Za szybko! – wrzasnął generał (…). – Wolniej, mówię! (…) Głucha jesteś? Co tak gnasz?!– Nie mam wyboru, mon general – odkrzyknęłam, nie odwracając oczu od drogi. – Hamulce wysiadły!
Patrzył, jak bezradnie naciskam raz po raz pedał. Strzałka szybkościomierza minęła już 50. – Uwaga! – wrzasnęłam (…); naciskałam raz po raz klakson, pragnąc zwrócić uwagę kierowcy ciężarówki. Zauważył mnie w bocznym lusterku i zrozumiawszy, co się stało, nacisnął hamulec. Wrzuciłam wsteczny bieg i jakoś udało mi się doprowadzić do zatrzymania, z maską głęboko wbitą w tył tamtego wozu” – opowiadała Susan Travers przy lampce szampana Wendy Holden, współautorce jej biografii [wszystkie cytaty, o ile nie zaznaczono inaczej, pochodzą z książki Wendy Holden, „Legionistka. Od śniegów Północy po piaski Sahary”]. Podczas konwoju pojazdów Wolnej Francji uratowała życie gen. Marie-Pierre Koenigowi. Zrobiła to już po raz drugi. Zapanowanie nad hamulcami okazało się błahostką w porównaniu z nocną jazdą przez pole minowe pod gradem kul wroga. Nic dziwnego, że ta kobieta jako jedyna została oficjalnie przyjęta w szeregi Legii Cudzoziemskiej w 1945 r. Jej historia wojenna zaczęła się jednak znacznie wcześniej.
NARODZINY KOBIETY ZEPSUTEJ
Susan Travers urodziła się w 23 września 1909 r. w Devon w Anglii. Była córką emerytowanego admirała Royal Navy. Jej największe zmartwienie – jak sama przyznała –„polegało na tym, że nie urodziłam się chłopcem. Po prostu nie czułam się dziewczynką. Z natu-ry byłam chłopaczyskiem, (…) spragnionym dreszczu przygody”. Czas wolny spędzała ak-tywnie. Jeździła na rowerze, pływała, wspinała się na drzewa. Szczytem szczęścia dla Susan było obdarzenie ją choć odrobiną uwagi przez ojca. Marzyła, że kiedyś pójdzie w jego ślady i sprawi, iż będzie z niej dumny.
Gdy ukończyła 12 lat, w 1921 r., rodzina przeniosła się na słoneczną Riwierę Francuską do Cannes. Susan uczęszczała do prywatnej szkoły Cours Fenelon. Była wzorową córką, pilnie się uczyła, miała znakomite stopnie, kilka razy w tygodniu chodziła na prywatne lekcje tenisa. Uregulowany styl życia, z jego nieodłącznym luksusem i konwenansami, nie dawał jej jednak szczęścia. Czuła się jak zwierzę w klatce, pragnęła tak jak mieszkańcy Cannes spędzać czas na zabawie. Wyznała: „Całym sercem chciałam poślubić jakiegoś bogatego przemysłowca. On finansowałby moje przygody, obsypywał brylantami, a ja przeżywałabym jeden sekretny romans po drugim z zupełnie nieodpowiednimi mężczyznami”.
Idealnym antidotum dla jej monotonnej egzystencji okazał się wyjazd do Florencji, gdzie miała dokończyć edukację. Poza zasięgiem oka rodziców nauka poszła w odstawkę, a młoda Susan w końcu zakosztowała swobody. Odkrywała tajniki seksualności z mężczyznami oraz z koleżankami z internatu i dużo piła. W latach 1929–1939, z krótko przyciętymi włosami, modnym kapelusikiem i papierosem w fifce z kości słoniowej, goniła z jednej imprezy na drugą, z jednego meczu tenisa na drugi, z łóżka jednego kochanka do następnego. Jej życie towarzyskie kwitło aż do lata 1939 r. Wraz z wybuchem wojny większość znajomych mężczyzn zmobilizowano. Z jej bliskich pozostała jedynie garstka. Szybko nabrała przekonania, że dla młodej kobiety pozostawała tylko jedna możliwość. Wstąpić do Czerwonego Krzyża.
