Kto wymyślił Szekspira? Pogłoski, że nie jest prawdziwym autorem sztuk, pojawiły się już za jego życia

W powszechnym przekonaniu William Szekspir był poetą i aktorem z mieściny Stratford nad rzeką Avon. Ale coraz częściej słychać głosy, że historia z nas zakpiła. Według pewnej teorii autorem „Hamleta” był Edward de Vere… syn Elżbiety I, królowej „dziewicy”!
Kto wymyślił Szekspira? Pogłoski, że nie jest prawdziwym autorem sztuk, pojawiły się już za jego życia

Jest 25 września 1987 roku. Przed Sądem Najwyższym Stanów Zjednoczonych toczy się niecodzienna rozprawa. Przedmiotem sesji jest rozstrzygnięcie autorstwa dramatów napisanych na przełomie XVI i XVII wieku, które historia literatury przypisuje wywodzącemu się z miasta Stratford Williamowi Szekspirowi. Jego interesy na sali sądowej reprezentuje profesor prawa James Boyle. Po drugiej stronie staje też profesor prawa – Peter Jazzi. Obaj są specjalistami w zakresie praw autorskich. Tego wieczoru Jazzi zamierza udowodnić, że cała chwała należy się Edwardowi de Vere’owi, 17. hrabiemu Oksfordu, zaś niejaki Szekspir bezpodstawnie cieszy się sławą najwybitniejszego dramaturga w historii.

PROSZĘ WSTAĆ, SĄD IDZIE

Orzeka zespół w składzie: Harry Blackmun, William Brennan i John Paul Stevens, wszyscy to sędziowie Sądu Najwyższego USA.

Jako pierwszy głos zabiera Peter Jazzi. Twierdzi, że dzieła Szekspira pełne są odniesień i aluzji, które dowodzą, że ich autorem była osoba gruntownie wykształcona, prawdopodobnie szlachetnego rodu. Jeżeli chodzi o człowieka ze Stratfordu, nie ma najmniejszych dowodów na to, że posiadał dostateczną wiedzę i doświadczenie, by osiągnąć literackie mistrzostwo, widoczne w sztukach sygnowanych jego nazwiskiem. Prawdopodobnie był zaledwie aktorem, który użyczył hrabiemu swego nazwiska jako pseudonimu. Ponadto w wielu sztukach, a zwłaszcza w „Hamlecie”, znajdujemy mnóstwo odniesień do prawdziwych wydarzeń z życia Edwarda de Vere’a.

James Boyle wytacza kontrargumenty: wprawdzie daty powstania dzieł Szekspira nie są w stu procentach pewne, ale przynajmniej w kilku przypadkach udowodniono, że powstały po 1604 roku, czyli już po śmierci Edwarda de Vere’a. A jeśli chodzi o mizerne wykształcenie dramaturga – wiele przesłanek wskazuje na to, że uczęszczał do niezłej szkoły – King’s College – w Stratfordzie, która dała mu wystarczające podstawy do przyszłej twórczości.

Debata toczy się kilka godzin, zwolennicy obu teorii przerzucają się argumentami, dowodami, teoriami. Jednak werdykt sędziowski jest jednoznaczny: nie ma wystarczających powodów, by zdetronizować stratfordczyka.

Tego typu sesja naukowa, którą ubrano w atrakcyjną formę rozprawy sądowej, była pierwszą i najgłośniejszą, ale wcale nie jedyną. Kolejna miała miejsce w Bostonie w 1993 roku i choć zaangażował się w nią osobiście potomek de Vere’a, Charles Beauclerk, hrabia Burford, również zakończyła się zwycięstwem Szekspira. Spośród 14 przysięgłych aż 10 oddało głosy na jego rzecz.

Polski szekspirolog prof. Jerzy Limon podchodzi do kontrowersji wokół stratfordczyka ze stoickim spokojem: „Nie ma to większego znaczenia, kto był »Szekspirem« – twierdzi. „Jego dzieła nie są autobiograficzne, więc szczegóły odnoszące się do żywota autora nie odgrywają większej roli. Jakość jego dramatów i sonetów nie zależy od tego, kto je napisał. Mamy teksty i to najważniejsze”.

 

SPÓR O PIETRUSZKĘ?

