Liwia Druzylla w swoich czasach budziła skrajne reakcje. Jej prawnuk Kaligula, mimo iż był niewątpliwie szalony, całkiem trafnie nazwał ją Ulissesem w spódnicy. Z kolei syn naszej bohaterki – cesarz Tyberiusz, dosłownie nienawidził swojej matki, mimo (a być może właśnie dlatego) że wszystko, co w życiu osiągnął, zawdzięczał właśnie jej, o czym kobieta niezbyt delikatnie przypominała mu na każdym kroku. Prosty lud rzucał się między miłością, a wrogością – archeolodzy znajdują na terenie całego dawnego imperium setki tablic, posągów i świątyni poświęconych Liwii, zaś w Egipcie jej imię przywoływane było w kontraktach małżeńskich wzywających ją na patronkę związku. Równocześnie mieszkańcy Rzymu nieustannie podejrzewali swoją panią o najgorsze, powtarzając sobie z ust do ust plotkę głoszącą, jakoby nagłe zgony kolejnych młodych członków rodziny Oktawiana Augusta były efektem trucicielskiej działalności cesarzowej usuwającej z gry kandydatów do tronu, by utorować doń drogę Tyberiuszowi.
Burzliwe lata
Liwia Druzylla przyszła na świat w roku 58 p.n.e. Gdy jeszcze była oseskiem, już wszyscy wiedzieli, że stanowić będzie w przyszłości świetną partię na matrymonialnej giełdzie rzymskiej arystokracji. Od strony ojca pochodziła z jednej z najstarszych i najbardziej nobliwych familii Republiki – Klaudiuszów. Potężny ten klan pochwalić mógł się, iż z jego szeregów wywodziło się dwudziestu ośmiu konsulów i pięciu dyktatorów, zaś aż sześciu wodzów noszących to nazwisko zostało uhonorowanych przez senat prawem do odbycia tryumfalnego pochodu ulicami Rzymu. Prawdą jest jednak, że wśród Klaudiuszów, a zwłaszcza tej ich linii, która nosiła przydomek Pulcher, czyli „Piękny”, zdarzały się też niezłe ziółka. Kiedy mała Liwia bawiła się lalkami, jej daleki kuzyn – trybun ludowy Publiusz Klodiusz Pulcher (który dla celów politycznych zmienił nazwisko na brzmiące na bardziej plebejsko), terroryzował Wieczne Miasto na czele zbrojnych gangów. Kiedy w roku 52 p.n.e. został zamordowany przez ludzi innego „ojca chrzestnego”- Milona, Rzymem wstrząsnęły zamieszki, a rozżaleni obywatele pożegnali swojego idola, usypując mu stos pogrzebowy w… kurii senatu, w efekcie czego budynek poszedł z dymem. Dobrze pamiętano też innego Klaudiusza Pulchra, admirała z czasów I wojny punickiej, który w przypływie złości na źle wypadające wróżby nakazał utopić w morzu święte kurczaki, z których zachowania odczytywano wolę bogów. Tym ostatnim chyba niezbyt się to spodobało, bo zaraz potem dowodzona przez Pięknisia flota poszła razem z nim w ślady ptaków – na dno. Na szczęście ojciec naszej bohaterki – Marek Liwiusz Druzus Klaudianus był bardziej standardowym przedstawicielem swojej rodziny, konserwatywnym senatorem w starym stylu, związanym z arystokratycznym stronnictwem optymatów. Jego powaga i szacunek, jakim go obdarzano, były tym większe, że jako dziecko został adoptowany przez starożytny, lecz stojący na progu wymarcia ród Liwiuszów (stąd pełne imię i nazwisko), dziedzicząc po nim jego kapitał polityczny.
Gdy Liwia Druzylla miała piętnaście lat, wydano ją za mąż za dalekiego kuzyna – Tyberiusza Klaudiusza Nerona. Pan młody był grubo starszy od swej połowicy, zbliżał się już do czterdziestki i miał za sobą inne związki. W całej sytuacji nie było jednak nic dziwnego, wśród rzymskich elit małżeństwa zawierano, by przypieczętować sojusze między różnymi stronnictwami, gdy konfiguracja na politycznej szachownicy się zmieniała, natychmiast dochodziło do rozwodów i szukania nowych małżonków. W najgorszej sytuacji były kobiety, których nikt o zdanie nie pytał – o ich związkach decydowali ojcowie rodzin, z których się wywodziły. Zmienić miało się to w początkach naszej ery, kiedy zamożne Rzymianki częściowo wyzwoliły się spod dominacji mężczyzn i zaczęły same zarządzać swoimi sprawami. Efektem były… jeszcze częstsze rozwody, bo teraz panie z towarzystwa mężów zmieniały, gdy ci tylko im się znudzili, w efekcie czego poeta Owidiusz mógł zauważyć z przekąsem, że ma przyjaciółki, które kolejne lata w kalendarzu oznaczają nie nazwiskami urzędujących akurat konsulów, lecz imionami swoich aktualnych mężów!
16 listopada 42 roku p.n.e. małżonkom urodził się syn – Tyberiusz. Rok ten ważny był jednak nie tylko dla nich, lecz i dla całej Republiki. Wokół toczyła się wojna domowa wszystkich ze wszystkimi. Najpierw adoptowany syn Cezara – Oktawian, w sojuszu z dawnym kompanem dyktatora – Markiem Antoniuszem, walczyli przeciw koalicji zabójców boskiego Juliusza, a gdy już ich spacyfikowali (co kosztowało życie walczącego w armii Brutusa ojca naszej bohaterki, który po klęsce pod Filippi popełnił samobójstwo), uznali, że jest o jednego spadkobiercę spuścizny zabitego męża stanu za dużo i sami rzucili się sobie do gardeł. Italię pustoszyły walki, bo aktywnie działały tu wojska dowodzone przez antoniuszowego brata – Lucjusza i żonę późniejszego kochanka Kleopatry – Fulwię. Ta ostatnia budziła przerażenie swoim okrucieństwem i dominującą osobowością. Wszyscy doskonale pamiętali, że to za jej sprawą mordercy zabili słynnego mówcę – Marka Tuliusza Cycerona, a gdy głowę byłego konsula wystawiono na widok publiczny, Fulwia pohańbiła ją, wyciągając trupowi z ust język i przebijając go szpilą do włosów. Późniejsi rzymscy historycy mieli twierdzić, że Kleopatra powinna być wdzięczna dawnej (w czasie gdy Marek Antoniusz był w związku z egipską królową, jego wojownicza połowica już nie żyła) żonie swego oblubieńca, bo oto ona przyzwyczaiła wodza do słuchania kobiecych rozkazów.