BITWA O BIR HAKEIMTrwała od 27 maja do 11 czerwca. System obronny Bir Hakeim stanowiła kilkukilometrowa linia okopów, w której w kluczowych miejscach usytuowano punkty z gniazdami karabinów maszynowych i broni przeciwpancernej. Były otoczone dwoma pierścieniami – wewnętrznym i zewnętrznym (wysuniętym na przedpole), utworzonymi z zasieków z drutu kolczastego oraz pola minowego. Obronę utworzono na bazie pozostałości starego tureckiego fortu. Na Bir Hakeim nacierało 45 tys. żołnierzy Rommla, po stronie francuskiej było zaledwie 3703 żołnierzy gen. Koeniga. Rommel zdobył Bir Hakeim, lecz jego sukces był cząstkowy – stracił sporo czasu, ludzi i sprzętu oraz dopuścił do przełamania okrążenia. Brytyjski generał Ian Playfair podsumował: „Wydłużona obrona francuskiego garnizonu odegrała kluczową rolę w przegrupowaniu wojsk brytyjskich w Egipcie. Siły Wolnej Francji przeszkodziły w ofensywie Rommla, co spowodowało zakłócenie dostaw do Afrika Korps. (…) Nie wyolbrzymiając, możemy powiedzieć, że walki pod Bir Hakeim znacznie przyczyniły się do sukcesu w obronie El Alamein”.
DAMA GOTOWA DO WOJNY
Do stacji Czerwonego Krzyża zgłosiła się z myślą, że chce robić coś pożytecznego na linii frontu, na przykład prowadzić ambulans, a najchętniej strzelać z karabinu. Tam ku swojemu niezadowoleniu dowiedziała się, że aby zakwalifikować się na kierowcę, musi najpierw uzyskać dyplom pielęgniarki. Nie mając wyboru, Susan rozpoczęła kurs. Po kilku miesiącach szorowania podłóg, prania, opatrywania ran i pielęgnowania lżej chorych, uzyskała dyplom i nareszcie doczekała się powołania.
W marcu 1940 r. wyjechała z Paryża do Finlandii wraz z francuskimi siłami ekspedycyjnymi, w których skład wchodziło: 6 ambulansów, kilku szoferów i 6 pielęgniarek. Był to jeden z elementów operacji prowadzonej pod auspicjami francusko-fińskiego Czerwonego Krzyża. Susan pracowała najpierw w helsińskim szpitalu, a następnie w miasteczku Norrmark, gdzie wraz z innymi organizowała prowizoryczny szpital i doglądała wracających do zdrowia żołnierzy. Współczuła rannym i po raz pierwszy uświadomiła sobie, jak przerażająca jest wojna.
Po niespełna trzech miesiącach pobytu panny Travers w Finlandii, w maju 1940 r. Niemcy napadły na Belgię, Holandię i Luksemburg. W obszarze zagrożenia znalazła się również Francja, więc Susan opuściła Finlandię. Nie dotarła jednak do Paryża, lecz do Londynu. Tam dowiedziała się, że Wolna Francja w trybie natychmiastowym potrzebuje pielęgniarek, kierowców i żołnierzy. Kampania miała zostać przeniesiona do północnej Afryki. Dążąc za wszelką cenę do znalezienia drogi prowadzącej na front, zgłosiła swoją kandydaturę w kwaterze de Gaulle’a w Londynie. „Tak, panno Travers (…), może się pani przydać – powiedziała panna Ford, organizująca służby pielęgniarskie. – Trzeba zrobić komplet badań, zaopatrzyć się w mundur i inne rzeczy potrzebne do tropiku. Tu jest kilka formularzy do wypełnienia oraz kilka obowiązkowych szczepień. Jeśli przejdzie pani pomyślnie badania, otrzyma pani stopień sierżanta i dwie trzecie normalnego żołdu”. To było to, co chciała usłyszeć!
GDZIE DIABEŁ MÓWI…
W sierpniu 1940 r. Susan waz z siłami Wolnej Francji pożeglowała w kierunku Afryki. Ona i pozostałe 9 sanitariuszek otrzymały przydział na holenderski liniowiec. Nadzorowała je panna Ford. „Przez cały czas macie mieć na sobie fartuchy i czepki – przypominała – obowiązuje was absolutny zakaz spoufalania się z mężczyznami”. Tej ostatniej reguły żadna z nich nie przestrzegała dłużej niż dwa dni…
Po kilkutygodniowej podróży Susan została skierowana do pracy w skromnym ambulatorium dla matki z dzieckiem w ubogiej dzielnicy Poto-Poto w Brazzaville w Republice Konga, z dala od wszelkich akcji zbrojnych. Po dwóch tygodniach miała dość nudy panującej w małym miasteczku. Zatem poprosiła o przy-dzielenie do 13. Półbrygady Legii Cudzoziemskiej i niebawem wyruszyła wraz z legionista-mi w stronę północnej Afryki.