Wielu naukowców i czytelników nie podziela jednak tego zdania. Emocje towarzyszące sporowi były i są nadal ogromne. Czy to możliwe, by historia aż tak z nas zakpiła? By przez cztery stulecia za niedościgłego mistrza uważać handlarza zbożem z niedużej mieściny, gdy tymczasem prawdziwy geniusz przepadł w mrokach niepamięci? W materiałach z naukowych sesji, wywiadach z akademikami, wypowiedziach zwykłych miłośników literatury aż wrze. Oponenci zwalczają się z tak niesamowitą zajadłością, że nie sposób przejść obok całej sprawy obojętnie.Żeby przekonać się o tym, kto ma rację, najlepiej byłoby skorzystać z wehikułu czasu i przenieść się do Londynu z przełomu XVI i XVII wieku, ukryć gdzieś na widowni teatru Globe, np. podczas prób do „Hamleta”, i naocznie przekonać się, czy aktor odgrywający rolę ducha Ojca nie wtrąca się jakoś szczególnie do przebiegu próby, czy nie dyskutuje w kulisach z Richardem Burbage’em występującym w tytułowej roli. Ducha grał aktor Szekspir, to pewne. Jako autor z pewnością miałby wiele uwag do gry kolegów.

NIECHCIANY OŻENEK

De Vere miał 20 lat, gdy jego protektor postanowił ożenić go z własną córką. Byłoby to małżeństwo nobilitujące ród Cecilów, który co prawda mógł się poszczycić wpływami i majątkiem, ale do pierwszej ligi angielskiej arystokracji nie należał. Z tego też powodu Edward wzdragał się przed ożenkiem. Zwrócił się nawet do królowej Elżbiety z prośbą o interwencję. Wysunął dwa argumenty: mezalians i młody wiek dziewczyny (Anna miała zaledwie 14 lat). Królowa, która już wcześniej obiecała Cecilowi, że spełni jego zachciankę, wiła się jak piskorz. Odwlekła całą rzecz nieco w czasie, a gdy Anna skończyła 15 lat, nadała Cecilowi tytuł lorda Burghleya, by w ten sposób obalić oba argumenty. Trzeci, najważniejszy, nie został nigdy wyartykułowany. Edward obawiał się, i miał ku temu powody, że biorąc pod swój dach córkę Cecila, wprowadzi tam szpiega bezgranicznie oddanego swojemu zleceniodawcy, czyli ojcu. Chciał tego uniknąć za wszelką cenę, okazało się jednak, że nie ma wystarczającej siły przebicia. Małżeństwo zostało zawarte. Pokłosiem tej historii mógł być wątek Hamleta i Ofelii. Posłuszna ojcu dziewczyna, choć zakochana w księciu, stała się bezwolnym narzędziem w rękach Poloniusza. Przypłaciła to straszliwe rozdarcie obłędem i samobójstwem.

Z drugiej strony można by zakraść się do komnat Whitehall podczas występów trupy lorda Szambelana i przyjrzeć się, jak na wysiłki artystów reaguje bogaty, strojnie odziany arystokrata, ulubieniec królowej, Edward de Vere. Czy nie maskuje z trudem poczucia dumy na dźwięk padających ze sceny kwestii? Czy nie spogląda ze złośliwą satysfakcją na teścia, lorda Burghleya, którego chciał bezkarnie ośmieszyć w „Hamlecie” jako zakłamanego drania i szpicla? Niestety, ten sposób, choć jednoznacznie rozwiałby wszystkie wątpliwości, jest wciąż niedostępny. Jedyne co możemy zrobić, to przyjrzeć się bliżej argumentom stron w sporze.

Jako pierwsze narzuca się pytanie, kim, u diabła, był ten de Vere, hrabia Oksfordu, i czy przypadkiem jego największym atutem nie jest to, że ma żyjących krewnych, którzy chcą się ogrzać w blasku sławy autora „Romea i Julii”?

 

WYPASIONY KANDYDAT

Wiadomości na temat jego życia można odnaleźć sporo. Urodził się w 1550 roku. W hierarchii angielskiej szlachty plasował się na samym szczycie. Uzyskał staranne wykształcenie. Już jako ośmiolatek pobierał nauki w Cambridge, ojciec dbał też o jego rozwój fizyczny i rozrywki: jazda konna, polowania, sokolnictwo. Po śmierci ojca 12-letni Edward został oddany pod opiekę jednej z najbardziej wpływowych osób w królestwie, ministra Elżbiety I, Williama Cecila.