Tyberiusz Klaudiusz Neron postanowił dołączyć do zwolenników starszego ze spadkobierców Cezara. W roku 41 p.n.e. wraz z żoną i synkiem opuścił Rzym i wyjechał do Peruzji, gdzie znajdowała się główna baza Fulwii i jej szwagra. Niestety, szybko okazało się, że mąż Liwii miał równie kiepskiego nosa co do tego, skąd wieje wiatr, co jego teść. Wojska zwolenników Antoniusza znalazły się w defensywie i ostatecznie Neron, widząc, że sprawa jest przegrana, zdecydował się na ucieczkę z Italii. Najpierw skierował się ku Sycylii w nadziei na zawarcie sojuszu z synem dawna przeciwnika Juliusza Cezara – Pompejusza Wielkiego, który z wyspy prowadził operację przeciwko siłom Oktawiana. Tu, niestety, los znowu spłatał Tyberiuszowi Klaudiuszowi figla, ledwo dotarł do celu, okazało się, że pomiędzy wrogami toczą się rozmowy pokojowe. Ostatecznie cała rodzina czmychnęła na grecki Peloponez, gdzie zostali ciepło przywitani przez Spartan od pokoleń połączonych z Klaudiuszami więzami przyjaźni. Niestety, nawet w gościnnym mieście Leonidasa uciekinierom nie dane było długo odpocząć, wkrótce w okolicy znalazły się wojska Oktawiana idące ich tropem. Neron wraz z żoną niosącą na rękach niemowlę musieli uciekać przed pościgiem, tak jak stali – na piechotę. Chcąc zgubić żołnierzy, zanurzyli się w pobliski las, jednak dowodzący pogonią oficer zamiast dać wciągnąć się w gęstwinę, gdzie mógłby zgubić trop zbiegów, nakazał… podłożyć ogień pod drzewa. Puszczę ogarnął pożar, w którym Klaudiusz i Liwia omal się nie upiekli, szczęśliwie po licznych chwilach grozy, zmęczeni i osmaleni wydostali się z labiryntu płomieni, teraz wbrew intencjom jego twórców odgradzającego ich od prześladowców.
Szczęśliwym, nawet w trzy miesiące dzieci rodzą się…
W roku 40 p.n.e. spadkobiercy Cezara doszli do wniosku, że nie godzi im się dłużej niczym sępy rozszarpywać spuścizny wielkiego wodza. Wskutek konferencji pokojowej został zawiązany tzw. drugi triumwirat, oficjalny sojusz łączący trzech przywódców: Oktawiana, który miał rządzić w zachodniej części imperium – w tym samym Rzymie, Marka Antoniusza wyznaczonego na władcę Wschodu i najmniej znaczącego w tym gronie Marka Lepidusa, który dostał rzymską Afrykę. Uchwalono ogólną amnestię i zezwolono na powrót do stolicy wszystkim tym, którzy z powodu zmiennych losów wojny domowej musieli z niej uciekać. Po rocznej tułaczce powrócił też Tyberiusz Klaudiusz Neron, jednak było to gorzkie doświadczenie. Na miejscu okazało się bowiem, że co prawda amnestia pozwala mu znów osiąść w Rzymie, ale dwie trzecie jego majątku, skonfiskowane pod jego nieobecność przez Oktawiana, już doń nie wrócą! Co gorsza, mężczyzna zdawał sobie sprawę, że skoro człowiek, przeciwko któremu walczył, przejął kontrolę nad stolicą Republiki, to o jakiejkolwiek karierze politycznej w senacie dawny sojusznik Antoniusza może już zapomnieć – dla rzymskiego arystokraty był to zaś wyrok gorszy niż śmierć! Nieszczęśliwy i załamany człowiek, który jeszcze niedawno snuł wielkie plany, schronił się w swej rodowej willi, by w samotności rozpaczać nad niedolą, w którą popadł. Nie pocieszyła go nawet wieść o tym, że Liwia ponownie była w ciąży. W najgorszych snach nie przypuszczał nawet, że wkrótce dosięgnie go kolejny cios – utraciwszy większość majątku i perspektywy na przyszłość, rychło miał zostać pozbawiony również młodej i pięknej żony, doznając przy tym publicznego upokorzenia.
Gdy Tyberiusz Klaudiusz Neron płakał w poduszkę, Oktawian umacniał swoją pozycję. Kluczową sprawą dla tego młodego i ambitnego człowieka było korzystne małżeństwo. Wywodził się z rodziny ekwitów (była to rzymska klasa średnia) i zdawał sobie sprawę z tego, że arystokratyczne rzymskie rody z sięgającymi setki lat w tył rodowodami patrzą na niego z góry. Dlatego poszukiwał ustosunkowanej kandydatki na żonę, cieszącej się dobrym nazwiskiem. Pierwszy związek zawarł z pasierbicą Antoniusza – Klodią Pulchrą (córką niesławnego gangstera Klodiusza), ale przetrwał on tylko siedem miesięcy i nigdy nie został skonsumowany – córka Fulwii była bowiem małym dzieckiem. Sparzywszy się na próbie skonsumowania zbyt zielonego owocu, Oktawian zdecydował się postawić na dojrzałą kobiecość i wziął ślub z pochodzącą z możnego senatorskiego rodu Skrybonią, kobietą już wcześniej zamężną, którą wkrótce uczynił brzemienną. Dała mu ona córkę Julię, jedyne dziecko przyszłego cesarza, ale i to małżeństwo szybko się rozpadło. Młody polityk winą za to obarczał żonę, twierdząc, że nie mógł znieść „przewrotności jej obyczajów”. Inna rzecz, iż całkiem możliwe jest, że było dokładnie odwrotnie. Od Swetoniusza wiemy, że Oktawian nie należał do wiernych mężczyzn, a wręcz był nałogowym uwodzicielem i erotomanem bez mrugnięcia okiem korzystającym z bonusów, jakie dawała mu jego wysoka pozycja. Bardzo lubował się w defloracji dziewic i figlach z Syryjkami, jednak gdyby ograniczał się tylko do uciech cielesnych z niewolnicami, na nikim nie zrobiłoby to w Rzymie wrażenia. Gorzej, że dobierał się do żon i córek senatorów, a pewnego razu miał małżonkę jednego z goszczących u siebie arystokratów bezczelnie wziąć pod rękę i na oczach męża zaprowadzić do swojej sypialni, skąd kobieta wróciła zaczerwieniona, z włosami w nieładzie i pomiętej sukni! Ponoć w wyszukiwaniu kolejnych kochanek pomagali pierwszemu cesarzowi jego przyjaciele, on sam zaś twierdził, że jego liczne romanse służą celom politycznym – kobiety w chwilach miłosnej ekstazy miały mu szeptać do ucha tajemnice swoich mężów.
Dobry wgląd w to, jak prowadził się Oktawian, daje zachowany list od Marka Antoniusza, wysłany do Rzymu z Aleksandrii, gdy obaj mężczyźni ponownie byli już wrogami i prowadzili ostateczne starcie o panowanie nad imperium. Kochanek Kleopatry pisał w nim następująco:
Cóż cię w stosunku do mnie odmieniło? Że spółkuję z królową? A ty znowu poprzestajesz tylko na jednej Druzylli? Bodajbyś był tak zdrów, jeśli czytając ten list, nie używasz sobie właśnie na Tertulii czy Terentilli, lub Rufilli albo Salwi Titisenii, albo na wszystkich razem.
O ile z tego, co nam wiadomo, Liwia przez cały swój trwający pół wieku związek z pierwszym rzymskim cesarzem przymykała oczy na jego niewierność (a złośliwi mówili, że sama dostarczała mu dziewki do sypialni), to dla Skrybonii mierzenie się z ciągłymi pozamałżeńskimi przygodami małżonka było chyba zbyt wielkim wyzwaniem. Stąd wydaje się, że będące przyczyną rozwodu „przewortne obyczaje” charakteryzowały nie ją, lecz Oktawiana.
