Grób kompozytora nie istnieje. Z trójki klasyków wiedeńskich tylko Mozart spoczywa w niezidentyfikowanej mogile. Ekshumacja pozwoliła stwierdzić, że studenci medycyny odcięli Josephowi Haydnowi głowę, by znaleźć w niej ślad geniuszu. Beethovena niepokojono po śmierci dwukrotnie, raz nawet fotografowano szczątki. W przypadku Mozarta takie działania nie wchodzą w grę, dlatego kryminolodzy, toksykolodzy, literaturoznawcy i muzykolodzy jedynie na podstawie materiałów archiwalnych próbują rozwikłać zagadkę śmierci wielkiego kompozytora. Snują teorie, które równie trudno udowodnić, jak i obalić.
Męczarnie mistrza
We wrześniu 1791 roku Mozart wracał do Wiednia z Pragi, gdzie odbyła się prapremiera opery „Łaskawość Tytusa” („La Clementa di Tito”). W domu kompozytor rzucił się w wir pracy. „Łaskawość Tytusa” przerwała bowiem przygotowywanie opery „Czarodziejski flet” i artysta miał zaledwie kilka dni na ukończenie kompozycji. Pierwszy spektakl zaplanowano już na 30 września.
Prapremiera „niemieckiej opery” – jak autor nazwał dzieło – odbyła się w wiedeńskim Freihaustheater. Jej baśniowa fabuła traktowała o uwolnieniu przez Tamina córki Królowej Nocy porwanej przez złowrogiego Sarastro. Według badaczy twórczości Mozarta pod zewnętrzną warstwą „Czarodziejskiego fletu” kryje się jednak drugie dno. To właśnie w warstwie symbolicznej opery tkwi klucz do rozwiązania zagadki śmierci kompozytora.
Mniej więcej dwa miesiące po premierze „Czarodziejskiego fletu” Mozart zapadł na ciężką chorobę i 5 grudnia 1791 roku umarł. Śpiewak operowy i aktor Benedykt Schack zanotował: „Dzień przed śmiercią kazał sobie przynieść do łóżka partyturę »Requiem« i śpiewał – była godzina druga po południu. Byliśmy obecni przy pierwszych taktach »La Crimosy«, gdy Mozart zaczął płakać, odłożył na bok partyturę i 11 godzin później, o pierwszej w nocy, odszedł”.
Szwagierka Sophie trzymała go tamtej nocy za rękę. „Czuję metaliczny smak na języku” – skarżył się kompozytor. Sophie kazała wezwać lekarza – doktora Thomasa Closseta. Stan pacjenta pogorszył się; gorączkował, ciało mu spuchło, z porów skóry sączyła się jakaś ciecz, z ust wydobywały się pękające bańki powietrza. Mozart miał halucynacje, mówił od rzeczy, nie poznawał najbliższych ani otoczenia. Jego ciało przeszyły spazmy i bolesne skurcze. Rzęził, próbując zaczerpnąć powietrza. Ręce wykonywały nieskoordynowane ruchy, jakby próbował złapać płatki śniegu.
Closset wezwał na konsultacje innego lekarza, lecz ten również nie potrafił pomóc Mozartowi. Medycy zaordynowali upuszczanie krwi, które dodatkowo osłabiło pacjenta. Tuż przed śmiercią artysta doznał najprawdopodobniej udaru. Doktor Closset odnotował: „5 grudnia 1791 roku w małym domku cesarskim przy Rauhensteingasse zmarł w wieku 35 lat od ostrej gorączki wielce szanowny pan Wolfgang Amadeusz Mozart, kapelmistrz Jego Cesarskiej Mości i nadworny kompozytor, urodzony w Salzburgu”.
Wolnomularski wyrok
„Umarł Mozart (…), ponieważ po śmierci jego ciało nabrzmiało, sądzi się, że został otruty” – nekrolog z 12 grudnia 1791 roku zamieszczony w berlińskim „Tygodniku Muzycznym” zawiera wzmiankę o przyczynie śmierci kompozytora. Nie odnaleziono żadnego dokumentu, potwierdzającego tę informację, z wyjątkiem relacji syna artysty Carla Thomasa. Miał w dniu śmierci ojca siedem lat i pamiętał szczegóły. „Kilka dni przed śmiercią jego ciało tak napuchło, że nie był w stanie wykonać ruchu. Odór, towarzyszący rozkładowi ciała, po śmierci tak się wzmógł, że przeprowadzenie autopsji stało się niemożliwe”. Według relacji syna ciało zmarłego nie zrobiło się sztywne i zimne, lecz pozostawało wiotkie i elastyczne.
Według trzech niemieckich lekarzy: Johannesa Dalchowa, Güntera Dudy i Dietera Kernera, autorów książki „Śmierć Mozarta 1791–1971”, wyznanie Carla potwierdza, że Mozart został otruty. Zewnętrzne objawy, towarzyszące jego śmierci, odpowiadają symptomom zatrucia arszenikiem lub rtęcią. Pierwiastki te paraliżują nerki i układ oddechowy: ofiara puchnie i nie może oddychać.
