Właśnie tam, w wodach Wisły, zidentyfikowano pozostałości łodzi, której pochodzenie sięga co najmniej potopu szwedzkiego. Mówimy więc o obiekcie mającym około czterystu lat. Niestety, ze względu na niesprzyjające warunki badacze muszą uzbroić się w cierpliwość. Gdy poziom wody w najdłuższej polskiej rzece opadnie, to będą mogli rozpocząć dokładniejsze oględziny zlokalizowanego obiektu.
Czytaj też: Budowali garaż i znaleźli rzymskie ruiny. Dawniej było to niezwykle ważne miejsce
Co ciekawe, informacje o istnieniu fragmentów tej łodzi pojawiły się już kilka lat temu, ale dopiero niedawno znalazcy postanowili poinformować o tym fakcie Mazowieckiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Wstępne datowanie dokonanego odkrycia opiera się na analizie konstrukcji. Ta wskazuje na pochodzenie łodzi sięgające okresu, w którym miał miejsce potop szwedzki – a zapewne nawet wcześniej.
Inwazja Szwecji na tereny Rzeczpospolitej trwała w okresie od 1655 do 1660 roku. Skutki prowadzonych wtedy walk okazały się dla naszego kraju tak opłakane, że konflikt ten jest uznawany za drugi najbardziej niszczycielski w historii Polski – tuż po drugiej wojnie światowej. Ostatecznie doszło do podpisania traktatu pokojowego w Oliwie, w ramach którego Polska utraciła część terenów i zrzekła się praw do tronu szwedzkiego.
Łódź, której pochodzenie może sięga potopu szwedzkiego, a nawet wcześniejszych lat, została znaleziona w wodach Wisły na wysokości Łomianek Dolnych niedaleko Warszawy
Wśród artefaktów, które zostały znalezione w wodach Wisły wymienia się między innymi gwoździe zwane kutymi hufnalami. Nie jest jasne, jakich rozmiarów może być łódź, ale zdaniem ekspertów możliwe jest, że ma ona nawet 30 metrów długości. Odsłonięte fragmenty przetrwały w niezbyt dobrym stanie, lecz istnieje szansa, że część łodzi jest wbita w dno rzeki. W takim beztlenowym środowisku mogłaby ona być zabezpieczona przez rozkładem, co oznaczałoby, że przetrwała w lepszej kondycji od dotychczas zbadanych fragmentów.
Wydaje się, że w okresie użytkowania była wykorzystywana do transportu towarów, na przykład soli. Płaskodenna szkuta o jednym żaglu, kiedy pojawiła się taka konieczność – wynikająca chociażby z bezwietrznej pogody – mogła być napędzana przez flisaków. Kiedy poziom rzeki opadnie na tyle, aby dało się bezpiecznie przeprowadzić dokładne oględziny tego obiektu, do akcji wkroczą archeolodzy.
Czytaj też: Gigantyczna mozaika jest największą w całym kraju. Odkrył ją rolnik
To kolejne w ostatnim czasie odkrycie dokonane w wodach Wisły. Niedawno informowaliśmy o wydobytych wagonikach, najprawdopodobniej wykorzystywanych do wywożenia gruzu ze zniszczonej w czasie drugiej wojny światowej Warszawy. Tym razem geneza znaleziska sięga znacznie odleglejszej przeszłości, bo XVII wieku – a kto wie, być może nawet wcześniejszego stulecia.