Rozwiedziony triumwir rozpoczął poszukiwania nowej żony. I tu z wielkim żalem należy przyznać, że nie zachowały się żadne źródła, z których dowiedzielibyśmy się, jak poznał Liwę Druzyllę, żonę swego niegdysiejszego wroga i bankruta politycznego – Tyberiusza Klaudiusza Nerona. Cóż za szkoda, bo jaka to byłaby opowieść, godna brazylijskiej telenoweli! Oto Liwia z wyraźnie zaokrąglonym brzuszkiem, w którym nosi kolejne dziecko, patrzy z niesmakiem na pozbawionego perspektywy i pogrążonego w rozpaczy męża (być może topiącego smutki w alkoholu, pozwólmy sobie popuścić trochę wodzów fantazji!), a tu na scenę wkracza on – młody, przystojny, bogaty wpływowy, współrządca Republiki. I zaczyna się romans, dziki, szalony… bo że związanie się z Liwią wynikało z czegoś więcej niż zimna kalkulacja polityczna wynikało choćby z tego, że młodzi wywołali straszliwy skandal – kobieta, nie czekając, ani na poród, ani na rozwód, w 39 roku p.n.e. będąc w szóstym miesiącu ciąży, zbiegła do domu kochanka i już w nim została! W trzy miesiące później na świat przyszedł jej młodszy syn Druzus, którego oddała jego ojcu (wcześniej zostawiła Tyberiuszowi Klaudiuszowi Neronowi małego Tyberiusza, jak widać, trudno nazwać ją odpowiedzialną matką), po czym w zaledwie trzy dni po porodzie… wzięła huczny ślub z Oktawianem. Jako że ojciec panny młodej, który zgodnie z obyczajem musiał ceremonialnie przekazać ją w ręce oblubieńca, w czasie wojny domowej zginął z własnej ręki, rolę tę odegrał w trakcie uroczystości… nieszczęsny porzucony mąż. Aż trudno nam sobie wyobrazić, jak musiał się w trakcie owych zaślubin i długo później czuć nieszczęsny Neron, triumwir odebrał mu dosłownie wszystko, co było dlań cenne i jeszcze poniżył na oczach całego Rzymu. Nie ma zatem co się dziwić, że dawny małżonek Liwii długo już nie pożył, przygnieciony klęskami życiowymi zmarł w zaledwie pięć lat później. Dopiero wtedy żona Oktawiana zainteresowała się losem synów i sprowadziła ich do swego nowego domu na Palatynie.
Cała ta afera miłosna była bardzo głośna i rozprawiano o niej zarówno w senatorskich willach, jak i czynszówkach plebsu. Rzymianie zaśmiewali się w togi, myśląc o Tyberiuszu Klaudiuszu Neronie i układali nieprzyzwoite wierszyki na temat pary kochanków. Narodziny Druzusa pod dachem Oktawiana pewien dowcipniś skomentował mówiąc:
Szczęśliwym nawet w trzy miesiące dzieci rodzą się.
Jak mówi jednak powiedzenie: karma wraca. Los miał w okrutny sposób wywrzeć na małżonkach zemstę za krzywdę pierwszego męża Liwii. Mimo iż para przeżyła ze sobą ponad pół wieku, ku wielkiej zgryzocie Oktawiana ze związku tego nie przyszły na świat dzieci. Było to zaskakujące, bo cesarz miał przecież córkę z małżeństwa ze Skrybonią, a jego żona dwóch synów spłodzonych z Tyberiuszem Klaudiuszem Neronem! Tymczasem ich wspólne pożycie nie było w stanie sprowadzić na ten świat nowego życia. Sprawa ta fascynowała już starożytnych, zainteresował się nią choćby żyjący w I wieku n.e. wybitny uczony Pliniusz Starszy, który na łamach swej Historii naturalnej wysnuł na podstawie tego przypadku teorię, iż istnieją ludzie, jakbyśmy to dziś powiedzieli: biologicznie niedopasowani, którzy choćby nie wiadomo jak długo ze sobą spółkowali i tak nie doprowadzą do poczęcia płodu. Przyrodnik na potwierdzenie swej tezy przytoczył właśnie przykład Oktawiana i Liwii. O wiele bardziej prawdopodobna i zgodna ze współczesną nauką wydaje się jednak teza, że pierwszy cesarz był najnormalniej w świecie bezpłodny, a ojcem córki, którą dala mu Skrybonia, był ktoś zupełnie inny! Czyżby jednak porzuconą kobietę rzeczywiście cechowały przewrotne obyczaje i pod względem pozamałżeńskich przygód nie ustępowała mężowi? Tego nigdy się nie dowiemy…
Ostatnie starcie
Rzymskie imperium, choć ogromne, rychło okazało się za ciasne dla aż trzech władców. Pierwszy z gry wypadł Lepidus, którego i tak od początku nikt nie brał poważnie. Jego żołnierze z radością przeszli pod sztandary Oktawiana, a wraz z nimi nieszczęsny triumwir utracił też swoje afrykańskie włości. I tak mógł mówić o sporym szczęściu, bo zachował życie i dostał na otarcie łez stanowisko kapłańskie, na którym doczekał naturalnej śmierci w podeszłym wieku.
Na planszy gry o tron zostali zatem tylko młody Oktawian i podstarzały playboy Marek Antoniusz. Ten ostatni żonaty był z Oktawią, siostrą władcy zachodniej części imperium, która pozostawała wobec niego wierna i oddana, organizując pieniądze, żołnierzy oraz zapasy dla prowadzonych przezeń kampanii na wschodzie. Niestety, o Antoniuszu nie można było powiedzieć tego samego, w przerwach między kolejnymi wojnami (w których odnosił umiarkowane sukcesy) raz za razem wpadał do Aleksandrii, gdzie czekała na niego o wiele bardziej pociągająca od nudnej Oktawii egzotyczna egipska kochanka – Kleopatra. W końcu wódz jawnie porzucił żonę i spłodzone z nią dzieci, po czym zawarł związek małżeński z królową Egiptu. Już samo to było policzkiem dla Oktawiana, ale Antoniusz urządzał kolejne prowokacje. W swojej części imperium miał prawo bicia rzymskich monet, z którego skwapliwie korzystał, ozdabiając sestercje swoim profilem. Sęk w tym, że w pewnym momencie obok oblicza rzymskiego wodza na monetach zaczął pojawiać się również portret Kleopatry, co łatwo było poznać nie tylko po napisie (nie każdy użytkownik waluty był wszak piśmienny), ale także charakterystycznym nosie, o którym klasyk pisał, że gdyby był krótszy, inaczej potoczyłyby się losy świata. Potem było jeszcze gorzej, bo gdy dawny towarzysz Cezara uznał, że dość już się nawojował na wschodnich rubieżach rzymsko-greckiego świata, tryumf, który miał uczcić jego zwycięstwo nad Partami (bardzo dyskusyjne), zorganizował w Aleksandrii, co więcej, w jego trakcie zabrał się za dzielenie swojej części imperium między dzieci jego i Kleopatry, a na koniec uznał dorastającego na egipskim dworze nieślubnego syna boskiego Juliusza i królowej – Cezariona za prawowitego dziedzica dyktatora! To ostatnie było już jawnym rzucaniem rękawicy Oktawianowi, który wszak swoje pretensje do władzy opierał na akcie adopcji przez Cezara.
W połowie lat 30. I wieku p.n.e. dla wszystkich mieszkańców imperium jasna stała się nieprzyjemna prawda – ledwo zdążyli trochę odsapnąć po latach krwawych wojen domowych, w których wszyscy brali się za łby ze wszystkimi, a zwykli ludzie głupieli, nie wiedząc, kto właściwie jest górą i kogo popierają, a już zbliżała się kolejna runda bratobójczych walk między Rzymianami.
