Legwany są powszechne na Kostaryce. Są nieszkodliwymi roślinożercami, znanymi głównie z wygrzewania się pod drzewami i jedzenia owoców. Mogą jednak czasami wykradać słodycze turystom i przy okazji zostawić im “coś” w zamian. Tym razem była to bakteria, której nikt się nie spodziewał.
Czytaj też: Śmiertelny grzyb rozprzestrzenia się bez kontroli. To nie “The Last of Us” a rzeczywistość
Mycobacterium marinum to bakteria zaliczana do grupy prątków niegruźliczych (NTM), szeroko rozpowszechniona w różnych środowiskach naturalnych, głównie w pobliżu akwenów i w wodzie. Można ją wyizolować z wody morskiej i śródlądowej, a nawet z głębinowych wód kopalnianych – u ryb wywołuje chorobę przypominającą gruźlicę. Znane są przypadki mykobakteriozy u ludzi, ale tylko wtedy, gdy otwarta rana na skórze będzie miała kontakt ze skażoną słodką lub słoną wodą. Nigdy natomiast nie odnotowano, by legwan – lub jakakolwiek inna jaszczurka – przekazał bakterię człowiekowi. O ciekawym przypadku z Kostaryki poinformowano na Europejskim Kongresie Mikrobiologii Klinicznej i Chorób Zakaźnych (ECCMID) w Kopenhadze.
Legwan wymienił bakterię na ciastko
Dziewczynkę z Kalifornii natychmiast zabrano do lokalnej kliniki i stwierdzono pojedynczą, powierzchowną ranę na tylnej części kości śródręcza środkowego palca. Zdezynfekowano ją, a dziewczynce przez pięć dni podawano amoksycylinę w obawie przed potencjalnym zakażeniem bakterią Salmonella sp. Rana się zagoiła, więc rodzina szybko zapomniała o przykrej historii z wakacji.
Pięć miesięcy później rodzice zauważyli małe zgrubienie na grzbiecie lewej ręki dziecka, które stopniowo rosło i stawało się coraz bardziej czerwone. Przez trzy miesiące objawy się nasilały, do tego wszystkiego doszedł ból. Cała historia była bardzo tajemnicza, bo nikt początkowo nie wiązał tego z incydentem z wakacji. Maluch trafił do Stanford Children’s Health, gdzie USG wykazało masę zgodną z torbielą zwojową (guzek wypełniony płynem), ale lokalizacja i objawy nie były z tym zgodne. Chirurg usunął 2-centymetrową masę i zauważył wypływ ropy z rany, wskazujący na infekcję.
Histologia wykazała rozległą nekrozę i martwicze zapalenie ziarniakowe, a badania mikrobiologiczne wykazały jednoznacznie wzrost Mycobacterium marinum. Bakteria ta jest oporna na powszechnie stosowane antybiotyki, więc nic dziwnego, że nie została wyleczona amoksycyliną – dziewczynce podano ryfampinę i klarytromycynę, które zadziałały.
Podczas gdy infekcje bakteryjne po ugryzieniach psów i kotów są dobrze znane, mikrobiologiczne zakażenia ran wtórnych od ugryzień legwanów to dosłownie ziemia nieznana medycyny. Znanych jest tylko kilka przypadków, z Serratia marcescens i Staphylococcus aureus na czele. Możliwa jest również Salmonella enterica, gdyż 75-90 proc. zarówno dzikich, jak i trzymanych w niewoli gadów (w tym węży, żółwi i legwanów) jest skolonizowanych tymi bakteriami. W kilku badaniach potwierdzono, że gady domowe są siedliskiem prątków niegruźliczych.
Czytaj też: Ten grzyb zabijał drzewa. Teraz zainfekował człowieka
Dr Jordan Mah ze Stanford University School of Medicine mówi:
M. marinum preferuje niższe temperatury (30oC) dla optymalnego wzrostu i jest bardzo prawdopodobne, że zimnokrwisty legwan, z temperaturą ciała w zakresie 22-37oC, może podtrzymywać te mikroby jako rezerwuar. Ukąszenie spowodowało kolonizację bakterią rzadko spotykaną u ludzi i pokazuje, że legwany mogą być nosicielami szkodliwych bakterii zdolnych do wywoływania ciężkich infekcji. Może to pomóc w informowaniu pracowników służby zdrowia o mniej znanych infekcjach bakteryjnych po nietypowych ekspozycjach odzwierzęcych.