Od wielu, wielu lat klimatolodzy obserwują stopniowe zanikanie lodu morskiego w okolicach północnego bieguna Ziemi. Im cieplejszy klimat, tym lód wcześniej topnieje i tym później pojawia się w okresie zimowym. Z roku na rok łączna powierzchnia lodu morskiego kurczyła się. Warto jednak tutaj zaznaczyć, że sytuacja na biegunie południowym przez długi czas była nieco inna. Do 2016 roku ilość lodu morskiego wokół Antarktydy utrzymywała się na stabilnym poziomie. Ostatnie siedem lat jednak także i tam łączna powierzchnia lodu morskiego zaczęła się kurczyć.
Takie zmiany mają kilka istotnych następstw. Jednym z najważniejszych jest fakt, że o ile lód jest w stanie wydajnie odbijać padające na nie promieniowanie słoneczne z powrotem w przestrzeń kosmiczną, o tyle już woda i skały pochłaniają większość tego promieniowania, odbijając w kosmos znacznie mniejszą jego ilość, tym samym akumulując ciepło szybciej. Im mniejsza zatem powierzchnia lodu morskiego, tym więcej ciepła pozostaje na Ziemi, zamiast uciekać w przestrzeń kosmiczną.
Czytaj także: Efekt łagodnej zimy na Antarktydzie? Pierwszy raz w historii jesteśmy świadkami tego zjawiska
Badania satelitarne regionów polarnych prowadzone bezustannie od ponad trzydziestu lat wskazują na jeszcze jeden istotny aspekt, którego dotąd nie zauważano. W ocieplającym się klimacie, na powierzchni lodu Antarktydy pojawiają się liczne mniejsze i większe zbiorniki wody, swoiste lodowe jeziora. Do niedawna jednak zdolność odbijania światła przez lód liczono uwzględniając całą powierzchnię lodu. To jednak błędne podejście. Jezioro powstające na powierzchni lodu także nie odbija światła słonecznego tak wydajnie jak sam lód. Kiedy odejmiemy zatem całą powierzchnię zbiorników ciepłej wody na powierzchni lodowca czy lądolodu, otrzymamy znacząco niższą powierzchnię lodu, która powstrzymuje ogrzewanie atmosfery.
Wbrew pozorom, zmniejszająca się ilość lodu morskiego oraz powierzchni lodowców i lądolodów ma większy wpływ na zmiany klimatyczne, niż nam się wydawało.
Analiza danych satelitarnych wykazała, że zdolność lodu morskiego do odbijania promieniowania słonecznego w przestrzeń kosmiczną od lat osiemdziesiątych zmalała o 13-15 procent i jest to więcej niż faktyczna ilość utraconej w tym czasie powierzchni lodu morskiego. Warto tutaj także zauważyć, że wszystko zależy od pory roku, w której mierzymy ilość lodu. Od lat osiemdziesiątych, np. w szczycie sezonu letniego w Arktyce ilość lodu spadła o ponad 40 procent. W innych porach roku zmiany te są mniejsze.
Czytaj także: To już poważny kryzys. Naukowcy chcą zamrozić ponownie Arktykę
Najnowsze obliczenia wskazują, że łączna zdolność do chłodzenia klimatu przez lód w Arktyce na przestrzeni trzech dekad spadła o 21-27 procent. Warto jednak zauważyć, że nie była to zmiana postępująca w stabilnym tempie. Większość tego spadku przypada bowiem na okres między 2016 a 2024 rokiem. W tym samym czasie zdolność chłodzenia atmosfery przez lód na Antarktydzie spadła o 12 procent.
Nie są to optymistyczne dane, ale one pozwalają nam prawidłowo ustalić stan faktyczny i zrozumieć budżet pochłaniania energii słonecznej w atmosferze naszej planety. Tak duży spadek możliwości chłodzenia klimatu przez lód morski może wskazywać, że mamy naprawdę ciężkie lata przed sobą, a zahamowanie zmian klimatu może się okazać już poza naszymi możliwościami.