Za rewelacjami w tej sprawie stoją przedstawiciele Uniwersytetu w Queensland, których publikacja trafiła na łamy Science Advances. Intrygującym wnioskiem płynącym z przeprowadzonych przez nich badań jest to, że niektóre zwierzęta przetrwały właśnie dzięki człowiekowi.
Czytaj też: Ta roślina może produkować kokainę. Ale to rozwiązanie przyda się lekarzom, nie handlarzom narkotyków
Analizy obejmowały 14 gatunków zamieszkujących Azję. Celem było porównanie zasięgu ich występowania poprzez zestawienie obecnych wyników z tymi z ostatnich 12 tysięcy lat. Jak się okazało, przynajmniej część tych zwierząt zwiększyło swoją liczebność dzięki zamieszkiwaniu terenów zdominowanych przez ludzi. Fenomen ten dotyczył tygrysów, słoni indyjskich, dzików, a także panter mglistych.
Ludzkość ma wielowymiarowy wpływ na to, co dzieje się z poszczególnymi gatunkami
Wyniki podważają narrację pojawiającą się w niektórych kręgach ochrony przyrody, w myśl której ludzie i megafauna są nie do pogodzenia. Na całym świecie istnieje tendencja do “degradacji troficznej”, co jest terminem odnoszącym się do nieproporcjonalnej utraty największych zwierząt na świecie. Degradacja troficzna jest zwykle największa w pobliżu ludzi, ponieważ myśliwi biorą na cel większe gatunki. Jednak w przypadku tygrysów, słoni indyjskich, dzików i panter mglistych, ich azjatyckie populacje są większe w pobliżu ludzi. Może to być wynikiem ostrzejszych działań antykłusowniczych w parkach narodowych, które znajdują się bliżej osiedli ludzkich i są częściej odwiedzane przez turystów. wyjaśniają autorzy
Czytaj też: Od kiedy towarzyszą nam psy? Nowe badania przesuwają granice
Jak to w ogóle możliwe? Współistnienie z ludźmi może zapewniać niektórym gatunków korzyści, choćby w postaci łatwiejszego dostępu do pożywienia. Jednocześnie – o ile nie stanowią one obiektów polowań – ubywa potencjalnych zagrożeń. Idealnym tego przykładem jest Singapur, gdzie stopień urbanizacji jest wysoki, lecz jednocześnie przeprowadzono tam działania, które doprowadziły do wyeliminowania kłusownictwa. Powstały również nowe tereny zielone, co napędziło wzrost liczebności co najmniej dwóch gatunków. To pocieszające wieści, choć jednocześnie nie powinniśmy popadać w zbytni optymizm: człowiek nadal ma destrukcyjny wpływ na środowisko i klimat, dlatego tylko szeroko zakrojone działania mogą doprowadzić do powstrzymania negatywnych trendów.