Pod okiem Cecila kontynuował naukę i poznawał życie dworskie. Opublikowana w 1563 roku sztuka „The Tragical History of Romeus and Juliet” opatrzona była nazwiskiem Arthura Brooka, ale powszechnie uznaje się ją za młodzieńcze dziełko Oksforda. W wieku 17 lat opublikował też tłumaczenie Owidiusza; dowiedziono, że i kilka późniejszych poematów oraz utworów epickich wyszło spod jego ręki.

Nie był typem człowieka pokornego. Ganiono go za arogancję, nieposłuszeństwo, awanturniczy styl życia. A mimo to królowa Elżbieta, gdy był już dojrzałym człowiekiem, przyznała mu roczną rentę w wysokości 1000 funtów, co stanowiło wówczas niemałą kwotę. Pobierał ją przez 18 lat, do końca swoich dni. Czemu zawdzięczał ten hojny gest? Zwolennicy teorii, że Szekspir był literackim pseudonimem de Vere’a, uważają, iż królowa wynagrodziła go w ten sposób za uprawianie w kronikach historycznych, zwłaszcza w „Henryku V”, patriotycznej propagandy. W okresie toczącej się wojny z Hiszpanią takie podbudowanie morale społeczeństwa było dla tronu bardzo cenne.

ILE OKSFORDA W SZEKSPIRZE

Jednym z najbardziej zagorzałych zwolenników teorii o autorstwie Oksforda był zmarły przed 10 laty amerykański pisarz Charles Ogburn. Wykonał prawdziwie benedyktyńską pracę, tropiąc zbieżności pomiędzy życiem Edwarda a wątkami szekspirowskich Wodramatów. Naliczył tych zbieżności kilkadziesiąt – świadczą one m.in. o tym, że życie członka społecznej elity w Anglii na przełomie XVI i XVII wieku nie było usłane różami.Wątki z życia hrabiego jak ulał pasują do motywów pojawiających się w tragediach (patrz ramki na poprzednich i na tej stronie). Ale to jeszcze nie wszystko. Dzieła „Szekspira” wyrosły z tradycji kultury europejskiej. Ten, kto je spłodził, znał pisma starożytnych Greków i Rzymian, odwoływał się do tragedii Sofoklesa, dialogów Platona i innych klasyków. Autor „Ryszarda III” gruntownie znał historię, prawo, bieżące stosunki polityczne, orientował się w zagadnieniach militarnych.

Wiedział dużo na temat życia szlachetnie urodzonych, np. chętnie tworzył metafory odwołujące się do sokolnictwa. Angielscy filolodzy naliczyli w jego dziełach aż 29 tys. różnych słów, zasób naprawdę niezwykły, zważywszy że tłumaczenie Biblii pochodzące z tamtych czasów zawiera ich jedynie 5 tys. Jak to możliwe, żeby stratfordczyk, który miał zaledwie podstawowe (jeżeli w ogóle!) wykształcenie, posługiwał się tak bogatym słownictwem? Przyjęło się wprawdzie uważać, że uczęszczał do 14 roku życia do King’s School, gdzie mógł liznąć nieco łaciny i greki, zetknąć się z Plautem i Owidiuszem, niestety, żadne rejestry szkolne nie przetrwały. Nie ma też dowodów na to, by posiadał jakąkolwiek książkę lub korzystał z biblioteki.W annałach Stratfordu nazwisko Szekspir pojawia się raptem parę razy i to z bardzo prozaicznych powodów: nie zapłacił na czas podatku, a w 1604 r. sam pozwał miejscowego aptekarza o zapłatę za dostarczony słód. Jego śmierć w 1616 roku przeszła bez echa, gdy tymczasem pamięć innych poetów, którzy przekroczyli próg wieczności, czczono wzniosłymi elegiami.

 

MORDERCA Z PRZYPADKU

Podczas ćwiczeń fechtunku Edward (miał wówczas 17 lat) śmiertelnie zranił w udo kucharczyka, niejakiego Thomasa Brincknella. Chłopak był praw do podobnie jednym ze szpiegów Cecila i jego zadaniem było donoszenie na młodego hrabiego. Królewski minister zadał sobie wiele trudu, by zatuszować sprawę . Przekonywał sędziów, że Brincknell specjalnie nadział się na rapier Edwarda, chciał bowiem popełnić samobójstwo, a poza tym był kompletnie pijany. Nie wiadomo, czy sędziowie dali temu wiarę, czy zadziałał strach przed wszechmocnym kanclerzem, dość że zmarłemu odmówiono chrześcijańskiego obrządku, pochowano pod płotem jak psa, a ciężarną wdowę po nim i trzyletniego syna odarto z całego majątku. Za echo tego wydarzenia mogłaby być poczytywana słynna scena rozgrywająca się w sypialni Gertrudy, podczas której Hamlet przebija ukrytego za kotarą Poloniusza z okrzykiem „Szczur, szczur!”. Gdy zmarł ojciec Oksforda, jego matka w krótkim czasie ponownie wyszła za mąż. Podobnie jak Gertruda, matka Hamleta.

