wytworny, a przy tym oryginalny – kosztuje ok. 100 tys. złotych. Równie elegancki jest Digiteur – prostokątna tarcza, do wyboru: biała, czarna lub łososiowa, na niej okienko z godziną, a pod nim minuty i sekundy. Ciekawym rozwiązaniem Chronoswiss jest model Cabrio. Co w nim dziwnego? Obrotowa tarcza. Są w ofercie Chronoswiss zegarki z kalendarzem, wskazujące fazy księżyca i godziny w różnych strefach czasowych. Wodoszczelne i wytrzymujące zanurzenie nawet do 100 metrów, świecące w ciemnościach i dwudziestoczterogodzinne. Słowem Chronoswiss to fuzja nowoczesności i klasycznego piękna.
Na podbój Azji
Szwajcarski zegarek to od wieków symbol najwyższego kunsztu zegarmistrzowskiego. Choć Chronoswiss to marka niemiecka, o jakości jej produktów świadczy nie tylko „swiss” w nazwie, ale też i pochodzenie „półproduktów”. Jak podkreśla właściciel, wszystkie części w jego zegarkach pochodzą ze Szwajcarii, czym nie może się pochwalić wiele nawet szwajcarskich marek. Tak zresztą było od początku istnienia firmy – komponenty powstawały w najstarszych pracowniach kraju Wilhelma Tella. W 2002 roku Lang otworzył w Szwajcarii filię Chronoswiss (w Niedau k. Biel). Szwajcarska dusza, do tego platyna, białe, różowe i czerwone złoto, szafirowe szkło i idealnie oszlifowane wskazówki ze stali szlachetnej – dla miłośników zegarków to nie lada gratka. Dla koneserów limitowane serie, dla estetów – wyrafinowane klasyczne wzornictwo.
Szlachetne piękno tych zegarków urzeka coraz większe grono odbiorców. Zegarek to przecież coś więcej niż tylko czasomierz. „Wielu jedzie do Azji, żeby tam produkować, ja zostaję tutaj, żeby Azjaci kupowali u nas” – powiedział Gerd Rüdiger Lang w wywiadzie dla niemieckiego magazynu „ProFirma”. Jest na dobrej drodze, by zrealizować to marzenie.
Więcej informacji na stronie www.chronoswiss.com