Do obozu leżącego w miasteczku Suakin w Sudanie dotarli w lutym 1941 r. Panujące tam warunki były prymitywne. „Mieszkaliśmy w namiotach, za toaletę służył nam dół w zie-mi, a za umywalnie morze (z rekinami, a jak-że!)” – relacjonowała Susan, która w mundurze khaki nieznacznie różniła się od mężczyzn.
Po kilku dniach otrzymała nominację na kierowcę lekarza frontowego Lotte’a. „Nareszcie znalazłam się w środku akcji! – wykrzyknęła, wspominając ten moment. – Teraz także mój ojciec mógłby być ze mnie dumny”. O każdej porze dnia i nocy musiała być gotowa do drogi, aby dowieźć doktora we wskazane miejsce. Stała się także samozwańczym mechanikiem – zmieniała opony, uszczelniała przeciekającą chłodnicę, zbiornik paliwa, wymieniała pasek klinowy i naprawiała niewielkie przebicia.
Pod koniec lutego 1941 r. siły Wolnej Francji przeniosły się do Erytrei, którą wraz z Lotte’em Susan zjeździła wzdłuż i wszerz. Przemieszczała się po niebezpiecznych przełęczach, skalistych szlakach, równinach, a wszędzie zagrożenie stanowiły miny i bomby nieprzyjaciela. Prawie każdą noc spędzali w innym obozie wojskowym, więc zwykle sypiała gdzie popadło. Z reguły w grajdołkach opuszczonych przez maszerujących żołnierzy, a nawet raz w gnieździe po karabinie maszynowym.
POCHWAŁA DLA SUSAN Z 1942 R. PO EWAKUACJI Z BIR HAKEIM:„Susan Travers, udowodniwszy swą odwagę i opanowanie w trakcie poprzednich kampanii, szczególnie w Erytrei, i potwierdziwszy swe kwalifikacje podczas kampanii libijskiej, w nocy z 10 czerwca w trakcie ewakuacji głównych sił w Bir Hakeim, prowadziła samochód generała przez pole minowe pod ostrzałem nieprzyjaciela. Męstwo panny Travers – mimo kilku zapór intensywnego ognia artyleryjskiego, mimo licznych uszkodzeń samochodu od kul, mimo nieprzeniknionych ciemności – doprowadziło do tego, że generał Koenig i pułkownik Amilakvari znaleźli się w bezpiecznym miejscu”.
LA MISS PUSTYNI
W maju 1941 r. Susan otrzymała awans do stopnia adjudanta (francuski odpowiednik chorążego). Jej zaangażowanie w pracę zostało docenione na jednym z wieczornych spotkań z legionistami. Usłyszała wiele ciepłych słów, a jej dowódca (i kochanek) płk Amilakvari nadał jej przydomek legionowy: „Będziemy odtąd nazywali adjudant Travers La Miss – wybełkotał – w końcu jest tu jedyną mademoiselle”. Rozległy się brawa i wszyscy wypili za jej zdrowie. Kolejnego dnia z koszmarnym kacem Susan wstała o 5.30. „Mimo że była kobietą, postępowała jak mężczyźni i kiedy oni pili, i ona piła tak jak oni” – przyznała Wendy Holden w rozmowie z „Focusem Historia”. Jej nowym przełożonym w czerwcu 1941 r. został gen. Marie-Pierre Koenig. Było to dla Susan wyróżnienie, odpowiadała bowiem za bezpieczeństwo dowódcy i oficerów, z którymi kursowała z Damaszku do siedziby komendy w Nazarecie. Częste podróże i zmęczenie spowodowało, że zachorowała na żółtaczkę. Miesiąc spędziła w szpitalu, gdzie doglądał jej gen. Koenig – przysyłał kwiaty, czekoladki i książki. Tak narodził się płomienny romans.