Zanim legiony ruszyły w bój, zaczęła się wojna propagandowa, w której wszystkie chwyty były dozwolone. Antoniusz i Oktawian obrzucali się publicznie takimi wiązankami, że uszy puchły. Władca Rzymu oskarżał przeciwnika o zniewieściałość i bycie pokojowym pieskiem egipskiej rozpustnicy, Antoniusz nie pozostawał dłużny, a że pieniędzy miał dzięki Kleopatrze w bród, jego machina propagandowa działała z rozmachem, rozsiewając najplugawsze pogłoski o życiu osobistym Oktawiana. Biorąc po uwagę, jak wyglądały kulisy zawarcia przezeń związku z Liwią, nie było to trudne. Oktawian jednak znalazł sposób, by zamknąć usta działającym w Rzymie agentom obcego wpływu, a także wszystkim „pożytecznym idiotom” powtarzającym po tawernach sprokurowane w Aleksandrii plotki. W roku 35 p.n.e. wymógł na senacie krok w historii rzymskiej niebywały – Liwii i porzuconej przez Antoniusza Oktawii przyznano przywilej nietykalności osobistej, którym dotychczas cieszyli się tylko trybunowie ludowi! Od tej pory wszelkie oczernianie ich było aktem zdrady państwowej, a dodatkowo i bluźnierstwem przeciwko bogom. Na tym jednak się nie skończyło, żona i siostra przyszłego pierwszego cesarza zostały również wyjęte spod władzy ojcowskiej, co oznaczało, iż od tej pory same sobie są paniami (krok raczej symboliczny, jako że ojcowie obu już nie żyli, ale i tak rewolucyjny), na koniec zaś zastraszony przez Oktawiana senat (triumwir niby nie groził, ale dawał do zrozumienia senatorom, że jakby co…) ogłosił ufundowanie i postawienie w miejscach publicznych posągów obu niewiast. To było już coś kompletnie niesłychanego, bo dotychczas w całej historii Republiki podobiznę żyjącej kobiety postawiono w Wiecznym Mieście tylko raz, honorując tym samym matkę Grakchów – Kornelię. Cnotliwa rodzicielka dwóch trybunów ludowych dostała jednak tylko jeden posąg, tymczasem teraz w Rzymie zaroiło się od wizerunków Liwii i Oktawii, z których uczyniono oficjalne wzory żeńskich cnót wszelakich i stawiano je rzymskim kobietom za wzór. Ciekawe, co myśleli o tym ich mężowie, gdy przypominali sobie, jak ciężarna Liwia uciekła od Tyberiusza Klaudiusza Nerona z kochankiem – prawdopodobnie oblewał ich zimny pot na myśl o tym, że ich żony mogą zbyt dosłownie wziąć sobie do serca hasła propagandy reżymu.
Wynik ostatecznego starcia Oktawiana z Antoniuszem dobrze znamy. W 31 r. p.n.e. mniejsza, lecz sprawniej dowodzona flota władcy zachodniej części imperium rozgromiła pod Akcjum egipskie okręty, a w rok później legiony stanęły u bram Aleksandrii. Zrozpaczony Marek Antoniusz popełnił samobójstwo, rzucając się na swój miecz i skonał na łonie ukochanej królowej, wciągnięty do grobowca, w którym ta się zabarykadowała. Wkrótce potem Kleopatra podążyła w ślad za swym kochankiem na drugą stronę Styksu. Imperium miało teraz tylko jednego władcę, a Oktawian uczynił Egipt prywatnym folwarkiem, którego bogactwami opłacał funkcjonowanie swojego reżymu. Przez kolejne wieki, aż do upadku cesarstwa rzymskiego na Zachodzie, do Rzymu płynąć miały cesarskie konwoje wyładowane zbożem wyrosłym na egipskiej ziemi, żyznej dzięki wylewom Nilu, którym kolejni władcy imperium karmili wiecznie głodny lud stolicy, zdobywając sobie jego poparcie.
Najpotężniejsza kobieta świata
Republika ostatecznie przekształciła się w monarchię, jakkolwiek wszyscy nadal udawali, że jest zupełnie na odwrót – Oktawian, któremu wkrótce po zwycięstwie nad Antoniuszem senatorowie nadali tytuł Augusta, czyli „pełnego boskiej mocy”, oficjalnie przywrócił dawny ustrój i odnowił demokrację, przywracając władzę nad państwem senatowi. Tyle tylko, że senatorzy bali się nawet kichnąć bez zgody pryncepsa, czyli pierwszego z nich, który to oficjalny urząd sprawował rzeczywisty władca imperium – pierwszy cesarz w dziejach Rzymu.
A jak to wszystko wpłynęło na sytuację naszej bohaterki – Liwii? Dzięki zwycięstwu męża stała się najpotężniejszą kobietą ówczesnego świata. Jej potęgę uznała przed śmiercią sama Kleopatra, która, chcąc wyżebrać łaskę Oktawiana, wysłała jego małżonce dar w postaci drogocennej biżuterii. Niewiele to pomogło, choć faktem jest, że prezent odebrał Oktawian i adresatka dostała go dopiero post factum, gdy królowa od dawna już nie żyła. Choć może to Liwia wpłynęła na pryncepsa, by oszczędził dzieci pokonanych wrogów, które chowały się później w cesarskiej rodzinie pod pieczą Oktawii? Tylko Cezarionowi nie okazano łaski, jako potencjalny rywal Oktawiana został zgładzony.
Choć Rzym stał się teraz monarchią, jego jednowładca, podobnie jak senatorowie, wciąż bawił się w odgrywanie republikańskiego teatrzyku. Zamiast wybudować sobie wielki pałac i zniknąć z oczu poddanych, nadal mieszkał w willi na Palatynie, eleganckiej dzielnicy zamieszkanej przez rzymską arystokrację. Dom miał okazały, ale pozbawiony ostentacji, jeśli po okolicy kręciłby się turysta z prowincji, niewiedzący, kto mieszka pod tym konkretnym adresem, raczej nie domyśliłby się, że to rezydencja władcy imperium. Za to być może zdziwił by się nielicho, bo drzwi do atrium willi stały otworem i przechodnie mogli zerkać do środka, by ujrzeć… Liwię i Julię tkające wełnianą tkaninę na togę cesarza! August miast paradować w jedwabiach i brokatach chodził w najzwyklejszym tradycyjnym rzymskim ubiorze i jeszcze publicznie gromił tych, którzy miast w tunik i tóg ubierali cudzoziemskie, barbarzyńskie stroje w rodzaju (Jowiszu, widzisz i nie grzmisz!)… spodni. Co więcej, wystrój rezydencji był nad wyraz skromny, w sto lat po śmierci jej właściciela historyk Swetoniusz oglądał niektóre zachowane do jego czasów meble i był zszokowany. Jak zapisał, ledwie nadawały się do przyzwoitego mieszkania, tak skromne mu się wydały. Choć autor Żywotów cezarów był już człowiekiem innej epoki, który na świat przyszedł w rok po śmierci Nerona…, co mówi samo za siebie.