Lekarze zasugerowali związek opery „Czarodziejski flet” ze śmiercią kompozytora. Ich zdaniem Mozart ujawnił 18 rytuałów, towarzyszących przyjmowaniu nowicjusza do loży masońskiej. Złamał w ten sposób zasady i musiał za karę odejść z tego świata.
Mozart od 1784 roku zasiadał w loży o nazwie „Zur Wohlthatigkeit” (pol. Dobroczynność). Pochodzący z Salzburga kompozytor, wierzący i publicznie praktykujący katolik, znajdujący się przez wiele lat w służbie arcybiskupa, bardzo angażuje się w działalność tajnego bractwa. Tworzy przede wszystkim muzykę – głównie kantaty i pieśni biesiadne na uroczystości masońskie. Do loży wprowadził Mozarta mineralog i metalurg austriacki Ignaz von Born, który był pierwowzorem operowej postaci Sarastra. „Czarodziejski flet” pełen jest masońskich nawiązań i symboliki.
Już na początku pierwszego aktu można rozpoznać symbole tajnych inicjacji: trzy cnoty, trzy bramy (mądrości, rozsądku i natury), trzy powroty kapłana czy ostateczną przemianę Tamina z profana w „szukającego”. Procesja kapłanów z początku drugiego aktu nawiązuje do ceremonii wejścia członków bractwa do wolnomularskiej świątyni. Kolejne sceny przedstawiają rytuały towarzyszące przyjmowaniu kandydata w poczet bractwa. Jest próba wody i ognia, Tamino składa przysięgę zachowania tajemnicy, wytrwałości i samoopanowania.
Mozart wykorzystuje symbolikę cyfry 3 w warstwie muzycznej opery. Akordy ze wstępu do uwertury odnoszą się do trzykrotnego pukania adepta do bramy Świątyni. Guy Wagner w książce „Brat Mozart” twierdzi, że tonacja Es-dur, z trzema znakami przykluczowymi to „tonacja masońska”, symbolizująca trzy stopnie wtajemniczenia oraz trzy filary Sztuki Królewskiej.
18 listopada 1791 roku, niespełna dwa miesiące po premierze „Zaczarowanego fletu”, Mozart osobiście prezentuje loży najnowszą kompozycję. Kantata Wolnomularska z przeznaczeniem dla solistów, chóru męskiego i orkiestry liczy 18 stron rękopisu, nosi podtytuł: „Głośno okaż naszą radość” i jest wyrazem pochwały dla przyrody. Wkrótce kompozytor zapada na ciężką chorobę i dokładnie 18 dni po wystawieniu kantaty umiera. Mozart żegna się ze światem kompozycją wolnomularską, która jest ostatnim pełnym, zaprezentowanym publicznie dziełem. „Requiem” nie udało mu się ukończyć.
Przeczucia
Mozart przeczuwał zbliżający się koniec. Przed śmiercią wraz z małżonką Konstancją udał się na Prater – do wiedeńskiej dzielnicy rozrywki. Podczas spaceru szeptał żonie do ucha: „Wiem, że muszę umrzeć. Ktoś podał mi aqua tofana i dokładnie wyznaczył datę mojej śmierci”. Aqua tofana – w ten sposób nazywa się bezwonną i pozbawioną zapachu truciznę na bazie arszeniku. W 1829 roku wdowa po Mozarcie opowiedziała angielskiemu badaczowi twórczości kompozytora Vincentowi Novello o podejrzeniach męża. Przyznała też, że jego wyznań nie potraktowała poważnie, lecz uznała je za przejaw obsesji.
Biograf Mozarta Ludwig Köppen w książce „Mozart Tod – Ein rätsel wird gelöst” (pol. „Śmierć Mozarta – Zagadka zostaje rozwiązana”) przekonuje, że Mozart zjadł truciznę, najprawdopodobniej rtęć. Prócz nerek i płuc związek atakuje także mięśnie, powodując ich drżenie i wiotkość. W ostatnich ukończonych fragmentach „Requiem” nuty na pięciolinii są krótkie i urywają się, jakby Mozart nie miał siły dociągnąć linii do końca. Köppen odrzuca teorię masońskiego spisku. Jego zdaniem Mozart sam się zabił. Kompozytor nabawił się latem 1771 roku syfilisu i potajemnie próbował zaradzić wstydliwej przypadłości. Chorobę weneryczną leczono wtedy tlenkiem rtęci i pacjent… przedawkował lek. Specyfik dostarczył podobno choremu Mozartowi baron Gottfried van Swieten – również mason oraz osoba z najbliższego otoczenia cesarza. Według barona należało zataić przed światem wstydliwy fakt śmierci geniusza na chorobę weneryczną.