Wiosną 1942 r. wraz z legionistami Susan wyruszyła w konwoju w kierunku Pustyni Libijskiej i oazy Bir Hakeim, skąd mieli udzielić wsparcia brytyjskiej 8. Armii w walkach przeciw Afrika Korps. Susan mogła odmówić uczestnictwa w tej akcji, gen. Koenig przekonywał: „Jeśli masz ochotę, możesz jechać, ale gdybyś wolała zostać, La Miss, nie będzie to żaden dyshonor (…). Życie na pustyni to nie jest piknik”. Słowa te okazały się prorocze. Żar w dzień (51°C), uczucie lepkości, spasione na padlinie muchy oraz wszechobecny pył zalegający w fałdach skóry, na włosach i zębach doprowadzały Susan do furii. Pozbawiona luksusów rzadko tęskniła za czymś z poprzedniego życia, jednak – jak przyznała – „czasami marzyłam o gorącej wodzie i szamponie, o luksusie pachnącej skóry, błyszczących włosach (…), o najelegantszych paryskich restauracjach z wielkimi złoconymi lustrami”.
Sytuacja wojenna przybrała dramatyczny obrót w maju 1942 r. Afrika Korps Rommla zmierzała prosto na Bir Hakeim. Na niebie na przemian pojawiały się heinkle i sztukasy. Oddziały francuskie zostały zdziesiątkowane. Na linii frontu pozostało ok. 3700 mężczyzn i jedna kobieta (!): Susan Travers. Nie chciała opuścić swojego generała i wycofać się jak dwie inne pielęgniarki ze szpitalnego namiotu. „Angielce z wyższych sfer w tych warunkach musiało być niewyobrażalnie ciężko” – podkreśliła w rozmowie z „Focusem Historia” Wendy Holden.
Obrona Bir Hakeim trwała 15 długich dni. Kiedy jedzenie i woda były na wyczerpaniu, gen. Koenig zarządził ewakuację. Plan był taki: przedrzeć się w nocy przez linie wroga i wydostać z oblężenia. Odwrót rozpoczął się o północy 10 czerwca 1942 r. Niestety hałas silników i wybuchy min zaalarmowały niemieckich wartowników. W niebo wystrzeliły rakiety i rozległy się serie z broni maszynowej. Pociski zasypywały samochody płonącymi odłamkami metalu. Zapanował chaos. „Nie miałam czasu ani myśleć, ani się bać. Nie mogąc dokonać prawidłowej oceny terenu wjeżdżałam chyba w każda dziurę. Za nami była masakra. Pojazdy jeden po drugim wylatywały w powietrze. (…) Hałas w samochodzie był ogłuszający. Silnik warczał, kamienie tłukły o podwozie, na to nakładał się jeszcze huk eksplozji i ostrzału. (…) Moi panowie ryczeli jeden przez drugiego: W lewo! Uwaga! W prawo! Szybciej! Tak sprzeczne rozkazy bardziej mi przeszkadzały niż pomagały, więc po prostu jechałam przed siebie tak szybko, jak tylko mogłam” – wspominała Susan. Udało im się uciec.
Po długiej podróży przez pustynię dotarli na miejsce zbiórki. Samochód wyglądał jak sito. Z 3700 ludzi, którzy byli w Bir Hakeim, ok. 2400 przebiło się przez linię nieprzyjaciela. Wielu z nich dokonało tego, ponieważ jechali za samochodem La Miss. Zyskała wówczas miłość i szacunek. Została również odznaczona Croix de Guerre. Susan nie spoczęła na laurach. W październiku 1942 r. wzięła udział w drugiej bitwie pod El Alamein. I to mimo zakazu generała Montgomery’ego zabraniającego zbliżania się kobiet do linii frontu. W walkach tych poniósł śmierć jej dawny kochanek i przyjaciel płk Amilakvari. Jego strata ją bardzo dotknęła. Co więcej, niedługo w bazie koło Aleksandrii gen. Koenig zakomunikował, że awansował do stopnia łącznika gen. de Gaulle’a i wyjeżdża do Tunezji. Nie miała nic do powiedzenia. Najbliższa osoba ją porzuciła. Nieustraszona dotąd kobieta popadła w depresję. Nie widząc sensu dalszego życia, myślała nawet o samobójstwie. Whiskey i praca okazały się dla niej jedynym ratunkiem. Została szoferem w szpitalu polowym i tę funkcję pełniła do końca kampanii w północnej Afryce. Następnie wyruszyła z Legią w kierunku Europy.
