Lodowiec Thwaites to lodowiec, który został zidentyfikowany przez polarników ponad osiemdziesiąt lat temu. W toku badań prowadzonych na przestrzeni kilkudziesięciu lat naukowcy ustalili, że bezustannie wpływa on do Morza Amundsena z prędkością ponad 2 kilometrów rocznie. Zachodzące w atmosferze zmiany klimatu zdecydowanie przyczyniają się do tego procesu. Choć Antarktyda na co dzień nie zaprząta nam głowy, to w przypadku „lodowca zagłady” jest nieco inaczej. Thwaites ma bowiem duży potencjał do podniesienia poziomu mórz i oceanów na powierzchni Ziemi. Specjaliści monitorujący jego ewolucje wskazują, że jest on tak naprawdę miękkim podbrzuszem Lądolodu Zachodnioantarktycznego. Oznacza to, że gdy Thwaites zniknie, to cały lądolód zacznie osuwać się do morza i dojdzie do tego nawet jeżeli wzrost średnich temperatur na Ziemi zatrzyma się na obecnym poziomie. Warto tutaj zwrócić uwagę na fakt, że już sama zagłada lodowca Thwaites oznaczałaby podniesienie poziomu mórz i oceanów na Ziemi o kilka metrów.
Ze względu na to, że na przestrzeni lat linia gruntowania, czyli linia styku lodowca z dnem morskim, znacząco się cofnęła, i coraz większa część lodowca od spodu podmywana jest przez ciepłe wody otaczającego je morza, ryzyko oderwania się lodowca i wpłynięcia do morza robi się coraz większe. Nic zatem dziwnego, że naukowcy monitorują co się dzieje pod samym lodowcem.
Czytaj także: Naukowcy wysłali robota pod „Lodowiec Zagłady”. Niepokojące dane
Tak też było ostatnio, kiedy to pod lodowiec Thwaites wyruszyła bezzałogowa łódź podwodna Ran. Jej zadaniem jest badanie wody przemieszczającej się pod samym lodowcem wody za pomocą szerokiej palety czujników. W trakcie ostatniej wyprawy (która jednocześnie była drugą wyprawą pod Thwaites), Ran wpłynął pod grubą na 200-500 metrów warstwę lodu, aby ponownie przyjrzeć się mechanizmom odpowiadającym za topnienie lodowca.
Warto tutaj zwrócić uwagę na fakt, że podczas każdej takiej wyprawy, po zanurzeniu się pod lodowiec, łódź podwodna nie ma stałego kontaktu ze swoimi operatorami. Łódź porusza się po wcześniej zaplanowanej trasie i wykorzystuje zaawansowany system nawigacji, dzięki któremu jest w stanie wypłynąć spod lodu i wrócić na powierzchnię.
W styczniu RAN kilkukrotnie wybrał się pod lodowiec Thwaites i za każdym razem wszystko działało sprawnie. Niestety podczas ostatniej wyprawy Thwaites zanurzył się pod lodowiec i nigdy spod niego nie wypłynął. Gdy urządzenie nie pojawiło się na powierzchni w zaplanowanym czasie, naukowcy rozpoczęli jego poszukiwania. Jak poinformowano teraz, łodzi RAN nie udało się znaleźć za pomocą dronów, helikopterów i sprzętu akustycznego.
Czytaj także: NASA: topi się lodowiec o powierzchni Florydy. Wiele miast, także polskich, pod wodą
Naukowcy otwarcie przyznają, że szanse na znalezienie drona są niezwykle małe. Jak sami przyznają, poszukiwanie RAN pod lodowcem nie tyle przypomina szukanie igły w stogu siana, ile szukanie igły w stogu siana, nie wiedząc gdzie znajduje się ów stóg siana. Co więcej, pewne jest, że akumulatory zasilające dron już się wyczerpały, więc jego odnalezienie będzie tym trudniejsze.
Naukowcy poinformowali jedynie, że już teraz przygotowują kolejny dron, za pomocą którego będą mogli dalej monitorować lodowiec zagłady, aby precyzyjnie się dowiedzieć kiedy do tej zagłady może dojść.