Liwia siedziała więc i przędła, sama pozując na tradycyjną rzymską matronę. Ile było w tym prawdy? Cóż, August może i zadowalał się życiem bez przepychu (wydaje się, że należał do tych władców, dla których sama władza jest największą rozkoszą i nie potrzebują luksusów, by czuć się spełnionymi), ale jego żona jednak lubiła co nieco użyć z życia. W XVIII wieku odnaleziono tzw. Monument Liwii, olbrzymi grobowiec, w którym znajdowały się urny z doczesnymi szczątkami niewolników służących w willi cesarza. Oprócz nich badacze znaleźli w grobowcu także listę jego rezydentów, wymieniającą ich imiona i to, czym się trudnili za życia. Samą Liwię obsługiwała setka służących, wśród nich masażyści, tragarze, krawcowe czy mężczyzna, którego zadaniem było… noszenie za żoną Oktawiana torebki.
Jednakże cesarzowa nie ograniczała się wyłącznie do korzystania z uroków życia. Miano Ulissesa w spódnicy, które nadał jej szalony prawnuk, nie wzięło się wszak znikąd! Bardzo szybko mieszkańcy imperium przekonali się, że jeśli chodzi o pierwszą parę Rzymu, to szyja kręci w niej głową. Jeśli ktoś chciał załatwić o Augusta jakąś sprawę, najłatwiej było zrobić to przez jego żonę. Cesarz, człowiek surowy, pragmatyczny i co gorsza nieprzekupny, robił zawsze to, co uważał za najlepsze dla państwa…. chyba że żona szepnęła mu do ucha parę słów poparcia dla petenta. Bywało, że jej zdanie decydowało o życiu i śmierci, jak choćby w przypadku Gnejusza Korneliusza Cynny, młodzieńca możnego rodu, który uknuł spisek przeciwko Oktawianowi i planował zamordować cesarza, mając nadzieję przywrócić tym czynem autentyczną demokrację. Gdy plan zamachu wyszedł na jaw, August już planował podpisać wyrok śmierci na swojego niedoszłego zabójcę, ale w tym momencie doszło do interwencji cesarzowej, której słowa przekazał nam Kasjusz Dion:
Mam dla ciebie pewną radę – jeśli rzecz jasna zechcesz ją przyjąć, a nie zganisz mnie za to, że choć jestem kobietą, ośmielam się zasugerować ci coś, czego nie ośmieli ci zaproponować nikt inny, nawet twoi najbliżsi przyjaciele (…) na równi uczestniczę w twoich sukcesach i porażkach, a dopóki ty jesteś cały i bezpieczny, ja mam swój udział w rządach, jeśli zaś tobie stanie się jaka krzywda (niech bogowie mają cię w opiece), zginę razem z tobą (…) przedstawię ci zatem swoje zdanie, które jest takie, abyś nie nakładał kary śmierci [na tych ludzi](…) nie załatwisz bowiem wszystkiego mieczem (…) ludzie, gdy widzą, że ktoś mści się na innych, nie przywiązują się bardziej do niego, lecz stają się bardziej wrodzy z powodu strachu (…) zważ zatem na moje słowa, najdroższy, i zmień swoją politykę(…) niemożliwością jest dla człowieka poprowadzić tak wielkie państwo od demokracji do monarchii bez przelewu krwi – lecz jeśli będziesz trzymał się swojej starej polityki, sądzić się będzie, iż te przykre rzeczy uczyniłeś rozmyślnie.
August posłuchał swojej żony i zarówno Cynna, jak i jego współspiskowcy zachowali życie. Można jednak przypuszczać, że mając świadomość, jak niewiele brakowało do tego, by postradali głowy, zasypali Liwię prezentami i przez resztę życia jako pierwsi wznosili wiwaty, gdy cesarz pojawiał się w senacie.
Stwierdzenie, że Liwia miała udział w rządach, doskonale oddawało istotę sprawy. Na terenie całego imperium rzymskiego archeolodzy odnaleźli dziesiątki tablic dziękczynnych, pomników, a nawet świątyń dedykowanych żonie Augusta. Pierwsza para cesarstwa przez znaczną część rządów imperatora znajdowała się w ciągłym ruchu, a gdzie wyjeżdżał Oktawian, tam towarzyszyła mu żona. Do cesarzowej ustawiały się kolejki petentów, zarówno tych, występujących w imieniu całych społeczności, tak jak było w przypadku mieszkańców wyspy Samos proszących o przywilej oficjalnej niepodległości, jak jednostek – choćby żony wygnanego na teren dzisiejszej Rumunii poety Owidiusza. Wszyscy przynosili podarunki i błagali Liwię o wstawiennictwo. W przypadku mieszkańców egejskiej wyspy historię ich zabiegów znamy z odnalezionej w ruinach dawnego polis inskrypcji zawierającej tekst cesarskiego przywileju. Wedle cytowanych tam słów samego Augusta, żona wielokrotnie prosiła go w imieniu obywateli Samos w ich sprawie, ten jednak nie był przekonany co do słuszności udzielenia im formalnej (bo o rzeczywistej nikt nawet nie śnił) niepodległości, jednak Liwia tak długo brzęczała mu koło ucha (choć oczywiście inskrypcja ujmuje to w bardziej elegancki sposób), że w końcu cesarz dał Samijczykom to, czego chcieli. Jeśli jednak chodzi o Owidiusza, to fakt, że nieszczęsny poeta zmarł na wygnaniu, usychając z tęsknoty za Rzymem, świadczy o tym, że cesarzowa nie każdemu udzielała swojego poparcia, ewentualnie istniały sprawy tak beznadziejne, że nawet jej protekcja nie była w stanie nic wskórać.
Owidiusz w Dacji wylądował w 2 roku p.n.e. gdy stolicą imperium, a domem Augusta zwłaszcza, wstrząsnęła seks-afera. Imperator dowiedział się (jako ostatni nad Tybrem) o ekscesach swej córki – Julii, która, pochowawszy dwóch mężów i pozbywszy się trzeciego – będący nim Tyberiusz tak nienawidził małżonkę, do ślubu z którą zmusiła go matka, że ku wściekłości ojczyma pewnego dnia spakował manatki, złożył dymisję ze wszelkich stanowisk i wyjechał na Rodos, na którym siedział przez następne lata, zabawiając się rysowaniem drzew genealogicznych olimpijskich bogów. Uwolniona od towarzystwa tego ponuraka (sam August powiedział o pasierbie, że to wilk, który powoli zaciska szczęki i żal mu Rzymian, gdy się między nie dostaną) Julia zaczęła prowadzić życie, które w XXI wieku zapewniłoby jej stałe miejsce na łamach plotkarskich portali – nieustannie imprezowała i uprawiała dziki seks z całym haremem napalonych samców, a choć było wśród nich sporo członków arystokracji, to i niewolnik, wyzwoleniec czy aktor mógł trafić do łóżka córki Oktawiana, jeśli był wystarczająco jurny. Aż dziw bierze, że ojciec imprezowiczki nie zorientował się wcześniej, co wyrabia się pod jego nosem, zwłaszcza że wśród wyczynów jego córeczki znajdował się również seks w miejscu publicznym – na rostrze, tj. mównicy stojącej pośrodku Forum Romanum! Gdy sprawa w końcu wyszła na jaw, cesarz dostał szału. Twórcy nakręconego w latach 70. XX wieku serialu Ja, Klaudiusz całkiem trafnie oddali stan umysłowy Augusta, prezentując przed widzami scenę, w której miotający się w furii cesarz woła z rozpaczą\; Czy w Rzymie jest ktoś, kto nie spał z moją córką?! Nie tylko dla Owidiusza skończyło się tragicznie, Julii przypadł jeszcze gorszy los, poszła na wygnanie na maleńką wysepkę Pandatarię, gdzie w zamknięciu spędziła następne szesnaście lat, aż do śmierci z głodu, o którą w roku 14 n.e. przyprawił ją… jej własny mąż – Tyberiusz, wówczas już cesarz! Ponoć pasierb Augusta na wieść o wygnaniu żony wpadł w dziką radość, której nawet nie ukrywał. I prawdopodobnie cieszyła się też Liwia. A dlaczego? Zaraz to wyjaśnimy.
