Lafirynda na baterie

Zaskoczenie, szczęście, gniew, spokój, złość – wszystkie te emocje potrafimy wyrazić za pomocą mimiki. To, co proste dla ludzi, przez długi czas było jednak nieosiągalne dla robotów. Dopiero od niedawna konstruktorzy humanoidalnych maszyn twierdzą, że ich dzieła mogą w przyszłości dorównać ludziom. Skonstruowany przez japoński National Institute of Advanced Industrial Science and Technology robot o wdzięcznej nazwie HRP-4C to „przeciętna Japonka” – 158 cm wzrostu i 43 kg wagi. Umie się uśmiechać, dziwić i udawać zaskoczoną. W przyszłości podobne twory będzie można kupić w supermarkecie i z powodzeniem używać w domu do wszystkiego, także do seksu.

Nawet najdoskonalsze roboty, które zastąpią prawdziwych kochanków, nie dadzą sobie rady z podstawowymi ludzkimi emocjami

Robot jest seksowny

Czy to możliwe, by robot wydał się człowiekowi atrakcyjny? Na razie HRP-4C rusza się dość koślawo (przypomina trochę człowieka, który udaje, nomen omen, robota), porusza ustami i potrafi zrobić kilka podstawowych min. W serwisie YouTube można obejrzeć dziesiątki filmików z podobnymi konstrukcjami, prezentowanymi przez japońskie laboratoria na wystawach poświęconych przyszłości technologii. Trzeba przyznać, że roboty, „ubrane” przeważnie w ciała zgrabnych kobiet, wyglądają pociągająco. W lutym na uniwersytecie w Maastricht odbyła się konferencja dotycząca przyszłości stosunków człowieka i robota. Jednym z uczestników był David Levy, autor
książki „Love and Sex with Robots”. Levy – który jest mistrzem szachowym i propagatorem sztucznej inteligencji – utrzymuje, że za mniej więcej 40 lat powinniśmy doczekać się pierwszego małżeństwa człowieka z robotem. Niemożliwe? Widząc dzieła Japończyków, ta myśl przestaje wydawać się szalona. Najnowsze roboty naprawdę robią wrażenie. Sztuczna skóra,
identyczna w dotyku z naturalną (albo i lepsza!), świetna figura, idealne rysy twarzy, zmysłowy głos – dopracowanie tych elementów i połączenie ich w doskonałą całość to tylko kwestia czasu.

Ale przecież ciało to nie wszystko…. Czy roboty kiedykolwiek nauczą się odczuwania emocji i zyskają przez to ludzkie cechy – to pytanie, na które nikt nie zna odpowiedzi. W filmie dokumentalnym „Plug and Pray”, pokazanym na ostatnim festiwalu filmów dokumentalnych Planete Doc Review, zmarły niedawno profesor nauk informatycznych Joseph Weizenbaum sceptycznie podchodzi do roli robotów w przyszłości ludzkości. Jego zdaniem, maszyny są wprawdzie zdolne do podejmowania decyzji na podstawie chłodnej kalkulacji, nie potrafią jednak wybierać, kierując się emocjami, bo te są im obce. Dlatego nie zdobędą nigdy poważnej pozycji w świecie ludzi. Na przeszkodzie stoją też kwestie prawne. Na pewno trudności nastręczy określenie tożsamości takiego „człowieczego” robota (nazwisko, dokumenty?), rozwiązanie problemu jego odpowiedzialności za czyny (zwłaszcza karnej), dziedziczenia, nie wspominając np. o delikatnej sprawie ojcostwa (mój tata jest robotem?). Jeśli jednak uda się zmierzyć z tymi kłopotami, staniemy na prostej drodze do współżycia (dosłownie) z robotami.

Na ratunek obciach

Ale wtedy wciąż zostanie do pokonania pewna ważna przeszkoda: akceptacja kulturowa czy też, mówiąc kolokwialnie, poczucie obciachu. Dziś osoba zaspokajająca swoje potrzeby seksualne w sposób inny niż z żywym partnerem wywołuje zażenowanie. Obraz zapoconego faceta pociągającego
piwo przed monitorem wyświetlającym strony pornograficzne to świadectwo życiowego upadku. A skoro w dobie powszechnego dostępu do internetu takie sztuczne zaspokajanie uchodzi za dowód zgnuśnienia, porażki i życiowej beznadziei, to co można powiedzieć o robotach, z którymi kontakty będą znacznie bardziej otwarte, niemal „publiczne”? Przy obecnych zasadach moralnych stosunek seksualny z maszyną byłby podobnego rodzaju zdradą i porażką, co zamiana małżeńskiego łoża na kolorową gazetę w toalecie.

Jak w takim razie wyglądają prognozy seksu z robotami? Jeżeli maszyny będą istotnie tak dobrymi kochankami, jak przewiduje Levy, ludzie mogą stać się o nie zazdrośni. Poczują się zdradzeni, zwłaszcza że na pewno dochodziłoby do sytuacji, w której mąż pójdzie do łóżka z robotem żonie na złość. Jest więcej niż pewne, że następnego dnia robot znajdzie się w zsypie z powyrywanymi kablami. Takie „zabójstwo” byłoby bezkarne, a jednocześnie uderzało w najczulszy punkt współżycia partnerów. Zazdrość, zawiść, miłość i kompleksy pewnie nigdy nie znikną z naszej psychiki. Robot zdałby egzamin tylko w idealnym związku, w którym naprawdę największym problemem byłby ból głowy jednego z partnerów. A że takich związków nie ma (i nic nie wskazuje na to, by miały się pojawić w przyszłości), roboty wyglądają na element kolejnej utopii, nic więcej. Sądzę, że swoje miejsce znajdą jedynie w domach publicznych oraz – ewentualnie – w szafach zatwardziałych singli.

Więcej:seks