Wróćmy jednak do tła tych wydarzeń. Te były związane z legendarnymi 100 dniami Napoleona, czyli jego powrotem do władzy we Francji. Gdyby wtedy istniał taki termin, to XIX-wieczni Europejczycy zapewne powiedzieliby: last dance. Bitwa z 18 czerwca 1815 roku nie poszła po myśli Napoleona Bonaparte, a jedną z konsekwencji była śmierć około 20 000 żołnierzy.
Czytaj też: Przybyli, zobaczyli, przywieźli zwierzęta. Wikingowie mieli zaskakujących towarzyszy
Z perspektywy walki o władzę stało się natomiast coś innego: francuski przywódca 22 czerwca dokonał abdykacji i przestał pełnić funkcję, którą odzyskał na krótki czas po tym, jak wrócił z zesłania na wyspę Elba. Pomijając kwestie czysto polityczne, na przestrzeni dwóch stuleci naukowcy próbowali lepiej zrozumieć, co dokładnie działo się w czasie bitwy i po niej.
Przedstawiciele Instytutu Medycyny Sądowej w Liege zajmują się na przykład badaniami szczątków, za sprawą których chcą ustalić, z jakich regionów pochodziło czterech żołnierzy – pierwotnych właścicieli tych kości. Szczątki są liczne, a pochodzenie wojaków bardzo zróżnicowane. Niektóre zostały wydobyte dzięki wykopaliskom archeologicznym, podczas gdy inne znaleziono… na strychu.
Od bitwy pod Waterloo zależały losy całej Europy
Jak wyjaśnia Bernard Wilkin, taka historia faktycznie się rozegrała podczas jednej z jego konferencji. Właśnie wtedy zgłosił się do niego mężczyzna twierdzący, iż posiada szczątki żołnierzy z Prusów. Na dowód pokazał nawet zdjęcia na swoim telefonie i powiedział, że ktoś dał mu te kości, aby mógł je umieścić na wystawie, lecz nie chciał tego robić ze względów etycznych.
Kluczowa okazuje się prawa stopa z niemal wszystkimi palcami, należąca do pruskiego żołnierza w średnim wieku. Ale czy na pewno pruskiego? Jedną z największych zagadek w tym kontekście jest pochodzenie poległych. Jako że miejscem odnalezienia kości była wioska Plancenoit, gdzie walczyły oddziały z obu stron, to nie można wykluczyć scenariusza, w którym kości należą do francuskich żołnierzy.
Czytaj też: Teksty mają tysiące lat, ale naukowcom to nie przeszkadza. Mają sposób na ich odczytanie
Wszelkiego rodzaju pomyłki mogą wynikać z prozaicznego powodu: przedstawiciele obu stron często zabierali rzeczy poległych. Archeolodzy identyfikują ich natomiast w oparciu o elementy takie jak buty czy metalowe sprzączki. Wystarczyło, iż dany oddział przejął wyposażenie zabitych przeciwników, a cały proces identyfikacji okaże się zaburzony. Na szczęście są też inne sposoby. Jeden z nich wykorzystuje analizę zębów opartą na poszukiwaniach strontu, który gromadzi się w ludzkich kościach. Na jej podstawie naukowcy będą mogli raz na zawsze odpowiedzieć na pytanie o to, skąd wywodzili się polegli w czasie bitwy pod Waterloo.