Kto będzie cezarem?
Jak już wspomnieliśmy. cesarska para nie doczekała się potomków. W tej sytuacji jedyną szansą Oktawiana na założenie dynastii stała się jego córka. Zanim kobieta wypadła z łask ojca wskutek rozpustnego życia (August nie wybaczył jej nigdy, w testamencie zakazał chować ją w zbudowanym przez siebie rodzinnym mauzoleum). wykorzystywał ją on niczym rozpłodową klacz, mającą przedłużyć jego linię. I porównanie to. choć brutalne. jest jak najbardziej na miejscu. Najpierw. chcąc uzyskać następców, w których żyłach będzie płynąć czysta krew rodu cesarskiego. imperator wydał mającą zaledwie czternaście lat córkę za swego siostrzeńca – Marka Klaudiusza Marcellusa, syna Oktawii i jednego ze zwolenników Cezara, który był jej mężem przed Antoniuszem. Władca imperium ogólnie zdradzał objawy zafiksowania na punkcie chłopaka, w świat polityczny zaczął wprowadzać go w wieku zaledwie dwunastu lat, brał go ze sobą we wszystkie urzędowe podróże, a jako osiemnastolatka, w wieku, w którym młodzi Rzymianie dopiero zakładali męską togę, młodzieńca wliczono w poczet senatorów i przyznano mu prawo do ubiegania się o konsulat o dekadę wcześniej, niż było to w zwyczaju (tj. Marcellus mógłby objąć ten urząd w wieku trzydziestu lat, choć biorąc pod uwagę, że senatorowie zgadzali się na wszystko, czego zażądał August, pewnie zrobiłby to jeszcze wcześniej).
W 23 roku p.n.e. mając dziewiętnaście lat, złoty młodzieniec został edylem i zorganizował wielkie igrzyska. Mógł mieć gest, za wszystko płacił jego wuj. Niestety, tak świetnie zapowiadająca się przyszłość… nigdy nie nadeszła, bo jeszcze w tym samym roku Marcellus zachorował. Początkowo nic nie zapowiadało, by dolegliwość, na którą zapadł, miała być groźna, ale że lepiej dmuchać na zimne, z lekami i pielęgnacją pospieszyła młodzieńcowi Liwia, której czułej opieki chory… nie przeżył.
Nagły zgon Marcellusa wprawił w rozpacz wszystkich. Oktawian nagle został bez dziedzica, ale najbardziej cierpiała Oktawia. Nieszczęsna matka popadła prawie że w obłęd, z którego już nigdy się nie otrząsnęła. Nie mogła znieść widoku kobiet, których dzieci żyły, a już szczególnie swojej szwagierki. W jej towarzystwie nikt nie mógł wymienić imienia zmarłego, bo na samą wzmiankę o nim cesarska siostra dostawała ataku histerii. Zabroniła jakichkolwiek prób upamiętnienia młodzieńca i resztę życia spędziła w najgłębszej żałobie. Najbiedniejsze były w tym wszystkim chyba pozostałe jej dzieci, które od tej pory funkcjonowały niczym sieroty, choć ich matka nadal żyła! Oktawia całkowicie pogrążyła się w rozpaczy, zapominając o obowiązkach wobec braci i sióstr zmarłego.
Płakał zresztą cały Rzym, bo ludzie szczerze lubili Marcellusa. Co prawda, nie mieli co do tego zbytnich powodów, bo młodzieniec nic szczególnego w swoim życiu nie zrobił, na dobrą sprawę odcinając tylko kupony od potęgi wuja, który go nachalnie promował, ale tak to już jest na tym świecie, że sympatia ludu nie kieruje się logiką, za prezydentem Kennedym też wszyscy płakali, choć w rzeczywistości był seksualnym maniakiem i co tu dużo mówić, świnią. Wracając jednak z XX wieku n.e. do I p.n.e. Rzymianie łkali nad przedwcześnie zmarłym siostrzeńcem cesarza….wszyscy poza Liwią! Ta była wręcz podejrzanie spokojna.
Rychło rozeszła się pogłoska, że chłopak nie skonał sam z siebie, lecz dzięki pomocy ciotki. Była to pierwsza z przypisywanych cesarzowej zbrodni. W następnych latach dziwne rzeczy, które wyrabiały się w rodzinie Augusta, tylko utwierdzały lud w przekonaniu, iż Liwia to bezwzględna trucicielka eliminująca każdego, kto mógłby stanąć na drodze do tronu jej synowi – Tyberiuszowi. Relacja tej dwójki była zresztą osobliwa, bo wszystko wskazuje na to, że cesarzowa swojego pierworodnego… nie lubiła. Prawdopodobnie wolałby wykreować na władcę jego brata – Druzusa, człowieka powszechnie lubianego i sympatycznego. Niestety, ten, jak na złość… spadł z konia i skręcił sobie kark. W efekcie Liwii został już tylko ponury, łypiący na wszystkich spode łba Tyberiusz. No i jeszcze gromadka wnuków zostawionych przez zmarłego, do tych jednak cesarzowa, jak się zdaje, zbytniego afektu nie żywiła. Gdy najstarszy syn Druzusa – Germanik dorósł i zdobył popularność, którą przerósł stryja (co nie było trudne), Liwia serdecznie go znienawidziła, w efekcie czego młodzieniec, który zawsze cieszył się doskonałym zdrowiem… umarł. Z kolei kalekiego Klaudiusza babka dosłownie terroryzowała tak, że znerwicowany biedak jąkał się i miał tiki. Nieszczęsny chłopak azylu szukał w książkach i zamiast na polityka wyrósł na naukowca, zostając historykiem. Jednak nawet w zaciszu bibliotek babka nie dawała mu spokoju, gdy młody badacz chciał napisać historię wojen domowych, które wyniosły Augusta do władzy, Liwia urządziła mu dziką awanturę. W końcu Klaudiusz całkiem zamknął się w swoim świecie, zupełnie wycofał z życia publicznego i zajął badaniem historii Etrusków, która poza nim nikogo na dobrą sprawę nie obchodziła, oraz grą w kości. Nikt z krewnych nie brał go poważnie, uważając kalekiego naukowca za safandułowatą pierdołę. I nawet jeśli Klaudiusza bolała pogarda bliskich, to… dzięki niej przeżył, bo podczas kiedy on siedział z nosem w książkach, w domu Augusta trup ścielił się gęsto. Aż w końcu z dorosłych męskich członków dynastii julijsko-klaudyjskiej został tylko ten ciapowaty wnuk Liwii, którego pretorianie wyciągnęli zza zasłony po zamordowaniu Kaliguli i ku jego własnemu zaskoczeniu uczynili cesarzem. Jeszcze bardziej zdziwiłaby się jego babka, gdyby tego dożyła, bo okazał się władcą wyjątkową dobrym. Tylko w życiu uczuciowym niezbyt mu się wiodło… Wróćmy jednak do naszych baranów… tj. Liwii i dziwnych zgonów.
