Tego arktycznego kuzyna naszego lisa rudego otacza w zimie futro, którego włosy mają nawet 6 cm długości. Ważący około trzech kilogramów piesiec jest najmniejszym ssakiem spędzającym aktywnie arktyczną zimę. Rozmiar jest o tyle istotny, że drobne zwierzęta mają relatywnie większą powierzchnię ciała (w stosunku do objętości) niż zwierzęta duże, a to właśnie przez powierzchnię tracimy ciepło. Wprawdzie krótki pyszczek pieśca, podobnie jak małe uszy i ogólnie zwarte ciało kompensują ten problem, ale i tak trudniej jest mu zachować w zimnie stałą temperaturę niż np. niedźwiedziowi polarnemu. Pieścowi pomaga w tym kilka różnych adaptacji, takich jak specjalne ułożenie żył i tętnic pozwalające na obniżenie strat ciepła – ale to właśnie futro jest największą bronią polarnego lisa.
O jego niesamowitych właściwościach izolacyjnych przekonano się w latach 40. i 50. XX wieku, gdy amerykańscy naukowcy chcieli poznać mechanizmy pozwalające arktycznym ssakom na życie w ekstremalnych warunkach. W dość brutalnym eksperymencie umieszczali kolejne zwierzęta w komorach chłodzących, żeby zobaczyć, kiedy zaczynają wykazywać objawy stresu termicznego, przy jakiej temperaturze zwiększają tempo metabolizmu i kiedy zaczynają dygotać z zimna.
Różne ssaki różnie sobie radziły: renifery marzły przy około +1oC, młode niedźwiedzie polarne – przy –3oC, a tylko piesiec położył się, zwinął w kłębek, nos nakrył futrzanym ogonem i zasnął. Komora pozwalała obniżyć temperaturę tylko do –30oC, ale i to liskowi nie przeszkadzało. Musiał zostać przeniesiony do innego miasta, do innego instytutu, gdzie można było jeszcze bardziej schłodzić laboratorium. Okazało się, że pierwsze oznaki dyskomfortu piesiec zdradza przy –45oC, podnosi tempo metabolizmu dopiero przy –50oC, a trząść się zaczyna przy –70oC!