Van Swieten nakazał usunąć informacje o przyczynie zgonu ze wszystkich dokumentów. Baron rzekomo namówił Konstancję, by pośpiesznie pochowała męża na cmentarzu we wsi St. Marx poza murami miasta.
Wersja Saleriego
Według biografa Francisa Carra teorię o otruciu kompozytora potwierdzają dziwne okoliczności pogrzebu Mozarta. By uniknąć ryzyka zakopania żywcem, przepisowo chowa się wiedeńczyków najwcześniej 48 godzin po stwierdzeniu śmierci. Mozart został pochowany już następnego dnia. Nie żegna się ze światem jak Beethoven i Haydn podczas uroczystej ceremonii pogrzebowej, lecz ląduje przysypany wapnem w masowym grobie bez krzyża. „Zwłok pozbyto się w obawie przed obdukcją” – uważa Carr. Jego zdaniem sekcja wykazałaby otrucie rtęcią, przy czym zabójcy mogli działać także z innych pobudek. Komu jeszcze mogło zależeć na śmierci artysty?
„Mozart, wybacz swojemu zabójcy. Przyznaję, że cię zabiłem. Zabiłem cię, Mozart” – wyznanie kompozytora Antonio Salieriego rozpoczyna film „Amadeusz” Milosza Formana. Odkąd reżyser uczynił rywalizację kapelmistrza opery włoskiej przy dworze cesarskim z młodszym od siebie geniuszem z Salzburga głównym wątkiem filmu, popularne stało się przekonanie o winie Włocha. Reżyser sugeruje, że Salieri zabił Mozarta z zazdrości o sukcesy i sławę, która prześcignęła jego własną. Przekazy, w tym liczne opisy z życia dworu cesarskiego w Wiedniu, nie potwierdzają jednak motywu rywalizacji obydwu muzyków i prawdopodobnie to tylko przypuszczenie utrwalone przez Formana.
Mozart wspomina jednak w listach, że Salieri zazdrości mu sukcesów. Nie może wybaczyć przede wszystkim, że Mozart podejmuje się dokończenia przerwanej przez Włocha kompozycji operowej „Cosi fan tutte” i czyni z niej majstersztyk. Antonio Salieri przyznaje się w wieku 73 lat do zamordowania Mozarta. Cierpi na chorobę psychiczną i trudno jego słowa traktować poważnie. Nie zachował się żaden dokument, potwierdzający wyznanie Salieriego, jednak według rosyjskiego badacza Igora Boeltza spowiednik włoskiego kompozytora zapisał jego wyznanie. Sekretarz Ludwiga van Beethovena odnotowuje z kolei w roku śmierci Włocha: „Salieri twierdzi, że ponosi winę za otrucie Mozarta”.
Zazdrość, tym razem małżeńska, jest kolejną poszlaką w sprawie śmierci Wolfganga Amadeusza. Ślad prowadzi do Franza Hofdemela, sąsiada kompozytora. Jak wieść gminna niesie, Mozart uwiódł mu żonę Magdalenę i spłodził z nią dziecko. W dniu śmierci kompozytora Hofdemel dowiaduje się o tym, wpada w szał, podrzyna sobie gardło, raniąc uprzednio ciężarną żonę.
Konstancja również nie dochowuje wierności i staje w kręgu osób podejrzanych o współudział w zbrodni. Żona zdradza Mozarta z jego uczniem Franzem Xaverym Süßmeyerem. Konstancja pomaga mu podobno wykraść manuskrypty z pracowni mistrza. Mozart to spostrzega, więc uczeń w obawie przed zdemaskowaniem morduje nauczyciela. Faktem pozostaje, że to właśnie Süßmeyer pierwszy dostaje rękopis „Requiem” i wraz z innym kolegą z pracowni mistrza kończy mszę żałobną.
W 2007 roku grupa badaczy pod kierunkiem Richarda H.C. Zegersa z Amsterdamu porównała ze sobą zgony pięciu tysięcy ludzi w latach 1790–1793 w Wiedniu i doszła do wniosku, że kompozytor padł ofiarą… epidemii. Bakteryjna infekcja doprowadziła go do chronicznej niewydolności nerek. „Nasze analizy jasno wskazują na występowanie ognisk odmy czyli obrzęku, szczególnie powszechnego wśród mężczyzn poniżej 40. roku życia” – twierdzi Zegers w amerykańskim magazynie „Annals of Internal Medicine”. W przypadku odmy płyny ustrojowe wydostają się poza organizm i powodują charakterystyczny obrzęk. Nim zespół Zegersa opublikował wyniki badań, lekarze byli przeświadczeni, że kompozytora zabiła gorączka reumatyczna. Według innej teorii dolegliwości kompozytora wynikały z powikłań po przebytej w młodości ospie.
W 2000 roku Jan Hirschmann, specjalista chorób zakaźnych z Seattle, opublikował natomiast artykuł, w którym dowodzi, że Mozart zatruł się włośnicą. Hirschmann zwrócił uwagę, że około 40 dni przed śmiercią Mozart jadł wieprzowe kotlety…