Po śmierci Marcellusa, który nie zdążył skutecznie zapłodnić Julii, August nie miał już na podorędziu rozpłodowego samca swojej krwi. Tymczasem do ręki wdowy ustawiła się długa kolejka, bo każdy, kto coś w Rzymie znaczył, chciał się spowinowacić z cesarskim domem, licząc na przejęcie tronu. W końcu imperator zdecydował się wydać córkę za swego długoletniego przyjaciela – Marka Agryppę. Szczęśliwy oblubieniec najpierw musiał jednak wziąć rozwód z dotychczasową żoną, którą była…siostra Marcellusa! Trudno też powiedzieć, czy Julii zamiana przystojnego dziewiętnastolatka na mężczyznę w wieku jej ojca szczególnie się spodobała. Nie miała jednak wiele do gadania, paradoksalnie August też nie miał zbyt wielkiego wyboru. Marek Agryppa był drugim człowiekiem w państwie, co więcej, wszyscy wiedzieli, że zwycięstwo pod Akcjum odniósł właśnie on, a nie Oktawian. Pozycja tego doświadczonego admirała i męża stanu była tak silna, że krótko przed wydaniem za niego Julii jeden z doradców dosadnie wyjaśnił cesarzowi, że jego przyjaciel tak urósł w potęgę, iż zaczyna robić się niebezpieczny, a zatem Augustowi pozostały już tylko dwa rozwiązania. Mógł, albo szybko wyprawić starego druha na tamten świat, albo przyjąć go do rodziny. Dość dobrze świadczy o imperatorze, że zamiast zamordować człowieka, z którym przyjaźnił się od młodości, zdecydował się zrobić z niego swego zięcia. Następcy Augusta na cesarskim tronie bez mrugnięcia okiem zabijali nie tylko przyjaciół, ale taż braci, żony, a nawet własne matki.
Marek Agryppa z Julią doczekali się gromadzki dzieci, w tym trzech synów: Gajusza, Lucjusza oraz urodzonego już po śmierci ojca – Agryppy, zwanego Postumusem (czyli Pogrobowcem). Oktawian szczerze pokochał swoich wnuków i ich dwóch starszych usynowił, po czym zaczął przygotowywać do roli swoich następców. Mąż Julii zmarł w 12 roku p.n.e. spokojny o los swoich potomków, a jego stary przyjaciel i zarazem szwagier uhonorował admirała uroczystym pochówkiem, składając jego prochy w swoim rodzinnym mauzoleum.
Tyle tylko, że gdy synowie Marka Agryppy dorośli, w rodzinie Augusta znów zaczęły dziać się rzeczy co najmniej podejrzane. W 2 roku n.e. dziewiętnastoletni Lucjusz nagle zmarł w drodze do Hiszpanii. Dziwna to była śmierć, bo nastolatek cieszył się dotąd doskonałym zdrowiem, w podróż wyruszył w świetnej formie, a na miejsce dotarł w urnie. W dwa lata później kostucha dopadła liczącego sobie dwadzieścia cztery lata Gajusza. Tylko w tym wypadku nikt nie miał wątpliwości co do przyczyn śmierci bo młodzieniec zginął wskutek rany odniesionej na wyprawie wojennej przeciw Partom.
Ale na tym nieszczęścia trapiące dom panujący się nie skończyły. W obliczy śmierci starszych braci na giełdzie nazwisk przyszłych następców pozostał ostatni z synów będącej już na wygnaniu Julii – Agryppa Postumus. I tu znów robi się dziwnie, bo ni z tego ni z owego w 7 roku n.e. chłopak został zesłany na wysepkę Planazję, gdzie zgodnie z cesarskim rozkazem miał być trzymany pod strażą wojskową do końca życia! O co tu w ogóle chodziło?! Starożytni historycy wspominają nam mętnie o powodach tak drastycznej decyzji Augusta: młody Agryppa miał być rzekomo człowiekiem „dzikich obyczajów”, brutalnym i tępym siłaczem, a wręcz osobnikiem niespełna rozumu. Tyle tylko, czy to była prawda? Już ówcześni Rzymianie mieli co do tej sprawy spore wątpliwości, po kryjomu szeptano, że za niełaską, w którą wpadł chłopak, stała Liwia. Postumus był ostatnim konkurentem Tyberiusza do spadku po Oktawianie, a cesarz nigdy nie ukrywał, że nie cierpi swojego pasierba i póki miał inne opcje, trzymał się ich jak tonący ostatniej deski ratunku. Syna Liwii co prawda adoptował, ale zrobił to tylko po to, by matka łypiącego spod łba ponuraka w końcu przestała mu zawracać głowę. Teraz, gdy ostatni syn Julii znalazł się pod kluczem uznany za szaleńca, Augustowi pozostał już tylko Tyberiusz! Aż strach bierze, jaką rozpacz czuć musiał władca imperium, gdy oficjalnie w senacie oświadczał, że to właśnie pasierb obejmie po nim urząd…
Pod sandałem matki
Oktawian August żył jeszcze siedem lat. W 14 roku n.e. w trakcie objazdu Italii, w którym jak zwykle towarzyszyła mu żona, nagle poczuł się słabo. By wrócić do sił, zatrzymał się w swojej willi w rodzinnym mieście Nola. Wydawać by się mogło, że stary, lecz cieszący się dobrym zdrowiem imperator wkrótce poczuje się lepiej. Zamiast tego jego stan zaczął się błyskawicznie pogarszać. W końcu i dla niego i dla towarzyszącego mu orszaku jasne stało się, że to koniec.
August fakt, że umiera, przyjął z zadziwiającym spokojem. Stojących przy jego łożu współpracowników zapytał żartobliwe: Dobrze zagrałem w tej sztuce?. Następnie zwrócił się do żony ze słowami: Liwio, pamiętaj o naszym związku, żyj i bądź zdrowa! Cmoknął ją jeszcze na do widzenia i skonał.
Liwia, widząc zgon męża, z którym przeżyła pół wieku, zalała się łzami. Osobiście obmyła ciało zmarłego, a gdy przewieziono je do Rzymu i dokonano publicznej kremacji, stała na miejscu ceremonii jeszcze długo po tym, jak ogień dogasł, a prochy najpotężniejszego człowieka świata zebrano do urny. Ostatecznie do domu trzeba było ją odprowadzić prawie że siłą. Wkrótce potem, gdy jakiś obrotny Rzymianin ogłosił, że widział, jak dusza zmarłego uleciała ze stosu pogrzebowego i wzniosła się do nieba, by zasiąść między bogami, wdowa wypłaciła „świadkowi cudownego wniebowstąpienia” milion sestercji.
