W 2013 r. amerykański kolekcjoner odwiedzający Tunezję wszedł do starożytnych katakumb w Susie i ukradł stamtąd czaszkę. Następnie wystawił ją na sprzedaż na prywatnej grupie na Facebooku, dzieląc się swoją opowieścią i żądając za łup 550 dolarów. Okazało się, że jest wielu zainteresowanych. Do grupy przeniknął także kanadyjski dziennikarz i archeolog Owen Jarus. Dzięki temu dotarł również w inne miejsca, w których sprzedaje się ludzkie szczątki. Szokującymi wynikami swojego dziennikarskiego śledztwa, trwającego przez 10 miesięcy, podzielił się na portalu LiveScience.
Płody w słojach i książki z ludzkiej skóry
W cywilizowanym świecie handel ludzkimi szczątkami, a nawet pozowanie z nimi, oznacza brak szacunku dla zmarłych – nawet, gdy pochodzą ze zbiorów medycznych i muzealnych. Zaś samowolne naruszanie pochówków to tabu, rzecz wręcz niedopuszczalna. Także tunezyjskie prawo zabrania grabieży stanowisk archeologicznych i cmentarzy. Jak pisze Owen Jarus, ministerstwo kultury Tunezji i miejscowe służby archeologiczne nie skomentowały jednak sprawy skradzionej czaszki. Można jednak się domyślać, że katakumb w Susie – rozciągających się na przestrzeni wielu kilometrów – niełatwo jest zabezpieczyć przed hienami cmentarnymi. Na tej starożytnej nekropolii spoczywają szczątki około 15 tys. osób, w tym wielu chrześcijan z czasów rządów Rzymian (gdy początkowo wyznawcy Jezusa byli jeszcze prześladowani), a potem Wandalów i Bizantyjczyków.
Lecz czaszka z Tunezji to tylko wierzchołek góry lodowej, jaką stanowi czarnorynkowa internetowa sprzedaż ludzkich szczątków. Owen Jarus prześledził to na przykładzie rynku północnoamerykańskiego. Okazało się, że szczególnie cenione i poszukiwane są szczątki płodów, niemowląt i dzieci. Im bardziej osobliwe i starsze, tym osiągają wyższą cenę. Zmumifikowane dziecko, zmarłe w XVIII stuleciu w wieku 6 lat (jak twierdził oferent, zaznaczający skwapliwie, że eksponat wcale nie pochodzi z rabunku na cmentarzu) wystawiono na sprzedaż za ponad 12 tys. dolarów. Zakonserwowany, dobrze rozwinięty płód, pochodzący rzekomo ze starej kolekcji medycznej, oferowano za 6,5 tys dolarów. Słój z mniejszym – za niecałe 2,5 tys. dolarów. Natomiast niewiadomego pochodzenia czaszkę „młodej nastolatki” można nabyć już za 1300. Laskę z rączką z kości udowej człowieka zmarłego w XIX wieku – za 300, nóż z rękojeścią z ludzkiej kości – za 260. Dużą osobliwością była książka w okładce z ludzkiej skóry w cenie 6,5 tys. dolarów.
Przestępcze podziemie
Niektóre z eksponatów niewątpliwie pochodziły z przemytu, np. zdeformowana, podłużna czaszka z Peru (10,5 tys. dolarów). Służby celne są oczywiście wyczulone na szmuglerów nielegalnie przewożących takie zabytki. Zdaniem ekspertów, wydaje się jednak, że bardziej skupiają się na masowych przestępstwach, takich jak handel żywym ludźmi i przemyt narkotyków.
Facebook zapewnia, że przeciwdziała aukcjom ludzkich szczątków, podobnie eBay i od pewnego czasu Instagram, jednak proceder trwa. Chętnych nie brakuje: kolekcjonerzy osobliwości, ludzie zafascynowani okultyzmem, makabrą i śmiercią lub zwykli bogaci szpanerzy mają niesłabnący apetyt np. na ludzkie czaszki. Niektórzy traktują je jak obiekty kultu, inni używają ich jako oryginalnych ozdób. Zdarzały się nawet czaszki przerabiane na wazony.