Rosyjski sektor kosmiczny od lat znajduje się w stadium rozkładu. W ostatnich latach także NASA coraz częściej ogranicza się do tworzenia ładnych wizualizacji misji kosmicznych i rozwiązywania nieistniejących problemów, jednocześnie borykając się z coraz większymi problemami budżetowymi, które zwiastują raczej ponurą przyszłość. Tymczasem nieistniejący jeszcze kilka dekad temu chiński sektor kosmiczny rozwija się na potęgę.
Chińskie sondy kosmiczne od ponad dekady regularnie latają na Księżyc, dostarczając do niego orbitery, lądowniki i łaziki. Nie jest to jednak jedynie kopiowanie dawnych osiągnięć Rosjan i Amerykanów. Jakby nie patrzeć, to chińskie roboty jako pierwsze w historii wylądowały na niewidocznej z Ziemi stronie Księżyca, a nawet przywiozły stamtąd próbki regolitu i skał.
Czytaj także: Chiny opublikowały wideo przedstawiające przyszłą bazę księżycową. Coś w nim jednak nie pasuje
Obecnie wszystko wskazuje, że Państwo Środka na tym nie poprzestanie. Wszystko bowiem wskazuje na to, że Chiny jako pierwsze w XXI wieku postawią człowieka na powierzchni Księżyca, a nawet przywiozą pierwsze w historii próbki skał z powierzchni Marsa.
Mamy tutaj zatem kraj, który osiąga sukces za sukcesem. Co jednak ciekawe, w przeciwieństwie do krajów globalnego zachodu, Chiny w ogóle nie starają się chwalić swoimi osiągnięciami. Informacje o kolejnych osiągnięciach, czy też o nowych misjach kosmicznych zazwyczaj są szczątkowe, a pojedyncze grafiki, zdjęcia, czy nagrania z chińskich misji kosmicznych pojawiają się gdzieś w losowych miejscach chińskiego internetu i zwykle ograniczają się do bardzo podstawowych materiałów niskiej rozdzielczości. To samo zresztą dotyczy samych informacji o postępach różnych sond czy lądowników. Zdarza się bowiem tak, że informacje z tej czy innej misji przestają się po prostu pojawiać, bez wyraźnej informacji o jej ostatecznym losie.
Wszystko wskazuje jednak na to, że jeżeli Chiny nie mówią o zakończeniu misji, to ta misja po prostu może wciąż być realizowana.
W styczniu 2019 roku na niewidocznej stronie Księżyca wylądowała misja Chang’e 4. Z pokładu lądownika zjechał wtedy łazik Yutu 2, który w kolejnych latach zwiedzał okolice miejsca lądowania. Od długiego czasu jednak żadnych informacji o postępach misji nie było, co wskazywało na ciche zakończenie programu łazika, który i tak imponująco długo przemierzał powierzchnię Księżyca. Warto tutaj wspomnieć, że pierwotnie był on przygotowywany do przetrwania w surowych, księżycowych warunkach przez trzy doby księżycowe, czyli niecałe trzy miesiące na Ziemi.
Okazuje się jednak, że brak informacji nie oznacza żadnego końca misji. Jak się bowiem okazuje, po niemal sześciu latach na niewidocznej stronie Księżyca, łazik Yutu 2 wciąż pracuje. Według najnowszych informacji przekazanych przez przedstawicieli chińskiego sektora kosmicznego, w ciągu sześciu lat łazik przejechał po Księżycu 1613 metrów, z czego 305 metrów w ciągu ostatnich dwóch lat.
Czytaj także: Zaskakujące odkrycie Chińczyków na Księżycu. Sukces misji Chang’e 5
Jeżeli fakt działania łazika po sześciu latach na Księżycu jest zaskakujący, to inna informacja przekazana przez zastępcę głównego inżyniera misji Chang’e 4 w rozmowie z telewizją CCTV powinna zwalić z nóg. Badacz przekonuje bowiem, że inżynierowie wciąż kontaktują się z teleskopem optycznym, który został dostarczony na widoczną z Ziemi stronę Księżyca w 2013 roku. Choć sam instrument nie wykonuje już obserwacji naukowych, to po ponad dekadzie naukowcy wciąż uruchamiają go i wyłączają co miesiąc.
Można zatem odnieść wrażenie, że to wciąż nie jest ostatnie słowo Chińczyków w zakresie podboju kosmosu. Już w 2027 roku na południowym biegunie Srebrnego Globu wyląduje kolejna już sonda — Chang’e 7. Jeżeli jednak wszystko pójdzie zgodnie z planem, to przed 2030 rokiem Chińczycy osobiście pofatygują się na Księżyc, stając się pierwszymi astronautami, którzy wylądowali na innym globie w XXI wieku.