Pod koniec życia był wprawdzie zamożnym człowiekiem i w swoim testamencie wymienił wiele przedmiotów pozostawionych spadkobiercom, ale nie znalazły się wśród nich żadne książki ani rękopisy. Czy tak łatwo zrezygnował z zysków, które mogłaby czerpać jego rodzina z wystawianych i publikowanych sztuk? I co się stało z udziałami w teatrze Globe, które były m.in. źródłem jego finansowego sukcesu? Nie pozostał też żaden list pisany przez niego lub do niego – nie ma nawet dowodu na to, że był piśmienny! Przetrwało jedynie sześć podpisów, z których trzy są niezbyt czytelne, a pozostałe świadczą o małej biegłości w posługiwaniu się piórem. Nic w tym dziwnego, zważywszy że większość osób w jego otoczeniu była analfabetami: rodzice, żona, obie córki. Świadkowie jego ślubu podpisali się na oficjalnym dokumencie krzyżykami, i nie ma w tym nic wyjątkowego, skoro podpisać (!) potrafiło się zaledwie sześciu spośród dziewiętnastu radnych Stratfordu.

Pochowano go w rodzinnym mieście w Holy Trinity Church (Kolegiata Świętej Trójcy). Jeszcze przed rokiem 1623 (pierwsza publikacja dramatów in folio) uświetniono ów grób pomnikiem, który także jest źródłem licznych kontrowersji. Według niektórych badaczy, pierwotnie przedstawiał on mężczyznę w podeszłym wieku, trzymającego na kolanach worek ze zbożem. Tak przynajmniej wygląda na rysunkach sporządzonych jeszcze w XVII wieku. W 1749 roku pomnik miał być zastąpiony innym, nawiązującym do literackiej działalności Szekspira. Wodrrek został zamieniony na ozdobną poduszkę, a w dłoniach stratfordczyka pojawiły się pióro i kartka papieru. Wniosek nasuwa się jeden: gdy współcześni ozdabiali grobowiec pomnikiem, widzieli w zmarłym wyłącznie dobrze prosperującego handlarza, dopiero gdy wokół jego osoby narosła legenda, postanowiono uszlachetnić jego wizerunek atrybutami „inteligenta”.

 

DO KRWI OSTATNIEJ

Pogłoski, że Szekspir nie jest prawdziwym autorem sztuk, pojawiły się już za jego życia. Najpoważniejszym kandydatem wydawał się wówczas sir Francis Bacon, wybitny filozof. Warto przy tym pamiętać, że współcześni nie cenili wcale autora „Makbeta” tak wysoko, jak mogłoby się wydawać z dzisiejszej perspektywy. Dopiero XVIII wiek przyniósł wzrost zainteresowania Szekspirem, romantyzm zaś wyniósł go na piedestał. Mijały stulecia, a podejrzenia nie tylko się nie rozwiewały, lecz wręcz przybierały na sile.

Przybywało pretendentów do lauru elżbietańskiego geniusza. Ich liczba urosła do kilkudziesięciu, choć poważnie rozpatrywano kilkanaście nazwisk. Oprócz Bacona i de Vere’a swoich zwolenników mieli: Christopher Marlowe, Henry Neville (dyplomata, daleki krewny Szekspira), Fulke Greville (angielski arystokrata, królewski szpieg, a także patron literatów), a ponadto sama… Elżbieta I.

Zwolennicy Williama się nie poddają. By bronić swojego kandydata, gotowi są zdeprecjonować jego geniusz. Chętnie przytaczają wszystkie błędy w jego sztukach – by udowodnić, że autor wcale nie był biegły w naukach, jak chcą oksfordczycy, i w ten sposób obalić ich koronny argument. Świetne wykształcenie? W „Opowieści zimowej” Czechy leżą nad morzem, bohaterowie „Dwóch panów z Werony” wsiadają na statek, by z Werony dostać się do Mediolanu, Kleopatra gra w bilard i nosi gorset, rycerze króla Jana dysponują prochem, starożytni Rzymianie mają zegary, a Hektor cytuje Arystotelesa. Jednym słowem: pełna ignorancja. A że Szekspir pochodził z nizin? Ojciec Johna Webstera (słynnego leksykografa) był krawcem, Christophera Marlowe’a szewcem, a ojczym Bena Jonsona – murarzem. Czyli – żaden dowód.