„OWCA W WILCZEJ SKÓRZE”
We Włoszech w kwietniu 1944 r. została wcielona do Francuskiego Korpusu Ekspedycyjnego, który miał okrążać walczących Niemców. Za kierownicą ambulansu pracowała jak robot. Codziennie przedzierała się przez zaminowane szlaki i zbierała rannych Francuzów i Amerykanów z frontu, a następnie transportowała ich do punktów opatrunkowych i szpitali. Do Francji, kraju swojej młodości, dotarła w sierpniu 1944 r. – uczestniczyła w operacji desantowej „Anvil” (później nazwanej „Dragoon”) w południowej Francji. Za swoją służbę otrzymała w październiku 1944 r. awans do stopnia adjudant-chef (pierwszy stopień oficerski). Bardziej niż oficjalna nobilitacja cieszyło ją jednak uznanie żołnierzy, którzy określili ją mianem „tej legionistki”. Koniec działań wojennych zastał ją na Lazurowym Wybrzeżu. Przyjęła go z mieszanymi uczuciami. Po latach przyznała: „Jeśli kres wojny miałby oznaczać kres tego wszystkiego, to na swój sposób wcale go sobie nie życzyłam”. W maju 1945 r. zaproszono ją, by wzięła udział w zwycięskiej paradzie generała de Gaulle’a na Polach Elizejskich, lecz odmówiła. „Maszerować powinni tylko ci odważni, nie sądzę, żebym była specjalnie odważna” – uzasadniała.
ŻOŁNIERZ W SPÓDNICY
Zdemobilizowana Susan po wojnie nie mogła znaleźć sobie miejsca, więc wpadła na nietypowy pomysł. Opisała swój szlak wojenny i złożyła formularz do komisji rekrutacyjnej Legii. Testy medyczne nie były wówczas wymagane i pewnie przy przeglądaniu papierów nikt nie zadał sobie w ogóle pytania o płeć kandydata. 28 czerwca 1945 roku po raz pierwszy w historii francuskiej Legii Cudzoziemskiej w jej szeregi przyjęto kobietę w randze adjudant-chef w dywizji logistyki. Nie wiadomo, czy stało się to przez pomyłkę, czy może uwzględniono jej wcześniejsze dokonania. Dawni kompani Susan przywitali ją z entuzjazmem. Nie mogli uwierzyć, że udało się jej przebrnąć przez sito rekrutacyjne.
Ponieważ Susan była pierwszą kobietą legionistą, czekało ją nietypowe zadanie: musiała stworzyć swój mundur. Następnie w wąskiej spódnicy w kolorze khaki wyruszyła w kierunku Tunezji, a potem Indochin (obecnie Wietnam). Nie brała już udziału w działaniach bojowych, zajmowała się głównie sprawami organizacyjnymi: zaopatrzeniem, porządkowaniem rachunków, prowadziła bar dla wojska, odwiedzała chorych. Znalazła również czas na romanse. Jedne-mu mężczyźnie nawet obiecała małżeństwo. „Czy naprawdę kochałaś go tak mocno?” – zapytała Wendy Holden starszą już panią. Susan Travers z figlarnym błyskiem w oku odpowiedziała: „Nie, ale miał cudowny zamek”. Zamek jednak nie wystarczył i do ślubu nie doszło. Legionistka nie rozpaczała zbyt długo i wkrótce w Indochinach zaszła w ciążę z podoficerem Nicholasem Schlegelmilchem. W kwietniu 1947 r. para wzięła ślub. Podczas uroczystości miała na sobie uszyty na zamówienie biały mundur, a w ręku trzymała ogromny bukiet czerwonych i zielonych tropikalnych kwiatów, co było nawiązaniem do oficjalnych kolorów Legii. Życie Susan zmieniło się diametralnie. Zdecydowała, że zajmie się domem, i wystąpiła z Legii.
11 lat po zakończeniu II wojny światowej, w 1956 r., została uhonorowana w Paryżu przez Legię Cudzoziemską Médaille Militaire za swoje czyny pod Bir Hakeim. Ówczesny minister obrony, jej dawny kochanek i towarzysz broni gen. Koenig, uroczyście przypinając odznaczenie, powiedział: „Mam nadzieję, że ten medal będzie pani przypominał wiele rzeczy. Dobra robota, La Miss”.
Przez kolejnych kilkadziesiąt lat opinia publiczna zapomniała o Susan. W 1996 r. odnaleziono ją w domu starców i z wojskowymi honorami przyznano jej najwyższe odznaczenie francuskie: Légion d’honneur. Zmarła w wieku 94 lat.