Czyżbyśmy zatem oglądali smutny, lecz piękny finał wielkiej miłości? No, niestety… niekoniecznie. Wkrótce po śmierci Oktawiana znów zaczęły się dziać bardzo dziwne rzeczy. Otóż centurion, który pożeglował na Planazję, by poinformować przetrzymywanego tam Agryppę o śmierci dziadka… natychmiast po przekazaniu młodzieńcowi tej wieści wpakował mu miecz w brzuch. Tymczasem wśród najbliższych współpracowników zmarłego cesarza byli i tacy, którzy mówili, że imperator krótko przed śmiercią osobiście odwiedził wnuka i się z nim pojednał! Co więcej, w jego biurku leżał już gotowy edykt odwołujący chłopaka z wygnania i czyniący zeń następcę tronu w miejsce Tyberiusza! Po Rzymie trwożliwie szeptano, że łzy Liwii były łzami krokodylimi. Co więcej, Oktawian nie umarł sam z siebie, na tamten świat posłać miała go żona, nie chcąca dopuścić, by władza wymknęła się z rąk jej syna. Uśmiercić męża, z którym przeżyła pół wieku, Liwia miała zresztą w sposób wyjątkowo perfidny. Oktawian lubił, wstawszy rano, zerwać sobie z drzewa trochę świeżych fig, które potem przegryzał na śniadanie. W willi, w której zatrzymał się w Nolii, w ogrodzie również rosło drzewo figowe. Cesarzowa, znając przyzwyczajenia Augusta, wstała jakoby wcześniej od niego i posmarowała wiszące na figowcu owoce trucizną! Brzmi to wszystko bardzo fantastycznie, ale przyznać musicie, Drodzy Czytelnicy, że sprawa rzeczywiście wyglądała cokolwiek podejrzanie. Pierwsza zasada działania detektywistycznego w przypadku zbrodni nakazuje zapytać, w czyim interesie był zgon ofiary. Trudno wskazać zaś osoby bardziej zainteresowaną wysłaniem Augusta i Postumusa na tamten świat niż Liwia i Tyberiusz. Poza tym, skoro informację tę przekazują tak poważni antyczni historycy, jak Tacyt i Kasjusz Dion, wydaje się, że za takim przebiegiem wydarzeń, albo musiały być naprawdę mocne przesłanki, albo opinia publiczna była skłonna w niego uwierzyć. Choć wątpliwe, by za rządów Tyberiusza szczególnie się z taką wiarą ludzie afiszowali, bo nowy imperator wkrótce rozpętał rządy terroru, jakich nie powstydziłby się Stalin. Cieszyć się tylko należy, że nie miał możliwości technicznych sowieckiego dyktatora, ale i tak za jego rządów aresztowania i tortury stały się nad Tybrem codziennością. Gdy stary łajdak w końcu zmarł, na ulice wiecznego miasta wyległy tłumy wołające: Tyberiusz do Tybru! i gdyby nie to, że imperator pożegnał się z życiem na Capri, gdzie spędził znaczną część swoich rządów, oddając się aktywnościom, których opis u Swetoniusza mógłby posłużyć za scenariusz filmu pornograficznego (i to takiego, którego twórcy za nakręcenie go poszliby na długie lata do więzienia), pewnie jego zwłoki rzeczywiście trafiłyby do rzeki.
Wszystko to jednak było dopiero przyszłością. Na razie Tyberiusz zajechał do Rzymu, gdzie senat na wyścigi nadawał mu kolejne honorowe tytuły. Z tym, że nie wszystkie przemyślane, bo gdy senatorowie zaproponowali mu tytuł „Syna Liwii”, cesarz dostał szału. Doskonale zdawał sobie sprawę, że tron zawdzięcza matce i nie potrzebował, by ktoś jeszcze mu o tym przypominał!
Tyberiusz mógł zostać nowym władcą imperium, ale, co tu dużo mówić, matka wciąż trzymała go pod sandałem. Liwia, choć sędziwa, bynajmniej nie wyrzekła się machinacji, kiedy jej wnuk Germanik zaczął zdobywać popularność, postarała się o to, by z wyjazdu na misję do wschodnich prowincji nie wrócił już żywy. Co prawda, konający młodzieniec oskarżył o podanie mu trucizny namiestnika Syrii – Gnejusza Kalpurniusza Pizona i jego żonę Plancynę, ale ludzie wiedzieli swoje. To, że gdy żona zmarłego – Agryppina Młodsza przywiozła jego prochy do Rzymu, by urządzić im pogrzeb, na ceremonii żałobnej nie pojawili się, ani babka Germanika, ani jego stryj, mówiło samo za siebie. Podobnie jak to, że gdy przed senatem zaczął się proces Pizona i Plancyny, wskutek protekcji, jaką Liwia roztoczyła nad tą drugą, zamienił się on w parodię sprawiedliwości. Namiestnik Syrii ostatecznie za delikatną sugestią cesarzowej-matki poderżnął sobie gardło, ale jego żonka, o której nienawiści do Germanika powszechnie wiedziano, uszła bez kary.
Tyberiusza ciągłe stanie w cieniu matki coraz bardziej jednak uwierało. Miał już dobrze po pięćdziesiątce, a tymczasem Liwia wciąż stawiała go do kąta niczym jakiegoś bachora! Między kobietą a jej synem coraz częściej dochodziło do awantur, aż w końcu w trakcie jednej z nich cesarzowa przegięła – by pokazać Tyberiuszowi, gdzie jego miejsce, wyjęła przechowywane przez siebie latami prywatne listy Augusta i przeczytała je synowi na głos, by mu pokazać, co jej zmarły mąż naprawdę sądził o swoim pasierbie. Wielka szkoda, że pisma owe nie zachowały się do naszych czasów, ale ich treść musiała być naprawdę piorunująca. Cesarz nigdy nie wybaczył matce tego upokorzenia, nie chcąc jej więcej oglądać na oczy, wyjechał na Capri, gdzie zaczął oddawać się najdzikszej, najbardziej wyuzdanej i obrzydliwej seksualnej rozpuście. Z Liwią już się więcej nie zobaczył.
Epilog – wniebowstąpienie
Porzucona przez syna Liwia została w Rzymie, obserwując terror, który w imieniu cesarza szerzył nad Tybrem jego zausznik Sejan. Prawdopodobnie dotarło do niej wtedy, że wychowała potwora. Gorzkie musiały być ostatnie lata tej niegdyś najpotężniejszej kobiety świata. Czy gryzły ją wyrzuty sumienia, nawiedzały duchy tych wszystkich nieszczęśników, których rzekomo wyprawiła na tamten świat? Tego nie dowiemy się już nigdy.
Pierwsza cesarzowa imperium rzymskiego zmarła w wieku osiemdziesięciu sześciu lat w 29 roku n.e. Tyberiusz śmiercią matki absolutnie się nie przejął, czemu dał wyraz, całkowicie olewając jej pogrzeb. Ciało Liwii leżało na marach, aż w końcu wskutek upału zaczęło gnić. Poczerniałe od zepsucia i cuchnące zwłoki spalono, a ich popioły złożono w rodzinnym mauzoleum Augusta.
Senat tymczasem zasypał Tyberiusza kondolencjami. Senatorowie, chcąc się przypodobać synowi zmarłej, zaproponowali natychmiastowe ogłoszenie jej boginią. Wściekły cesarz pogonił pochlebców precz, a że w tym czasie codziennie czyjeś okaleczone zwłoki zrzucano publicznie ze schodów stołecznej katowni, nikt już nie odważył się ponownie podnosić tematu. Jednakże mieszkańcy prowincji, zwłaszcza na greckim wschodzie, na własną rękę deifikowali zmarłą. Wkrótce zaczęto wznosić jej świątynie, przydzielać im kapłanów i składać ofiary. W roku 42 n.e. historia wydała zaś z siebie szyderczy chichot, bo terroryzowany przez Liwię wnuk – Klaudiusz, już jako cesarz oficjalnie wyniósł babkę, której tak śmiertelnie się bał w młodości, do rzędu bogiń. Zapewne cesarzowa mimo całego swojego sprytu, który tak bawił Kaligulę, nigdy nie przewidziała, że właśnie ten kaleki chłopak, którego obrzucała obelgami, kiedyś wyświadczy jej tę ostatnią przysługę…