NIEWIERNA ŻONA

W 1575 roku Edward wystarał się o pozwolenie królowej na wyjazd na kontynent. Ruszył do Paryża, Strasburga, Genewy, Mediolanu, Padwy, Werony, Florencji, Wenecji. Dotarł aż na Sycylię. Był już od 15 miesięcy w podróży, gdy spotkał się ze swoim zaufanym sługą przybyłym z Anglii. Okazało się, że żona Anna powiła córkę. Jedenaście miesięcy po wyjeździe Edwarda. Żona okazała się niewierna! Schodząc na ląd w londyńskim porcie, de Vere bez słowa minął oczekujących go Burghleyów i udał się wprost do królowej, by po raz kolejny wylać swoje żale z racji wymuszonego małżeństwa. Annę odesłał z bękartem do rodziców. Dopiero po pięciu latach wybaczył jej i przyjął pod swój dach. Motyw odepchniętej i oskarżonej o niewierność żony pojawia się co najmniej w trzech sztukach Szekspira: „Opowieści zimowej”, „Cymbelinie” i „Otellu”.

 

BRAZYLIJSKA TELENOWELA

Spór o autorstwo szekspirowskich sztuk zatacza coraz szersze i coraz bardziej fantastyczne kręgi. Do głosu dochodzą teorie, których nie powstydziliby się najbardziej bezpruderyjni scenarzyści telenoweli. Paul Streitz, autor książki „Oxford – Son of Queen Elizabeth”, dowodzi, że Edward de Vere był owocem młodzieńczego romansu Elżbiety, wówczas jeszcze księżniczki, i jej ojczyma Tomasza Seymoura. Aby ukryć ten fakt, zmusiła Johna de Vere’a do założenia rodziny i oddała mu chłopca na wychowanie. Urodziła jeszcze czworo dzieci. Ostatnie miałoby pochodzić z kazirodczego łoża. Jego ojcem był… Edward de Vere, uwiedziony przez własną matkę. A synem… Henry Wriothesley, 3. hrabia Southampton. Ten, któremu Szekspir dedykował swoje tajemnicze sonety. Streitz odkrył też potomków Williama Szekspira. Żyją wśród nas, znamy ich twarze doskonale, są często bohaterami kolorowych pism. To książę William i książę Harry. Hrabia Southampton był bowiem przodkiem ich matki, księżnej Diany!Czyste szaleństwo. Tylko dlaczego Instytut Badań Historycznych londyńskiego uniwersytetu potraktował Streitza poważnie i zaprosił go na wykład w swoich szacownych murach?

Prof. Jerzy Limon na wysiłki domorosłych historyków patrzy z przymrużeniem oka. Nie ma nic prostszego, jak wykreować nowego „Szekspira”. Sam może podrzucić jedną receptę: „W 1610 roku Szekspir (aktor) kończy 46 lat. W tym samym roku ukazuje się nowy przekład Biblii, nad którym pracowało 46 teologów pod wodzą Francisa Bacona. W 46 psalmie 46 słowo od początku to »Shake«, a 46 od końca to »speare«. Proste, prawda?”

ZAKAZANY ROMANS

Na jeszcze jeden przypadek z życia hrabiego Oksfordu powołują się zwolennicy jego autorstwa. Gdy miał 29 lat, wdał się w namiętny romans z piękną Anną Vavasour. Jako dama dworu była nietykalna, tymczasem urodziła de Vere’owi dziecko. Rozgniewana królowa wtrąciła kochanków do Tower. Ale nie tylko królowa się piekliła, także rodzina młodej dwórki poprzysięgła zemstę za uwiedzenie dziewczyny i złamanie jej życia. Gdy po kilku miesiącach Edward opuścił Tower, Thomas Knyvet, krewny Anny, zaatakował go, zamierzając zabić. Skończyło się na ranach po obu stronach, lecz nie był to wcale kres wendety. Jeszcze przez następne dwa lata członkowie obu rodzin wdawali się w bójki z fatalnym skutkiem: czterech padło trupem. Krwawy spór z rodziną Vavasour bardzo przypomina ten, który wyniszczył rody Capulettich i Montecchich z Werony.